by Luthien
*Luhan's pov*
- Mamoooo, przestań! - jęknął osiemnastoletni chłopak, gdy ciemnowłosa kobieta po raz kolejny kazała sprawdzić mu bagaże, po tym jak kilkukrotnie ucałowała oba jego policzki.
- No dobrze, już dobrze Luhan. Ale jesteś moim jedynym synkiem, a ja tak bardzo Cię kocham, wiesz o tym, prawda? - jej oczy zaszkliły się, a szatyn westchnąwszy cicho, przytulił swoją matkę.
- Nie jadę na koniec świata, okej? Poza tym dam sobie radę! Kai się mną zaopiekuje.
- Właśnie ciociu, poradzimy sobie - wtrącił się brunet, stojący do tej pory w ciszy. - Nie dam go nikomu skrzywdzić już nigdy więcej, obiecuję. - Uśmiechnęli się do siebie, pocieszając się nawzajem, po czym wsiedli do auta, wymieniwszy ostatnie uściski.
***
- Hej, Luhan? - zagadnął Jongin, gdy znudziły ich radiowe piosenki, a samochód pogrążył się w nieprzyjemnej ciszy. Szatyn odwrócił się w jego stronę, ukazując przestraszone spojrzenie i pogryzione ze zdenerwowania wargi. - Co jest, młody? Już tęsknisz za domem?
- Nie, to nie to - odpowiedział młodszy, przykładając do policzków roztrzęsione dłonie. - Boję się, że tam będzie tak samo. Nie wiem czy wytrzymam coś takiego drugi raz... - Kai natychmiast zatrzymał pojazd na poboczu, po czym chwycił chłopaka za ramiona.
- Okej kuzyn, popatrz na mnie. - Ich identycznie brązowe tęczówki skrzyżowały się. W oczach Luhana można było dostrzec obawę. W tych Jongina za to widoczna była troska i determinacja. - Teraz jest inaczej, bo masz mnie. A ja nie zamierzam odstąpić Cię na krok aż poczujesz się na tyle pewnie, żeby komuś zaufać. Do tej pory, nie pozwolę, żeby ktokolwiek zbliżył się do Ciebie tak, jak zrobił to on. Wierzysz mi?
- Wierzę, Kai hyung. Dziękuję.
***
- Hej, Kaiiii - Luhan uwiesił się na szyi swojego kuzyna, piszcząc mu prosto do ucha. Brunet okręcił się wokół własnej osi, a już po chwili usłyszał śmiech młodszego chłopaka.
- Co tam, Hannie?
- Myślę, że jestem gotowy.
***
Piętnastoletni chłopiec zapukał do drzwi sypialni jego matki. Wszedł do środka, a po jego policzkach spływały łzy, mocząc jego koszulę. Kobieta wzięła go w ramiona, całując jego czoło, gdy on w panicznych spazmach próbował łapać oddech, zaciskając w pięściach materiał jej sukienki. Żadne z nich nie wypowiedziało ani jednego słowa. On - nie będąc w stanie ich wykrztusić. Ona - nie wiedząc, czy jest gotowa, by je usłyszeć. W końcu szatyn odezwał się, jednak jego wzrok utkwiony był w podłodze.
- Myślę, że jestem gejem, mamo. - Luhan sam nie wiedział czego spodziewał się później. Siarczystego uderzenia? Wyzwisk? Utraty miłości najważniejszej osoby w jego życiu? Tak, chyba tak. Jednak zamiast tego kobieta uniosła jego podbródek, po czym patrząc mu głęboko w oczy powiedziała:
- Kochanie, to nie ma dla mnie znaczenia. Wciąż jesteś moim jedynym synkiem i kocham Cię tak samo mocno.
Piętnastolatek myślał, że nie może być lepiej. W końcu nie musiał się już ukrywać. Ba! Miał pełną akceptację swojej rodzicielki. Jednakże nie sądził, że jego znajomi też powinni już wiedzieć, skoro tak wiele czasu i nieprzespanych nocy kosztowało go przyznanie się do swojej seksualności przed samym sobą.
***
Luhan siedział otoczony swoimi najbliższymi przyjaciółmi. W dłoniach dzielnie dzierżyli butelki z piwem, a gdzieś z boku żarzył się ogień. W końcu odchrząknął, czując, że to ten moment. Wstał powoli, zwracając na siebie uwagę.
- Uhm, tak. Jest coś, co chciałbym Wam powiedzieć póki nie jesteśmy jeszcze pijani - gromadka zaśmiała się, jednak wszyscy posłusznie przysiedli się bliżej. - Dokładnie rok temu wyznałem to mojej mamie i chcę, żebyście Wy także wiedzieli o tym, że jestem gejem. - Na polanie zapanowała cisza, zmącona jedynie odgłosem palącego się drewna. Po chwili Sulli otrzepała spodnie, podchodząc bliżej chłopaka.
- Jesteś moim najlepszym przyjacielem, Luhannie. To logiczne, że dalej Cię kocham - powiedziała, po czym przytuliła go mocno, a kamień ciążący na jego sercu zniknął bezpowrotnie. Po chwili Chińczyk stał w środku grupowego uścisku wsparcia, nie zauważając oddalającego się Arona.
***
- Hej, LuLu! - zawołał blondyn kilka dni po pamiętnym ognisku. Oplótł ramiona wokół pasa Chińczyka, składając mokry pocałunek na jego policzku. Szatyn wyplątał się z jego uścisku, pocierając swój kark w odczuciu dyskomfortu.
- Cześć Aron. - po chwili ciszy panującej między chłopcami, odezwał się jeszcze raz. - Mogę coś dla Ciebie zrobić?
- Właściwie to tak! - siedemnastolatek klasnął w ręce - Umów się ze mną, Hannie.
- Okej? - policzki młodszego nabrały delikatnie różowej barwy, gdy zapisywał swój numer w telefonie blondyna.
***
Szatyn roześmiał się radośnie, gdy starszy chłopiec biegł przed siebie z nim na plecach. Nagle potknął się, tracąc równowagę, po czym obaj wylądowali na miękkiej kukurydzy, leżąc jeden na drugim.
- Chyba Cię kocham, Aron - szepnął Chińczyk, palcami przebiegając przez włosy bruneta.
- Ja chyba Ciebie też, Luhannie - odpowiedział, muskając delikatnie usta młodszego.
***
- Hej, LuLu? - zapytał kiedyś, gdy leżeli na wąskim łóżku, wtuleni w siebie. Szatyn wydał z siebie cichy pomruk, zachęcając Arona do kontynuowania. - Kiedy się zorientowałeś, że jesteś gejem?
- Muszę Ci to mówić? - Chińczyk zakrył futrzastą poduszką czerwoną z zawstydzenia twarz. - To żenujące...
- No proszęęę, Hannie. Potem opowiem Ci moją historię.
- Ale nie będziesz się śmiał?
- Obiecuję - powiedział brunet, wystawiając w stronę młodszego mały palec u dłoni. - Na paluszek.
- Okej - Luhan zaśmiał się, przypieczętowując "pinky promise". - Boże... nie wierzę, że to robię. Oglądałem gejowskie porno i naprawdę mnie to nakręciło - wypalił szybko, po czym naciągnął kołdrę po same włosy, zasłaniając się przed światem.
***
Aron uśmiechnął się pod nosem, gdy naciskał pauzę na telefonie, po czym odłożył urządzenie z powrotem na szafkę nocną. "Jutro" obiecał sobie i wtulił się w swojego chłopaka, zasypiając w jego ramionach.
***
Gdy prawie siedemnastoletni Luhan przekroczył próg szkoły następnego dnia, już wiedział, że coś jest nie w porządku. Oczy wszystkich spoczywały na nim, prześmiewcze uśmiechy widniały na każdej twarzy, a palce wskazujące lądowały na jego osobie kiedy tylko szedł korytarzem. Po chwili został szarpnięty za ramię, a do jego ucha przystawiono głośnik telefonu. Chińczyk przez kilkanaście sekund zmuszony był słuchać własnego głosu, który stanowił bezsprzeczny dowód na jego orientację, a dodatkowo - upokarzał go. Chłopak spojrzał na swojego przyjaciela, ochraniającego go własnym ciałem od krzyków i wyzwisk dobiegających zza jego pleców.
- Ile osób to słyszało? - zapytał ledwo słyszalnym szeptem, a Minho westchnął współczująco.
- Wszyscy, Hannie. Wszyscy.
- No to teraz się zacznie...
***
- Na szczęście za miesiąc zaczynają się wakacje - stwierdziła Sulli, oczyszczając wodą utlenioną łuk brwiowy Luhana. - Nie mogę patrzeć co te dupki Ci robią, miśku. I to jeszcze w Twoje urodziny!
- Nie martw się o mnie, proszę. Twoje zmartwienia to ostatnie, czego mi potrzeba - odpowiedział Chińczyk, zaciskając uścisk dłoni na jej udach. Dziewczyna siedziała na pralce, by dorównać mu wzrostem, a on opierał się o jej nogi, nachylając się w jej stronę.
- Jesteś moim przyjacielem! I tak będę się martwić, głupku! - długowłosa westchnęła, mocniej przyciskając wacik do skóry chłopaka. - Naprawdę nie da się nic z nimi zrobić?
- Najwidoczniej tak musi być. Jeszcze trzydzieści dni, a potem kończą szkołę. Będziemy tylko ja i ty - mrugnął do niej, próbując rozładować nerwową atmosferę, jednak siniak ciągnący się po jego kości policzkowej skutecznie to uniemożliwiał. - Będzie dobrze, dong seng. Kiedyś musi...
***
- Nie powinieneś się od nas odzwyczajać przez wakacje - splunął rozbudowany w ramionach chłopak, wymierzając kolejny cios w szczękę Luhana. Chińczyk osunął się po ścianie, patrząc prosto w oczy swoim oprawcom, gdy pięści i buty raz po raz lądowały na jego ciele. Znosił je dzielnie, nie chyląc przed nimi czoła. A jeśli zapomniał w końcu jak wyglądały ich twarze, to tylko dlatego, że krew spływająca z jego skroni przysłoniła mu widok na ich szydercze uśmiechy.
***
- Luhan... - westchnęła Sulii, gdy razem z Minho próbowali przemówić mu do rozsądku. - Przenieś się, proszę. Gdziekolwiek.
- Słuchaj, kochamy Cię, okej? Ale minęły już dwa lata i nic się nie zmieniło, a Twoja twarz wygląda coraz gorzej z dnia na dzień. Siniaki nie nadążają znikać, Luhan! Spójrz na swoje żebra! - brunet pociągnął przyjaciela za nadgarstek, stawiając go przed lustrem, po czym podciągnął do góry jego koszulkę. Na jego klatce piersiowej i brzuchu malowała się wielobarwna plama, całkowicie przysłaniając bladą skórę. Chińczyk skrzywił się na ten widok, jednak nic nie powiedział, oferując swojemu odbiciu słaby uśmiech.
***
- Mamo... - szepnął prawie osiemnastoletni Luhan, siadając na kanapie obok brązowowłosej kobiety. - Nie mogę tu dłużej zostać.
- Wiem, kochanie, wiem... - pokiwała głową, zasłaniając grzywką zaszklone oczy. - Jedź tam, gdzie będziesz szczęśliwy, synku.
***
- Gotowy na co, Hannie?
- Minął rok. Mam już dziewiętnaście lat, hyung. Jestem gotowy, żeby kogoś poznać.
- Okej. Skoro tak czujesz.
***
- Kai hyuuung - zawył, biegnąc w stronę kanapy, na której siedział starszy chłopak. Szatyn rzucił się na mebel, głową lądując na kolanach swojego kuzyna. - Pomóż mi.
- W czym mam Ci pomóc, Luhan-ah? - odparł cierpliwie brunet, zamykając książkę, by skupić na nim całą swoją uwagę.
- Jestem samotny - stwierdził Chińczyk, wydymając dolną wargę. - Nie chcę być samotny.
- Znajdź sobie kogoś, co mam Ci poradzić?
- Tu nie ma żadnych homosiów! Nie ma nawet bi! Co robić, hyung?
- Napisz do Sehuna.
- Hę?
- Oh Sehun! Mówiłem Ci o nim. Młodszy brat Yifana? Ma dopiero piętnaście lat, ale nie wydaje mi się, żeby Ci to przeszkadzało - zaśmiał się, mierzwiąc szatynowi włosy. - No i jest bardzo sympatyczny i całkiem dojrzały jak na swój wiek.
- Że tak powiem, biorę.
***
Kolejny raz tego wieczoru Luhan kliknął półprzezroczystą strzałkę, przerzucając zdjęcia blondwłosego chłopaka. Był naprawdę przystojny, a sądząc po ilości osób przewijających się przez jego profil, był także bardzo towarzyski.
- No nieźle... - szepnął do siebie, gdy przed jego oczami pojawiła się jasna grzywka zafarbowana na podobieństwo tęczy. - Hipsterstwo i gejoza na jednej samojebce. Pobił tym chyba jakiś rekord - szatyn zaśmiał się cicho, najeżdżając kursorem na okienko czatu. Wpisał wiadomość, po czym wysłał ją szybko, w obawie, że inaczej się rozmyśli.
L: Hej :)
S: Hej Tobie też, ale kim jesteś? :p
L: Nazywam się Luhan, ale to już wiesz, bo imię wyświetla się nad moim zdjęciem, haha. Jestem kuzynem kolegi Twojego brata, Krisa. Tak myślę? Mieszkam tu od niedawna i w sumie szukam przyjaciół. Brzmi nieco żałośnie, prawda? Obiecuję, że normalnie nie jestem taki żałosny.
S: Och. Czy Twój kuzyn to Kai hyung? Mam nadzieję, że mi wybaczysz, ale musiałem o Ciebie podpytać, taki już jestem ;). I nie brzmisz żałośnie, daję słowo!
L: Pewnie, to totalnie w porządku :) Więc... zweryfikowałeś już moją tożsamość? Haha
S: Można tak powiedzieć :D. Hej, masz może kakaotalk, czy coś?
***
Luhan ponownie nacisnął strzałkę widniejącą na środku ekranu, odtwarzając wysłany przez Sehuna filmik. W ciągu ostatniej godziny widział go już kilka, jeśli nie kilkanaście razy, jednak widok piętnastolatka na tle jeziora, uśmiechającego się prosto do kamery, dźwięk jego głosu, a nawet sama świadomość, że nagrał to specjalnie dla niego... to sprawiało, że chłopak czuł się tak szczęśliwy jak nigdy wcześniej. Włączył swój aparat, a po chwili zdjęcie szatyna w otoczeniu laptopa i miski z popcornem stanowiło odpowiedź.
L: Szczerze, to czuję się jak nerd siedząc w samotności przed monitorem, kiedy Ty bawisz się ze swoimi przyjaciółmi...
S: Nie martw się, Luhan-ge! Ja nie uważam Cię za nerda :) Na pewno niedługo zdobędziesz nowych znajomych, którzy wyciągną Cię z domu :D
L: Co powiesz na to, żeby zacząć już dziś?
L: Pójdź ze mną na kawę, Sehun. Tak bardzo chciałbym Cię w końcu poznać osobiście.
S: Przepraszam Cię, ale myślę, że to trochę za wcześnie. Jestem cztery lata młodszy, Lu. Nie jestem gotowy, żeby się z Tobą spotkać.
L: Prosiłem, żebyś poszedł ze mną na kawę. Nie, żebyś dał mi się przelecieć.
*Oh Sehun jest niedostępny*
***
- Niedługo będziesz miał dwadzieścia lat, Luhan. - westchnął Jongin, pocierając czoło wierzchem dłoni. - Taka stara dupa z Ciebie, a wstydzisz się napisać do małego, niegroźnego piętnastolatka?
- Ale co ja mam zrobić, Kaaai? To trudne! - jęknął szatyn, kładąc głowę na kolanach starszego chłopaka.
- Przeproś go do cholery, głupi ośle! Cokolwiek żeś zrobił, ja i tak wiem, że to Twoja wina!
***
L: Sehun-ah
L: Przepraszam.
L: Naprawdę mi przykro.
L: Proszę Cię, odezwij się do mnie, żebym mógł Ci to wyjaśnić.
L: To nie miało tak zabrzmieć.
L: W ogóle nie miałem tego na myśli.
L: Przepraszam.
L: Rozumiem jeśli nie jesteś gotowy, nie musimy się tak spieszyć ze spotkaniem.
L: Poczekam na Ciebie, okej?
L: Tylko daj mi szansę, Hunnie.
L: Przepraszam.
L: Poważnie mi na Tobie zależy.
L: Jestem głupi, przepraszam.
S: Wiesz co, Luhan?
S: Chętnie napiłbym się tej kawy.
***
Luhan siedział przy stoliku, skubiąc powoli kawałek czekoladowego ciasta. Obserwował uważnie widok za oknem, niezbyt zwracając uwagę na to, co działo się w środku kawiarni. Wiedział, że ma jeszcze sporo czasu do przyjścia Sehuna - zawsze lubił być wcześniej. Dzieci na pobliskim placu zabaw przyciągnęły jego wzrok, ganiając się z kolorowymi zabawkami. Uśmiechnął się pod nosem, myśląc o tym jak beztroskie są, po czym posmutniał, gdy uświadomił sobie, że za kilka lat zniknie ich radość, bezpowrotnie zastąpiona ciągłym stresem i problemami.
- Wow, naprawdę odpłynąłeś - stwierdził pogodnie głos podobny do tego, jaki dane było Luhanowi słyszeć przez telefon. Odwrócił się, by po chwili ujrzeć blond grzywkę. Tym razem bez żadnych kolorowych dodatków.
- Sehun - westchnął lekko, unosząc do góry kąciki ust - wystraszyłeś mnie. Gdzie się podziała tęcza?
- A nie wiem - chłopak wzruszył ramionami, odwzajemniając gest szatyna - chyba chwilowo jest za chmurami, czy coś.
Siedzieli przez chwilę na barowych stołkach, wymieniając spostrzeżenia na każdy temat, jaki tylko wpadł im do głów. Nagle szczupła kelnerka pojawiła się obok nich, a Luhan zwrócił uwagę na pusty kubek, który obracał w palcach od kilkunastu minut.
- Karmelowe frappuccino - powiedzieli razem, a ich policzki zalał lekki rumieniec.
***
- Cześć młody - rzucił Yifan, mierzwiąc Sehunowi włosy - jak tam randka?
- To nie była randka! - blondyn odepchnął rękę starszego chłopaka, odsuwając się od niego z naburmuszoną miną - Nasze spotkanie przebiegło bardzo miło, dziękuję, że pytasz drogi bracie, a teraz pozwól, że przejdę.
- Noo, Hunnie! Bratu nie powiesz?
- Daj mi przejść, Kris - warknął, spuszczając nieco głowę, gdy jego policzki przybrały różowej barwy. Stanął na schodku, po czym odwrócił się i dodał - A jeśli już musisz wiedzieć, to był bardzo uroczy i zabawny. Zupełnie inny niż Ty!
***
- Kaaaaaaaaai! - Luhan jęknął przeciągle od razu po przekroczeniu progu, żeby jak najszybciej znaleźć swojego kuzyna. - Kaaaai!
- W salonie! Nie drzyj się! Jest już późno! - gdy tylko usłyszał głos Jongina, popędził w jego stronę w podskokach, chcąc podzielić się z nim swoimi wrażeniami. - O mój Boże, ale się szczerzysz - zauważył starszy chłopak, gdy tylko podniósł wzrok.
- Bo hyuung, on jest taki słodki! Jak malutki kotek! Mógłbym patrzeć na niego codziennie do końca życia! I wiesz co jest jeszcze lepsze, Kai-ge? W ogóle nie zachowuje się jak typowy piętnastolatek, jest taki dojrzały! Och, ale mimo to cały czas czuję się jak pedofil kiedy tylko pomyślę o jego tyłku. Jeeeezu, jaki on ma tyłek. Nawet sobie nie wyobrażasz ile rzeczy mógłbym z nim zrobić...
- Luhan, do cholery!
- Sorki - zaćwierkał szatyn, jednak w jego spojrzeniu nie było żadnej skruchy - I ma taki śliczny uśmiech... w ogóle cały jest śliczny! A jaki nieśmiały, nie uwierzyłbyś - Chińczyk rozmarzył się, już właściwie nie zwracając uwagi na swojego kuzyna. - Rozmawialiśmy jakbyśmy się znali od zawsze, wiesz hyung?
- Cieszę się, Hannie. Naprawdę się cieszę. Ale uważaj, okej? Pamiętaj, że wciąż jest cztery lata młodszy.
- Pamiętam. Nie musisz się martwić, hyung. Nie zamierzam robić rzeczy, których nie będzie chciał robić.
- Nie mam kasy, żeby wpłacić za Ciebie kaucję jak Cię zamkną za małoletniego - Kai mrugnął do niego, rozładowując napiętą atmosferę.
***
- Sehun-ah! - zawołał siedzący na murku chłopak, gdy tylko jasna czupryna mignęła mu przed oczami.
- Cześć Lu! - odpowiedział entuzjastycznie blondyn, rzucając mu się na szyję. - Co tu robisz?
- Kris prosił, żeby podrzucić Ci klucze - wzruszył ramionami, uśmiechając się lekko, po czym podał mu wspomniany przedmiot. - Jestem w drodze na uczelnie.
- Och... to może już leć, co? Nie chcę, żebyś się przeze mnie spóźnił.
- Wyganiasz mnie? No wiesz... - pokręcił głową z udawanym rozczarowaniem, po czym zeskoczył na ziemię.
- Nie! Nie, no co Ty! Jak dla mnie możesz zostać - Sehun złapał chłopaka za nadgarstek, ciągnąc go z powrotem.
- Żartowałem - uświadomił go szatyn, mrugając do niego - Naprawdę muszę już iść. Zaraz mam wykłady.
- Och. W porządku. Zobaczymy się później?
- Jeśli tylko chcesz.
- Chcę - przyznał młodszy, a po chwili usta Luhana musnęły jego zaróżowiony policzek.
- Więc przyjdę.
***
Gdy dzwonek rozbrzmiał w całej szkole, symbolizując koniec zajęć, Sehun zerwał się z miejsca, po czym spakowany już od połowy lekcji pognał na zewnątrz. Z wiadomości tekstiowej, jaką dostał od Luhana jakiś kwadrans wcześniej wiedział, że szatyn już na niego czekał. Zbiegł ze schodów, wpadając prosto w jego ramiona, a po chwili do jego uszu dotarł dźwięczny śmiech starszego chłopaka.
- Tak bardzo tęskniłeś? - spytał, odbierając od blondyna plecak, gdyż ten był zbyt zaaferowany jego przybyciem, żeby zatroszczyć się o swoje książki. Ruszyli wzdłuż chodnika, a dłoń Luhana spoczywała w tylnej kieszeni spodni młodszego. Minęli grupkę dziewczyn ze szkoły Sehuna, które zaczęły piszczeć, gdy tylko zobaczyły gdzie znajduje się ręka szatyna.
- Na pewno są razem! - szepnęła jedna z nich, jednak wciąż na tyle głośno, by chłopcy bez problemu mogli ją usłyszeć. Obaj w ciszy postanowili nie komentować tej sytuacji, jednak na ich twarzach widoczne były małe uśmiechy.
***
- Hej, Luhan-ge? - zawołał młodszy, gdy przekroczyli próg mieszkania Wufana. - Tańczysz może?
- Powiedzmy, że wolę podpierać ściany, Sehunnie - zażartował, próbując ukryć swój brak jakichkolwiek umiejętności.
- No chodź, hyung. Będzie fajnie! - Szatyn wywrócił oczami, jednak pozwolił pociągnąć się w stronę kinecta, nie będąc w stanie sprzeciwić się proszącym oczom chłopaka. Po chwili został wepchnięty na kolorową matę, a przed jego oczami przewijały się kolejne ruchy. Z całych sił starał się je naśladować, jednak gdy tylko ekran telewizora przygasł, Luhan cofnął się i usiadł na kanapie z niewyraźną miną.
- Mówiłem? - spytał, gdy telewizor pokazał uzyskaną jedną niebieską gwiazdkę. - Za to nie mam nic przeciwko, żeby patrzeć jak Ty tańczysz, Hunnie.
Blondyn ustawił się w wyznaczonym miejscu, wybierając piosenkę z jednym z najtrudniejszych układów choreograficznych. Starszy uniósł brew, ale nie skomentował tego, w ciszy obserwując Sehuna idealnie odwzorowującego każdą figurę.
- Co do chuja...? - zapytał retorycznie, gdy na ekranie pojawiło się pięć złotych gwiazdek. - Jak?
- Nie wspominałem? Kocham tańczyć - odpowiedział młodszy, wzruszając ramionami. - Patrz hyung! Pobiłem rekord! - krzyknął, wskakując na miejsce tuż obok Luhana. Zachwiał się lekko, po czym całkowicie stracił równowagę, przechylając się na chłopaka, który wylądował na oparciu mebla. Kilka sekund później Sehun upadł na jego klatkę piersiową, patrząc mu w oczy. - Jesteś ze mnie dumny?
- Jestem z Ciebie dumny - przyznał ze śmiechem, zaplatając ramiona wokół jego pasa. Przekomarzali się chwilę, a żadnemu z nich nie przyszło na myśl przerwanie ich uścisku.
- Lu-ge? - zapytał blondyn, trącając nosem policzek starszego chłopaka. - Mógłbyś coś dla mnie zrobić?
- Pewnie. Wszystko.
- Pocałuj mnie.
Następny moment jakby odgrywał się w spowolnionym tempie. Szatyn chwycił delikatnie podbródek Sehuna, unosząc go do góry, po czym oparł o siebie ich czoła.
- Na pewno?
- Na pewno - szepnął blondyn, a już w następnej sekundzie ich usta poruszały się w powolnej synchronizacji. Luhan położył dłoń na karku chłopaka, przyciągając go bliżej, po czym przygryzł lekko jego dolną wargę. Nagle usłyszeli brawa dochodzące z wejścia do pokoju. Oderwali się od siebie z zaczerwienionymi policzkami, wypuszczając urywane oddechy. Nieśmiało spojrzeli na stojącego w progu Wufana, na którego twarzy widniał wielki uśmiech.
- Cześć - powiedział wesoło Kris, nie ruszając się z miejsca.
- Cześć? - odpowiedzieli razem, teraz już siedząc na przeciwnych końcach kanapy.
- Chyba mam nauczkę za zrywanie się wcześniej z pracy, wiecie? Wrócę później, bo nie wiem co mam zrobić. Ugh, jestem chujowym starszym bratem, powinienem Cię wytargać stąd za kołnierz, czy coś. - Obaj chłopcy w ciszy patrzyli jak brunet wychodzi, po czym wybuchnęli głośnym śmiechem kiedy tylko rozległ się dźwięk zamykanych drzwi.
"People fall in love in mysterious ways,
Maybe just a touch of a hand"
***
- Luhan! - krzyknął Kai, gdy rozanielony chłopak przekroczył próg ich mieszkania, a w jego spokojnym na co dzień głosie po raz pierwszy słyszalna była czysta złość. Na dworze już dawno panował mrok, a telefon szatyna był rozładowany od kilku godzin. - Wiesz ile razy próbowałem się do Ciebie dodzwonić?! Czy Ty kurwa jesteś poważny?! Szukałem Cię! Rozumiesz?! Myślałem, że coś się stało! Do chuja! Ja chciałem już dzwonić na policję! Luhan, kurwa, gdzie Ty byłeś?! Wiesz w ogóle, która jest godzina?!
- W sumie... to nie. Pewnie koło szesnastej, czy coś. - przyznał luźno Chińczyk, ani trochę nie rozumiejąc zdenerwowania swojego kuzyna. - Widocznie nie słyszałem dzwonka. - Wzruszył ramionami, po czym minął Kaia z machnięciem ręki, bagatelizując całą sprawę.
- Już po dwudziestej drugiej, Lu... - westchnął starszy, kręcąc głową, gdy odpowiedziała mu jedyniecisza. - Luhan! Stój! - krzyknął za chłopakiem, chwytając za jego kołnierz.
- No co? Chcę spać!
- Byłeś u Sehuna, mam rację młody?
- Może - zaświergotał szatyn, wyrywając się z uścisku, po czym ruszył po schodach na górę.
- No naprawdę... - powiedział do siebie brunet, wciąż stojąc w miejscu. - Fajnie, że się zakochał, ale bez przesady, do licha.
***
- No chodź, Luhannie! Szybciej! - zawył Sehun, gdy starszy chłopak po raz kolei zatrzymał się, by zawiązać sznurówkę, poprawić nogawkę spodni w bucie lub wytrzeć nos chusteczką. Blondyna niesamowicie to irytowało, zwłaszcza, że jego samego wręcz rozsadzał entuzjazm i chęć dotarcia do celu ich wycieczki.
- Już, już. Nie denerwuj się tak...
***
- Łał, Hunnie! Ale tu pięknie! - zawołał szatyn, obracając się powoli na drewnianych deskach. Długi pomost, niemal łączący dwa brzegi jeziora, zakończony na jednym z nich małym, aczkolwiek urokliwym domkiem dziadków młodszego chłopaka stanowił punkt docelowy ich spaceru. Wczesna pora sprawiła, że promienie wschodzącego słońca odbijały się w tafli wody, tworząc setki błyszczących punkcików wokół nich. - Magiczne! Jak w bajce! - zachwycony Luhan odwrócił się w stronę blondyna, który z czułym uśmiechem na ustach bujał się na szerokiej huśtawce. Chińczyk podszedł do niego, umiejscawiając swoje dłonie na grubych linach za plecami Sehuna. Pociągnął je nieco w bok, siadając obok niego na zielonym drewnie, po czym oderwali nogi od podłoża, ze śmiechem kręcąc się wokół.
Nagle młodszy zeskoczył na ziemię, na chwilę znikając we wnętrzu domku.
- Chodź, hyung - poprosił, trzymając w dłoniach koc w szeroką kratę. Z pomocą chłopaka rozłożył materiał na miękkiej trawie, po czym obaj położyli się na nim, patrząc ze spokojem na ciemniejące niebo. Szatyn spojrzał na profil leżącego obok niego chłopaka. Blond grzywka opadająca na ciemnobrązowe oczy otoczone gęstymi, długimi rzęsami. Niżej lekko zadarty nos i charakterystyczna szczęka chowająca w sobie nieśmiały uśmiech. Luhan uważał, że był po prostu idealny. Westchnął w rozmarzeniu, nieświadomie wypowiadając na głos swoje myśli.
- Jeja... naprawdę Cię kocham, Sehun-ah. - Młodszy odwrócił się, otwierając usta w zdumieniu. - Po prostu chciałem, żebyś to wiedział...
- H-hyung, j-ja...
- W porządku - Chińczyk uśmiechnął się, głaszcząc jego policzek. - Nie spiesz się z tym. Poczekam na Ciebie dokładnie tyle, ile będzie trzeba. Chcę, żebyś był tego pewny.
- Nie, to nic, ja... Ja też Cię kocham, Lu-ge. I już jestem tego pewny.
***
- I jak, Hunnie? Podobał Ci się film? - spytał Luhan, obejmując młodszego chłopaka w pasie. - Na pewno nie wolisz jakoś inaczej spędzić swoich szesnastych urodzin?
- Był cudowny. I prawie nie płakałem - zaśmiał się, wycierając ostatnie ślady łez spod swoich powiek. - I po raz kolejny: nie. Urodziny z Tobą to najcudowniejsze urodziny - przyznał, po czym odwrócił się przodem do szatyna i położył rękę na jego karku. - I dziękuję Ci za nie. - Delikatnie musnął wargami usta Chińczyka, niemal od razu pogłębiając pieszczotę. Luhan uśmiechnął się przez pocałunek, który po raz pierwszy zainicjowany był przez blondyna.
- Takie wyrazy wdzięczności mógłbym przyjmować codziennie - mruknął, złączając razem ich czoła.
***
- Hej, Sehun-ah - zagadnął Luhan, po czym kontynuował, gdy chłopak skupił na nim swoją uwagę. - Bo jutro jest taka impreza... Wiesz, idą tam praktycznie wszyscy z uczelni, no i tak sobie myślałem, czy nie chciałbyś ze mną iść?
- Nie jestem pełnoletni - zauważył blondyn, marszcząc delikatnie brwi.
- Wpuszczają od szesnastki, sprawdziłem - Chińczyk mrugnął do niego, widząc, że nie ma innego argumentu. - No chodź, Hunnie, zaopiekuję się Tobą.
***
Przeciskali się w tłumie już dobre kilkanaście minut, szukając znajomych Luhana, a blondyn niechętnie kroczący za nim uciekłby już dawno, gdyby nie przeszkadzały mu w tym ich złączone ręce. Gdy już usiedli w wyznaczonej dla nich loży, szatyn przedstawił wszystkim Sehuna jako swojego chłopaka, a gdy obaj po raz pierwszy usłyszeli te słowa wypowiedziane na głos, pomyśleli, że wieczór nie musi być taki zły i może, tylko może, mogliby wytrzymać jeszcze trochę. Młodszy nie mógł jednak narzekać. Luhan nie odstępował go na krok, pilnując go jak oczka w głowie, a on sam nigdy wcześniej nie czuł się bardziej kochany i bezpieczny, nawet w tak głośnym, brudnym miejscu.
- Lu-ge? - zawołał, nachylając się nad jego barkiem. Lekko wstawiony Chińczyk pociągnął go na swoje kolana, po czym objął go jeszcze mocniej.
- Nie słyszę, powiedz teraz. - Blondyn przekręcił się, by usiąść przodem do niego, po czym prosto do jego ucha.
- Możemy iść? Nie czuję się tu dobrze.
- Ale wszystko okej?
- Tak, po prostu chyba tu nie pasuję.
- Pewnie, dla Ciebie wszystko, Hunnie.
***
- Przepraszam, że musiałeś tam siedzieć, Sehun-ah. Nie pomyślałem, że nie będzie tam zupełnie nikogo w Twoim wieku - przyznał Luhan, gdy spacerowali w stronę domu Kaia. Świeże powietrze sprawiło, że szatyn całkowicie wytrzeźwiał, więc wspólnie postanowili obejrzeć tam film komediowy. Ot, na dobre zakończenie dnia.
- Już mówiłem, że to w porządku. To ja powinienem przeprosić, że przeze mnie wcześniej wyszedłeś i zostawiłeś znajomych. - Młodszy chłopak zarumienił się, spuszczając wzrok na swoje buty.
- Już mówiłem - przedrzeźnił go Chińczyk, po czym zaśmiał się dźwięcznie. - Dla Ciebie wszystko.
***
Luhan poczuł jak na jego ramię powoli opada głowa siedzącego obok chłopaka. Zaśmiał się cicho na widok jego zaspanych oczu, po czym odsuwając go na chwilę, obrócił się bokiem, kładąc się wzdłuż kanapy. Rozszerzył nogi, podając Sehunowi dłoń, by łatwiej mu było ułożyć się między nimi w wygodnej pozycji. Szesnastolatek przytulił policzek do jego klatki piersiowej, wtulając się w jego ciało niczym małe dziecko. Zacisnął pięść na materiale koca zarzuconego na nich przez Luhana, ziewnął po raz ostatni, po czym oddał się w objęcia Morfeusza, szepcząc ciche 'dobranoc, Lu-ge'. Chińczyk obserwował go z czułym uśmiechem na ustach, tylko czasami rzucając przelotne spojrzenia na migoczący ekran telewizora. Nagle, nawet nie wiedząc kiedy, zamknął powieki, opierając tył głowy o podłokietnik, a melodia będąca podkładem do przewijających się napisów skutecznie go usypiała.
***
Kai zaśmiał się, próbując trafić kluczem do zamka w drzwiach jego mieszkania.
- I myślisz, że mi to pomoże? - zapytał wysokiego chłopaka, który oparłszy się o ścianę, wzruszył ramionami.
- Nie wiem, może Ci przejdzie jak rozładujesz emocje.
- Ale ja bym wolał inaczej rozładować emocje... z Tobą - szepnął, przygryzając lekko dolną wargę, po czym przybliżył się do szatyna. Alkohol buzujący w jego żyłach dodał mu odwagi i sprawił, że bez zastanowienia przycisnął go do zielonej farby. Niemal natychmiast zakrył jego usta swoimi, uciszając wszelkie protesty. Chłopak zadrżał na przyjemny dotyk chłodnych palców Jongina pod swoją koszulką, jednak chwycił go stanowczo za barki, odsuwając go od siebie na długość ramion.
- Panu już chyba wystarczy, a teraz sio do środka - powiedział, obracając go przodem do drzwi, po czym popędził go, klepiąc delikatnie jego tyłek. Odpowiedział mu zaskoczony pisk, który spowodował kolejny wybuch śmiechu. Przekomarzali się jeszcze chwilę, po czym obaj stanęli jak wmurowani w progu salonu, patrząc z rozdziawionymi ustami na dwie postacie splecione ze sobą na kanapie.
- Co do chuja...? Nie mieli być na tej imprezie? - zapytał wyższy, wskazując palcem przed siebie. Kai tylko pokiwał głową, nie będąc w stanie wykrztusić słowa. - Jeśli ten twój pożal się kurwa boże kuzyn upił i zgwałcił mojego małego braciszka, to zapierdole was obu, Jongin. Wiedziałem, że cztery lata to za dużo... - warknął ze złością, a brunet po raz pierwszy słyszał, żeby ten zwracał się do niego pełnym imieniem.
- Hej, poczekaj. Patrz... - zawołał, gdy wysoki mężczyzna kierował się w stronę dwóch chłopców z zaciśniętymi pięściami. Złapał go za ramię, po czym zapalił małą lampkę nocną, a jej światło pokazało Sehuna z policzkiem wtulonym w klatkę piersiową Luhana, który opiekuńczo obejmował go w pasie. Obaj złagodnieli na ten widok. - Widzisz? A teraz zamknij się, Kris-ge. Dajmy im spać.
- Och, no dobra - westchnął Yifan, rozluźniając mięśnie. - Są szczęśliwi, prawda?
- Tak. Rzeczywiście chyba tak...
Kai zgasił jaśniejącą żarówkę, mrucząc pod nosem ciche 'niech śpią', po czym na palcach opuścili mieszkanie, a na ich twarzach widniały małe, choć czułe uśmiechy.
***
- I jak byś podsumował nasze wspólne trzy lata, Luhan-ge? - spytał dziewiętnastoletni Sehun, gdy po rocznicowej kolacji wracali do swojej małej, acz własnej kawalerki. Mieszkańcy ich okolicy już nie zwracali uwagi na ich złączone dłonie, jedynie posyłając im życzliwe uśmiechy i pozdrawiając ich wesołym "dzień dobry!".
- Brać pod uwagę to, jak było zanim Cię poznałem? - upewnił się Chińczyk, spoglądając w pełne miłości oczy chłopaka. Blondyn przytaknął cicho, a on zastanowił się chwilę, by w końcu pewnie odpowiedzieć. - There is a beautiful rainbow at the end of every storm.
- Wyczuwam aluzję do mojej fryzury - zaśmiał się, przypominając sobie swoją barwną grzywkę.
- Słusznie, Hunnie. Ponieważ to Ty jesteś moją piękną tęczą, która zakończyła całe zło.
The End
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top