• 𝟹𝟼 •

• Rozdział 36 - Przecież to Lee Minho  •

—Halo?— Powiedział drżącym głosem do słuchawki.

—Pamiętasz mnie jeszcze?—

—Jasne..—

Komicznie jest patrzeć jak zakłopotany wiewiór próbuje udawać takiego poważnego i stanowczego przy obiekcie westchnień. Ah~ nieźle się wkopał i chyba jest tego świadomy.

—Dzwonię w pewnej sprawię ale liczę na dyskrecje, jesteś w stanie mi to zapewnić?— Jisung spojrzał się w moją stronę, czując jak całe jego ciało aż telepie z nerwów. —Halo?—

Tknąłem go w rękę by coś w końcu odpowiedział, bo jeszcze chwila a Minho pomyślałby sobie że coś knuje. Za dobrze znam ten typ człowieka. —Jestem! I śmiało możesz mówić.—

Z ledwością powstrzymywałem się od śmiechu aż z tego wszystkiego łzy przybierały kurs na mych gałkach. —Mam wrażenie że jesteś zdenerwowany?—

—Ja?! Nie no coś ty! Po prostu jestem trochę w szoku że do mnie dzwonisz- ZNACZY! że masz do mnie jakąś sprawę.—

Nie wiem jak długo jeszcze uda mi się powstrzymywać śmiech,ale dopóki Han wyglada jak dziecko z pękniętego kondoma nie miałem nawet jak się obronić. —Doszły mnie słuchy że ostatnio bardzo często widujesz się z Hyunjin'em i dowodzi tego nawet internet, do którego ostatnio często coś publikujecie, czy to prawda?—

Han ponownie spojrzał się błagalnie w moje oczy, ewidentne prosząc mnie o pomoc. Nie miałem powodu aby ukrywać tego faktu przed Lee, dlatego mrugnąłem dwu krotnie do chłopaka że jak najbardziej ma pozwolenie na ujawnienie tych informacji. —No, to prawda panie Lee.—

—Mów mi Minho, wiele razy ci to powtarzam a ty się nie słuchasz, gdybyś należał do- — Urwał kawałek wypowiedzi co w sumie sam potrafiłem dokończyć, jednak fakt jak bardzo bezczelny jest Minho sprawił że zapragnąłem kolejny razy poczuć euforię dominacji nad innym osobnikiem.

—Wybacz, niech będzie już Minho.—

—Świetnie, więc kontynuując dalej chciałem na początku spytać się co u niego słychać.—

Żałosne, jego imitacja dobroci mnie aż bawi. —Dziś wychodzi ze szpitala, znaczy wyszedł.— Han zaczął się jąkać co nie wpływało dobrze na jego prawdomówność a przy tym narażał nas na odkrycie.

—Spokojnie.— Szepnąłem ledwo słyszalne do chłopaka.

—To wychodzi czy już wyszedł?—

—Wyszedł i jest już pewnie w domu.— Dodał cały oblany potem. —Ogólnie czuje się nieco lepiej i lekarze mówią że aktualnie jego stan zdrowotny jest w normie i nie ma obaw o nagłe pogorszenie się do takiego stanu jaki był dwa tygodnie temu.— Rozdziawiłem szeroko twarzy z kompletnego oniemienia jaki przyprawił mi brunet, w sekundę swoim przyspieszonym słownictwem opowiadając Lee mój cały życiorys z ostatnich tygodni.

—Chwila! Cofnijmy się Jisung. Chcesz mi powiedzieć że Hyunjin był w szpitalu dwa tygodnie?—

No tego to się nie spodziewałem ani trochę. —To ty nie wiedziałeś?— Han również był zdezorientowany tą sytuacją, był pewien tak jak ja że raczej większa liczba osób z firmy wie o moim pobycie w szpitalu, w końcu gdzie miałbym być jak nie w firmie?!

—Nie? Jak rozmawiałem z ojcem Hwang'a powiedział mi że Hyunjin wyjechał na urlop by się wykurować i mu uwierzyłem. Pasuje to do zachowania tego dzieciaka.—

Dzieciaka?! Mało brakowało a bym się odezwał, jednak siedzący obok mnie wiewiór ścisną mnie za udo, przypominając o tym że mam być dyskretny dla jego dobra. —Czyli cię oszukał i dałeś się na to nabrać, w końcu jakbym się spotykał z Hyun'em gdyby był na jakiś Malediwach?—

—Ciebie też nie widywałem w firmie myślałem że jesteś z nim.—

—Jak to? Przez prawie miesiąc czasu pracowałem z domu, ze względu na nowych studentów, którzy poszli na kierunek biznesu i chcieliby usłyszeć kilka porad od osoby, która skończyła studia właśnie z tego kierunku, pan Hwang zgodził się na takie płatne kursy!—

—Mi o tym również nic nie wiadomo, widzę że nie tylko jego synalek jest taki kłamliwy.—

—Ty..— Złapałem się za język w ostatniej chwili.

—Ci!— Odsapnął chłopak.

—To było do mnie?—

—Nie! Nie! To do mojego psa! Znaczy kota! Kurde.—

—Masz kotka?— Od Minho dało się słyszeć miękki piskliwy głosik, bo niemożliwie kochał te stworzenia.

—Tak, ale to nie mój tylko mojej cioci. Obiecałem że zabiorę go do siebie na weekend, gdy ona będzie na radcę z jakimś typem.—

—Kocham koty sam mam ich trzy.—

—Ooo, słodkie.— Normalnie myślałem że się w tym aucie zrzygam, nie mogę tego słuchać. —Em, czy jest coś jeszcze panie, znaczy Minho?—

—Tak, właściwie to chciałem się jeszcze dopytać czy wspominał coś o mnie albo no nie wiem narzekał na kogoś o kim ci nie wspomniał?—

Z perspektywy czasu zdałem sobie sprawę że nie ma sensu doprowadzać swojego stanu psychicznego do rozpierdolu, przez jakiegoś ważniaka w garniaku. —Pst, ej.— Jak najciszej to się dało zaczepiłem zamyślonego bruneta wskazując na głośnik, które chcę na moment wyciszyć. Ten posłusznie sięgnął po zaczepiony telefon przy kierownicy i wyłączył na moment głos.

—Co?— Zaczął.

—Powiedz mu że wspominałem o posłusznych kundlach Ryujin i że zawiodłem się na samym sobie, przez to z kim się przyjaźniłem.— No bo skoro on potrafi wywrócić mnie z równowagi to ja też odpłaca się tym samym.

—Jesteś pewny?—

—Tak!— Krzyknąłem.

—Halo Jisung? Jesteś tam jeszcze?— Minho dopominał się odpowiedzi, którą w krótkim czasie przygotowywał w głowie Han, był skołowany że musi przekazywać za mnie takie kontrowersyjne wypowiedzi ale czego nie robi się dla przyjaciół?

—Jestem! Wybacz, myślałem nad pytaniem.—

—I co domyśliłeś się?—

—Tak, wydaje mi się że tak.— Głos, który do tej pory bynajmniej sprawiał pozory odwagi, teraz zmienił się w niespokojny, niepewny siebie ton piskliwego wiewióra. —Hyunjin wspominał coś o Ryujin i o jej posłusznych kundlach, no i coś że zawiódł się na sobie samym przez to z kim się przyjaźnił. Tyle udało mi się zrozumieć.—

Minho przez pewien czas nie odzywał się ani słowem, milczał jakby planował już na mnie jakąś podłą zemstę albo ripostę.

—Halo? Minho?—

—Tak ci powiedział?— Chłopak sprawiał wrażenie smutnego co znowu mnie zszokowało, bo przecież to do cholery jasnej jest Lee Minho! On nigdy nie okazuje słabości a teraz? Teraz mam wrażenie jakby się za coś obwiniał.

—Tak.— Jisung widział że moja mina zmarniała i że Lee czuje się z tym okropnie, ta rozmowa był chyba wielką pomyłką. —Ale! Wiem też że chcę się z tobą spotkać.—

Że co kurwa?! Co on w tej chwili odjebał?! —Co..?!— Wciąż gryzłem się w język przez tego świrniętego wiewióra.

—Ktoś z tobą jest Jisung?— O jasna cholera chyba to usłyszał.

—Nie! Dlaczego? Jestem sam, całkiem sam w jadącym aucie.— Jakby wzrok mógł zabijać byłbym już martwy.

—Jesteś w aucie? Mówiłeś że zajmujesz się kotem cioci.—

—Taaak! Bo tak jest! Mam go w aucie.— To stawało się coraz bardziej podejrzane, a wiem że Lee kocha zagadki kryminalne i pięć minut mu zajmie odgadnięcie to co ukrywa naiwny Han. —Siedzi sobie w klatce i czeka aż dojedziemy razem do domu.—

—Yhy.— Sapnął rozmówca. —To ja już kończę, przerwa mi się skończyła.— Ten nawet nie zdążył powiedzieć Cześć, gdy Lee rozłączył z nim połączenie.

—Kurwaaaa maaaać! Hyunjin! Ja cię kiedyś zamorduje!—

—To w sumie było do przewidzenia wiesz?—

—No jasne że tak! Skoro nie potrafisz ze mną współpracować!—

—To ty nie umiesz! Dlaczego mu powiedziałeś że chcę się z nim spotkać, co?!—

—Bo w jednej sekundzie jego życie jakby legło w gruzach! Sam słyszałeś!—

—I dobrze! Nawet bardzo dobrze! Niech wie że jego zachowanie mnie zabolało!—

—Ale po co ta bezsensowna dziecinada?! Porozmawiaj z nim i wyjaśnij sobie pewne sprawy!—

—Nie mamy o czym! Wybrał stronę Ryu nawet nie wysłuchując mojej! Nie chcę prowadzić z nim niepotrzebnej dyskusji!—

—Ah Hyunjin! Błagam cię nie dobijaj mnie!—

—Po prostu jedź do tego cholernego domu! Chcę już stąd wyjść.—

Brunet przewrócił oczami i przyspieszył czerwony połyskujący się pojazd na prostej wolnej drodze nie odzywając się do mnie już do samego końca trasy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top