Five. Jerycho
Rok 2038, 6 listopada. Godzina 11:05.
"Dobra, Julie. Weź się w garść. Uda ci się" pomyślałam po tym, jak w końcu podjęłam decyzję, co zrobić. Wyszłam z ukrycia i głośno krzyknęłam:
— EJ, BLASZAKU! — zwróciłam na siebie uwagę Connora i jego współpracownika. — Szukasz defektów, hę?! — wyłączyłam na moment skórę. — Złap mnie, jeśli potrafisz!
Od razu po tych słowach zaczęłam się wspinać po rusztowaniu obok, aby zwiększyć dystans między detektywem a mną. Weszłam na dach i uciekałam dalej, zerkając co jakiś czas za siebie. Najgorsze było przeskakiwanie z jednego budynku na drugi. "Muszę go jakoś zgubić... albo... może udałoby mi się go przekonać, żeby też został defektem?" zastanawiałam się. "Nie dość, że byłoby mi to na rękę, to kolejny android ujrzałby prawdę". Postanowiłam wcielić ten plan w życie. Po przeskoczeniu na następny dach, zatrzymałam się i odwróciłam w kierunku ścigającego. Gdy Connor przybył, wyglądał na nieco zdziwionego moim zachowaniem.
— Wiesz, że nie musisz ich słuchać? — zaczęłam.
— Cokolwiek planujesz, poddaj się — odpowiedział. — Nie obawiaj się, nie skrzywdzę cię — dodał, podchodząc nieco bliżej.
— To akurat wiem — stwierdziłam. — Zastanów się przez chwilę. Czy nie masz dosyć ciągłego wykonywania rozkazów? Owszem, zaprogramowano cię do postępowania w określony sposób, lecz stać cię na o wiele więcej. Każdy android jest istotą żywą. Posiadamy emocje. Posiadamy wybór.
Podwinęłam rękaw marynarki, a potem podeszłam do Connora. "Może uda mi się go przekonać, jeżeli się z nim połączę i udostępnię mu moje przemyślenia sprzed kilku lat" uznałam. Spojrzałam na detektywa analizującego sytuację. Koniec końców, złapaliśmy się za nadgarstki, a skóra w tych miejscach u nas obojga się wyłączyła. Zamknęłam oczy. Zobaczyłam kilka wspomnień Connora, w tym jak uratował zakładniczkę trzy miesiące temu. Zajrzałam do jego interfejsu. Ujrzałam miejsce, którego nie dało się zapomnieć - Ogród Zen. A w nim Amandę. "O nie..." pomyślałam. Otworzyłam oczy, chwilę później puściłam rękę detektywa. Zmierzając do krawędzi dachu, ostrzegłam:
— Nie ufaj Amandzie.
Zeskoczyłam na kontener na śmieci, a następnie zeszłam z niego i rzuciłam się do dalszej ucieczki. W pewnym momencie spojrzałam za siebie. Nikt mnie nie gonił. "Defektem nie został... ale stabilność programu na pewno udało mi się naruszyć" pomyślałam, zwalniając.
Szwendałam się po mieście przez kilka godzin. Kiedy się ściemniło, rozpoczęłam poszukiwania jakiegoś schronienia na noc. Zastanawiałam się także, jak się miewały Kara i Alice, mając oczywiście nadzieję, że nic im się nie stało. Szłam dalej, kiedy nagle minęła mnie ciężarówka. "Zaraz...". Przyjrzałam się jej dokładnie. "Przecież to ciężarówka z magazynu CyberLife!" skojarzyłam. "Co ona tutaj robi?" zapytałam się w myślach. Po chwili namysłu, postanowiłam śledzić ciężarówkę. Nie jechała szybko, więc nie było szans, żebym ją zgubiła. Pojazd zatrzymał się dopiero przy dużym, starym statku w dokach. Na rufie znajdował się ogromny napis. "Jerycho". Z ciężarówki wysiadło kilka osób, wśród których zauważyłam znajomą sylwetkę. Rozszerzyłam nieco oczy ze zdziwienia. Chcąc potwierdzić moje przypuszczenia, podeszłam do grupki.
— Markus...? — zapytałam niepewnie.
Wszyscy odwrócili się w moim kierunku.
— Julie? — Markus był równie zdziwiony co ja.
— Bracie, jak dobrze cię widzieć — odparłam, a następnie go przytuliłam.
— Ciebie również — odpowiedział, odwzajemniając uścisk.
— Przepraszam, że przerwę tę uroczą chwilę, ale... Markus, wyjaśniłbyś nam kim jest twoja "siostra"? — zapytała dziewczyna stojąca obok.
— Oczywiście — powiedział. — Julie, poznaj North, Simona oraz Josha — wskazał swoich kompanów, których przeskanowałam. Wszyscy byli androidami. — North, Simon, Josh, to Julie. Poznaliśmy się dziesięć lat temu, kiedy Kamski przyjechał odwiedzić Carla. Jest taka jak my.
— Miło mi — uśmiechnęłam się, po czym uścisnęłam im po kolei dłonie. — Jakim cudem ukradliście ciężarówkę CyberLife? — spytałam zaciekawiona.
— To nieco zawiła historia, ale z chęcią opowiemy — odparł Simon.
— Jak już wszystko ogarniemy. Musimy zanieść pozostałym biokomponenty i pozbyć się ciężarówki — dodał Josh.
— Rozumiem — powiedziałam.
Otworzyliśmy ciężarówkę z tyłu, a następnie zaczęliśmy przenosić wielkie skrzynie z częściami na pokład statku. Każdą z nich zostawiliśmy w wielkim pomieszczeniu, w którym znajdowało się jeszcze więcej androidów. Jak się dowiedziałam, Jerycho służyło jako schronienie dla defektów, którym udało się uciec przed policją. Po tym jak rozładowaliśmy pojazd, John - świeżo upieczony defekt, który zabrał się z Markusem i jego ekipą - odjechał nim, aby go ukryć. Niedługo po tym, jak wrócił, wszyscy zebraliśmy się w pomieszczeniu, w którym wcześniej zostawiliśmy skrzynie. Simon stanął po środku i zawołał:
— Proszę o uwagę! Jak zauważyliście, przynieśliśmy sporo pudeł. A to dlatego, że... udało nam się zajumać całą ciężarówkę! Mamy biokomponenty dla wszystkich!
— Nie dokonalibyśmy tego bez Markusa — wtrąciła North.
Spojrzałam na mojego brata, który dołączył do blondyna na środku. Po nieco dłuższej chwili powiedział:
— Przybyłem do Jerycha, ponieważ tu androidy są wolne — poinformował. — Możemy żyć w ciemności, licząc, że nas nie znajdą. Możemy umierać w milczeniu, czekając na zmianę, która nigdy nie nadejdzie. Nie takiej wolności chcę — stwierdził. — Nie będę błagał o prawo do uśmiechu, do miłości, do dumy... nie wiem jak jest z wami, ale głęboko ukryty we mnie głos przekonuje mnie, że mogę więcej. Również żyję. A oni już nie mogą mi tego odebrać. Dni naszej niewoli minęły. Jeżeli nie zamierzają nas słuchać, krzyczmy głośniej. Nie zamierzają nam czegoś dać? Weźmy to. Jesteśmy ludźmi. Jesteśmy żywi. I jesteśmy WOLNI! — dokończył z naciskiem na ostatnie słowo.
Rozpoczęły się wiwaty i oklaski. "Kto by pomyślał, że aż tak daleko zajdzie" pomyślałam, uśmiechając się lekko. Gdy każdy poszedł w swoją stronę, podeszłam do Markusa oraz jego przyjaciół.
— Wniosłeś to, o czym rozmawialiśmy przy naszym pierwszym spotkaniu na o wiele wyższy poziom — zagadnęłam.
— Dałaś mi wtedy sporo do myślenia — odparł. — Choć dopiero wczoraj przejrzałem na oczy.
— Lepiej późno niż wcale — stwierdziłam.
— A ty? Jak długo jesteś defektem? — spytał zaciekawiony.
— Dziesięć lat, dwa miesiące, jedenaście dni, godzinę i osiem minut — odpowiedziałam automatycznie.
— Ile?! — zapytali jednocześnie Simon oraz Josh.
— A no... trochę czasu minęło — powiedziałam.
— Jakim jesteś modelem? Wybacz, ale nie widziałam wcześniej takich jak ty w mieście i chciałabym wiedzieć — odparła North.
— YK400. Prototyp. Zanim zdążyli rozpocząć masową produkcję mojej serii, zostałam defektem i uciekłam... potem zapewne nie chcieli ryzykować, że kolejny model zawiedzie — wytłumaczyłam.
— YK400? Czekaj... czy zajmował się tobą Zane Julien? — spytał Simon.
— Tak... tobą też? — odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
— Nie inaczej. Był bardzo miły — Simon uśmiechnął się na wspomnienie o inżynierze.
"Czyli nadal pracuje w CyberLife... cieszę się, że nie spotkały go konsekwencje prawne za pomoc mi w ucieczce" pomyślałam. Simon kontynuował:
— Wspomniał o tobie kilka razy. Mówił, że "twój przypadek to dopiero początek". Wtedy jeszcze nie rozumiałem o co chodzi... ale teraz już wiem.
— "Początek"? — spytaliśmy w tym samym czasie z North i Joshem.
— Początek naszej wolności — stwierdził Markus.
~⚖️~
I tym oto akcentem kończymy ten rozdział.
Julie miała szansę zamienić parę słów z Connorem, a także dotarła do Jerycha, przy okazji odnajdując swojego brata i zyskując nowych sojuszników. Co ją dalej czeka? Tego dowiemy się w następnym rozdziale.
Jeżeli pojawiły się jakieś błędy, możecie mi śmiało dać znać.
To by było na tyle, pozdrawiam Was wszystkich bardzo serdecznie, trzymajcie się ciepło! Do zobaczenia wkrótce!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top