✝ I ✝

- Tatusiu! Przeczytaj mi bajkę na dobranoc - zawołałam.

Do pokoju weszła mama.

- Tata nic Ci nie będzie opowiadał - warknęła. - Bo staniesz się potworem zaczynając w to wierzyć - dodała już delikatniej.

- Ale ta bajka...

- Nie, to są bzdury.

- Ale tatuś mówił, że to prawda... - rozpłakałam się.

- Jutro Twój pierwszy dzień w przedszkolu -
zmieniła temat i przytuliła mnie, próbując uspokoić.

- Będą tam inne dzieci? - spytałam wycierając oczy z łez.

- Tak, dlatego lepiej idź już spać, jutro czeka Cię długi dzień.

Pocałowała mnie w czoło i przykryła kołdrą.

Wyszła z pokoju gasząc światło, a ja zostałam sama w pokoju.

Usiadłam na łóżku i spojrzałam na czarno-białe iskierki, które zaczęły pojawiać się pomiędzy moimi drobnymi rączkami.

Zaczęłam się bawić śmieszną kulką i ją podrzucać, cicho się śmiejąc.

- Mamusiu! - zawołałam. - Chodź szybko!

Mandy chyba nie odeszła za daleko, bo od razu była w moim pokoju.

Patrzyła na mnie z przerażeniem.

- Mike! Rezygnujemy z przedszkola dla Raven - wrzasnęła, a ja nie wiedziałam o co chodzi.

Złożyłam ręce jak do modlitwy, a kulka zniknęła.

- Dlaczego? Co jest? - mój tata wszedł do pokoju.

- Jej moce się ujawniły.

Mój tata spojrzał na mnie z dumą pomieszaną ze współczuciem.

- Pamiętasz co mi obiecywałaś? - zwrócił się do mojej rodzicielki.

Wyglądała na wściekłą, a ja prawie płakałam, ponieważ nienawidziłam kłócić się z mamą.

- Tak - powiedziała próbując się uspokoić. - Pamiętam - rzuciła wychodząc z pokoju.

Tata do mnie podszedł i przytulił.

- Nie płacz - pogłaskał mnie po głowie.

- Dlaczego mamusia jest zła? - spytałam szlochając.

- Bo nie potrafi zaakceptować tego, kim jesteśmy.

- Też masz taką kulkę?! - spytałam radośnie, nagle się uspokajając.

- Tak jakby - zaśmiał się.

- Opowiesz mi jeszcze raz o Slendormanie?

- Slendermanie - poprawił mnie. - Późno już.

- Proszę - powiedziałam przeciągając samogłoski.

- No dobrze, ale raz - usiadł na brzegu mojego łóżka. - W środku lasu jest wielka rezydencja, którą da się rozpoznać od razu. Jest bardzo charakterystyczna. Mieszkają w niej mordercy, a szefem ich wszystkich jest stwór o dwóch metrach, bez twarzy i z długimi mackami wystającymi z pleców. Ma na imię... - ściszał głos coraz bardziej. - Slenderman - wyszeptał.

***

- Mandy, nie wypisujmy jej z przedszkola - poprosił tata, gdy następnego ranka wszyscy siedzieliśmy razem przy stole i jedliśmy śniadanie.

- Może zrobić komuś krzywdę swoją śmieszną kulką - nakreśliła w powietrzu cudzysłów.

- Nie zrobi... Poza tym to dla niej ważne, żeby poznała kogoś oprócz nas i miała przyjaciół...

- Nie wiem czy to dobry pomysł - westchnęła.

- Świetny - powiedziałam radośnie.

- Dzieci i takie potwory jak ty głosu nie mają - zwróciła się do mnie, a ja od razu ucichłam wlepiając wzrok w mój talerz.

- Nie mów do niej w ten sposób - tata próbował mnie bronić.

- A może zaprzeczysz, że jest potworem?

- Nie jest.

- Dla Ciebie nie jest, bo jesteś taki sam!

- To dlaczego wciąż ze mną jesteś?!

- NIE MAM POJĘCIA! Jutro się wyprowadzam i żyjcie sobie razem jak sobie będziecie chcieli!

- Mamusiu, nie - załkałam. - Nie krzyczcie z tatusiem na siebie...

- Zamknij się! - krzyknęła. - Nie jestem Twoją mamusią!

Wstała od stołu i pobiegła na górę, na co tata zmarszczył brwi.

- Jak dziecko - szepnął pocierając sobie czoło.

- Co z moim przedszkolem? - spytałam nieśmiało.

- Nie teraz kochanie - pogłaskał mnie po głowie i poszedł za mamą, zostawiając mnie samą w kuchni.

Zaczęłam przewracać w talerzu i zauważyłam jakiś różowy proszek.

- Posypka - szepnęłam zadowolona.

Wzięłam trochę jedzenia na widelec i wzięłam to do ust.

Całkiem dobre. Tylko mało słodkie jak na posypkę.

Tata w końcu zszedł na dół.

- Mamusia nas zostawia? - spytałam.

- Nie, przekonałem ją żeby została - uśmiechnął się.

Nagle poczułam jak coś drapie mnie w gardło i zaczęłam kaszleć. Tata od razu spojrzał na mój talerz.

- Mój Boże - prawie krzyknął i z przerażeniem wziął mnie na ręce i zaniósł do samochodu.

- Gdzie jedziemy? - spytałam kaszląc.

- Do szpitala. - Tata wyjechał z garażu i zaczął jak najszybciej jechać we wskazane miejsce.

Kiedy byliśmy na miejscu znowu wziął mnie na ręce i wbiegł do budynku.

Podbiegł do recepcji.

- Moje dziecko zostało otrute - wydyszał.

- Czym? - spytała spokojnie brunetka siedząca za ladą.

- Nie mam pojęcia, proszę się pospieszyć! - krzyknął, a ja zaczynałam mieć odruchy wymiotne od kaszlu i zaczynałam się dusić.

- Zapraszam do sali numer sto trzydzieści osiem na oddziale dziecięcym. Piętro drugie, u góry na lew...

Tata już jej nie słuchał, po prostu puścił się pędem do windy. Ponieważ musiał za długo na nią czekać, pobiegł po schodach.

Wpadł do sali nie czekając na swoją kolej.

- Moje dziecko zostało otrute - próbował złapać oddech.

Wszystko wokół mnie się rozmazywało, a ja miałam wrażenie, że spadam.

Lekarz od razu zabrał mnie od mojego taty.

- Czy dasz radę zwymiotować? - spytał lekarz, a ja pokręciłam głową.

Posadził mnie na krześle, wsypał do szklanki wody łyżeczkę soli i mi to podał.

- Wypij - polecił.

Po jednym łyku zwymiotowałam do podstawionej miski.

Lekarz podał mi szklankę zwykłej wody, a później znowu tej słonej, powodując kolejne wymioty.

Oddał mnie tacie i przepisał jakąś receptę.

Później tata wstał i chyba wróciliśmy do samochodu.

***

- Dlaczego wsypałaś jej coś do jedzenia?! - znowu tata z mamą się kłócili.

- Bo skoro nie mogę się jej wyrzec to chociaż ją zab...

- PRZESTAŃ! Jesteś chora?! Co Ty robisz?! Próbujesz zabić własne dziecko!

- Tatusiu, co się ze mną dzieje? - spytałam siadając na kanapie. Zakręciło mi się w głowie.

- Już nic kochanie, pośpij jeszcze - od razu przerwał kłótnię z mamą i do mnie podszedł. - Już jest dobrze.

_____

To wszystko dziękiZuzixGrudzix.
Ona mnie natchnęła 😂
Zapraszam do przeczytania creepypasty Raven w jej wykonaniu 😊

Do następnego ^^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top