• 𝟸𝟼 •

• Rozdział 26 - Chłopiec mroku •

Lee Felix pov:

Przeraźliwy krzyk Seokwan'a wzbudził we mnie coś w rodzaju instynktu przetrwania, czułem że Kwan po zobaczeniu tego wszystkiego zrobi coś, co może zagrozić życiu mi albo co gorsza życiu Hyunjin'a. Widziałem jak się na niego złowieszczo patrzy, jak przenika go wzrokiem i plądruje jego myśli, jak próbuje odczytać jego gestykulację ciała, jakby szykował się do bitwy, którą sam wywoła. Nie odczułem już pomiędzy nami żadnej sympatycznej więzi, tylko gniew i strach prowadząca go do zguby, bo nie pozwolę skrzywdzić jedynej osoby na ziemi, która jest mi przeznaczona!

—Hyunjin.— Szepnąłem chłopakowi do ucha. —Musimy stąd odejść.— Pot ciurkiem leciał mi po skroniach, było mi niewyobrażalnie gorąco wszystko się we mnie paliło od środka. Po woli mój wzrok nie pozwalał mi wyraźnie spoglądać na świat, tworząc mi podwójny obraz niczym lustrzane odbicie. Chciałam stać jak mur przed tym co kocham ale ten stan, w którym się znajdywałem mnie zgubił. Stałem się ociężały i zmęczony, powieki same pragnęły na chwile odsapnąć, jednak oznaczałoby to moją niechcianą klęskę i możliwość stracenia najcenniejszej rzeczy jaką posiadam. Mojego ukochanego nieświadomego Hyunjin'a...

—Felix? Co się dzieje?!— Pod koniec walki z własnym ciałem usłyszałem drżący głos Hwang'a szarpiącego mnie we wszystkie strony. Pragnąłem mu odpowiedzieć, zagwarantować że nic mi nie jest i że wyjdziemy stąd cali i zdrowi, w moim stanie nie było to nawet realne.

Zamknąłem oczy i ujrzałem wciągający mnie mrok, który szorstkim tonem wolał mnie w odmęty otchłani jaką sobie sam stworzyłem. Wpatrzony w czerń stąpałem nieco szybciej ku wyznaczonej ścieżce wylewając tonę łez, przez opuszczenie mojej bratniej duszy. Serce chciało wracać a rozum iść na przód, mimo wielu uwag na temat kierowaniu się sercem ja wciąż go słuchałem i chciałem słuchać dalej, jednak to wszystko co mnie spotkało było dla mnie zbyt silne do pokonania. Co mam uczynić by ponownie go wysłuchać?

—Yongbok?— Ktoś w dali użył imienia starego przyjaciela Hwang'a, czyli poniekąd mojego drugiego skrytego imienia. Nie wiedziałem kto to ani skąd ten głos dobiega, czułem się niczym Pandora, która w krótce odtworzy puszkę z ludzkimi nieszczęściami. —Yongbok nie zostawiaj mnie!— Głos się nasilał, już mniej więcej mogłem domyślić się, z której strony dobiega. Podążyłem tam a niespodziewanie trafiłem na iskrę światła? Może małego lampion'a albo drobnego świetlika? Trudno rzec kiedy nie wie się z czym ma się do czynienia albo z kim. Mimo wszystko dążyłem za małym światełkiem w ciemności by poznać tego kto zwie mnie Yongbok'iem. —Dlaczego tak musi być? Dlaczego zawsze ja muszę być smutny?!—

—To przez mojego tatę...chcę wyjechać jak najszybciej i zabrać mnie ze sobą.—

—Ale jesteśmy przyjaciółmi, obiecaliśmy sobie wieczną przyjaźń, gdy ty wyjedziesz nie spełnimy naszej obietnicy Yongbok!—

Coraz bardziej poznawałem ten głos, ten rozwydrzony dziecinny ton przypominał mi tylko jedną osobę.

—Hyunjin ja nie mam wyboru! Tata nie pozwoli mi tu samemu zostać.—

—To uciekniemy! Jak nas nie znajdą to nie wyjedziesz z Seulu i będziemy na zawsze razem!—

—To bezpieczne? Boje się ciemności a zaraz zajdzie słonko.—

—Obronię cię przed wszystkim! Przy mnie nic ci nie grozi Yongbokkie~ złap mnie za rękę.— Kiedy mali chłopcy złączyli swoje dłonie w jedno ja ujrzałem obraz. Obraz tego co wydarzyło się dnia mojego wyjazdu z Korei. Widziałem tam przerażonego mnie i pewnego siebie Hwang'a, trzymał mnie zwięźle przy sobie, kiedy przekroczyliśmy bramy mieszkania państwa Lee. Rozpędzaliśmy się ze stromej górki tuż przy rozjeżdżonej Seulskiej drodze i gdy już uradowani tak przemyślanym planem uciekaliśmy w stronę ostrego zakrętu zauważył nas mój o 17 lat młodszy ojciec z telefonem przy prawym uchu.

—Yongbok?! Hyunjin?! Co wy wyprawiacie?! Gdzie zamierzaliście pójść?!— Wyższy srogi mężczyzna przerwał nasze złączone dłonie odpychając ode mnie pięcioletniego Hwang Hyunjin'a, który z ledwością uniknął potrącenia przez czerwonego fiat'a. —Marsz do domu Yongbok! Co ja ci mówiłem?! Masz się mnie słuchać jestem twoim ojcem!— Rozkazał małemu przestraszonemu chłopcu podążyć z powrotem do mieszkania, w którym czekało go już tylko jedno. Wyjazd i opuszczenie najlepszego druchu jakiego w życiu posiadał, ponure jak to że nigdy nie kochałem swojego wrednego kłamliwego ojca! Jasne było to że się jego nie posłucham i pójdę na ratunek przyjacielowi.

—Hyunjin nic ci nie jest?— Zatroskany naiwny chłopczyk stał wtedy na zatrzymanej od ruchu ulicy i przyglądał się poobijanemu szatanowi czekając na jego reakcje by móc pomóc mu wstać z tej nagrzanej od słonka drodze i zaprowadzić go rodzicom ale zamiast tego otrzymał on wielkie traumatyczne uderzenie od wyłaniającego się z chłopca mroku, które pokryło wszystko w przeciągu trzydziestu kilometrów. Wielki niespodziewany wybuch złości jaki skrywał w sobie zdruzgotany chłopczyk porzucony przez najlepszego przyjaciela.

Uderzyłem się w głowę o betonowy mur własnego Seulskiego domu, zapominając o wszystkim co dotychczas jako pięciolatek pamiętałem. Dobre i złe chwile spędzone w pochmurne ranki i słoneczne wieczory na wyremontowanym placu zabaw, czy też czytane bajek w fioletowym wielkości auta namiocie. Zapomniałem o magicznych miksturach zrobionych z zerwanych roślin z ogródka mamy Hwang'a i o tym że zaadoptowaliśmy porzuconego pieska, o którego dbaliśmy lepiej niż o nas samych. To wszystko było tak piękne że aż nie mogę uwierzyć w prawdziwość tej wizji, jak mogłem zapomnieć takich cudownych chwil? Jak mogłem zapomnieć o tym że Hyunjin widział we mnie swojego przyjaciela?! Jak mogłem?! Czy naprawdę wystarczył tylko nieszczęśliwy wypadek i stuknięcie głową w beton aby zapomnieć tego wszystkiego co nadawałoby mi sensu życia?! Jestem słaby i naiwny...

Jednak to co wyłoniło się z Hyunjin'a, ten mrok i pochłaniająca czerń wydawała się bardzo znajomą magią czy też umiejętnością. Miałem już z nią w tym życiu do czynienia i nawet dokładnie pamietam, kiedy objawiła mi się po raz pierwszy. To był dzień, w którym mój wzrok ujrzał Hwang'a w kawiarni, kiedy to niespodziewanie zemdlałem przy ulubionym przeze mnie stoliku koło szklanego okna. Wtedy po raz pierwszy poczułem w sobie obecność ciemnej mocy lub właśnie pochłaniającego mroku. Ból jaki mi sprawiał, kiedy nie mogłem drgnąć ani pisnąć słowem dobierał się do mojej psychiki zapewniając mi już na stałe traumę. Ogromny cień stojący tuż za plecami blondyna niczym jego prawa ręka, nie zauważyłem tego, byłem zbyt onieśmielony i zapatrzony w Hwang'a aby to dostrzec. Co to ma w ogóle znaczyć?

Nie chcę myśleć że to co łączy mnie z tym chłopakiem to śmierć a nie miłość jaką do niego żywię... Nie chcę aby to było prawdą!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top