Rozdział VI

Obudziłem się nagle, gdy usłyszałem dźwięk dzwonka.
Mruknąłem niezadowolony i przez chwilę chciałem obrócić się na drugi bok po czym iść dalej spać. Jednak, gdy tylko przypomniałem sobie o wszystkim natychmiast zerwałem się na równe nogi.
Moi współlokatorzy już nie spali tylko krążyli po pomieszczeniu szykując się na nadchodzącą zapewne jak co dzień inspekcje. Wonho wyglądał na bardzo zdenerwowanego i z jednej strony wcale mu się nie dziwiłem. Sam byłem poddenerwowany, ale starałem się zachować zimną krew. Ktoś w końcu musiał.

- Patrzcie śpiąca królewna narazie się obudziła. Myślałem, że twój książę musi przyjść cię obudzić. - prychnął goryl.
- Po mnie przynajmniej jakiś książę w końcu przyjdzie, ale dla ciebie to już nadziei nie ma. - odparłem uśmiechając się chytrze.

Widziałem, że Shownu chciał już coś powiedzieć, ale jedno spojrzenie Wonho w jego kierunku wystarczyło, żeby ugryzł się w język. To dało mi jeszcze większą satysfakcję. Jednak wiedziałem, że nie powinienem się za bardzo cieszyć. Miałem na głowie ważniejsze rzeczy niż kłótnie z gorylem.

- Uspokójcie się! Dzisiaj nie ma żadnych kłótni! Mamy być jedną drużyną! Działać wspólnie! Jeśli coś pójdzie nie tak przez wasze kłótnie to osobiście nas udusze! - warknął Wonho podchodząc do nas.
- Jasne, wszystko pójdzie dobrze, ale mamy być drużyną, więc idziemy tam i damy im taki pokaz jakiego jeszcze nie widzieli. - odparłem, a cała trójka zebrała się obok mnie.
- W takim razie na co jeszcze czekamy?! Do roboty! - zawołał Jooheon po czym ruszył do wyjścia z celi.

Poszliśmy w jego ślady i powoli zeszliśmy po schodach na hale. Nie mieliśmy zamieru czekać aż Dey łaskawie sie do nas pofatyguje. Staraliśmy się nie zwracać na siebie niczyjej uwagi, a zwłaszcza strażników. Jakby nic się nie wydarzyło.

Rozdzieliliśmy się po chwili. Szedłem teraz jako pierwszy, a kilka metrów za mną kroczył goryl. Rozglądałem się dyskretnie dookoła szukając wzrokiem Hyungwona. Powiedział, że mamy zacząć akcje punkt jedenasta, a na drugim piętrze będę mógł dostrzec jego postać. W istocie mówił prawdę, ponieważ nagle udało mi się dostrzec sylwetkę srebrnowłosego. Uśmiechnąłem się po nosem po czym spojrzałem na wiszący na ścianie zegar.

10:53

Zostało nam zaledwie siedem minut. Czułem jak moje serce powoli przyspiesza swój rytm. Im bardziej zbliżała się nasza godzina zero tym bardziej czułem jak adrenalina buzuje w moich żyłach.
Gdy zobaczyłem nagle jak Kihyun staje obok Hyungwona uspokoiłem się nieco.
Jednak wiedziałem, że jako pomysłodawca całego tego zamieszania będę musiał zadbać, żeby nikomu nic się nie stało, a zwłaszcza różowowłosemu.
Nie ważne jak bardzo nienawidziłem Shownu i Jooheona. Mogłem wyżyć się na nich później, narazie mieliśmy inne priorytety.

Złapałem chwilowy kontakt wzrokowy z idacym za mną gorylem. Widziałem w jego spojrzeniu determinacje. Także poczułem przypływ pewności siebie. Nie wiem czemu, ale widok Kihyun'a naprawdę mi pomógł opanować te wszystkie buzujące we mnie emocje.
Byłem teraz wystarczająco zmotywowany.

Usiadłem przy jednym ze stolików wyczekując tej jednej chwili, a każda sekunda zdawała się trwać wiecznie. Spoglądałem co jakiś czas na manewrującego między stolikami Shownu. Chodził w te i z powrotem z rękami w kieszeniach spodni.
Na szczęście trzymał się w pobliżu mnie, ale nie zbyt blisko, żeby strażnicy zaczęli coś podejrzewać. Cieszyłem się, że nigdzie nie widziałem Dey'a, ponieważ on mógł pokrzyżować nasze plany, gdyby skupił na mnie swoją uwagę.

Spojrzałem znów na zegar.

10:59

Podniosłem się powoli z siedzenia i spojrzałem w kierunku Hyungwon'a, który natychmiast ruszył w kierunku wejścia do głównego centrum dowodzenia. Przeniosłem wzrok na Shownu, który pokiwał delikatnie głową widząc godzinę na zegarze.
Nadeszła pora. Teraz już nie było odwrotu.

11:00

No to jedziemy.

Przedstawienie czas zacząć.

Widziałem jak goryl powoli zaczął zmierzać w moim kierunku. Zacisnąłem pięści. Byłem przygotowany na to, że miał dać mi po twarzy, ale nikt nie wspomniał o tym, że nie mogę mu oddać.
Odwróciłem na chwilę wzrok od goryla rozglądając się po hali i szukając Kihyun wraz z Hyungwon'em. Jednak nie było ich już w tym samym miejscu. Zapewne różowowłosy razem z Hyungwon'em udał się do centrum sterowania. Chciałem mieć mimo wszystko pewność, że nic im się nie stanie.

- Ej! Changkyun! Już dawno miałem się z tobą policzyć! - usłyszałem głos Shownu, więc znów kierowałem się w jego stronę, ale jedyne co zobaczyłem była jego pięść zmierzająca ku mojej twarzy.

Udało mu się trafić mnie prosto w szczękę. Zachwiałem się lekko po zum złapałem za bolące miejsce i poczułem metaliczny smak w ustach. Domyślałem się, że goryl rozciął mi uderzeniem wargę. Zaśmiałem się po czym nie czekając ani chwili odpłaciłem mu się sprzedając mu idealnego prawego sierpowego prosto w nos.
Szatyn zachwiał się, ponieważ nie spodziewał się tego uderzenia. Złapał się za nos po czym podniósł na mnie mordercze spojrzenie. Uśmiechnąłem się do niego chytrze po czym odwróciłem się rozglądając dookoła.

Zauważyłem odwróconego do mnie plecami mężczyznę, więc podbiegłem do niego wymierzając mu cios w tył głowy, a następnie zszedłem z drogi zarzucając tym podejrzenie na goryla. Mężczyzna widząc stojącego za nim chłopaka wściekły ruszył w jego kierunku.
Jednak Shownu był doskonale przygotowany, więc gdy mężczyzna znalazł się dostatecznie blisko wyciągnął schowany za paskiem spodni sztylet i wbił mężczyźnie w brzuch. Więzień upadł po chwili na podłogę martwy i dopiero wtedy zaczęła się zabawa.

Nagle pojawili się Jooheon i Wonho uderzając każdego z więźniów pokolei. Widziałem jak niebieskowłosy chwyta jednego z nich i rzuca na drugi koniec hali. Blondyn wyciągnął sztylet, żeby poradzić sobie z trzema więźniami zmierzającymi ku niemu.
Nie mogłem oczywiście stać bezczynnie i nie przyłączyć się do zabawy. Gdy zobaczyłem biegnących w kierunku Wonho strażników od razu wyciągnąłem schowany pod koszulką pistolet wraz z blasterem po czym zacząłem robić to co kochałem najbardziej. Strzelać.

Eliminowałem przeciwnika za przeciwnikiem i znów czułem, że żyje. Tego uczucia się nie zapomina.

- Proszę zachować spokój! Inaczej będziemy musieli zastosować radykalne środki! - usłyszałem nagle głos zapewne jednego ze strażników, który rozległ się na całej hali.

Jednak nikt nic sobie z tego nie robił, a bójka trwała w najlepsze. Powinni się cieszyć. Przynajmniej pozbędą się większości śmieci. Nigdy tak naprawdę nie przejmowali się swoimi więźniami, więc czemu teraz nagle miałoby im zależeć. Byliśmy dla nich nic nie wartymi ludźmi z marginesu społecznego. Kimś kogo trzeba się było jak najszybciej pozbyć, żeby nie stwarzali zagrożenia dla innych. Jednak ani razu zapewne nie pomyśleli, że niektórzy robili to, ponieważ nie mieli innego wyboru. Trudy codziennego życia zmusiły ich do dokonania różnego rodzaju przestępstw. Nie mówię, że tak było także w moim przypadku, ale żeby przetrwać człowiek ima się różnych rzeczy.

Zestrzeliłem kolejnych dwóch strażników, którzy próbowali obezwładnić Jooheona. Starałem się przede wszystkim osłaniać moich wspólników niż samemu zajmować się więźniami. Poza tym chłopacy radzili sobie naprawdę dobrze. Czego oczywiście można się było spodziewać. Jednak mimo wszystko musiałem przyznać, że iż zdolności były naprawdę niczego sobie, a zwłaszcza Wonho, który nie patyczkował się z nikim.

Na chwilę straciłem czujność i poczułem nagle jak czyjeś ręce zaciskają się wokół mojej szyji. Próbowałem na początku zrzucić z siebie napastnika, ale nie miałem w sobie aż tyle siły, żeby poradzić sobie z jego masą. Robiłem wszystko, żeby wyswobodzić się z jego uścisku, ale na próżno. Zaczęło mi już brakować powietrza, więc musiałem działać inaczej.
Skierowałem pistolet wylotem za siebie. Jedyne na co miałem nadzieję to, że uda mi się w niego trafić i będę wolny. Jednak mężczyzna to zauważył i próbował odwrócić pistolet w drugą stronę. Ale na szczęście ja byłem szybszy i zanim to zrobił pociągnąłem za spust. Nagle ręce zniknęły z mojej szyji i mogłem znów złapać oddech. Spojrzałem na leżącego za mną mężczyznę, który otrzymał idealny strzał prosto w głowę. Pogratulowałem sobie cela po czym rozejrzałem się dookoła.

Gdy zauważyłem jak trzech strażników rzuca się na Wonho wiedziałem, że muszę mu pomóc. Ruszyłem sprintem w jego kierunku. Od razu gdy znalazłem się dostatecznie blisko wziąłem zamach i uderzyłem jednego z nich z całej siły w tył głowy po czym strzeliłem w drugiego. Niebieskowłosy złapał ostatniego za głowę i jednym sprawnym ruchem skręcił mu kark. Byłem naprawdę pod wielkim wrażeniem, więc nie miałem zamiaru ukrywać podziwu, gdy Wonho spojrzał na mnie z wdzięcznością.

- Dziękuję Changkyun.
- Nie ma sprawy.
- Jak długo mamy to jeszcze ciągnąć? - zapytał uderzając kolejnego przeciwnika, który odważył się do niego podejść.
- Nie mam pojęcia. Zapewne tak długo dopóki Hyungwon'owi nie uda się otworzyć głównych drzwi. - odparłem strzelając z blastera w przypadkowych więźniów.
- Nie mamy na to zbyt dużo czasu. Niedługo pojawi się tutaj więcej strażników i będzie po nas.
- Domyślam się, ale Hyungwon wie co robi.
- Miejmy taką nadzieję. - westchnął po czym pobiegł w kierunku kolejnej grupy strażników.

Spoglądałem jeszcze przez chwilę w jego kierunku po czym wróciłem do walki. Byłem naprawdę wdzięczny srebrnowłosemu za ten pistolet i blaster. Potrafiłem sobie oczywiście doskonale poradzić bez nich, ale jednak, gdy byłem w ich posiadaniu nie miałem sobie równych. Czułem wtedy, że jestem zdolny do wszystkiego i to było naprawdę niesamowite uczucie.

Na hali pojawiało się coraz więcej strażników co zaczęło mnie trochę niepokoić. Rozejrzałem się po każdym z pięter pokolei szukając na jednym z nich sylwetki Hyungwon'a. Sytuacja wyglądała coraz gorzej, więc musieliśmy działać naprawdę sprawnie.
Nagle na trzecim piętrze dostrzegłem Kihyun'a. Walczył z dwoma więźniami, ale nie widział, że biegnie w ich kierunku czterech strażników. Skierowałem broń w ich stronę celując przy tym dokładnie. Gdy przymierzyłem pociągnąłem za spust. Zamarłem na chwilę, gdy nic się nie wydarzyło.
Spróbowałem jeszcze raz. Nic.
Musiała skończyć mi się amunicja. Akurat cholera w takim momencie!
Szlag by to!

Wściekły upuściłem broń na podłogę po czym rzuciłem się w kierunku schodów. Wchodziłem tak szybko jak tylko mogłem pokonując po trzy schodki na raz. Nie mogłem pozwolić, żeby coś stało się różowowłosemu. Wpadłem na trzecie piętro i zacząłem się nerwowo rozglądać w poszukiwaniu chłopaka. Dostrzegłem go nagle na końcu korytarza. Gdy zobaczyłem jak jeden ze strażników chywta go za nadgarstek po czym uderza w twarz coś we mnie pękło i rzuciłem się z wściekłością w oczach w ich kierunku.
Wiedziałem, że pożałują tego i to gorzko.

Gdy znalazłem się blisko jednego z nich wziąłem zamach i uderzyłem go prosto w szczękę po czym popchnąłem na metalowy słup. Złapałem kolejnego, a następnie wypchnąłem go przez barierkę czemu towarzyszył przeszywający krzyk, gdy spadał w dół. Złapałem metalowy pręt, który leżał na podłodze. Zapewne była to część wejścia do jednej z cel, która została zdemolowana. Z zimną krwią wbiłem go w brzuch trzeciego strażnika, który krzyknął z bólu po czym upadł na podłogę. Złapałem ostatniego z nich i odciągnąłem go od Kihyun'a. Spojrzałem na niego z pogardą po czym jednym zwinnym ruchem złamałem jego rękę. Strażnik osunął się na kolana rzucając przy tym wiązanke przekleństw. Spojrzał w kierunku różowowłosego, który podszedł bliżej i kopnął go w szczękę w taką siłą, że jego głowa obróciła się w drugą stronę. Zaśmiałem się i złapałem go za włosy po czym uderzyłem jego głową z całej siły o barierke. Stracił natychmiast przytomność i mieliśmy pewność, że za szybko się nie obudzi.

Odetchnąłem po czym podszedłem bliżej chłopaka.

- Wszystko w porządku? - zapytałem spoglądając na jego policzek, który był już delikatnie siny.
- Tak dziękuję. - odparł spoglądając na mnie z wdzięcznością.
- Wybacz, pomógłbym ci wcześniej gdyby nie to, że skończyła mi się cholerna amunicja. - westchnąłem przeczesując dłonią włosy.
- Nie szkodzi, nic mi nie jest. Cieszę się, że przyszedłeś, żeby mi pomóc.
- Obiecałem, że cię stąd zabiorę i dotrzymam słowa. - odparłem łapiąc z różowowłosym kontakt wzrokowy.

W jego oczach dosłownie przez ułamek sekundy byłem w stanie dostrzec błysk zaskoczenia, ale także radości. Jednak szybko się opamiętał. Spuścił wzrok po czym odsunął się ode mnie trochę. Przyznam, że nie zauważyłem jak blisko niego stanąłem. Nasze klatki piersiowe dzieliło dosłownie kilkanaście centymetrów, więc nie dziwiłem się, że chłopak nieco zwiększył dystans.
Przez to wszystko co działo się właśnie dookoła nas chyba nie potrafiłem już racjonalnie myśleć.

- Gdzie jest Hyungwon? - zapytałem spoglądając na hale, na której cały czas toczyła się bójka.
- Poszedł szukać tego swojego znajomego po czym miał od razu udać się do centrum sterowania. - odparł różowowłosy.
- Jakoś go tam jeszcze nie widzę. - westchnąłem przenosząc wzrok na wspomniane miejsce.
- Może coś się stało.
- Miejmy nadzieję, że nie, ale dla pewności chodźmy go poszukać. - stwierdziłem po czym ruszyłem przed siebie.

Przez chwilę naprawdę zacząłem się martwić o to czy na pewno nic mu się nie stało. Jeśli podczas szukania tego swojego znajomego wpadł na strażników to wszystko mogło się w tym momencie spieprzyć.
Nie chcieliśmy go tutaj zostawiać, ale wiedziałem, że jeśli nie będę miał wyboru to zrobię to dla dobra pozostałych.
Mimo wszystko byłem przekonany, że z pomocą Kihyun'a uda nam się stąd wydostać.

Nagle zza rogu wyskoczył jeden ze strażników po czym uderzył mnie z całej siły w szczękę. Zachwiałem się, ale nie upadłem, ponieważ udało mi się zachować równowagę. Spojrzałem z wściekłością na mężczyznę, jednak zanim zdążyłem cokolwiek zrobić Kihyun przeszedł obok mnie i kopnął strażnika kolanem w brzuch po czym po prostu wypchnął go przez barierkę.
Odwrócił się w moim kierunku i uniósł delikatnie kącik ust następnie po prostu ruszył przed siebie. Zaśmiałem się pod nosem po czym ruszyłem za nim.

Musieliśmy się naprawdę spieszyć, ponieważ nie wiedziałem ile jeszcze czasu uda się chłopakom walczyć. Mogłem zauważyć, że strażników pojawiało się coraz więcej, więc musieliśmy działać natychmiast.

Skręciliśmy w kierunku wyjścia do centrum sterowania, gdy nagle z przeciwnej strony wybiegł Hyungwon wraz z niższym od siebie chłopakiem w ciemno czerwonych włosach.

- Tutaj jesteś! Musimy się stąd zabierać! - odparłem spoglądając na srebrnowłosego.
- Tak wiem. Mieliśmy mały problem, ale udało nam się z nim poradzić. Zabieramy się od razu do roboty. Przygotujcie się, za niecałe pięć minut otworzą się główne drzwi i będziemy musieli uciekać. - stwierdził Hyungwon po czym podszedł do drzwi sterowani.

Otworzył je za pomocą jakiegoś dziwnego, małego urządzenia po czym wszedł do środka. W pomieszczeniu jednak znajdowało się dwóch strażników. Hyungwon wyciągnął z buta sztylet następnie rzucił się na jednego z nich. Nie zamierzałem stać w miejscu, więc postanowiłem pomóc srebrnowłosemu i zająć się drugim mężczyzną. Nie miałem z nim większego problemu, ponieważ wystarczyło tylko kilka celnych uderzeń w głowę i strażnik nie był już dłużej problemem.
Hyungwon nie zamierzał się bawić ze swoim przeciwnikiem, więc po prostu zadał mu jeden cios sztyletem w brzuch. Mężczyzna upadł na podłogę, a po chwili wokół niego zaczęła tworzyć się kałuża krwi. Srebrnowłosy spojrzał na niego z pogardą po czym odwrócił się w naszym kierunku.

- Minhyuk do roboty. Nie mamy dużo czasu. - polecił chowając broń.
- Jasne. - odparł po prostu po czym podszedł do dużego biurka, na którym znajdowało się mnóstwo przeróżnych przycisków, suwaków, dźwigni i migających światełek.

Czerwonowłosy jednak uklęknął przy urządzeniu po czym odkrył płytę za którą znajdowały się wszystkie kable zasilające maszynę. Każdy służył do czegoś innego, ale domyślałem się, że jeden z nich odpowiadał za główne drzwi. Chłopak musiał znaleźć ten właściwy co nie było łatwym zadaniem zważywszy na to ile ich było.
Wyciągnął z kieszeni spodni mały poręczny nożyk i wziął się do pracy. Najpierw przeciął gruby czarny kabel po czym to samo zrobił z niebieskim. Podniósł się nieco i wcisnął kilka przycisków następnie wrócił do zasilania.

Zastanawiałem się jaki to ma cel. Nie lepiej było po prostu rozwalić to wszystko. Przecież pod wpływem spięcia i braku zasilania drzwi same by się otworzyły. Więc to całe męczenie się z tymi kablami nie miało jak dla mnie kompletnie żadnego sensu.

- Nie możemy po prostu tego rozwalić i zabrać się stąd? - zapytałem w końcu krzyżując ręce na piesi.
- Nie, ponieważ gdybyśmy tak zrobili to odpaliło by się odliczenie do autodestrukcji i wszystko poszło by z dymem. - odparł czerwonowłosy.
- A tego nie chcemy. - stwierdził Hyungwon.
- Kto nie chce ten nie chce. - prychnąłem.
- Zostały mi dwa kabelki. Możecie iść na dół poinformować resztę. Za chwilę otworzę drzwi i będziemy musieli jak najszybciej się stąd zabierać zanim pojawi się więcej strażników.
- Dobra robota Minhyuk. W takim razie ja zostanę tutaj z nim, a wy idźcie już na dół. - odparł srebrnowłosy spoglądając na mnie i Kihyun'a.
- W porządku, takim razie pospieszcie się. - odpowiedziałem po czym pociągnąłem różowowłosego delikatnie za nadgarstek.

Ruszyliśmy natychmiast w kierunku schodów. Spojrzałem w dół na hale. Panował tam kompletny chaos. Strażnicy biegli po całym pomieszczeniu z bronią w dłoniach próbując zaprowadzić porządek. Jednak chłopacy dbali o to, żeby im się nie udało i, żeby byli zajęci na tyle aby nie zauważyć co planujemy.
Zbiegliśmy na dół i zaczęliśmy szukać jednego z naszych. Mówiąc dokładniej Wonho.
Nagle jeden z więźniów walcząc ze strażnikiem wpadł na Kihyun'a, który zachwiał się i prawie upadł, jednak na szczęście miałem doskonały refleks i w ostatniej chwili złapałem chłopaka za dłoń. Pomogłem mu zachować równowagę, ale nie zamierzałem puścić jego dłoni. Było tu tak dużo ludzi, iż obawiałem się, że mogę go gdzieś zgubić w tym tłumie.

Odpychałem od siebie co chwilę kolejnych więźniów, którzy stali nam na drodze. Rozglądałem się dookoła wypatrując Wonho. Sądziłem, że nie będzie to takie trudne, ponieważ co jak co, ale tego olbrzyma wszędzie można znaleźć. Jednak w tym tłumie nie było to wcale takie proste.
Nagle spostrzegłem niebieską grzywke i już wiedziałem gdzie mamy zmierzać. Po chwili naszym oczom ukazała się cała sylwetka chłopaka, który wciąż powalał na podłogę kolejnych przeciwników.
Podeszliśmy do niego szybkim krokiem.

- Wonho! Za chwilę otworzą się główne drzwi! - zawołałem, gdy znaleźliśmy się dostatecznie blisko.
- Nareszcie! Przyznam, że już trochę się zmęczyłem. - zaśmiał się niebieskowłosy.
- Gdzie jest reszta? - zapytał stojący obok mnie Kihyun.
- Ciężko stwierdzić, w tym tłumie trudno będzie ich znaleźć. Cieszę się, że nic wam nie jest. - odparł Wonho spoglądając na nasze wciąż złączone dłonie.

Razem z Kihyun'em powędrowaliśmy wzrokiem w tym samym kierunku, a różowowłosy zdając sobie sprawę z tego, iż wciąż trzymam jego dłoń natychmiast ją zabrał po czym odwrócił wzrok.
Przyznam, że nie zdawałem sobie sprawy z tego, że wciąż ją trzymam. Jednak faktycznie było to dość niezręczne, a Wonho nie ułatwiał nam tego uśmiechając się w naszym kierunku.

- Trzeba jak najszybciej im powiedzieć. - stwierdził nagle Kihyun podnosząc wzrok na niebieskowłosego.
- Zgadzam się.
- Widzę przerośniętego goryla! - zwołałem, gdy nagle jego wielka sylwetka rzuciła mi się w oczy.
- Shownu!! Shownu!! - zaczął krzyczeć Wonho mając nadzieję, że szatyn go usłyszy.

Zdziwiłem się, gdy po chwili chłopak zaczął się rozglądać dookoła. W końcu odszukał nas wzrokiem, a Wonho ruchem ręki przywołał go do nas.
Shownu ugodził sztyletem jeszcze jednego więźnia po czym ruszył w naszym kierunku. Skupił na chwilę wzrok na różowowłosym następnie wrócił do Wonho.
Obserwowałem go uważnie. Musiałem mieć przecież pewność, że nagle coś nie przyjdzie mu do głowy. Bezpieczeństwo swoje przede wszystkim. Jak to mówią martwy ratownik to żaden ratowanik. Czy jakoś tak...
W każdym razie to ja byłem za to wszystko odpowiedzialny, więc jako ten ratownik musiałem przeżyć, żeby uratować tyłki reszcie.

- Co jest? - zapytał goryl zatrzymując się przy nas.
- Za chwilę otworzą się główne drzwi. - odparł Wonho.
- W końcu. Już myślałem, że nigdy się do tego nie zbierzecie. - prychnął.
- Gdzie Jooheon? - zapytał niebieskowłosy rozglądając się po hali.
- Zaraz go znajdę. - stwierdził szatyn.
- Dobra, tylko się pospiesz.
- Jasne. - odparł po czym odszedł przepychając się przez tłum.

Po chwili zniknął nam z oczu.
Odepchnąłem biegnącego w naszym kierunku strażnika. Popchnąłem go wprost na Wonho, który złapał go za głowę i jednym ruchem złamał jego kark. Uśmiechnąłem się słysząc trzask kości. No i kto jest teraz śmieciem, co?

Odwróciłem się w kierunku centrum sterowania. Mogłem przez szybę zobaczyć stojącego w środku Hyungwona.
Nie musieliśmy wcale długo czekać, gdy rozległ się nagle alarm, a drzwi stanęły przed nami otworem. To była nasza jedyna szansa. Musieliśmy się spieszyć.
Nagle spostrzegłem Shownu biegnącego do nas razem z Jooheonem.

- Spiepszamy stąd! - zawołał szatyn.
- Jeszcze Hyungwon i Minhyuk. - odparłem gromiąc go wzrokiem.
- Poradzą sobie. Musimy uciekać.
- Nie pójdziemy nigdzie bez nich! - warknąłem stając naprzeciwko goryla.
- Przez ciebie zaraz wpadną tutaj strażnicy i będzie po naszej wielkiej ucieczce! Więc rusz dupe albo polecimy bez ciebie. - syknął Shownu.
- Mieliśmy trzymać się razem. - wtrącił Wonho.
- Mam to w dupie! Zaraz wszyscy zamiast na wolność trafimy do izolatki! Więc jeśli... - zawołał wściekły szatyn, ale nagle przerwał mu Kihyun.
- Zamknij się Shownu! Hyungwon ma kłopoty!

Wszyscy natychmiast przenieśliśmy wzrok w kierunku sterowni.
Przez szybę mogliśmy dostrzec  srebrnowłosego, który siłował się ze znacznie większym od siebie strażnikiem.
Zacząłem się nerwowo zastanawiać co powinniśmy zrobić. Chłopak nie miał szans z tym kolosem. Jednak wątpię, żeby któryś z nas zdążył tam dobiec na czas.

- Musimy mu pomóc! - zawołał zestresowany Wonho.
- Ale jak? - zapytałem kompletnie nie wiedząc co robić.
- Nie wiem! Ale przecież on go zabije!
- Przecież tam jest Minhyuk, na pewno mu pomoże.

Nagle zobaczyliśmy jak strażnik popycha Hyungwona na szybę, która pod wpływem uderzenia zaczęła pękać, a za drugim uderzeniem rozpadła się na drobne kawałki. Obserwowaliśmy wszystko w napięciu, a gdy nagle mężczyzna wypchnął srebrnowłosego przez powstałą dziurę czułem, że moje serce wręcz stanęło w miejscu. Żaden z nas nie był wstanie wykonać żadnego ruchu. Kompletnie nas sparaliżowało. Prawie wszystkich.
Jedyną przytomną osobą okazał się być Wonho, który wręcz natychmiast rzucił się pędem przed siebie. Odpychał każdego, kto stanął mu na drodze jakby nie byli ludźmi tylko kawałkami styropianu. Jego wzrok skupiony był tylko na spadającym z dużej wysokości chłopaku. Wiedzieliśmy, że jeśli Wonho nie zdąży to srebrnowłosy nie przeżyje upadku. Wstrzymałem oddech, gdy Hyungwon znalazł się niebezpiecznie blisko ziemi, a niebieskowłosy rzucił się przed siebie łapiąc w locie chłopaka po czym upadł razem z nim na podłogę.

Wszyscy natychmiast oprzytomnieliśmy i ruszyliśmy biegiem w ich kierunku. Wonho leżał na plecach trzymając w ramionach srebrnowłosego oddychając ciężko. Na ciele niebieskowłosego mogliśmy dostrzec liczne zadrapania spowodowane kontaktem ze szkłem, które leżało na podłodze. Były na jego kawałkach ślady krwi chłopaka. Wonho powoli podniósł się do pozycji siedzącej wypuszczając chłopaka z objęć. Zdezorientowany Hyungwon usiadł obok niego i przez chwilę po prostu patrzył w podłogę.
Nagle podniósł na niego wzrok, a niebieskowłosy zrobił to samo.

- Uratowałeś mi życie. - odparł zszokowany.
- Jesteśmy drużyną. Wychodzimy stąd wszyscy albo w ogóle. - stwierdził uśmiechając się.
- Jezu! Hyungwon ty żyjesz!

Odwróciliśmy się słysząc nagle czyjś głos. Okazało się, że był to czerwonowłosy znajomy chłopaka. Podbiegł do nas po czym spojrzał na Hyungwona z troską.

- Tak żyję, ale mało brakowało. Dziękuję. - zaśmiał się nerwowo po czym spojrzał znów na Wonho.
- Dobra! Później sobie podziękujecie, a teraz spadamy stąd! - zawołałem niestety musząc przerwać te cudowną scenę.
- Racja! Zabieramy się stąd! - odparł Hyungwon podnosząc się z ziemi razem z Wonho.

Wszyscy natychmiast biegiem rzuciliśmy się w kierunku wyjścia nie chcąc już marnować ani chwili dłużej.
Wybiegliśmy przez główne drzwi po czym ruszyliśmy od razu w kierunku magazynu. Wpadliśmy tam i zaczęliśmy szukać skrzynek z naszymi rzeczami. Nie było to trudne, ponieważ jako, iż byliśmy więźniami, którzy przybyli tutaj niedawno to nasze skrzynki znajdowały się niemalże na wierzchu. Tylko Hyungwon'owi i czerwonowłosemu szukanie zajęło trochę dłużej. Każdy złapał swoją skrzynkę, która nie była wcale ciężka zważywszy na to, że nie mieliśmy wcale dużo rzeczy po czym wybiegliśmy z pomieszczenia i skierowaliśmy się od razu w stronę hali, na której trzymali pojazdy.

Nagle na naszej drodze pojawiło się czterech strażników. Ruszyli natychmiast prosto na nas, jednak byliśmy przygotowani. Wonho wziął zamach i uderzył jedynego z nich skrzynką, którą trzymał w ręce prosto w głowę. Następny natknął się na Shownu, który najpierw rzucił Jooheon'owi swoje rzeczy. Złapał go za koszule po czym po prostu rzucił na jego kolegę. Ostatniego chwycił za głowę, a następnie po prostu uderzył nią z całej siły o najbliższą ścianę. Po wszystkim odwrócił się do Jooheona, który oddał mu skrzynie.

- Mogłeś dać się też innym pobawić. - mruknął niezadowolony blondyn.
- Nie mamy czasu na zabawę. - odparł goryl po czym ruszył znów przed siebie.

Nie zajęło nam dużo czasu, żeby znaleźć się w hangarze. Przemierzaliśmy to ogromne pomieszczenie w poszukiwaniu mojego statku. Nie było go na szczęście trudno znaleźć, ponieważ jako jedyny był w kolorze czerni i czerwieni. Biegliśmy co sił w jego kierunku. Za nami nie było nikogo, więc mieliśmy wolną drogę do ucieczki.
Otworzyłem wejście za pomocą odczytu moich lini papilarnych. Wszyscy pokolei zaczęli wchodzić do środka. Już miałem zamknąć za sobą klapę, gdy nagle sobie o czymś przypomniałem.

- Zostańcie tutaj. Zaraz wrócę. - odparłem po czym wyszedłem na zewnątrz.
- Jak to? Dokąd ty masz zamiar iść?! - zawołał Kihyun wychodząc za mną.
- Muszę jeszcze odzyskać coś bardzo ważnego.
- Changkyun to nie jest dobry pomysł! To już nie jest istotne. Musimy uciekać!
- To jest dla mnie bardzo ważne. Wszystko będzie dobrze. Dajcie mi dwie minuty. - stwierdziłem po czym ruszyłem biegiem z powrotem.
- Changkyun! - usłyszałem jeszcze za sobą wołanie różowowłosego, jednak nie miałem zamiaru odpuścić.

Biegłem przed siebie korytarzem rozglądając się na boki i zastanawiając gdzie mogli to schować. Nie było tego w mojej skrzynce, więc albo Dey albo jego głupkowaty pomocnik musiał zabrać mój odtwarzacz. Nagle przypomniałem sobie, że ten dupek miał go w ręce w dniu, którym mnie tu zamknęli. Powiedział, że się tym zaopiekuje, gdy próbowałem mu to zabrać. Na pewno zabrał go do swojego gabinetu. A mówiąc szczerze do gabinetu Dey'a. W końcu ten przygłup nie dostał by własnego.

Nerwowo biegałem w jedną to w drugą stronę szukając na tabliczkach, które znajdowały się na drzwiach imienia i nazwiska Dey'a. Przez chwilę obawiałem się, że nie uda mi się go znaleźć na czas i cała akcja pójdzie z dymem. Jednak nie mogłem zawieść w ten sposób chłopaków, a mówiąc chłopaków miałem oczywiście na myśli Kihyun'a, Hyungwon'a i Wonho. Reszta jest sprawą dość drugorzędną.

Zatrzymałem się gwałtownie, gdy nagle na drzwiach spostrzegłem tabliczkę z wygrawerowanym na niej napisem "komendant Dey". Uśmiechnąłem się chytrze po czym chwyciłem za klamkę. Nie wiem czego się spodziewałem, ale liczyłem na to, że mimo wszystko będą otwarte. Obok drzwi wisiał czytnik lini papilarnych. No oczywiście, że wszystko tutaj jest zabezpieczone na odcisk piepszonego palca Dey'a. Jakże by inaczej.
Przewróciłem oczami po czym jednym silnym kopnięciem otworzyłem sobie przejście. Wszedłem do środka i natychmiast zacząłem przewracać cały pokój do góry nogami, żeby znaleźć rzecz, którą mi odebrano. Nie przejmowałem się, gdy wyrzucałem w powietrze zapewne istotne dokumenty po czym deptałem po nich chodząc z jednego kąta pokoju do drugiego. Nie zasłużyli sobie niczym na mój szacunek, więc ich rzeczy były dla mnie kompletnie obojętne.

Podbiegłem do biurka i zacząłem otwierać każdą z jego szuflad pokolei. Uśmiechnąłem się szeroko, gdy w jednej z nich znalazłem mój ukochany odtwarzacz MP4. Na samą myśl o możliwości słuchania moich ulubionych piosenek robiło mi się cieplej na duszy. Schowałem urządzenie do kieszeni spodni po czym zamknąłem szufladę.
Zamarłem, gdy nagle usłyszałem dźwięk przeładowania broni.

- No proszę. Kto by się spodziewał?

Znałem doskonale ten głos.
Westchnąłem ciężko po czym powoli odwróciłem się za siebie. Oddalony kilkanaście metrów ode mnie stał pomocnik Dey'a z pistoletem wycelowanym prosto we mnie. Rzuciłem mu pełne nienawiści spojrzenie, gdy zrobił kilka kroków w moim kierunku po czym znów się zatrzymał.

- Muszę przyznać, że twój plan był naprawdę imponujący. Żaden z nas nie spodziewał się, że będziesz w stanie wzbudzić taką rebelie, żeby odwrócić naszą uwagę po czym uciec na drugi koniec galaktyki gdzie już nigdy byśmy ciebie ani twoich kolegów nie znaleźli. Sprytnie. Tylko szkoda, że postanowiłeś wszystko zepsuć i skazać zarówno siebie jak i kolegów na piekło. - zaśmiał się.
- Nie było to wcale takie trudne odkąd pracują tutaj sami idioci. - prychnąłem krzyżując ręce na piesi.
- Cięty język jak zawsze. Naprawdę masz tupet. Powiem Ci, że gdybyś wczoraj tak na mnie nie naskoczył, gdy próbowałem rozprawić się z różowowłosym chłopaczkiem to nic bym nie podejrzewał. Jednak byłeś tak głupi, że nie mogłeś usiedzieć w miejscu. Musiałeś nagle pokazać, że masz w sobie jakieś resztki empatii.
- No w przeciwieństwie do ciebie ją mam. Poza tym twój umysł nie były w stanie pojąć geniuszu mojego planu. - zaśmiałem się patrząc mu prosto w oczy.

Zdawałem sobie sprawę z tego, że w moim położeniu nie powinienem pozwalać sobie na tego typu teksty, jednak miałem na to kompletnie wywalone. Moje duma nie pozwalała mi na nic innego. Nie miałem zamiaru nagle skulić przed nim ogon i żałować za grzechy. Ja nigdy nie żałowałem. Nawet teraz, gdy za to wszystko mogłem dostać kulkę w łeb. Wolałem to niż kajać się tylko po to, żeby przeżyć.

- Naprawdę prosisz się o kulkę w głowę szczeniaku. - warknął.
- A czy kiedykolwiek było inaczej? Jednak jakoś jeszcze nikt się na to nie zdobył. - stwierdziłem uśmiechając się chytrze.
- W takim razie bardzo się cieszę, że mogę być pierwszy. - odparł po czym położył palec na spuście.
- Proszę bardzo, ale wiesz, że Dey będzie wściekły i to ty zamiast mnie trafisz do izolatki.
- Cóż... Chyba zaryzykuje.
- Doprawdy? Myślałem, że tak się go boisz, iż nie jesteś w stanie zrobić nic bez jego pozwolenia. Rozumiem, że przechodzisz okres buntu. - zaśmiałem się.
- Irytujesz mnie szczeniaku. Na szczęście już więcej nie będę musiał cię znosić, a nasi ludzie będą bezpieczni jak rozprawie się z tobą i z twoimi kolegami. - warknął zaciskając szczękę.
- Jeśli taki sposób uważasz za jedyne rozwiązanie to jesteś naprawdę głupi i naiwny. Bez powodu żaden z nas nie zrobiłby krzywdy niewinnemu cywilowi. Nie róbcie z nas potworów, którymi tak naprawdę nie jesteśmy. - syknąłem zaciskając pięści.

Miałem już tego serdecznie dość.
Ludzie tacy jak on robili z siebie bohaterów, ale żeby móc zostać bohaterem potrzebny jest ktoś ktoś zupełnie przeciwny. Zły, zepsuty, winny, zagrożenie dla społeczeństwa. Chcieli nam wmówić, że jesteśmy nikomu niepotrzebni, że jedyne rozwiązanie to zamknąć nas w tym miejscu. W izolatkach i celach i nie wypuścić już do końca życia w celu tak zwanego chronienia niewinnych ludzi. Jednak wszyscy wiemy ile w tym tak naprawdę jest prawdy. Chcieli w ten sposób po prostu pozbyć się śmieci.

- Jesteście potworami! Złodzieje, mordercy, oszuści, szaleńcy, psychopaci! Sprawianie innym bólu daje wam satysfakcję! Cieszy was cierpienie innych! Najwyższy czas, żebyście teraz wy poczuli co to ból! - krzyknął patrząc na mnie z pogardą.
- Jasne, bo my nie znamy znaczenia tego pojęcia! Gówno o nas wiecie! Żaden z was nigdy nie próbował postawić się w naszym miejscu! Na marginesie społecznym, jak śmieć! Jesteście tylko bandą zrozumiałych dupków, którzy myślą, że mogą pozwolić sobie na wszystko! Mam nadzieję, że już nigdy w życiu nie będę musiał oglądać żadnego z was!
- Bardzo chętnie spełnię twoje pragnienie. Jeszcze jakieś życzenie? - zapytał uśmiechając się chytrze.
- Obyś spłonął w piekle. - warknąłem.

Jednak on tylko się zaśmiał. Jego palec powoli zaczął coraz bardziej napierać na spust pistoletu. Jednak nie obawiałem się niczego. Nawet śmierci. Wiedziałem, że zdecydowanie wolę umrzeć, iż zostać w tym miejscu i trafić do izolatki. Nie wytrzymał bym tam ze świadomością, że przez swoją głupotę starciłem jedyną szansę na wydostanie się z tego miejsca. Poza tym wyrzuty sumienia nie dały by mi zasnąć.

Nagle usłyszałem dźwięk strzału. Zaskoczyło mnie to, że nie poczułem zupełnie nic. Żadnego bólu, zimna. Niczego. Patrzyłem wciąż na stojącego przede mną strażnika. Nagle spostrzegłem, że na jego brzuchu pojawiła się czerwona plama i cały czas się powiększała. Mężczyzna także powędrował wzrokiem w tamtym kierunku i zbladł, gdy zobaczył krew na mundurze. Podniósł po chwili na mnie wzrok. Wciąż patrzył na mnie z pogardą i nienawiścią. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zabrakło mu sił i po prostu runął na podłogę.
Patrzyłem na niego jeszcze przez moment po czym podniosłem wzrok i moje spojrzenie spotkało się z Kihyun'em.

Nie mogłem opisać jaką radość poczułem, gdy go zobaczyłem i jego wzrok pełen dezaprobaty oraz rozczarowania.
Różowowłosy opuścił po chwili pistolet, który wciąż trzymał w górze. Chciałem coś powiedzieć, ale nie miałem pojęcia jak zacząć. Co nie zdarza mi się często.

- Przysięgam, że jeśli uda nam się wsiąść do tego statku i nim stąd odlecieć to cię zabije. - odparł krzyżując ręce na piesi.
- Obiecuję, że nie będę stawiał oporu, ale zanim mnie zabijesz postawię ci drinka, w porządku? - zapytałem podchodząc do różowowłosego i uśmiechając się.

Kihyun prychnął tylko po czym przewrócił oczami.

- Uznam to za tak, a teraz zabieramy się stąd. - stwierdziłem po czym delikatnie wysunąłem pistolet z ręki chłopaka, a następnie chwyciłem go za dłoń wybiegając z pomieszczenia.

Biegliśmy co sił przed siebie nie zwracając uwagi na uciekających z hali więźniów. Wyciągnąłem przed siebie pistolet i zaczęłam strzelać do pojawiających się na naszej drodze strażników. Byłem zdeterminowany, żeby dotrzeć do swojego statku i zabrać się stąd raz na zawsze.
Nagle jeden ze strażników biegnących za nami złapał Kihyun'a za koszulkę i pociągnął w tył. Jednak ja nie miałem najmniejszego zamiaru puścić dłoni różowowłosego. Trzymałem go na tyle mocno, że strażnik nie mógł pociągnąć go za sobą. Przyciągnąłem chłopaka bliżej siebie po czym po prostu strzeliłem mężczyźnie w brzuch. Gdy Kihyun był wolny mogliśmy biec dalej.
Na szczęście szybko znaleźliśmy się znów przy statku. Z daleka mogłem dostrzec stojącego w wejściu Wonho.

- Dobrze, że jesteście. Bałem się, że coś wam się stało. - odparł po czym odetchnął głęboko, gdy wbiegliśmy do środka.
- Wszystko jest w porządku. Zabieramy się stąd. - stwierdziłem zamykając wejście następnie skierowałem się w kierunku kokpitu.
- W końcu jesteście! Jeszcze chwila i odlecieli byśmy bez was, a raczej bez ciebie. - warknął goryl, gdy przeszedłem obok niego.

Zignorowałem go jednak po prostu po czym usiadłem na fotelu kapitana. Wpisałem szybkim ruchem kod na ekranie, który podświetlił się, gdy go dotknąłem. Wcisnąłem jeszcze kilka przycisków i silnik ożył. Zauważyłem jak Kihyun siada obok mnie w fotelu. Pociągnąłem za wajche, a statek powoli ruszył z miejsca. Zaśmiałem się zdając sobie sprawę z tego, że hangar wciąż był otwarty. Co za idioci. Z ich inteligencją uciekł bym stąd nawet przez sen. Korpus Nova musi chyba zacząć uważać na to kogo zatrudnia.
Chwyciłem za kierownicę i zacząłem nagle przyspieszać.

Chyba powinienem nie krakać, ponieważ nagle powoli wejście do hangaru zaczęło się zamykać. Westchnąłem po czym złapałem mocniej kierownicę.

- Radzę się czegoś złapać, bo będzie niezła jazda. - zawołałem.
- Changkyun czy ty zwariowałeś?! - zawołał siedzący obok mnie różowowłosy.
- Już dawno! - zaśmiałem się po czym włączyłem najwyższy bieg.

Poczułem szarpnięcie i byłem świadom, że statek zaczął się już powoli unosić. Przejście zaczęło robić się już coraz węższe, więc nasze szanse na wydostanie się stąd gwałtownie malały. Musiałem wrzucić najwyższy bieg. Teraz albo nigdy.
Włączyłem przyspieszenie po czym skręciłem nagle w lewo obracając statek tak, że idealnie zmieścił się w szparze, która pozostała zanim przejście się zamknęło.

Odetchnąłem głęboko widząc przed sobą już tylko bezkresną przestrzeń kosmosu. Zaśmiałem się po czym krzyknąłem zadowolony jak chyba nigdy wcześniej.
Odwróciłem się za siebie chcąc sprawdzić jak mają się pozostali.
Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej widząc leżących na podłodze pokładu towarzyszy. Prawie nie wytrzymałem, gdy dostrzegłem goryla przygniecionego przez Wonho.

- Wszystko w porządku załoga?! - zawołałem śmiejąc się.
- Powiedz jeszcze słowo, a przysięgam urwe ci łeb. - warknął Shownu.

Wybuchnąłem śmiechem i spojrzałem na siedzącego obok mnie Kihyun'a, który także nie mógł wytrzymać i zaczął śmiać się razem ze mną.

- Jesteś niemożliwy Changkyun. - westchnął, gdy opanowaliśmy emocje.
- Tak wiem. - odparł spoglądając na niego z uśmiechem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top