Rozdział III
Ponownie się zaśmiałem spoglądając na rozbawioną twarz Kihyun'a.
Wszystko co mówiłem, mówiłem poważnie. Czułem, że znajomość z różowowłosym może mi bardzo pomóc. Był niezwykle inteligentny i sprytny co mogłem stwierdzić po tak krótkim czasie, więc na pewno pomoże mi coś wymyślić, gdy tylko uda mi się go przekonać do ucieczki z tego miejsca. Jak to mówią co dwie głowy to nie jedna.
Oparłem się o ścianę wąskiego przejścia i odwróciłem głowę spoglądając na kręcących się koło przejścia więźniów, jednak żaden z nich nie miał zamiaru się tutaj zapuszczać. Co było nam oczywiście na rękę.
- Słuchaj, przyznam Ci szczerze, że nie mam zamiaru zostać tutaj zbyt długo. - odparłem spoglądając znów w kierunku różowowłosego.
- Naprawdę? Zdążyłem się domyślić. Każdy tak mówi, gdy tutaj trafia. - prychnął.
- Możliwe, ale ja mówię poważnie. Nie mam zamiaru tutaj tkwić i codziennie oglądać uśmiechniętą gębę Dey'a. Dlatego wykombinuje jak się stąd wyrwać.
- Cóż w takim razie życzę powodzenia. Jeszcze nikomu nie udało się stąd uciec.
- Więc w takim razie będziemy pierwsi. - odparłem uśmiechając się do różowowłosego.
- My? - zapytał zaskoczony Kihyun pochylając lekko głowę.
- Jasne, że my! Pomogłeś mi, więc teraz ja pomogę tobie i wyciągnę cię stąd. - odparłem.
Różowowłosy zaśmiał się i przewrócił oczami.
- Wiesz, że to wcale nie będzie proste. Nawet jednej osobie nie udało się stąd uciec, a co dopiero dwóm.
- Dlatego mamy jeszcze większą motywację, żeby tego dokonać.
- Może, ale jestem ciekaw jaki masz plan. - odparł krzyżując ręce na piersi.
- Jeszcze go nie posiadam, ale to tylko kwestia czasu.
- Mogłem się tego domyślić... - westchnął. - W takim razie poczekam aż coś wymyślisz Sherlocku.
- Nie martw się Watsonie. Poradzę sobie z tym. - odparłem uśmiechając się.
Kihyun tylko ponownie przewrócił oczami, ale na jego twarzy pojawił się uśmiech.
Jednak ja już zacząłem się zastanawiać nad planem ucieczki. Tak od razu nie będę prosił go o pomoc. Najpierw sam spróbuję coś wymyślić, a dopiero później przybiegnę do niego na kolanach. Nie dosłownie oczywiście. Moje ego było zbyt wielkie, żebym mógł coś takiego zrobić. Dlatego musiałem poradzić sobie sam.
Jak już wcześniej wspominałem nie miałem zamiaru spędzić tutaj tych kilkudziesięciu lat i codziennie patrzeć jak Dey uśmiecha się do mnie tym swoim cholernym triumfowalnym uśmieszkiem. Nie zniósł bym tego i któregoś dnia bym mu przyłożył. Za co zapewne dostał bym kolejne siedem lat. Jednak byłoby warto.
- Słuchaj Changkyun... Na twoim miejscu nie wychylałbym się za bardzo. I tak masz już spore kłopoty. - odparł różowowłosy.
- Kihyun kłopoty to moje drugie imię, a poza tym nie mam zamiaru ich słuchać. To oni będą grać według moich zasad, a nie na odwrót. - prychnąłem krzyżując ręce na piersi.
- Podziwiam twoje podejście, ale sam jeden niczego nie zmienisz.
- Ale ja nie jestem sam. - odparłem spoglądając z uśmiechem na różowowłosego.
Kihyun zmrużył oczy patrząc na mnie podejrzliwie.
Może trochę za bardzo słodziłem, ale bardzo zależało mi na jego pomocy. Miał rację mówiąc, iż sam niczego nie jestem w stanie zrobić, ale z odpowiednim wsparciem mogłem wiele zdziałać.
- Jesteś naprawdę niemożliwy... - westchnął.
- Wiem o tym. - zaśmiałem się.
- Cóż... Muszę się zastanowić. Nie chcę narobić sobie niepotrzebnych kłopotów.
- Zapewniam cię, że nie pożałujesz.
- Czego nie pożałuje?
Westchnąłem słysząc znajomy mi już głos.
Odwróciłem się i moim oczom ukazała się postać przerośniętego goryla, który z mierzał ku nam wraz ze swoją świtą.
Od razu zrobiło mi się niedobrze i miałem ochotę znaleźć się jak najdalej od niego. Wiedziałem, że jego obecność nie zwiastuje niczego dobrego.
Spojrzał na mnie z wyższością, gdy stanął przede mną. Oczywiście, że musiał zaznaczyć fakt, iż był ode mnie wyższy. Co zirytowało mnie jeszcze bardziej niż sama jego osoba.
- Na twoim miejscu nie interesował bym się za bardzo. - odparłem patrząc mu prosto w oczy.
- Naprawdę? A może mnie to właśnie bardzo interesuje.
- To już nie mój problem. Znajdź sobie lepsze zajęcie zamiast ciągle za mną łazić.
- Twoja niewyparzona gęba coraz bardziej mnie denerwuje. - warknął Shownu.
- Nie tylko ciebie, ale mam to głęboko gdzieś.
- Zobaczymy czy będziesz to miał głęboko gdzieś jak rozwale ci nos. - syknął zaciskając pięści.
- Grozisz mi?
- Uspokójcie się w końcu. - warknął Kihyun stając obok.
- Przecież to on zaczął. - prychnąłem.
- Nie obchodzi mnie to kto zaczął. To przez waszą dwójkę tutaj wylądowaliśmy, więc zakończcie tą bezsensowną wojnę.
- Skończę, gdy on ładnie przeprosi. - odparł Shownu uśmiechając się chytrze.
- Pfff... Prędzej świnie zaczną latać. - prychnąłem.
- Chcesz to mogę ciebie nauczyć latać. - warknął goryl zaciskając mocniej pięści.
- No to dawaj! Pokaż na co cię stać przerośnięta kupo mięśni!
- Zaraz ci szczeniaku pokaże co te mięśnie są w stanie zrobić z twoją gębą. - syknął po czym złapał mnie za koszulkę.
Zaśmiałem się tylko patrząc jak bardzo znów udało mi się go zdenerwować. Przyznam, że właśnie o to mi chodziło. Im bardziej był wkurwiony tym większą ja miałem satysfakcję, która nie przeminie nawet, gdy dostanę w nos.
- Do cholery jasnej przestańcie! - zawołał Kihyun wpychając się między nas.
Wiedziałem po jego spojrzeniu, że jest już naprawdę zirytowany. Nie dziwiłem mu się. Potrafiłem zajść każdemu za skórę i byłem tego świadomy. Jednak doskonale wiedziałem gdzie jest granica i kiedy przestać, ale zdążyłem się zorientować, że jeśli chodziło o tego przerośniętego goryla to ta granica miała dla mnie piętnaście tysięcy kilometrów.
Miał rację co do tego, iż jesteśmy wszyscy tutaj z naszej winy. Przez nas znalazł się w tym więzieniu i pierwszy raz w życiu czułem przez to wyrzuty sumienia. Większą winą oczywiście obarczałem przerośniętego goryla, ponieważ, gdyby nie on to siły Novy wcale nie musiałyby interweniować. Także myśląc w ten sposób czułem się nieco lepiej.
- Ale to on ma problem i chce mnie uderzyć. - odparłem krzyżując ponownie ręce na piersi.
- Sam się prosisz o to, żeby w końcu ktoś dał ci po ryju. - warknął Shownu.
- Po ryju to zaraz ty możesz dostać Shownu, więc lepiej mnie nie denerwuj! - syknął różowowłosy odwracając się w stronę goryla.
- Ale Kihyun...
- Nie ma żadnego, ale Shownu! Mam was obu już powoli serdecznie dość!
- Może faktycznie zabierzemy się stąd i nie sprawiajmy więcej kłopotów. - odezwał się nagle niebieskowłosy chłopak.
- Co ty pierdzielisz Wonho? Szczeniakowi należy się porządna nauczka. - prychnął Jooheon spoglądając na zestresowanego chłopaka.
- Po prostu nie chcę mieć przez to przejebane. - warknął w kierunku blondyna.
- Może w końcu posłuchacie chociaż raz Wonho i zostawicie go w spokoju. - odparł różowowłosy odpychając Shownu.
- Czemu w ogóle go bronisz Kihyun? Przecież on do nikogo nie ma za grosz szacunku. - oburzył się blondyn.
- To nie jest twój interes Jooheon. Poza tym mówisz tak jakbyś ty miał do kogokolwiek szacunek. - prychnął.
- Kihyun ma rację. Zabierajmy się stąd. - westchnął Wonho przeczesując dłonią włosy.
- Co ci się nagle stało?! Dlaczego tak nagle stałeś się taki?! - zapytał oburzony Jooheon stając obok niebieskowłosego.
- Taki czyli jaki!? Nie wiem jak ty, ale ja nie chciałem tutaj wylądować!
- Myślisz, że ktokolwiek z nas tego chciał, ale przez pewną osobę przyszło nam teraz zmagać się z tym pierdlem! Co nie znaczy, że mamy nagle grać według ich zasad! - mówiąc to Jooheon znacząco spojrzał w moim kierunku.
Spodziewałem się tego, że będą obwiniać o wszystko mnie. Jednak ani trochę mnie to nie obchodziło. Ja z kolei zwalałem winę na nich, więc punkt był po obu stronach.
Ale przyznam, że czułem się nieco niezręcznie będąc świadkiem ich kłótni i miałem ochotę po prostu odejść.
- A może właśnie granie według ich zasad by nam w jakiś sposób pomogło! - zawołał niebieskowłosy wyrzucając ręce w górę w geście bezradności.
- Naprawdę w to wierzysz?! Proszę cię! Jedynym sposobem, żeby się stąd wydostać jest wybicie strażników i połowy więźniów i nie wiem jak ty, ale ja jestem na to przygotowany! - warknął Jooheon podniesionym tonem.
- Nie jestem na to gotów, ale znając was nie będę miał wyboru!
- Nagle chcesz się wycofać!? - zapytał rozjuszony blondyn.
- Oczywiście, że nie! Ale...
- Co Wonho?! Wyduś to z siebie. - odparł nagle Shownu spoglądając na niebieskowłosego.
- Ja...
Spojrzałem z politowaniem na chłopaka. Mogłem dostrzec przez ułamek sekundy łzy w jego oczach, jednak pozbył się ich tak szybko jak się pojawiły.
Czułem, że Wonho nie czuje się dobrze z tym wszystkim. Po jego zachowaniu, po jego słowach można było stwierdzić, iż chciałby jak najszybciej z tym wszystkim skończyć, ale nie mógł.
Ze mną poniekąd było podobnie. Z jednej strony czerpałem w jakimś stopniu radość z tego co robiłem. Nie dało się zastąpić tej satysfakcji, którą czułem po każdym wykonanym zleceniu. Przynajmniej tak mi się wydawało. Nie chciałem robić tego już do końca życia, ale nie widziałem dla siebie żadnego innego wyjścia. To była moja jedyna ścieżka, którą musiałem podążać.
- Zostawcie go w spokoju. Jeśli nie chce wam o niczym mówić to niech tego nie robi. - odparł nagle Kihyun stając po stronie chłopaka.
- Jeśli ma zamiar się wycofać to niech powie nam o tym od razu. - warknął blondyn.
- Jooheon, z jednej strony Kihyun ma rację. Nie możemy aż tak na niego naciskać. - westchnął Shownu patrząc na chłopaka z dezaprobatą.
- Jasne! Przypomnij mi o tym jak zostaniemy na lodzie!
- Przecież nie mam zamiaru was zostawić! - oburzył się niebieskowłosy.
- To może wy załatwcie swoje problemy, a ja sobie po prostu pójdę. - odparłem starając się ominąć jakoś goryla.
Czułem się niezręcznie i nie chciałem brać w tym udziału.
Jednak on złapał mnie za ramię i popchnął z powrotem pod ścianę. Oczywiście nie chciałem pozostać mu dłużny i próbowałem opłacić mu się tym samym, jednak nie miałem w sobie tyle siły co ten przerośnięty goryl.
Chciałem wziąść zamach i wymierzyć mu prawego sierpowego w szczękę, jednak w ostatniej chwili udało mi się powstrzymać.
- Zostajesz. Jeszcze nie skończyłem. - warknął Shownu patrząc na mnie z wyższością.
- Ale ja skończyłem, więc zejdź mi z drogi. - prychnąłem stając przed nim.
- Zmuś mnie pokurczu.
- Dobra przerośnięty gorylu sam się o to prosisz.
- Jeśli masz zamiar zrobić powtórkę z rozrywki z baru to może lepiej się nie ośmieszaj ponownie. - zaśmiał się.
- Jeśli dobrze pamiętam to udało mi się przypierdzielić ci w twarz. - prychnąłem unosząc brew.
- Tym razem tak nie będzie.
- A założymy się?
- Co za idioci... - westchnął Kihyun przewracając oczami.
Chcąc lub też nie musiałem zignorować zirytowanego chłopaka i ponownie stawić czoła Shownu. Tym razem miałem wielką nadzieję, że skończy się to inaczej niż ostatnio. Jednak nadzieja matką głupich...
Nie zamierzałem oczywiście czekać na jego ruch i jako pierwszy chciałem ponownie posmakować tej cudownej przyjemności jaką była możliwość przyłożenia mu w gębę.
Po prostu wziąłem szybki zamach i wycelowałem prosto w cel, ale niestety goryl spodziewał się, że to zrobię i gdy moja pięść była tuż przy jego twarzy złapał ją z łatwością.
Moja pięść była teraz ulokowana w jego wielkiej dłoni i wiedziałem, że za szybko nie uda mi się jej wydostać.
Brunet zaśmiał się po czym zaczął zaciskać dłoń, którą trzymał na mojej. Przez chwilę nie czułem żadnej różnicy, ale w końcu usłyszałem jak coś strzyknęło i najprawdopodobniej były to moje kości. Zacząłem nagle czuć przeszywający ból w dłoni i powoli traciłem w niej czucie. Próbowałem w jakiś sposób się wyswobodzić, ale nie było to możliwe. Przyznam, że zacząłem się nieco bać, iż za chwilę złamie mi dłoń, a ucieczka stąd ze złamaną jedną dłonią będzie dość ciężka.
Spojrzałem w kierunku Kihyun'a, który stał pod ścianą ze skrzyżowanymi na piersi rękami i przyglądał się nam z dezaprobatą. Moje spojrzenie mówiło wszystko i różowowłosy znów znalazł się przy nas. Przewrócił oczami spoglądając na moją dłoń, a następnie przeniósł wzrok na goryla.
- Dobra Shownu dosyć tego.
- Daj mi jeszcze chwilkę. - zaśmiał się patrząc na ból wymalowany na mojej twarzy.
- Za chwilę złamiesz mu dłoń! Przestań! - warknął różowowłosy.
- Właśnie o to mi chodzi.
- Do jasnej cholery Shownu!
- Należy mu się.
- Nie tobie o tym decydować! Natychmiast przestań!
- Nie ma mowy.
- Shownu!
- No komedia...
Odwróciłem głowę, gdy usłyszałem nagle nieznajomy głos.
Kilka metrów od nas oparty o ścianę stał nieznany mi mężczyzna. Był wysoki, a jego włosy były w kolorze srebra. Zaśmiał się i podszedł bliżej, aby przyjrzeć się dokładniej sytuacji, której był świadkiem. Dopiero wtedy mogłem dostrzec twarz niczym u modela, która idealnie pasowała do jego sylwetki.
- Widzę, że wszyscy jesteście tutaj nowi. - odparł kładąc ręce na biodrach ukazując naprawdę wąską talię.
- Po czym wnioskujesz? - zapytał natychmiast Jooheon.
- Po waszej nieznajomości zasad. W ten korytarz nie może zapuszczać się nikt. Poza tym nie wiecie, że bójki we więzieniach są surowo karane? - odparł z uśmiechem.
- Lepiej nie zgrywaj cwaniaczka panie ładny, bo ci się może za to oberwać. - warknął Jooheon.
- Ohh doprawdy? - zapytał ironicznie i wyglądał jakby naprawdę go to bawiło.
Ja tymczasem przestałem już czuć moją dłoń i z ust wymknął się cichy jęk. Nie miałem pojęcia jak długo uda mi się jeszcze wytrzymać zanim naprawdę goryl złamie mi dłoń. Chyba, że prędzej mi ją amputują.
Srebrnowłosy spojrzał na mnie i podszedł do nas szybkim krokiem. Jednym zwinnym uderzeniem w ramię goryla wyswobodził moją dłoń. Następnie odepchnął bruneta tak, że wpadł na najbliższą ścianę, a następnie wyciągnął z jednego z pary glanów, które miał na sobie mały sztylet i zanim się zdążyłem obejrzeć przyłożył go Jooheon'owi do szyji.
Wszyscy staliśmy jak wryci i nikt nie miał zamiaru się ruszyć.
Mogłem dostrzec zarazem zaskoczoną i przerażoną minę blondyna, który się tego w ogóle nie spodziewał. Każdy z nas zapewne zastanawiał się czy chłopak tak po prostu go zabije. Było to bardzo prawdopodobne zważywszy na to, że Jooheon musiał go zdenerwować swoim zachowaniem.
Jednak srebrnowłosy się tylko zaśmiał.
- Jak już powiedziałem ten korytarz jest prywatny, więc radzę wam się stąd zabierać i, żebym więcej was tu nie widział. Żadnych bójek też nie chcę widzieć, ponieważ będziemy musieli inaczej porozmawiać, jasne?
Blondyn tylko pokiwał delikatnie głową. Chłopak zdjął sztylet z jego szyji i włożył go z powrotem do buta. Odwrócił się i spojrzał pokolei na każdego z nas.
Chciałem mu podziękować za to, że dzięki niemu goryl nie złamał mi dłoni, ale nie było mi to dane. Srebrnowłosy zatrzymał spojrzenie trochę dłużej na Wonho, uśmiechnął się po czym po prostu odszedł.
Nie bardzo wiedziałem jak mam się zachować.
Chłopak po prostu nieźle nas zaskoczył. Tak bardzo, że przez kilka minut staliśmy jak słupy soli wpatrując się w siebie nawzajem. Co było strasznie niezręczne, ale żaden z zebranych nie wiedział czy powinien cokolwiek mówić.
Nagle rozległ się dźwięk dzwonka i przez chwilę poczułem się znów jak w szkole. Co za koszmar.
Zobaczyłem jak więźniowie w pośpiechu zaczęli kierować się w kierunku swoich cel.
Nie miałem pojęcia co się dzieje, więc musiałem zdać się na Kihyuna, który złapał mnie nagle za ramię i zaczął ciągnąć w kierunku wyjścia z korytarza z powrotem na wielką hale. Nie protestowałem tylko posłusznie szedłem za nim.
- O co chodzi Kihyun? Co się dzieje? - zapytałem idąc w szybkim tempie za różowowłosym.
- Musimy wrócić natychmiast do naszych cel.
- Dlaczego?
- Ponieważ zaraz przyjdą strażnicy i jeśli zobaczą cię poza celą to nie skończy się dla ciebie dobrze.
- Co?! Ale przecież powiedziałeś, że mają nas gdzieś!
- Bo tak jest! Ale zawsze o stałej porze codziennie dzwoni ten dzwonek, a to jest znak dla strażników, że czas na inspekcje oraz, żeby znaleźć sobie pretekst, żeby nam coś złamać. - warknął Kihyun wchodząc szybko po schodach.
- Że co?! Jakim prawem oni...
- Nie wiem, ale uważają, że stanowią prawo, więc mogą robić co im się podoba.
- To jest chore! - zawołałem oburzony.
- Doskonale o tym wiem, ale nic nie możemy z tym zrobić! Na którym piętrze masz cele?
- Na trzecim.
Nie miałem pojęcia, że właśnie tak się tutaj traktuje więźniów. Wiedziałem, że jesteśmy dla nich tylko nic niewartymi śmieciami, ale to już była przesada.
Na samą myśl o tym co już zrobili niektórym więźniom robiło mi się niedobrze. Uważali, że są od nas lepsi. Że mają większe prawa i mogą więcej, ale postępując w taki sposób w ogóle się niczym od nas nie różnili. Wręcz przeciwnie. Zastanawiałem się czy ktokolwiek wie o tym co się tutaj dzieje.
Wbiegliśmy po schodach na trzecie piętro. Większość więźniów zajęła już swoje cele. Byłem naprawdę zaskoczony tym jak posłuszni potrafili być jedni z najgorszych przestępców. Jednak domyślam się, że gdybym przeszedł przez to co oni to moje podejście do tego było by zupełnie inne.
Zatrzymałem się razem z Kihyun'em przed moją celą. Różowowłosy spojrzał na mnie zaskoczony i przez chwilę się nad czymś zastanawiał.
- To twoja cela? - zapytał dla pewności.
- Tak moja.
- W porządku, w takim razie zostawiam cię narazie. Moja cela jest kilkanaście metrów dalej. - odparł i chciał odejść, ale udało mi się go jeszcze zatrzymać.
- Później cię znajdę, ale mam nadzieję, że przemyślisz moją propozycję.
- Zastanowię się nad tym. Do zobaczenia, Changkyun.
Odprowadziłem go wzrokiem po czym wszedłem do celi.
Byłem zadowolony faktem, iż Kihyun zastanowi się nad próbą ucieczki z tego miejsca. We dwójkę będzie zdecydowanie łatwiej. Poza tym byłem mu coś winien za te wszystkie razy, gdy bronił mojego tyłka, mimo, iż sam prosiłem się o wpierdziel.
Rozejrzałem się znów po celi i zdałem sobie sprawę z tego, że wciąż jestem w niej sam. Dey mówił, że mam mieszkać w niej wraz z kilkoma współlokatorami, ale nie miałem pewności, że mówił prawdę. Mimo wszystko miałem nadzieję, że nikt się nie pojawi i będę miał więcej miejsca dla siebie.
Usiadłem na pojedynczym łóżku, które się tutaj znajdowało i moje myśli powędrowały w kierunku ponownego rozmyślania o ucieczce. Nie miałem ani chwili do stracenia i chciałem pożyteczne wykorzystać ten czas, w którym strażnicy zrobią tą całą inspekcje, a ja będę mógł ponownie przystąpić do działania.
Kolekcjoner miał dla mnie kolejne zlecenie, za które miałem się zabrać, gdy tylko skończę poprzednie. Jednak nie wszystko poszło zgodnie z planem i muszę siedzieć tutaj i urzerać się z Dey'em oraz innymi więźniami wśród, których musiał znaleźć się przerośnięty goryl.
Nie on jednak był w tamtym momencie moim największym problemem. Z Kolekcjonerem byłem sobie w stanie poradzić, poza tym wątpię, żeby znalazł kogoś kto wykonałby te brudną robotę lepiej ode mnie.
W mojej głowie powoli zaczął powstawać plan. Mniej więcej pamiętałem już rozkład hali.
Wyjście było tylko jedno co utrudniało nieco sprawę, jednak nie było niemożliwe do zrobienia. Musiałem znaleźć kogoś kto byłby w stanie otworzyć drzwi. Gdyby udało nam się to załatwić reszta poszłaby z górki. Dostać się do magazynu, zabrać rzeczy, załatwić strażników, dostać się do mojego statku i spierdzielić na drugi koniec galaktyki.
Proste? Proste.
Jednak miałem świadomość, że samemu sobie nie poradzę. Potrzebowałem kogoś kto mi pomoże. Potrzebowałem Kihyun'a.
Ciężko było mi się samemu przed sobą przyznać, że pierwszy raz nie mam zamiaru działać na własną rękę, ale taka była prawda. Tym razem potrzebowałem wsparcia.
Westchnąłem i nagle usłyszałem kroki. Po chwili do celi weszło trzech mężczyzn. Podniosłem wzrok i gdy ich zobaczyłem ciśnienie natychmiast mi podskoczyło i byłem przekonany, że moja cała twarz poczerwieniała ze złości.
Gdy po raz nie wiem już który zobaczyłem gębę przerośniętego goryla i jego kolegów myślałem, że wyjdę z siebie i stanę obok.
To był jakiś cholerny żart i wcale nie był śmieszny.
- To są chyba jakieś jaja?! - warknął goryl, gdy spostrzegł mnie siedzącego na jednym z łóżek.
- Mnie to mówisz?! Co wy tutaj do cholery robicie?!
- Dey powiedział nam, że to nasza cela. - odparł spokojnie Wonho.
- Że co?! Nie! Nie ma takiej opcji! To moja cela! - zawołałem podnosząc się z łóżka.
- My się nie mamy zamiaru stąd ruszyć. - stwierdził Shownu stanowczo.
- Doprawdy?! Więc może Ci pomogę?!
- Ha! No to dawaj szczeniaku! Bardzo chcę to zobaczyć! - zaśmiał się krzyżując ręce na piersi.
- Proszę bardzo! - warknąłem i zrobiłem kilka kroków, żeby znaleźć się naprzeciwko niego.
- Chłopaki... Przestańcie... - westchnął Wonho.
- Pamiętaj tylko, że tym razem Kihyun ci nie pomoże. - zaśmiał się goryl spoglądając na mnie z góry.
- Sam potrafię o siebie zadać. - warknąłem.
- Widać.
Zacisnąłem szczękę i pięści.
Miałem go już serdecznie dosyć, a był w pomieszczeniu dopiero kilka minut. Słowo daję, że jeszcze chwila i mu coś zrobię...
- Zaraz tutaj przyjdą strażnicy i dobrze wiecie, że jeśli zobaczą, że się bijecie to wszyscy będziemy mieć kłopoty. - odparł Wonho stając obok nas.
- Wyluzuj Wonho. Jeśli chcą to niech się nawalają. Przynajmniej będzie na co popatrzeć. - zaśmiał się Jooheon kładąc się na górze jednego z łóżek piętrowych.
- Nie słuchajcie go! Zachowujmy się proszę jak na ludzi przystało. - westchnął niebieskowłosy.
- Przyłożę mu tylko jeden raz. - odparł Shownu uśmiechając się chytrze.
- Jeszcze zobaczymy kto komu przyłoży. - warknąłem i uniosłem pięść.
- Co się tutaj dzieje?!
Zajrzałem gorylowi za ramię i zobaczyłem Dey'a wraz z jego partnerem.
Westchnąłem, gdy zobaczyłem jak idzie w naszym kierunku.
Jeszcze jego tutaj brakowało...
Odsunąłem się od Shownu o kilka kroków i odwróciłem wzrok dopiero, gdy strażnicy znaleźli się dostatecznie blisko.
- Nic się nie dzieje. - odparł natychmiast Wonho.
- Właśnie widzę. Jaki znów masz problem Changkyun? - zapytał Dey stając naprzeciwko nas.
- Nie mam zamiaru być z nim w jednej celi. - warknąłem nie mając zamiaru spojrzeć na stojącego obok mnie goryla.
- Nie pytam cię o zdanie. Postanowiliśmy już. Macie dzielić te cele we czwórkę, koniec kropka.
- Ja nie...
- Jeszcze jedno słowo dyskusji, a przysięgam, że dostaniesz tą luksusową izolatke, którą mijaliśmy na samym początku naszej wycieczki po tym wspaniałym ośrodku. - syknął Dey przerywając mi.
Zaraz, zaraz...
Jak on nazwał to miejsce? "Wspaniały Ośrodek"? Chyba dla psychicznie chorych. Jeśli to miał być "wspaniały ośrodek" to przysięgam, że zostanę świętym. Dey chyba nie słyszał sam siebie i nie miał pojęcia o czym mówi. Powinien najpierw sobie przemyśleć to co chce powiedzieć zanim już to zrobi.
- Ja także nie mam zamiaru dzielić z nim pokoju. - wtrącił się Shownu.
- Powiedziałem chyba dostatecznie wyraźnie. Macie wspólną cele, a jeśli tylko usłyszę choćby słowo o jakiejkolwiek bójce, która będzie miała tutaj miejsce to słowo daje, że gorzko tego pożałujecie. Już i tak jesteśmy dla was dostatecznie łaskawi.
- Oczywiście... - prychnąłem cicho.
Dey to usłyszał jednak tylko rzucił mi mordercze spojrzenie i nic więcej nie powiedział. Spojrzał jeszcze raz na każdego z nas po czym odwrócił się i wyszedł z celi zamykając ją.
Wziąłem głęboki oddech po czym znów spojrzałem na goryla. On również przeniósł na mnie wzrok. Staliśmy tak po prostu w ciszy wpatrując się w siebie moderczym spojrzeniem. Miałem ochotę wydrapać mu te oczy. Jednak wtedy Dey by mnie zamknął w izolatce i o ucieczce nie byłoby nawet mowy.
Zamierzałem, więc tak po prostu na niego patrzeć.
Mimo tego, że nie byliśmy tego do końca świadomi prowadziliśmy właśnie bitwę na wzrok. Żaden z nas nie miał zamiaru odpuścić i uparcie wpatrywał się w oczy drugiego. Przynajmniej te walkę chciałem wygrać.
- Możecie w końcu przestać. - warknął zirytowany już Wonho.
- On pierwszy. - odparł Shownu.
- Po moim trupie. - syknąłem krzyżując ręce na piersi.
- Da się zrobić.
- Shownu!
- Dobrze wiesz, że sam się o to prosi, więc czemu wciąż próbujesz mnie od tego odwieść?! - zawołał goryl odwracając się w kierunku niebieskowłosego, który siedział na dolnej części łóżka piętrowego.
Uśmiechnąłem się triumfalnie wiedząc, że udało mi się z nim wygrać. Niby to była tylko dziecinna walka na wzrok, ale jednak był to jakieś sukces. Mały, ale sukces.
- Ponieważ nie chcę mieć problemów! - warknął Wonho.
- Nagle obudził się twój kodeks moralny?! Jakoś zawsze miałeś to gdzieś!
- Właśnie, że nie! Zapytałeś mnie kiedykolwiek czego tak naprawdę chcę?! Otóż nie! Zawsze mieliście to gdzieś, a ja siedziałem cicho nie protestując, ale z tym koniec! Ogarnij się w końcu Shownu! To nie ty jesteś od wyznaczania sprawiedliwości! Ani ty ani on! Więc przestańcie się w końcu zachowywać jak dzieci! - krzyknął zdenerwowany Wonho wstając z łóżka.
Wybuch niebieskowłosego zaskoczył mnie tak bardzo, że powoli wycofałem się i usiadłem znów na łóżku. Przyznam, że jego słowa dały mi do myślenia. Miał rację w niektórych sprawach. Zachowywaliśmy się jak dzieci, jednak nic nie byłem w stanie na to poradzić. Moja duma nie pozwalała mi na to, żebym po prostu mu odpuścił i zapomniał o tym wszystkim co się stało. To nie było w moim stylu.
- Możecie się łaskawie zamknąć. Próbuję zasnąć. - mruknął Jooheon po czym odwrócił się plecami do nas.
Niebieskowłosy wziął głęboki oddech po czym znów zajął miejsce na łóżku i zchował twarz w dłoniach. Shownu patrzył na niego przez chwilę i najwyraźniej chciał coś powiedzieć, ale rozmyślił się. Przeczesał dłonią włosy po czym podszedł do drugiego piętrowego łóżka i położył się na nim na plecach wpatrując się po prostu w spód łóżka powyżej.
To wszystko było tak cholernie skomplikowane. Nie miałem tak naprawdę pojęcia o co się jeszcze kłócili oprócz sprawy ze mną i gorylem. Jednak Wonho wydawał się być już tym bardzo zmęczony. Miał dość i było to po nim widać.
Jednak nie miałem zamiaru zajmować się ich prywatnymi problemami, ponieważ miałem swoje własne. Dużo własnych spraw, o których nie miałem komu powiedzieć i nie wiedziałem czy w ogóle chciałem mówić.
Wstałem z łóżka i ruszyłem w kierunku wyjścia z celi. Nie miałem pojęcia czy mogę tak po prostu wyjść, jednak nie zamierzałem się nad tym zastanawiać i po prostu otworzyłem kratę wychodząc z pomieszczenia.
Podszedłem do barierki. Miałem idealny widok na całą hale, ponieważ nie było na niej nawet żywej duszy. Tylko puste stoliki, krzesła, które w większości leżały przewrócone, ponieważ gdy więźniowie w chaosie przemieszczali się do swoich cel nie bardzo przejmowali się przewróconymi krzesłami.
Gdy rozglądałem się po hali byłem pewien, że gdzieś muszą być przewody, które łączą się z drzwiami. Gdyby dostać się jakoś do nich. Tylko gdzie one mogą być?
Nagle mój wzrok zatrzymał się na głównym centrum dowodzenia, które znajdowało się oczywiście nad całą tą ogromną halą. Z niego był także doskonały widok na poruszających się po pomieszczeniu więźniów. To właśnie tam znajduje się cały panel sterowania, którym na pewno dało by się otworzyć drzwi od tej strony. Musiałem tylko znaleźć osobę, która poradziła by sobie z tym całym oprogramowaniem. Przydałaby się jeszcze jakaś broń, żeby poradzić sobie ze strażnikami i innymi więźniami, którzy wejdą nam w drogę i jesteśmy w domu.
No proszę, ja to jednak jestem inteligentny!
Poklepałem się po ramieniu zadowolony, iż miałem omyślony przynajmniej szkic planu ucieczki. Jednak lepsze to niż nic, a tak miałem czym pochwalić się Kihyun'owi, gdy znów go zobaczę.
Odsunąłem się od barierki i zszedłem po schodach. Powoli przemieszczałem się po hali między stolikami uważając, żeby nie narobić hałasu. Po ciszy jaka panowała mogłem stwierdzić, że był już wieczór i powinniśmy położyć się spać. Jednak nie miałem takiego zamiaru. Nie mógłbym zmrużyć oka mając świadomość, że przerośnięty goryl śpi w tej samej celi. Wiedziałem, że mógłbym się już ponownie nie obudzić. Wolałem już pozwiedzać hale chodząc w te i z powrotem przez całą noc.
Szedłem tak przed siebie i moje myśli po chwili powędrowały w kierunku mojej przyszłości. Moja nieskazitelna reputacja była zagrożona przez to, że wylądowałem w tym miejscu. Miałem nadzieję, że to nijak nie wpłynie na moje zlecenia. Nie miałem pojęcia co zrobię, jeśli nagle nie będę miał dla kogo kraść, a bez tego nie dostanę pieniędzy. Mimo, iż miałem wystarczająco funduszy, żeby spokojnie żyć w dostatku to jednak brakowało by mi tego dreszczyku emocji i dawki adrenaliny, którą przynosiła mi moja praca.
Co miałbym robić, gdybym nagle stracił wszystkich klientów? Kim bym był?
Nagle poczułem jak ktoś gwałtownie chwyta mnie za ramię i unieruchamia je za moimi plecami. Próbowałem natychmiast bronić się przed napastnikiem, jednak zanim moja pięść zdążyła zetknąć się z jego twarzą kolejna osoba złapała ją i unieruchomiła tak jak poprzednią.
Zacząłem, więc szarpać się i wierzgać na wszystkie możliwe strony próbując się wyswobodzić, jednak moje wysiłki na nic się zdały.
- Puszczajcie mnie! - krzyknąłem, jednak nie wierzyłem, że tak po prostu wykonają moje polecenie ani, że ktokolwiek mi pomoże.
Napastnicy zaczęli ciągnąć mnie w kierunku jednego z korytarzy. Zacząłem rozglądać się w poszukiwaniu jakiegokolwiek wyjścia z tej sytuacji, jednak nie mogłem nic wymyślić.
Nagle jak na zbawienie korytarzem akurat przechodził jeden ze strażników. Zatrzymali się przed nim wciąż mnie trzymając. Strażnik patrzył na mnie przez chwilę, jednak przeniósł nagle wzrok na jednego z napastników.
- Co wy robicie tutaj o tej porze? Powinniście być w celach. - odparł widocznie nie zainteresowany całą sytuacją.
- Chcemy tylko zabrać kolegę na małą wycieczkę. - odpowiedział jeden z mężczyzn.
- Dobra tylko potem posprzątajcie po sobie. Nie chcę, żeby mi się jakieś zwłoki walały po hali. - szepnął po czym po prostu odszedł.
Byłem w kompletnym szoku. Nie sądziłem, że on tak po prostu pozwoli im mnie zabrać i do tego zabić, bo najwyraźniej właśnie to planowali zrobić. Poczułem, że moja nienawiść do służb Novy wzrosła do granic możliwości. Nie mogłem uwierzyć, że to właśnie tak traktuje się tutaj więźniów. Ma się ich po prostu w dupie.
Dwójka mężczyzn znów zaczęła ciągnąć mnie w kierunku korytarza. Było w nim strasznie ciemno, a jedyne światło pochodziło z trzech niedużych lamp wiszących na suficie. Mimo to gdy napastnicy przyparli mnie do ściany mogłem doskonale zobaczyć ich twarze. Niestety nie miałem pojęcia kim są.
Zacząłem znów się szarpać krzycząc co jakiś czas mając nadzieję, że ktoś mnie usłyszy. Jednak niestety tylko się niepotrzebnie łudziłem.
Po chwili dostrzegłem dwie męskie sylwetki kroczące w naszym kierunku. Gdy podeszli dostatecznie blisko byłem w stanie rozpoznać pokurcza z zębami jak u pirani oraz idącego obok niego olbrzyma Geralda.
Westchnąłem. Mogłem się domyślić, że to wszystko jego sprawka. Myślałem, że da mi spokój, jednak najwidoczniej jeszcze się gniewał za tego środkowego palca. Żałowałem, że czasami nie byłem w stanie się powstrzymać i schować dumy do kieszeni.
- No proszę, proszę... Kogo my tu mamy? - zaśmiał się pokurcz stając przede mną.
- Czego ode mnie chcesz?! - warknąłem wciąż próbując się wyswobodzić.
- Od ciebie nie chcę absolutnie niczego. Przyszedłem tutaj tylko skończyć to co zacząłem.
- Powiedzieliście, że nic mi nie zrobicie. Kihyun...
- Niestety go tu nie ma, a umowa była taka, że nie zrobimy ci krzywdy, jeśli nie wejdziesz nam w drogę. Nie dotrzymałeś warunków, więc teraz tego pożałujesz. - zaśmiał się pokurcz po czym wyciągnął z kieszeni spodni nóż i przyłożył mi do gardła.
Wstrzymałem na chwilę oddech. Przez chwilę myślałem, że zabije mnie od razu, jednak najwidoczniej miał inne plany. Zaśmiał się ponownie widząc w moich oczach przebłyski strachu. Mimo wszystko postanowiłem robić dobrą minę do złej gry i wziąłem głęboki oddech starając się opanować emocje.
- Oj no przestań. Za ten niewinny paluszek się tak gniewasz. Nie wiem czy wiesz, ale na planecie Ziemia ten gest to wyraz wielkiej sympatii. - odparłem wysilając się na uśmiech mimo, iż moja sytuacja nie była najciekawsza.
- Mam w to niby uwierzyć?! - warknął wlepiając we mnie wściekłe spojrzenie.
- Oczywiście! Byłem na Ziemi, więc wiem o czym mówię. Twoja noga zapewne jeszcze tam nie postanęła?
- Mam przed sobą jeszcze dużo czasu, żeby tego dokonać, jednak twój właśnie dobiega końca.
- Może się jednak jakoś dogadamy? Mogę dać Ci puszkę Coca-Cola albo dwie, żeby Gerald też dostał, co ty na to? Mam na statku całą lodówkę tego cuda! Naprawdę mówię ci jak spróbujesz to nie będziesz chciał pić już nic innego, a poza tym...
- Zdecydowanie za dużo gadasz! Może na początku odetnijmy mu język?! - warknął jeden z mężczyzna po mojej prawej.
- Za dużo z tym zachodu chłopacy. Poza tym mieliśmy nie nabrudzić, więc załatwimy to szybko. - odparł pokurcz.
- Jasne szefie.
- Jakieś ostatnie słowa? - zaśmiał się jeszcze bardziej zbliżając sztylet do mojego gardła.
- Pierdol się. - syknąłem i miałem wielką ochotę splunąć mu w twarz, ale tego nie zrobiłem.
Pirania zaczął się śmiać razem ze swoimi kolegami. Bawiła ich ta sytuacja, jednak mnie nie było ani trochę do śmiechu. Jedyny plus tej całej sytuacji był taki, że przynajmniej wydostanę się z tego miejsca raz na zawsze, jednak chciałem w życiu jeszcze tyle osiągnąć.
Nie chciałem się poddawać, ale nie było to łatwe, ponieważ nie byłem w stanie znaleźć żadnego wyjścia z tej sytuacji, która była naprawdę beznadziejna. Bałem się, że niestety mimo wszystko nie uda mi się nic wymyślić.
Przynajmniej zapamiętają moje nazwisko, a Dey zabije ich za to, że zabili mnie. Chyba nie byli świadomi tego ile dla niego znaczę. Byłem jego żywym trofeum, którym mógł chwalić się przed kolegami z pracy. Mogę się spodziewać jaka będzie jego reakcja, gdy rano przyjdzie sprawdzić co słychać u jego ulubionego więźnia. Szkoda, że zamiast niego zasta jego zwłoki.
Nie miałem zamiaru oderwać wzroku od pokurcza i cały czas wpartywałem się w niego wzrokiem pełnym nienawiści. Gdy poczułem ostrze noża na moim gardle wstrzymałem oddech. Miałem nadzieję, że zdechnie w tym pierdlu.
Nagle twarz pirani, na której widniał uśmiech kompletnie się zmieniała. Pojawiło się na niej... Przerażenie.
Upuścił sztylet, który trzymał przy moim gardle po czym spojrzał w dół. Poszedłem w jego ślady i zobaczyłem, iż w jego brzuchu tkwił teraz nóż zanurzony po samą rękojeść. Sparaliżowany pokurcz ani drgnął. Dopiero, gdy ktoś wyciągnął gwałtownie broń z jego brzucha runął na podłogę. Patrzyłem przez chwilę jak zwija się z bólu, a pod nim powoli tworzy się plama krwi.
Nie współczułem mu. Ani trochę.
Podniosłem powoli wzrok i nagle napotkałem spojrzenie Kihyun'a. Patrzył na mnie z wściekłością i dezaprobatą, ale nie miałem w tamtym momencie nic przeciwko temu. Zasłużyłem sobie na to.
Różowowłosy przeniósł spojrzenie na trzymających mnie mężczyzn.
- Jeśli nie chcecie skończyć tak jak wasz kolega to radzę wam stąd spadać dopóki daje wam na to szansę. - warknął obracając nożem w dłoni.
Przerażeni mężczyźni natychmiast mnie puścili i skierowali się w kierunku wyjścia z korytarza. Gerald najwidoczniej także nieco obawiał się chłopaka, więc złapał praktycznie martwego już kolegę za nogę i zaczął ciągnąć go do wyjścia.
Odetchnąłem patrząc jak odchodzą. Byłem naprawdę zadowolony, że znów udało mi się wyjść z takiej sytuacji bez szwanku.
Jednak nagle dostałem soczystego plaskacza w lewy policzek od stojącego wciąż naprzeciwko mnie Kihyun'a. Położyłem dłoń na piekącym miejscu. Przyznam, że chłopak ma niezły zamach.
To też mi się należało.
Złapałem z nim kontakt wzrokowy i uśmiechnąłem się delikatnie.
- Tak wiem. Należało mi się.
Jednak różowowłosy skrzyżował ręce na piersi i wciąż patrzył na mnie tym wściekłym spojrzeniem.
Poczułem lekkie wyrzuty sumienia. Wiedziałem, że tym razem jest na mnie naprawdę zły. W końcu znów mnie ratował. Już trzeci raz, a ja chyba nigdy nie zdołam mu się za to wszystko odwdzięczyć. Ani przestać ściągać na siebie kłopoty.
Westchnąłem i przeczesałem dłonią włosy. Zastanawiałem się co powinienem powiedzieć, ale nie sądziłem, że uda mi się znaleźć odpowiednie słowa. Jednak musiałem coś z siebie wydusić.
- Tak wiem. Przepraszam. To moja wina. Sam się o to prosiłem. Należało mi się, żeby ten pokurcz podciął mi gardło. Wiem, że przez moją głupotę mogłem zginąć, ale niestety taki już jestem. Nie potrafię się czasami powstrzymać. Działam impulsywnie. Nie sądzę, żeby udało mi się to zmienić, ale spróbuję ci to wszystko jakoś wynagrodzić. Obiecuję.
Gdy skończyłem znów wziąłem głęboki oddech. Nie sądziłem, że moja słowa mogły chociaż w maleńkim stopniu wyrazić to jak bardzo byłem mu wdzięczny. Jednak miałem nadzieję, że uwierzy, iż mówiłem całkiem szczerze.
Po chwili spojrzenie Kihyun'a nieco złagodniało, a na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech.
- Jesteś niemożliwy... - westchnął.
- Wiem o tym.
- Czy ty kiedykolwiek przestaniesz pakować się w kłopoty?
- Cóż... Nie sądzę, ale... Dlaczego znów mi pomogłeś? - zapytałem nie mogąc się powstrzymać.
- Ponieważ pamiętaj, że miałeś postawić mi whiskey. Wisisz mi już trzy butelki. - odparł uśmiechając się chytrze.
- Tak pamiętam. Dotrzymam, obietnicy.
- Trzymam cię za słowo.
- Jednak... Zastanawia mnie to skąd udało Ci się zdobyć ten nóż? Przecież zabrali nam całą broń.
- Dostałem od współlokatora, który pomoże nam się stąd wydostać.
Nagle z cienia wyłoniła się znana mi już sylwetka mężczyzny o srebrnych włosach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top