Have Yourself A Merry Little Christmas...

Wesołych Świąt!
I czego się tam na święta życzy ;)

~
Rozdziały będą krótkie, ok. 300-600 słów.
Co dzień od 23 - 27 XII po jednym.

Tutaj oni obchodzą święta, jakby nie było widać xD

To chyba podchodzi trochę pod smutny ff...
Sorry jeśli postaci wydają się trochę OOC, miałam taki pomysł więc tak zrobiłam. A, i niekiedy mogą nasuwać się pytania: dlaczego tak?

Bo mi pasowało do historii.

~~~<<<|¦®¦|==|¦®¦|==|¦®¦|>>>~~~

23 XII 2018

~~~<<<|¦®¦|==|¦®¦|==|¦®¦|>>>~~~

- Hej, Żółtodziobie!

Komisariat policji w Blüdhaven, mimo dużego poruszenia jakie panowało, znajdowało się tam może dwunastu funkcjonariuszy. Dick odwrócił się w kierunku, z którego pochodził dźwięk. Amy Rohrbach, jego partner, stała koło drabiny, trzymając szare pudło pod pachą, kolejne trochę mniejsze drugą ręką. Plecami podpierała choinkę, która niebezpiecznie przechylała się w kierunku podłogi. W kilku krokach doskoczył do niej, szybko stabilizując zielone drzewko.

- Myślałam, że będę musiała wziąć wyczarować skądś megafon.

- Sorry.

- E tam, jest w porządku.

Detektyw postawiła oba pudła na podłodze, kilka kolorowych bombek potoczyło się w kierunku biurek. Jeden z młodszych policjantów potknął się o którąś z nich, świąteczny wieniec z jemiołą wylądował na głowie biednego chłopaka.

- Co? Mam ci dać buzi? Wstawaj, Johnson!

W głównej sali zadudnił głos komendanta. Philip Addad stał na platformie łączącej obie kondygnacje schodów, przedramiona zwieszone za ozdobną barierkę. Kilka osób zaśmiało się, Johnson czerwony z zawstydzenia też miał uśmiech na twarzy. Ktoś pomógł mu wstać, czarne włosy wpadały do oczu. Próbował zdmuchnąć je z twarzy, ale nieszczęsne kosmki wciąż wracały na miejsce. W końcu zrezygnowany zgarnął je za ucho.

- Grayson! Mówiliśmy żebyś obciął te cholerne kudły!

Addad znów się odezwał ze swojego miejsca gdzie górował nad wszystkimi.

- Przepraszam szefie! To jedno z tych poleceń, które kłóci się z moimi przekonaniami!

Reszta zaciekawiona zatrzymała się w pracy.

- Ciekaw jestem co ci na to nie pozwala - Henry Hogan, znany też jako Hank Hogan, spytał z drugiego końca komisariatu.

Dick tylko szeroko się uśmiechnął.

- Za dobrze w nich wyglądam!

Kolejne śmiechy. Postaci w uniformach znów wieszały girlandy. Lampki wokół poręczy schodów mrugały różnokolorowymi światełkami. Święta. I mimo że większa część przestępców zazwyczaj odpuszczała sobie w te dni, to zbrodnia nigdy nie śpi. Kilku funkcjonariuszy zawsze musiało zostać na posterunku. Najczęściej ci, których krewni wyjeżdżali lub ich nie mieli.

Ktoś delikatnie stuknął go w ramię.
Grayson. Grayson.

- Grayson!

- Huh? - trochę rozkojarzony odnalazł wzrokiem partnerkę, stała obok niego, ręce oparte na biodrach.

- Na chwilę mi tu odpłynąłeś.

- Sorry.

Trzepnęła go w tył głowy.

- I przestań tak wszystkich przepraszać, albo będę musiała wbić ci to do głowy własnymi rękami.

- Przep... - Amy rzuciła mu groźne spojrzenie. - Okej.

- No.

Chwilę później poczuł lekkie uderzenie w czoło, a za moment miał we włosach kawałki piernikowego ludzika. Spod uniesionych brwi popatrzył na kobietę. Brązowe włosy spięte w kucyk, oczy rozbawione.

Dick ukradkiem wyjął z szuflady biurka kajdanki i założył je Rohrbach, prowadząc ją w stronę cel zanim zdążyła zareagować.

Kilka osób spojrzało ze zdziwieniem.
Komendant jak zwykle czujny zareagował.

- Grayson! Co jest?!

Richard spojrzał w górę.

- Amy Rohrbach zostaje zatrzymana pod zarzutem morderstwa.

Ta rzuciła mu tylko przerażone spojrzenie.

- JAJA SOBIE ROBISZ?!

- Zamordowałaś tego biednego piernikowego człowieka z wyjątkowym okrucieństwem. Ciasteczkowa rasistka!

Słychać było odgłosy klaskania, ale nie, to tylko dłonie zderzały się z czołem.

- Dick, puść ją.

- Szefie...

- To rozkaz, Grayson!

- Ech... okej...

Gdy tylko rozpiął kajdanki zgiął się w pół, bo Amy kopnęła go w brzuch.

- Ouch!

Zaczęła się śmiać. A razem z nią reszta.

~~~<<<|¦®¦|==|¦®¦|==|¦®¦|>>>~~~

Addad stał przed grupą strażników prawa Bludhaven. Nie znosił mówić kto zostanie na święta. Nikt nie powinien. Ale taka praca, ludzie powinni czuć się bezpieczniej.

- W tym roku zostaje Johnson, - młody chłopak westchnął - Anderson, Mill i Rohrbach.

Dick spojrzał na szefa.

- Ale sir, Amy ma rodzinę, powinna...

- O mnie się nie martw, dzieciaku, będę w domu na gwiazdkę. Hogan zgodził się pójść za mnie.

- Mogę zostać za ciebie.

- Nie, nie możesz - Philip się wtrącił.

- Ale naprawdę...

- Może inaczej: ZABRANIAM ci wchodzić na teren komisariatu jako funkcjonariusz. Praktycznie nie bierzesz wolnego. Naprawdę, doceniam zaangażowanie, ale nie zostajesz. Czy to jasne?

Kiwnął głową.

- Dobrze. A teraz idź spędzić święta z rodziną, młody.

~~~<<<|¦®¦|==|¦®¦|==|¦®¦|>>>~~~

Posiadłość Wayne'ów wyraźnie odznaczała się ponad miastem. Oddalona, na wzgórzu, lampy ogrodowe rozjaśniały błonia, a światełka na dachu ukazywały ogrom budynku. Dick widział ją jeszcze z autostrady między Bludhaven i Gotham City. Przyjeżdżał koło Wayne Tower, wielki niebieski neon na szczycie był widoczny nawet bardziej niż zazwyczaj.

W Gotham nawet w święta był ruch, choć nie tak duży jak zwykle. Większość osób, które miała wyjechać, zrobiła to już wcześniej. Ulicą, którą jechał przejeżdżały nieliczne samochody, czarno-niebieski motor mknął przez delikatnie żółtawe w świetle lamp uliczki.

W końcu zatrzymał się pod dekoracyjną bramą. Za nią koło ganku stał bałwan wyglądający dokładnie jak Batman.

Damian...

Jakoś udało mu się przekonać dwunastoletniego ninja do zabawy w śniegu. Widocznie postanowił wykorzystać swoje umiejętności.

I dobrze. Znajomość z Jonem dobrze mu robi.

Zdjął hełm i zawiesił go na kierownicy.

Kiedy zdążyłem wjechać do garażu?

Otrzepał kurtkę ze śniegu, który wcześniej przez chwilę padał.

Otworzył drzwi i wszedł do środka. Wokół roznosił się zapach piernika i cynamonu. Gdy postawił stopę w salonie, gdzieś z boku usłyszał cichy głos.

- Dick?

Chwilę później Damian owinął mu ręce wokół pasa.

Dick odwzajemnił uścisk.

- Wiem. Też tęskniłem, lil'D.

I przez kilka minut słychać było tylko trzask ognia w kominku.

Dwudziesty-czwarty grudnia. Siedemnasta trzydzieści cztery.

~~~<<<|¦®¦|==|¦®¦|==|¦®¦|>>>~~~

Zainteresowani?

G'night
×xXxNightsilverxXx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top