• 𝟹𝟾 •

Seo Changbin:

6 godzin przed
Zacznijmy od tego że nigdy nie byłem potworem...
Nie zraniłbym nikogo z własnej woli, to co wydarzyło się pomiędzy mną a Felix'em, było czymś w rodzaju euforii. Przyciągało mnie do niego tak naprawdę wszystko, wygląd, zapach, uśmiech, charakter. Uzależniał mnie jak pijącego alkohol, był wszystkim co chciałem przy sobie utrzymać. Cała reszta przy nim zdawała się zbędna, dlatego stan w którym znajdywałem się tamtego straszliwego dnia nazwałem euforią.

Teraz, kiedy już wszystko wróciło do normy i mój umysł po tak długim czasie znowu przywraca mi równowagę w życiu, jestem w stanie ponownie spotkać się Lix'em i go szczerze za wszystko przeprosić. Chociaż nie będzie to łatwo, bo od tygodni olewa moje telefony a nie mam pojęcia, gdzie teraz zamieszkuje. Jedynym moim łącznikiem jest Hwang Hyunjin, którego z resztą też ciężko spotkać poza biurem czy domem. Dzisiejszego dnia jednak szczęście mi dopisywało, bo dostałem cynka od szefa że nasza dzisiejsza dostawa jest do niejakiego Hwang Hyunjin'a z odbiorem osobistym. Dostałem jego adres i paczkę, którą powinienem mu dostarczyć, idealna okazja na przeprowadzenie wywiadu na temat Felix'a.

17:48 aktualnie
Żałuje że kiedykolwiek tu przyszedłem..
Chyba zobaczyłem coś czego nie powinienem widzieć, ta informacja ledwo co dociera do mojej głowy a widok, o Boże ten widok..

Stałem jak zamurowany kitrając swoją posturę za wysokie rozgałęzione krzaki róż, wpatrywałem się bo tylko to potrafiłem zrobić. Bałem się zareagować, ten mężczyzna wyglądał strasznie jak wyjęty z horroru, brakowało mu tylko ogromnej zakrwawionej piły łańcuchowej, której na szczęście albo nieszczęście nie miał przy sobie. Posiadał jednak długi hałaśliwy łańcuch, przy którym dwóch nieprzytomnych brunetów ciągnęło się jak plastikowe piłeczki. Trzeciego zaś podajże Hyunjin'a trzymał na rękach wgapiając w niego swoje wielkie wyłupiaste ciemne oczy. Mój instynkt podpowiadał mi bym wiał, bo jeszcze stanie się ze mną to samo co z tą nieszczęsną trójką ale jakby to wyglądało z mojej strony? Podły tchórz, który bał się pomóc ludziom w potrzebie, ale co ja mogłem w tej sytuacji zrobić? Skoro trzech wysportowanych biznesmenów nie dało rady jednemu bardzo wysokiemu emo potworowi to ja dałbym radę?

Niezdarnie wyjąłem telefon z kieszeni, robiąc tej dziwnej postaci zdjęcia, ponadto aby ktoś nie pomyślał sobie że umiem posługiwać się odpowiednio photoshop'em zacząłem również go nagrywać i to jak traktuje tych mężczyzn. Niby dobry pomysł w tych okolicznościach ale co się z nimi stanie, kiedy policja będzie rozpatrywać mój wniosek? Nie uwierzą mi nawet przy takich rzeczywistych dowodach, oprócz mnie nie ma tu nikogo aby mógł zaświadczyć o czymś takim. Może po prostu wezwę w tej chwili służby i sami to zobaczą, jeżeli zdążał tu dojechać.

Wpisałem numer alarmowy i najciszej jak się da powiedziałem drżącym głosem zwyczajne „chcę zgłosić przestępstwo". Brzmiało to banalnie, jakbym miał w planach pożartować sobie z funkcjonariuszy.

—Tak? Co się konkretnie wydarzyło?— To był kobiecy głos, wyglądało na to że się chyba tym nie przejęła i jak co każdy dzień na komendzie, po prostu odbierała posłusznie telefony alarmowe.

—Jestem świadkiem odurzenia trzech mężczyzn przez innego groźnego mężczyznę.—

—Em, to zwykła bójka?—

—Nie, to nie bójka. Ten mężczyzna przywiązał dwóch nieprzytomnych Koreańczyków do ogromnego łańcucha.—

—Rozumiem, ale mówił pan o trzech odurzonych mężczyznach.—

—Tak, wiem co powiedziałem.—

—To co się z nim dzieje?—

—Ten groźny typ trzyma go na rękach.— Wiem jak bardzo dziwnie to zabrzmiało ale inaczej jak to wyjaśnić? —Rozumie pani?—

—Rozumiem, gdzie doszło do zbrodni?—

Podałem kobiecie konkretny adres zamieszkania a że miałem jego adres wypisany na paczce nie miałem z tym najmniejszego problemu.

—Dziękuje, odpowiednie służby zaraz tam będą.—

Jak już przeczuwałem że kobieta chcę się rozłączyć szybko dodałem że ta sprawa jest naprawdę pilna i żeby nie zwlekali z przyjazdem. Nie wiem czy w ogóle wzięła mnie na poważnie ale wiem to że cała ich trójka wpakowała się w konkretne kłopoty.

Ciemnowłosy mężczyzna, niczym potężny Hulk umieścił w swoim bagażniku dwóch zakładników a trzeciego blondyna Hwang Hyunjin'a wpakował na tylne siedzenia pojazdu. Trochę to dziwne, bo mam wrażenie jakby ociupinkę się o niego w jakiś dziwny sposób troszczył i nie wiem czy to tylko moje przypuszczenia czy może trafiłem w punkt. To co wiem napewno to że mężczyzna był gotowy do trasy ale jeżeli teraz odjedzie to policja go nie złapie, musiałem go tu jeszcze przez chwile zatrzymać ale się cholernie bałem! Otuchy dawał mi fakt, że jeżeli wyślę te nagrania i zdjęcia do Felix'a on się tu pojawi albo odezwie, cokolwiek z tych dwóch. Ryzykowne ale skuteczne, to będzie moja gwarancja że gdy coś mi się stanie Lix odda dowody zbrodni policji. Szczerze? To nic nie tracę a zyskam, życie i tak nie miało sensu bez jedynego promienia jaki dawał mi samą obecnością Felix.

Mam tylko nadzieje że gdy faktycznie jest mi pisana śmierć to chociaż niech będzie łagodna.

—Przepraszam! Czy mogę panu zająć chwilkę!— Krzyknąłem odważnie wychodząc zza krzaków. —Potrzebuje pomocy i chyba się odrobine zgubiłem.—

Gdy jego twarz powolnym ruchem spojrzała na moją, całe moje ciało zaczęło dygotać, nawet nieco lekka paczka Hyunjin'a wydawała z siebie ciche dźwięki poruszanego się w niej przedmiocie. —Jestem kurierem i mam dostarczyć paczkę osobiście ale pogubiłem chyba uliczki i jestem na złej, czy mógłby pan mnie pokierować, gdzie znajdę numer budynku mieszkalnego 73c *******?—

Mężczyzna nie drgnął, wpatrywał się we mnie tak złowieszczo że nie wiedziałem czy wciąż stoję na nogach czy może już dawno leżę odwłokiem na równo obciętym trawniku. —To...tutaj.— Po usłyszeniu jego ciężkiego oddechu i szorstkiego głosu, ewidentne mogłem stwierdzić że jego akcent jak i sama strasznie ciężka wymowa koreańskiego nie jest tu często słyszana. Mogłem więc śmiało stwierdzić że o to ten szatyn jest innej narodowości, chociaż z wyglądu przypomina Azjatę, jak to w ogóle jest możliwe.

—Oo! Faktycznie to ten dom! Właściciel chyba jest w domu bo są otwarte drzwi, skorzystam z okazji i przekaże mu paczkę.— Lekko drgnąłem z trawnika, kiedy niespodziewanie wysoki szatyn ruszył się wraz ze mną.

—Oddam mu to paczkę.— Nie wiem w jaki sposób on w ogóle wymawia nasz język ale nie jest on nawet odrobine dobry, strasznie go kaleczy.

—Mam obowiązek, doręczyć paczkę w ręce właściciela.— To było ryzykowne, ten człowiek nie wyglada na takiego co z łatwością przyjmuje do świadomości słowo „nie" —Inaczej mogę wylecieć z pracy...— Speszony dodałem.

—Jest zajęty.— Znowu była różnica w wymowie, tym razem zdanie te było kompletne, może i krótkie ale wypowiedziane wręcz idealnie.

—To ja poczekam.—

Cholernie panikowałem, wszystko co robiłem było jak igranie z ogniem a w tym przypadku jak igranie z groźnym porywaczem. Nie wiem do czego jest ten człowiek zdolny ale chyba wolę się nie przekonać. —Kim jesteś?—

Poczułem zimny dreszcz na karku i chłodny powiew wiatru z tyłu pleców, jakby zaraz miała nadejść silna burza, ale zanim się rozpada on może mnie jeszcze rozpłatać na części i nikt by się o tym nie dowiedział. Dowody zbrodni zostaną zmyte świeżym deszczem a ślady stóp ewentualnie opon zostanie zmoczone i zniszczone. Morderstwo wręcz idealne...

—Changbin..— Odparłem niechętnie.

—Odejdź.— Rzekł a ja tak bardzo chciałem się go posłuchać, lecz nie mogę ich tak zostawić. — Radzę dobrze.—

Ściskałem kartonową paczkę w dłoniach i błagałem moje sumienie aby w końcu się zamknęło. Gdyby nie one nie odważyłbym się na taki ogromny krok. —T-t-termin t-te-j paczki, t-to-o dziś..—

Kłamałem i to jawnie ale co miałem zrobić? To jest takie niebezpieczne...

—Nie igraj ze mną chłopczyku.— Strach jaki mi towarzyszył przez cały ten czas dawał o sobie we znaki, dosłownie non stop tłumiłem w sobie chęć jak najszybszego spierdalania, gdzie popadnie.

I wszystko dla Felix'a, bo tak naprawdę miałem gdzieś tego całego Hwang Hyunjin'a i pozostałą dwójkę, nawet byłby mi to na rękę gdyby sam zniknął ale jeżeli zależy mi na Lix'ie muszę się liczyć z tym że on przez to będzie bardzo cierpiał i nigdy by mi tego nie wybaczył...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top