rozdział 3
Siedzę w pokoju i się nudzę. Nikt nie wie, oprócz dwóch osób kim jestem. Mieszkam już tutaj tydzień, brakuje mi przyjaciół. Okej trzeba wstawać i znowu rysować sobie szwy, a może poproszę wujka o zrobienie prawdziwych? Dziwnie to brzmi mówić na mordercę wujek. Jest piąta, trzeba się dzisiaj żucić na Jeffa pięć razy. Jestem już ogarnięta czas schodzić na śniadanie. Na dole jak zawsze nikogo nie ma o tej godzinie. Zrobiłam kanapkę i wyszłam na dwór. Usłyszałam głosy i śmiech... To byli oni moim przyjaciele.
-Ja ci Anna mówię, że poszła do lasu.
-Ale po co? By skończyć swoje życie?
Patrzyłam się na niech.... Mam ich tylko. Leo wysoki, rudy i zielonookie. Druga Julia szatynka, szaro oka z pochodzenia podobno Litwinka. Znam się z nim od podstawówki. Wyszłam z ukrycia i im pomachałam.
-Hello me friends!
-No hello Liu Woods
-Siemano creepypasto
-Nie poznajecie swojej przyjaciółki?- zapytałam i zdjęłam szalik
-Zoe jak nam Cię brakowało, a najbardziej mu- dziewczyna mnie przytuliła i wskazała Leo. Zaśmiałam się na jej słowa, a kątem oka zauważyłam rumieniącego się chłopaka.
-Co was tutaj sprowadza, bo ja szukam ojca?
-Szukamy Cię...
-Czyli twoim ojcem jest Liu Woods,a twoim wujkiem jest Jeff the killer nie no masz świetną rodzinkę.
-Wiesz w rezydencji jest dużo ładnych chłopaków, bo większość dziewczyn jest po za rezydencją... Muszę iść, bo nie będzie miło jak ktoś nas zobaczy i będę miał problem.
-Okej to do następnego spotkania przyjaciele!!- powiedziałam i pobiegłam zabić osobę kręcącą się po lesie. Wyjęłam mój nóż i zaczaiłam się w krzakach, po lesie chodziła młoda dziewczyna z słuchawkami w uszach. Jacy ci ludzie są głupi chodząc po lesie pełnym morderców i rządowców. Siedziałam na niej i wbijałam jej nóż wszędzie gdzie się dało, skończyłam na wbiciu jej noża w szyję i pociągnięciu go w dół.
-Liu to miała być moja ofiara!!- ktoś krzyknął z krzaków. Był to Laughing Jack trochę wkurzony.
-Trzeba było się na nią wcześniej rzucić to bym ci ofiary nie zabrał.
-Jesteś taki jak twój brat, a teraz znikaj pobawię się jej truchłem
-Jasne Jakie- powiedziałam i uciekłam za nim powiedział na mnie obelgę.
Wróciłam do rezydencji w której obecnie trwało śniadanie. Usiadłam do stołu zabierając ostatniego gofra Toby' ego, byłam cholernie głodna chociaż zjadłam dwie kanapki. Wszyscy patrzyli się na mnie jak bym coś zrobiła... Dobra jestem brudna od krwi i chyba szwy mi się starły. Chiuston mamy problem. Jeff stojący gdzieś z tyłu wskazał na swoją twarz, a czyli mam rację. Włożyłam rękę do kieszeni bluzy i złapałam za rękojeść noża.
Mogłam sobie darować tą dziewuchę bym miała te szwy..... Do jadalni tepnął się slender, a ja szybko stanęłam za nim. Creepypasty były złe, że przez może dwa dni okłamywałam ich.
W moją stronę został rzucony nóż, otarł się o moje ucho.
Masz wielki problem młoda panno!
-Jestem taka jak wy i jestem córką Liu, więc o co wam chodzi idioci?!
-Właściwie to.....
-Zabrałeś...łaś mi gofra!!
-Głodna byłam Toby!!
-Dobra ja idę się umyć i potem to wyjaśnimy... Okej pacany?
-Niech ci będzie- powiedział Ben grający na PSP.
Poszłam do pokoju i wzięłam czyste ubrania... Szara bluzka z czaszką i czarne spodnie idealnie do siebie pasują. Poszłam zmyć krew z siebie i wrzucić ubranie do pralki, która była w łazience. Myślałam, że będę mogła bez karnie żyć tutaj do odnalezienia ojca, a tu plany spaliły się na panewce.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top