Rozdział IV
Spojrzałem z zaskoczeniem na srebrnowłosego chłopaka, który wyłonił się z cenią z lekkim uśmiechem na twarzy. Przez chwilę po prostu stałem w miejscu wpatrując się w niego i nie bardzo rozumiejąc jak on może nam pomóc.
Nie to, że mu nie ufałem, ale sam fakt, iż posiadał broń w więzieniu sił Novy było dość niepokojące, ale jednocześnie intrygujące. Zacząłem się poważnie zastanawiać nad tym jak mu się to udało, ale może przy odrobinie szczęścia mi o tym powie. Nie ukrywam, że bardzo chciałem wiedzieć.
Przeniosłem wzrok na różowowłosego oczekując wyjaśnień. Skoro uzbrojony współlokator Kihyun'a miał nam pomóc to nie ukrywam, iż liczyłem, że mają jakiś plan i, że będzie on gorszy od mojego, a wtedy będę mógł pochwalić się moją błyskotliwą inteligencją.
- Hyungwon spędził w tym miejscu już trochę czasu i doskonale wie jak oraz kiedy najlepiej zabrać się za ucieczkę. - tłumaczył Kihyun uśmiechając się delikatnie.
- Skoro o tym tak doskonale wie to czemu już dawno nie dał nogi? - zapytałem zaintrygowany tym faktem.
- W pojedynkę nie opłaca się niczego planować. Jest sporo aspektów, które trzeba kontrolować, a samemu nigdy nie byłbyś w stanie tego zrobić. - odparł nagle srebrnowłosy.
- W porządku, w takim razie jakie są te "aspekty"?
- Nie będziemy rozmawiać o tym tutaj. Ściany mają uszy i uwierzcie mi nie trudno tutaj o donosiciela. Chodźcie za mną.
Różowowłosy ruszył za współlokatorem, a mnie nie pozostało nic innego jak posłusznie iść za nimi.
Przeszliśmy przez całą hale na drugi koniec, żeby znaleźć się w kolejnym ciemnym korytarzu. Gdy doszliśmy na sam jego koniec Hyungwon, ponieważ tak z tego co mówił Kihyun miał na imię ten tajemniczy chłopak otworzył przed nami stare, spruchniałe drzwi.
Przez chwilę zastanawiałem się czy aby na pewno jest to dobry pomysł, żeby wchodzić do jakiegoś ciemnego pomieszczenia z nieznajomym nam chłopakiem, który był uzbrojony w nóż.
Jednak Kihyun nie zawachał się nawet przez chwilę i po prostu wszedł do środka. Uznałem, że nie dam mu tam wejść samemu, więc wzdychając głęboko ruszyłem przed siebie.
Gdy srebrowłosy zamknął za sobą drzwi nie byłem w stanie zobaczyć niczego w tych egipskich ciemnościach. Wystawiłem przed siebie ręce machając nimi powoli we wszystkie strony stawiając kolejne kroki, żeby na nic nie wpaść.
Jednak nagle moje dłonie natrafiły na coś twardego. Starałem się rozpoznać co to było, ale nie miałem zielonego pojęcia. Położyłem dłonie płasko na tym czymś i pochyliłem się delikatnie próbując rozszyfrować na co trafiłem.
- Changkyun...
Usłyszałem nagle głos różowowłosego przed sobą.
- Tak?
- Możesz zabrać ręce z mojego brzucha? - odparł lekko zirytowany.
Wtem nagle światło się zapaliło, a ja spojrzałem na moje dłonie dotykające brzucha chłopaka. Byłem naprawdę zaskoczony tym co udało mi się odkryć, więc przez chwilę jeszcze pozostawałem w bezruchu. Powoli odsunąłem dłonie prostując się i podnosząc przy okazji wzrok na twarz Kihyun'a, który patrzył na mnie pytająco unosząc brew. Skrzyżowałem ręce na piersi i odwróciłem wzrok lekko zawstydzony zaistniałą sytuacją. Nie chciałem nawet myśleć co by było, gdyby nie ta cholerna żółta koszulka. Odchrząknąłem próbując zająć mój mózg czymś innym.
Zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu, w którym się znajdowaliśmy. Było małe i cuchnęło w nim starością. Było w nim tylko kilka krzeseł, stół oraz wielka metalowa skrzynka wisząca na ścianie. Zawiesiłem na niej nieco dłużej moje spojrzenie zastanawiając się do czego służy, ale po chwili odpuściłem nie mając zamiaru za bardzo zaprzątać sobie tym głowy.
- Tutaj nikt nas nie usłyszy. Możemy spokojnie porozmawiać. - odparł srebrnowłosy przechodząc obok nas i siadając przy stole.
Znów wróciłem wzrokiem do Kihyun'a, który cały czas przyglądał mi się badawczo i z dezaprobatą. Jednak ja rzuciłem mu tylko lekki uśmieszek. Różowowłosy pokręcił tylko głową i odwrócił się, aby usiąść przy stole razem ze srebrnowłosym. Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej, ponieważ zauważyłem jak kącik jego ust delikatnie się podniósł.
W dużo lepszym humorze zająłem miejsce przy stole obok Kihyun'a i podniosłem wzrok na Hyungwona czekając aż wytłumaczy nam na czym polega jego plan.
- Więc sprawa wygląda tak. Za jakiś tydzień Dey wraz z częścią strażników wyruszy do głównej siedziby korpusu Nova. To jest idealna okazja, żeby od razu zacząć działać. - zaczął mówić spoglądając to na mnie to na siedzącego obok Kihyun'a.
- W porządku. Jak ma wyglądać cała akcja i czego będziemy potrzebować? - zapytał różowowłosy.
- Zaczniemy od zrobienia małego zamieszania. Tak, żeby strażnicy znajdujący się na hali zwrócili na to swoją uwagę.
Po tych słowach Kihyun wymownie spojrzał na mnie.
Od razu wiedziałem o co mu chodzi i przyznam, iż byłem gotów wziąść to na swoje barki, ponieważ nie ma nic lepszego niż klasyczna więzienna bójka.
- Z przyjemnością wezmę to na siebie. - odparłem uśmiechając się chytrze.
- Świetnie, następnie zajmiemy się odcięciem całego zasilania. Jedyny sposób, żeby to zrobić znajduje się w głównym centrum dowodzenia. Na pewno go nie przeoczyliście.
- To jest raczej awykonalne. - prychnąłem.
- Gdy jedna z osób zajmie się zasilaniem reszta musi złapać za broń, ponieważ po odcięciu zasilania drzwi otworzą się automatycznie, a wtedy na hale wbiegnie więcej strażników.
- Pytanie. - przerwałem podnosząc rękę.
- Tak? - westchnął srebrnowłosy spoglądając na mnie.
- Skąd niby weźmiemy broń?
- O to się nie martw. Załatwimy to później. Mam tutaj znajomego, który nam na pewno pomoże.
- Można mu ufać? - zapytał dla pewności Kihyun.
- Nikomu tutaj nie można ufać, ale nie mamy innego wyjścia. Żeby się stąd wyrwać trzeba współpracować. Nawet z osobami, które darzymy szczerą nienawiścią.
Przez chwilę przeanalizowałem jego słowa.
Nie byłem do końca przekonany czy byłbym w stanie sprzymierzyć się z kimś kogo szczerze nienawidzę. Działał by mi tylko na nerwy i prędzej czy później strzeliłbym mu w głowę blasterem.
Cóż... Może to nie byłby najlepszy dowód wdzięczności, ale przynajmniej ja czuł bym się z tym dobrze, a to jest przecież najważniejsze.
- Racja... - odparł Kihyun i przez chwilę także się zamyślił.
- Gdy uda nam się mniej więcej oczyścić drogę ruszymy biegiem korytarzami do garażu, w którym trzymają statki i wsiądziemy do jednego z nich po czym odlecimy tak daleko jak się tylko da.
- Wsiadanie do jednego z ich statków nie jest dobrym pomysłem. - stwierdził Kihyun przeczesując dłonią włosy.
- Doprawdy? - zaśmiał się ironicznie srebrnowłosy.
- Tak, dlatego, iż jest statek sił korpusu Nova w związku z czym łatwo przyjdzie im namierzenie nas nie ważne jak daleko byśmy odlecieli.
Punkt dla Kihyun'a. - pomyślałem uśmiechając się pod nosem.
Miał rację. To nie był dobry pomysł i nie zamierzałem z niego skorzystać, ponieważ sam miałem dużo lepszy w zanadrzu.
- Więc jakie rozwiązanie proponujesz w takim wypadku? - zapytał Hyungwon opierając się na krześle i krzyżując ręce na piersi.
- Ja mam dużo lepsze wyjście. - odparłem uprzedzając różowowłosego.
- Doprawdy? - prychnął zaskoczony Kihyun unosząc brew.
Przyznam, że nawet podobało mi się jak patrzył na mnie takim oceniającym wzrokiem. Wiedziałem, że pozytywnie go tym zaskocze, a o to mi właśnie chodziło.
- Nie patrz tak na mnie, oczywiście, że mam pomysł jak to rozwiązać. Zamiast statku Novy polecimy po prostu moim.
- To ty masz tutaj swój statek?
- Tak mam, stoi razem z pozostałymi maszynami. Zachowali go, ponieważ szukają pieniędzy, które są na nim ukryte.
- Świetnie, w takim razie mamy transport. Została nam do omówienia jeszcze jedna sprawa. - westchnął srebrnowłosy opierając łokcie na stole.
- Jaka? Myślałem, że to już wszystko.
- Jeszcze nie. Potrzeba nam kogoś do pomocy.
- Co?! Czyli... To nasza trójka nie wystarczy?! - zapytałem zaskoczony.
- Zdecydowanie nie. Mój znajomy nam pomoże jak już wcześniej mówiłem, ale potrzebujemy jeszcze co najmniej dwóch osób. - odparł przeczesując dłonią srebrne włosy.
Skąd niby mieliśmy teraz wytrzasnąć dwie dodatkowe osoby, które nam się do czegoś przydadzą i nie wbiją nam sztyletu w plecy przy pierwszej lepszej okazji.
Wiem, że jeszcze kilka minut temu mówiłem, że sam wyeliminował bym nie wygodną dla mnie osobę, ale to było co innego.
Mieliśmy teraz niby chodzić po celach i pytać, "Hej, czy może któryś z was chciałby nam pomóc i stąd spierdzielić? Szukamy dwóch chętnych! Edycja limitowana!"
No nie wydaje mi się...
- W zasadzie to chyba znamy takie osoby... - odparł nagle Kihyun.
- Znamy?! - zapytałem zaskoczony spoglądając na różowowłosego.
- No tak. Innego wyjścia nie ma Changkyun.
Przez chwilę analizowałem to co powiedział.
Nie znałem tutaj praktycznie nikogo, więc jakim cudem miałem wiedzieć o kim mówi?!
Jednymi osobami, które tutaj znałem był on, Dey, Gerald, pirania i...
O nie... Nie! Nie ma nawet takiej kurwa opcji!
Gdy uświadomiłem sobie o kim mówił w moich oczach natychmiast zapłonął ogień.
Chyba nie sądził, że to zrobię?!
O nie! Za nic w świecie mnie do tego nie zmusi!
- Nie! Nie ma takiej opcji Kihyun! - zawołałem podnosząc się z krzesła.
- Nie mamy innego wyboru Changkyun. - odparł spokojnie różowowłosy.
- Na pewno jest inna opcja! Wszystko tylko nie ON!
- Wiem, że go nienawidzisz, ale dla dobra nas wszystkich mógłbyś chociaż raz schować swoje ego do kieszeni, żebyśmy mogli się stąd wyrwać. - stwierdził różowowłosy i po jego tonie głosu mogłem stwierdzić, że był już lekko zirytowany.
- Czy wy mówicie o tej trójce, z którą spotkałem was w korytarzu? - zapytał zdezorientowany Hyungwon.
- Tak. - westchnął Kihyun.
- No nieźle. - zaśmiał się pod nosem.
- Nie mam zamiaru pomóc mu stąd uciec! Możemy się stąd wyrwać bez jego pomocy!
- Doprawdy? A kogo poprosisz zamiast jego? Geralda czy może tego małego pokurcza, który chciał poderżnąć ci gardło?
Drugi punkt dla Kihyun'a.
Doskonale wiedział co robi i przyznam, że był naprawdę dobry.
Jeszcze sposób w jaki na mnie patrzył pogarszał zdecydowanie moją sytuację.
Nie byłem osobą, która dawała się do czegokolwiek przekonać. Zawsze miałem swoje zdanie, którego się zawzięcie trzymałem.
Jednak w tym momencie w grę wchodziła moja wolność, ale także Kihyun'a.
Mimo, iż zawsze byłem samowstarczalny to wiedziałem, że nie poradzę sobie bez jego pomocy i kilku innych osób. Musiałem po raz pierwszy odpuścić i posłuchać się różowowłosego co wcale mi się nie podobało.
Wziąłem głęboki oddech.
Nie mogłem uwierzyć w to co chciałem za chwilę powiedzieć.
Co się ze mną do cholery dzieje?!
- A nie możemy zabrać tylko Wonho? - zapytałem złudnie licząc na to, że Kihyun się zgodzi.
- Nie. Potrzebujemy całej trójki. - odparł zdecydowanie różowowłosy.
Wiedziałem, że nie mam już o czym dyskutować i jedyne co mi pozostało to zgodzić się na to.
Chciałem się stąd wyrwać, a skoro innej opcji nie było to musiałem jakoś przeboleć te współpracę z przerośniętym gorylem.
- Dobra! Ale ja nie zamierzam z nimi o tym rozmawiać.
- Owszem zamierzasz, ponieważ to twoi współlokatorzy.
- Nie ma nawet takiej opcji Kihyun! - warknąłem siadając z powrotem na krześle i krzyżując ręce na piersi.
- Dasz sobie radę. Ja nie mogę przecież wejść do waszej celi. To za duże ryzyko. Poza tym to będzie idealna okazja, żebyście sobie porozmawiali o czymś innym niż o zabiciu siebie nawzajem.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale Changkyun! Jak wrócisz do celi to grzecznie porozmawiacie i użyjesz swojego uroku osobistego, żeby ich przekonać, aby nam pomogli. - warknął krzyżując ręce na piesi.
Przyznam się szczerze, że nawet podobała mi się ta jego stanowczość. Jeszcze nikt nie potrafił zmusić mnie do czegokolwiek, ale najwidoczniej ten różowowłosy chłopak miał w sobie coś bardzo wyjątkowego.
Zaśmiałem się pod nosem.
Co innego mi pozostało? Musiałem to zrobić mimo, iż na myśl o współpracy z gorylem miałem ochotę zwymiotować.
Coraz gorzej ze mną...
- Niech ci będzie! Zrobię to! - zawołałem opierając się na krześle.
- Wspaniale, czyli zyskamy aż trzech dodatkowych sojuszników. - odparł srebrnowłosy uśmiechając się chytrze.
- Nasza szóstka wystarczy, żeby się udało? - zapytał dla pewności różowowłosy.
- W zupełności. Szczegóły omówimy, gdy uda wam się przekonać pozostałych do współpracy.
- Świetnie. W takim razie pójdziemy już. - odparł Kihyun wstając z krzesła.
Zrobiłem to samo, jednak ja nie miałem zamiaru odezwać się ani słowem.
Nie podobało mi się to na co się zgodziłem. Cały plan ucieczki brzmiał zajebiście, gdyby nie jeden mały aspekty w postaci przerośniętego goryla. Rozumiałem, iż potrzebowaliśmy wsparcia, ale nie sądziłem, że Kihyun pomyśli właśnie o nim.
Odwróciłem się i nie czekając na nich po prostu wyszedłem z pomieszczenia.
Byłem wściekły, jednak nie wiedziałem do końca na co albo na kogo.
Nie byłem pewien czy chodziło mi o Shownu i przymus pracownia z nim czy na Kihyun'a, który mnie do tego namówił.
Dlaczego wskazał jego jako pierwszego?!
Ten aspekt nie dawał mi spokoju.
Przeczesałem dłonią włosy idąc w kierunku wyjścia z korytarza.
Zastanawiało mnie to dlaczego tak reaguje. W końcu to niby nic takiego, a dla odzyskania wolności ludzie są w stanie zrobić praktycznie wszystko. Ja też przekonałem się, że mogę to zrobić byleby tylko nie widzieć gęby Dey'a już do końca życia.
Jednak to dziwne uczucie nie chciało dać mi spokoju.
Co to było do cholery?!
- Changkyun zaczekaj!
Mimo wszystko zatrzymałem się posłusznie słysząc znajomy głos. Odwróciłem się za siebie i zobaczyłem Kihyun'a idącego w moim kierunku.
Czekałem cierpliwie aż stanie naprzeciwko mnie.
Był nieco niższy ode mnie, więc musiał nieznacznie podnieść głowę, żeby spojrzeć mi w oczy.
Zaskoczył mnie spokój, który w nich zobaczyłem.
- Wiem, że nie uśmiecha ci się z nim współpracować, ale uwierz mi, że mnie także. Jednak nie mam zamiaru tutaj zostać i domyślam się, że ty też. - odparł krzyżując ręce na piesi.
- Rozumiem i masz rację. W końcu to będzie tylko jeden jedyny raz, gdy zrobimy coś razem. Potem już więcej nie będę musiał oglądać jego gęby do końca życia. - zaśmiałem się cicho.
- To prawda. Po prostu odlecimy razem na drugi koniec galaktyki, gdzieś gdzie korpus Novy nas nie znajdzie i będzie po wszystkim.
Nie wiedzieć czemu poczułem przyjemne uczucie w brzuchu, gdy powiedział, że odlecimy razem. Przez chwilę zastanawiałem się co by się stało, gdyby Kihyun poleciał gdzieś ze mną. Tylko ze mną.
Jednak szybko pozbyłem się tej niedorzecznej myśli, która zrodziła się w moim umyśle.
Boże Changkyun o czym ty do cholery myślisz?!
Ostatnio dzieją się ze mną dziwne rzeczy. Muszę się w końcu przywrócić do porządku.
- Masz rację, ale to wszystko co się dzieje jest kompletnie niedorzeczne. - westchnąłem przeczesując dłonią włosy.
- Może, ale niedługo będzie po wszystkim.
- Miejmy nadzieję, a teraz chodźmy. Chcę to już mieć za sobą.
Kihyun tylko się zaśmiał i razem ruszyliśmy w kierunku cel.
W ciszy przemierzyliśmy całą hale, która wciąż była pusta. Żadnych innych więźniów ani strażników. Tylko nasza dwójka.
Co jakiś czas spoglądałem na idącego obok różowowłosego chłopaka. Starałem się robić to dyskretnie, ale czułem, że Kihyun o tym wiedział tylko nie chciał nic z tym zrobić. Zastanawiałem się przez moment czy to dobrze czy nie.
Odwróciłem po chwili wzrok uśmiechając sie pod nosem.
Zatrzymałem się przed moją celą, a Kihyun przeszedł obok mnie kierując się w stronę swojej. Sądziłem, iż po prostu odejdzie, jednak chłopak zatrzymał się i spojrzał na mnie przez ramię.
- Powodzenia, Changkyun... - odparł po czym po prostu odszedł.
Odprowadziłem go wzrokiem. Dopiero, gdy zniknął w celi wszedłem do swojej.
Zaskoczyło mnie to, że był w niej tylko Wonho. Rozejrzałem się jeszcze raz, ale nigdzie nie widziałem ani blondyna ani przerośniętego goryla. Nie ukrywam, że ucieszyło mnie to. Szczerze przyznam, że wolałem porozmawiać o tym z Wonho, który sprawiał wrażenie najbardziej rozsądnego członka tej grupy.
Przeniosłem wzrok na leżącego na łóżku chłopaka i zrobiłem kilka kroków w jego kierunku.
Chciałem załatwić to od razu. Nie było czasu, żeby zastanawiać się kiedy nadejdzie odpowiednia chwila i takie tam inne bzdury. Miałem idealną szansę, której nie mogłem przepuścić.
- Gdzie reszta? - zapytałem z ciekawości.
- Poszli się rozejrzeć. Nie mogli wytrzymać w tej celi, a raczej Shownu nie mógł. - odparł obojętnie.
- To dobrze, że ich nie ma, ponieważ muszę z tobą porozmawiać.
Niebieskowłosy spojrzał na mnie zaskoczony po czym podniósł się do pozycji siedzącej spuszczjąc nogi na podłogę.
- Ze mną? O czym chcesz rozmawiać? - zapytał zdezorientowany.
- Mam dla ciebie pewną propozycję. Wręcz nie do odrzucenia. - odparłem uśmiechając się delikatnie.
Chłopak przez chwilę przyglądał mi się badawczo, ale po namyśle przesunął się i wskazał miejsce obok siebie na łóżku.
Przez moment miałem wątpliwości, ale podszedłem do niego zdecydowanym krokiem i zająłem wskazane miejsce zachowując spory odstęp między nami.
- W porządku, więc o co chodzi?
- Zamierzamy się stąd wyrwać. Mamy pewien plan. Wręcz idealny, ale do jego wykonania potrzeba nam jeszcze dwóch osób, bo inaczej nic z tego nie wyjdzie. Jedynymi osobami, które tutaj znamy jesteście wy, więc przychodzę do ciebie z prośbą o pomoc. Jeśli się nam uda... Będziemy znów wolni. - mówiłem jak najciszej, żeby nikt nas nie usłyszał.
W oczach niebieskowłosego pojawił się błysk. Błysk nadziei.
Wiedziałem, że chce się stąd wydostać, ale zapewne nie wiedział jak. Teraz nadarzyła mu się idealna okazja, której nie mógł przegapić. Wyciągałem w jego kierunku dłoń, ale od niego zależało czy po nią sięgnie. W głębi duszy miałem nadzieję, że przemyśli te sprawę dobrze. Ponieważ dla mnie istniała tylko jedna prawidłowa odpowiedź na moją propozycję.
- Jak to? Czyli... Zamierzasz stąd uciec? Przecież nikomu się to jeszcze nie udało. - odparł przeczesując dłonią włosy.
- Dlatego my będziemy pierwsi. Kihyun'owi udało się znaleźć osobę, która nam pomoże. Poprowadzi nas. Ale potrzebujemy twojej pomocy. Twojej i reszty twojej drużyny. Więc jak będzie pomożesz nam?
Wonho westchnął i odwrócił na chwilę wzrok.
Zastanawiał się, a to dobrze wróżyło. Byłem naprawdę dobrej myśli co zaskoczyło mnie samego.
Rozpoczęcie tej rozmowy od Wonho było najlepszym wyjściem na jakie mogłem wpaść. Jeśli się zgodzi z resztą pójdzie zdecydowanie łatwiej, gdy już będę miał niebieskowłosego po swojej stronie.
Chłopak znów przeniósł na mnie wzrok i uśmiechnął się pod nosem.
- Skąd mam wiedzieć, że mogę Ci ufać? - zapytał przyglądając mi się badawczo.
- Nie możesz tego wiedzieć, ale jedziemy na tym samym wózku. Tobie zależy na ucieczce z tego cholernego miejsca tak samo jak mnie. Mamy wspólny cel, a żeby go osiągnąć musimy współpracować. Innego wyjścia nie ma. - odparłem zdecydowanie.
Wonho westchnął po czym znów przeczesał dłonią włosy. Zaśmiał się kręcąc delikatnie głową.
- Masz rację, ale jakie są szanse na to, że nam się uda?
- Ogromne. Współlokator Kihyun'a jest tutaj znacznie dłużej niż my i wie kiedy najlepiej zacząć całą akcję tak, żeby nam się udało. Wszystko pójdzie dobrze, jeśli nam pomożecie.
- W sumie i tak nie mam nic do stracenia. Skoro uważasz, że nam się uda. W takim razie wchodzę w to. - odparł i uśmiechnął się delikatnie.
Gdy usłyszałem te słowa, na które tak czekałem mogłem w końcu odetchnąć.
Byłem z siebie naprawdę dumny i już nie mogłem się doczekać, żeby powiedzieć o tym Kihyun'owi. Będzie na pewno zaskoczony.
- Świetnie! Teraz tylko musimy namówić do tego przerośniętego goryla.
- To nie będzie trudne, zapewniam cię. Ani on ani Jooheon nie mają zamiaru tutaj zostać. - odparł z przekonaniem niebieskowłosy.
- Tak, ale jak się dowie, że ja też biorę udział w tej ucieczce to już nie będzie taki skory do pomocy. - prychnąłem.
- Zapewniam cię, że pójdzie dość łatwo.
- Co pójdzie łatwo?
Odwróciliśmy wzrok jednocześnie w kierunku, z którego dochodził głos. Do celi wszedł przerośnięty goryl razem z Jooheonem.
Wziąłem głęboki oddech i podniosłem się z łóżka.
Wiedziałem, że to będzie jedna z najmniej przyjemnych i najtrudniejszych rozmów jakie będę musiał odbyć w moim życiu.
- Domyślam się o co im chodzi, ale szczeniak chyba nie wie na co się porywa. - zaśmiał się Jooheon stając u boku Shownu, gdy ten znalazł się przede mną.
- Nie mam pojęcia co masz na myśli i nie chce wiedzieć. Rozmawiałem właśnie z Wonho i mam dla was pewną propozycję. - odparłem starając się zachować powagę i nie odwiedzić moją pięścią gęby blondyna.
- Propozycje? No proszę, w takim razie zamieniam się w słuch i jeszcze z wielką przyjemnością wejdę z tobą w współpracę. - prychnął goryl.
- Wysłuchaj go Shownu, bo to jest nasza wielka szansa. - westchnął Wonho spoglądając na szatyna.
- Szansa na co? Na dodatkowe pięć lat w tym miejscu!?
- Wręcz przeciwnie. Miałem Ci zaproponować możliwość wydostania się stąd, ale skoro nie chcesz. - prychnąłem i miałem zamiar po prostu obok niego przejść, ale zatrzymał mnie łapiąc za ramię.
- Jak to? Wydostać się?
Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Wonho miał jednak rację. Może wcale nie pójdzie tak źle.
Odwróciłem się powoli znów łapiąc z nim kontakt wzrokowy.
- Tak, mamy pewien plan, ale skoro ty nie masz zamiaru ze mną współpracować...
- Zaraz, zaraz... Jacy my? Ktoś jeszcze oprócz ciebie jest w to zamieszany? - zapytał Shownu wpatrując się we mnie po raz pierwszy bez cienia gniewu i wyższości.
- Cóż... To głównie zasługa Kihyun'a, moja inicjatywa i plan pewnego chłopaka.
- Jakiego chłopaka?
- Zadajesz za dużo pytań, najważniejsze jest to, że mamy szansę się stąd wydostać, ale bez waszej pomocy nie damy rady tak samo jak wy bez naszej. - odparłem i spojrzałem mu prosto w oczy oczekując odpowiedzi.
Wiedziałem, że się nad tym poważnie zastanawia. Widziałem to w jego spojrzeniu. Nie chciał ze mną współpracować tak samo jak ja z nim, ale wolność była dla niego dużo ważniejsza niż nienawiść i uraza chowana do mnie. Skoro już ja byłem gotów na kompromis to on zapewne też.
- Skąd mam wiedzieć, że mówisz prawdę? - zapytał krzyżując ręce na piesi.
- Mówię prawdę, a dość rzadko mi się to zdarza, ale jeśli wciąż nie wierzysz to zapytaj Kihyun'a. - odparłem również krzyżując ręce.
- Nie mieszkajmy go w te rozmowę. Nie rozumiecie?! Mamy szansę się stąd zabrać, a wy jeszcze się zastanawiacie. Potrzebujemy sobie nawzajem, żeby uciec, więc nie ważne jak bardzo się nienawidzicie musicie choć na chwilę zakopać wojenny topór i ten jeden raz ze sobą współpracować. - odparł lekko zirytowany Wonho.
Obydwaj spojrzeliśmy z zaskoczeniem na niebieskowłosego. Miał rację i byłem już gotów, żeby podać mu rękę, ale zastanawiałem się czy przerośnięty goryl będzie miał w sobie na tyle dużo silnej woli, żeby nie rozwalić mi nosa w międzyczasie. Ja byłem w stanie wytrwać te kilka dni i opanować chęć kopnięcia go tam gdzie słońce nie dochodzi.
- Wonho ma rację, więc jak będzie, wchodzisz w to? - zapytałem wyciągając ku niemu dłoń.
Shownu przez chwilę na nią patrzył i wiedziałem, że bije się z myślami. Nienawidził mnie, ale chciał stąd spierdzielić tak samo jak ja. Bardzo chciałem, żeby się zgodził i ku mojej uciesze po chwili uścisnął moją dłoń.
- Zgoda, wchodzę w to, ale nie myśl sobie, że to cokolwiek zmienia. - odparł goryl mierząc mnie wzrokiem.
- Ani myślę, jak wszystko pójdzie dobrze to wysadzę cię na pierwszej lepszej bezludnej planecie. - zaśmiałem się zabierając dłoń i wycierając o te ohydną, żółtą koszulkę.
- Raczej prędzej ja wyrzucę cię po prostu w przestrzeń kosmiczną i popatrzę jak giniesz. - odparł uśmiechając się chytrze.
- I tak po prostu masz zamiar się zgodzić?! - zawołał zdezorientowany i zszokowany Jooheon.
- I tak chcieliśmy dać nogę, a z większą drużyną mamy większe szanse. - wtrącił Wonho.
- Czyli teraz jesteśmy drużyną?!
- Uspokój się Jooheon, wydostaniemy się stąd i już nigdy więcej nie będę musiał oglądać gęby tego szczeniaka. - odparł goryl odwracając się.
Podszedł do swojego łóżka i usiadł na nim.
Jooheon jeszcze przez chwilę stał w miejscu nie rozumiejąc co się przed chwilą stało. Przeniósł spojrzenie na Wonho, który po prostu wzruszył ramionami i uśmiechnął się delikatnie. Zmierzył mnie jeszcze wzrokiem, prychnął i wskoczył na swoje górne łóżko.
- Więc jaki jest plan? - zapytał blondyn spoglądając na mnie z góry.
- Narazie wiem tyle, że wszystko odbędzie się za mniej więcej tydzień. Całą akcje dokładnie wytłumaczy nam współlokator Kihyun'a, który tak jak już wspomniałem jest tutaj od dłuższego czasu i doskonale wie kiedy najlepiej wszystko rozpocząć. - odparłem i usiadłem na łóżku.
- W porządku, w takim razie gdzie i kiedy zajmiemy się omówieniem planu? - zapytał niebieskowłosy.
- Pójdę zaraz poszukać Kihyun'a. Opowiem mu o wszystkim i dowiem się kiedy możemy zacząć narady.
- W takim razie radzę Ci już iść zanim strażnicy zaczną obchód.
- Masz rację Wonho pójdę od razu. - stwierdziłem i podniosłem się z łóżka po czym ruszyłem w kierunku wyjścia.
Otworzyłem kratę i miałem zamiar wyjść, gdy nagle przed swoją twarzą pojawił się Dey.
- A dokąd to się wybierasz? - zapytał kładąc mi dłoń na ramieniu.
Natychmiast ją odepchnąłem i z obrzydzeniem przetarłem ramię. Dlaczego on zawsze się pojawiał w tak ważnych momentach. Koleś był tak cholernie irytujący. Nie tak bardzo jak ja, ale mógł zająć miejsce na podium.
Spojrzałem na niego morderczym wzrokiem, nie miałem zamiaru się cofnąć.
- Pozwiedzać. - odparłem krzyżując ręce na piesi.
- O tej porze powinieneś sobie smacznie spać w łóżeczku, a nie na wycieczki się wybierać.
- Nie mogę zasnąć, a chyba nie chcesz, żeby przez to moi współlokatorzy mieli pod górkę. - stwierdziłem uśmiechając się chytrze.
- Żebyś zaraz ty nie miał pod górkę szczeniaku.
Dlaczego wszyscy tutaj mnie tak nazywają?!
Słowo daje, że jeśli jeszcze raz usłyszę ten zwrot skierowany pod moim adresem to komuś stanie się krzywda, a tym kimś najprawdopodobniej będzie albo Dey albo przerośnięty goryl.
Wziąłem głęboki oddech, żeby się uspokoić i uśmiechnąłem się najsztuczniej jak tylko potrafiłem.
- Chyba lepiej, żebym poczuł się tutaj swobodnie skoro mam spędzić w tym miejscu kilkadziesiąt lat, nieprawdaż?
- Na twoim miejscu nie pozwalał bym sobie na zbyt dużo. Przypominam Ci, że i tak już sporo dla ciebie zrobiłem. Jeden ze strażników chciał dać cię do jednej z ciasnych izolatek, a tam zapewniam cię, iż nie czuł byś się tak dobrze. - warknął Dey.
- Hmmm... Nie mógłbym trafić do ciasnej izolatki, ponieważ mam klaustrofobie.
- Wcale, że nie masz. - prychnął.
- Ale mógłbym mieć, gdybym tam trafił. - stwierdziłem wydymając lekko wargi i kiwając głową.
- Ja wyczuwam u ciebie inne zaburzenia psychiczne niż klaustrofobia, ale mniejsza. W każdym razie masz siedzieć w celi dopóki nie usłyszysz kolejnego dzwonka. Taki panują tutaj zasady.
- Te zasady są do dupy. - powiedziałem bez zastanowienia.
- Wezmę to pod uwagę na najbliższym zebraniu władz korpusu Nova. Jestem niezmiernie ciekaw czy będą tego samego zdania. - zaśmiał się po czym odwrócił się i odszedł.
Stałem przez chwilę w miejscu, a w głowie obrzucałem go najgorszymi obelgami jakie tylko byłem w stanie wymyślić.
Wychyliłem się delikatnie z celi, żeby sprawdzić gdzie Dey ma zamiar teraz iść. Gdy zauważyłem, że nie wszedł do żadnej z cel na tym piętrze oprócz naszej musiałem walczyć z ochotą pokazania mu środkowego palca, gdy nie patrzył, ale nie chciałem już ryzykować.
Czekałem cierpliwie aż sobie pójdzie, żeby móc po cichu przemknąć się do celi Kihyun'a.
- Zamierzasz wyjść? - usłyszałem szept Wonho.
- Tak, muszę powiedzieć o wszystkim Kihyun'owi i dowiedzieć się kiedy mamy się znów spotkać, ale tym razem w powiększonym składzie. - odparłem czekając aż Dey zniknie razem ze swoimi kolegami za głównymi drzwiami.
Gdy w końcu to się stało nie czekałem ani chwili dłużej tylko wyszedłem z celi i na paluszkach zacząłem szukać tej, w której przebywał Kihyun razem ze srebrnowłosym chłopakiem.
Wiedziałem tylko tyle, że znajduje się na tym samym piętrze co moja.
Zajęło mi to dosłownie chwilę, żeby ją zlokalizować.
Zajrzałem do środka i zobaczyłem czterech więźniów w środku. Dwóch spało na piętrowym łóżku. Hyungwon leżał na pojedynczym przy ścianie, a różowowłosy na kolejnym znajdującym się naprzeciwko.
Uśmiechnąłem się delikatnie na jego widok po czym najciszej jak tylko mogłem otworzyłem drzwi celi i wszedłem do środka.
- Changkyun, co ty tu robisz? - zapytał Kihyun, gdy podszedłem do łóżka, na którym siedział i usiadłem obok.
Był nieco zdezorientowany, ale nie zaprotestował, gdy zająłem miejsce obok niego.
- Przyszedłem, żeby wam powiedzieć, że cała trójka nam pomoże. - odparłem dumnie spoglądając na różowowłosego.
- No proszę, czyli to jednak nie było aż takie trudne. - zaśmiał się.
- O dziwo nie było, ale miałem szczęście, że mogłem na początku porozmawiać tylko z Wonho. Reszta poszła łatwo, gdy miałem go po swojej stronie.
- Wspaniale, czyli możemy ruszyć z akcją w przyszłym tygodniu. - stwierdził Hyungwon odwracając głowę w naszym kierunku, ale nie podnosząc się z łóżka.
- Kiedy możemy znów się spotkać w twojej kryjówce, żeby omówić szczegóły plan? - zapytałem.
- Jutro w nocy. Po obchodzie, gdy strażnicy znów wyjdą i zostanie ich tylko kilku zaprowadzisz ich tam. Razem z Kihyun'em będziemy na was czekać. W ten sposób nie zwrócimy niczyjej uwagi. Mam nadzieję. - stwierdził srebrnowłosy.
- W porządku. W takim razie jutro w nocy. - powtórzyłem i podniosłem się z łóżka.
Nic więcej już nie chciałem wiedzieć, więc spojrzałem jeszcze raz na Kihyun'a i ruszyłem do wyjścia. Czułem, że wszystko zaczyna się układać i mimo, że moja sytuacja nie wyglądała na początku dobrze to byłem w stanie z małą pomocą wyjść na wolność. Już chciałem zobaczyć minę Dey'a, który będzie mnie mógł, tylko pocałować w dupe.
- Changkyun.
Zatrzymałem się i odwróciłem, gdy usłyszałem głos Hyungwona.
- Pamiętaj, że jak już to wszystko się zacznie to nie będzie odwrotu. - odparł z powagą, która mnie trochę zaskoczyła.
Jednak na mojej twarzy pojawił się chytry uśmiech.
- Wiem, ale ja zawsze idę tylko naprzód.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top