...Through The Years We All Will Be Together...
27 XII 2018
~~<<<|¦®¦|==|¦®¦|==|¦®¦|>>>~~~
- Damian? Jesteś tut... - Bruce zatrzymał się wpół zdania. Dwoje z jego dzieci stało w drzwiach. Dick siedział teraz na piętach, a Damian miał ręce zarzucone mu za szyję. Zamaskowany Mściciel cofnął się za róg z uśmiechem.
Dick odezwał się nie podnosząc głowy.
- Bruce, wiem że tam jesteś.
Damian popatrzył w jego stronę i oderwał się od brata, tylko po to, by znów przyczepić mu się do ręki gdy wstał.
- Tt.
Przez dom przetoczył się głośny, radosny śmiech. Dick popatrzył na Damiana z udawanym przerażeniem.
- O Boże, Dami, Mroczny Rycerz się zaśmiał. Sprowadziliśmy Apokalipsę!
- Ciebie też dobrze widzieć, Chum*.
Richard założył mu rękę za szyję.
- Holy Christmas Batman!**
~~~<<<|¦®¦|==|¦®¦|==|¦®¦|>>>~~~
Siedzieli w salonie, Dick z Damianem na kanapie, ten pierwszy wpychając w drugiego pierniczki. Śmiech. Damian w końcu zachowywał się na swój wiek.
Alfred krzątał się po kuchni, co chwila znikając z pola widzenia. W połowie puste kubki z gorącą czekoladą stały na stoliku. Damian uchylił się przed kolejnym ciastkiem, szybko biorąc łyk z niebieskiego [kubka].
- Hej! To był mój!
- Tt. Wiem, Grayson.
- Osz ty... - zaczął łaskotać najmłodszego w rodzinie.
- Grayson!... żądam... haha!... żebyś... przestał!
Były assasyn, czerwony na twarzy od śmiechu w końcu wyrwał się a, Dick miał znów piernik we włosach. Przez chwilę patrzył na niego z przekrzywioną głową.
- Nie znasz Amy Rohrbach, prawda?
~~~<<<|¦®¦|==|¦®¦|==|¦®¦|>>>~~~
Bruce patrzył na tą scenę znad własnej czekolady, gdy to poczuł. Jedną z tych nagłych potrzeb by coś zrobić. Wstał i odłożył kubek. Chłopcy popatrzyli na niego z zapytaniem.
- Za... zaraz wracam.
I poszedł. Otworzył przejście za starym zegarem, schodząc w dół po ciemnych schodach.
Gdy wrócił do pokoju, mniejsza postać przywędrowała za nim. Czarne, wilgotne od śniegu włosy przylepione do czoła. Jasnoniebieskie oczy iskrzące się szczęściem. Dick spojrzał na niego i natychmiast przytulił do siebie.
- Timmy!
- Hej, D.
- Drake?
- Alfred? Możemy potrzebować kolejnego kubka.
~~~<<<|¦®¦|==|¦®¦|==|¦®¦|>>>~~~
Było już naprawdę ciemno, Tim wsadził właśnie płytę w odtwarzacz, gdy rozległo się pukanie do drzwi, które ściany rozniosły po całym budynku. Bruce podniósł się, żeby sprawdzić kto przyszedł, ale Alfred zatrzymał go gestem dłoni. Przeszedł przez korytarz i zniknął za rogiem. Gdy otworzył drzwi, do pokoju wpadło trochę chłodnego powietrza, płomienie w kominku poruszyły się niespokojnie. Dwa, ledwo słyszalne słowa oderwały wszystkich od ich zajęć.
- Panicz Jason?
Bruce popatrzył na swojego najstarszego syna, po czym obaj pobiegli do wejścia. Tim z Damianem chwilę za nimi.
Alfred stał w holu, trzymając "czarną owcę" rodziny w mocnym uścisku. Kilka mokrych plamek widocznych na ramieniu od fraka.
- Jaybird!
Dick trzymał go przy sobie i nie chciał puścić.
- Dick. Dusisz.
- Nie puszczę cię, Little Wing. Nigdy.
Tim delikatnie go odciągnął po czym sam szybko go przytulił.
- Heja, Timbo.
Mały, ale szczery uśmiech.
W końcu, jakby z nikąd, pojawił się sam Batman. W przeciągu sekundy drugi Robin znalazł się silnych w objęciach Bruce'a.
Jason zesztywniał w pierwszej chwili. Potem mocno uścisnął mężczyznę.
- Witaj w domu, Asie.***
Białe pasmo zakrywało, szklące się jeszcze, niebiesko-zielone oczy.
~~~<<<|¦®¦|==|¦®¦|==|¦®¦|>>>~~~
Wszyscy czterej leżeli na podłodze owinięci w koce i poduszki. Damian po prawej, potem Dick, Jason i Tim.
Bruce siedział na fotelu, Alfred na przeciwko. Ktoś nacisnął "play". Początek "Grinch: Świąt Nie Będzie" pojawił się na ekranie. Ciastka i cukierki leżały we wszystkich miejscach. Nikt się nie przejął.
~~~<<<|¦®¦|==|¦®¦|==|¦®¦|>>>~~~
Starszy Wayne rozejrzał się po pokoju. Alfred patrzył z uśmiechem na różnobarwny kopiec na podłodze.
Bruce po cichu zrobił zdjęcie. Potem ruszył w kierunku schodów i do sypialni. Alfred chwilę potem, uwieczniając moment jeszcze kilka razy.
~~~<<<|¦®¦|==|¦®¦|==|¦®¦|>>>~~~
Cztery rudziki siedziały na oknie, obserwując postaci leżące na podłodze wśród kolorowych kocy, napisy końcowe filmu wciąż na ekranie telewizora.
Jeden z nich przechylił delikatnie główkę w stronę innych. Ciche ćwierkanie, niesłyszalne z dalej niż dwóch metrów. Któryś zaśpiewał, pozostałe zawtórowały i poderwały się do lotu. Słońce miało długo jeszcze nie wstać. Jednak w świetle lampy cztery małe kształty były dobrze widoczne. Jedyne z gatunku, które pozostały w zimnym Gotham City.
Ale może nie było ono tak całkowicie pokryte lodem...
Dwudziesty-czwarty grudnia.
Dwudziesta trzecia pięćdziesiąt dziewięć.
~~~<<<|¦®¦|==|¦®¦|==|¦®¦|>>>~~~
END
~~~<<<|¦®¦|==|¦®¦|==|¦®¦|>>>~~~
Święta, święta, i po świętach...
Szczęśliwego Nowego Roku!
*Bruce go tak nazywa w oryginale (którymś)
**Batman TV Show (1966) 😎
***Taki mój headcanon 😉
Czytałam, że Amerykanie nie obchodzą Wigili, więc nie ma takich potraw jak u nas (a przynajmiej u większości), ale pomyślałam, że lepiej będzie jeśli będzie się to działo właśnie 24 grudnia ;)
G'night
×xXxNightsilverxXx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top