• 𝟸𝟶 •
• Rozdział 20 - Ucieczka •
—Stary ja cię szukam od dwóch jebanych godziny!— Wkurwiony Choi trzasnął drewnianymi drzwiami od pokoju. —Ryujin mi prawie łeb ukręciła, wiesz jakie ona mi groźby przez sms wysyłała?!— San wyjął komórkę ze spodni pokazując mi konwersacje z dziewczyną.
Ryujin: Znalazłeś go?!
San: Dalej szukam.
Ryujin: Chyba sobie kpisz 🤬
Ryujin: Mam taki opierdol w firmie że nawet moje nędzne bajeczki na obronę nie pomagają!
San: To co ja mam jeszcze zrobić? Szukam go od tylu czasu!
Ryujin: SAN SKRĘCĘ CI KARK JAK ZA 5 MINUT GO NIE ZNAJDZIESZ!
San: Chryste Ryu opanuj się robię co w mojej mocy..
Ryujin: Pośpiesz się i go znajdź bo jak nie to wrócisz do klubu łysy! 😡
San: Szukałem go już w pobliskich knajpach, na przystankach autobusowych i nawet pobliskie rowy przeszukałem! Nigdzie go nie ma!
Ryujin: A sprawdzałeś w domu Sherlocku?!
San: Jeszcze nie.
Ryujin: To rusz dupę i tam jedź!
San: Dobra już jadę.
—Martwiliśmy się o ciebie Hyunjin!— Przerwał moje czytanie w ciszy. —Jak ty znalazłeś się w domu?! Klub jest 50 kilometrów skąd...— Spojrzał na mnie oczekując odpowiedzi.
—Nie wiem, byłem zbyt pijany aby coś pamiętać.— Oparłem się o róg szafy. —Felix mnie przyprowadził do domu i tylko to wiem.—
—Felix? Ten niski piegowaty blondynek?— Wyczuwałem pogardę w jego słowach. —Skąd cię przyprowadził?—
W sumie sam nie wiedziałem skąd Felix mnie przyprowadził, nie pytałem się go o to, a mogłem. —Nie wiem.— Dodałem po chwili milczenia.
—Pięknie Hyun, pięknie.— San stał cały rozgrzany od nadmiaru adrenaliny w żyłach i dyszał niemiłosiernie głośno. Usiadł na fotelu przy komputerze i łapał duszkiem powietrze. —Co masz zamiar teraz zrobić?— Zadał mi pytanie.
—A co mam robić?— Nie do końca byłem świadomy moich słów. —W sensie chodzi ci o firmę?—
—Tak! Oczywiście że tak!— Krzyknął. —Musisz natychmiast porozmawiać z Ryujin!— Wydał rozkaz, na który ja nie za bardzo chciałem przystać. —Hyunjin nie rób sobie żartów tylko dzwoń do tej dziewczyny bo wystarczając zniszczyłeś jej dzisiejszy dzień.—
Chwile po mamrotałem pod nosem i przedyskutowałem moje założenia w oparciu o zaistniałą sytuacje i fakt...Ryu przeze mnie dostaje pewnie ostry opierdol od ojca tylko i wyłącznie przez to że chcę mnie chronić. —Dobra daj mi swój telefon bo mój się chyba zgubił.— San podał mi komórkę z odrazu wybranym numerem dziewczyny, kliknąłem „połącz" i skrupulatnie czekałem na jej odpowiedź.
—Po cholerne do mnie dzwonisz San?!— Odebrała dość szybko jak na nią. —Pojechałeś do jego mieszkania jak cię prosiłam?!—
—Przyjechał.— Wydukałem.
—Hyunjin?— Rozległ się cichy szept dziewczyny.
—Yhy.— Pomruczałem. —Duży miałaś opierdol?—
—Ty zjebie! Wiesz co ja przez ciebie przeżyłam?! Twój ojciec groził mi wyjebaniem z pracy! Ty to kurwa rozumiesz?!— Wykrzyczała to wprost w słuchawkę.
Szczerze powiedziawszy nigdy wcześniej nie używała tylu wulgaryzmów w jednym zdaniu a raczej kilku szybkich ataków w moją stronę. —Wybacz Ryu, udobrucham tatulka i złożę wszystko na siebie.—
—Ty się słyszysz?! Nie ma takiej opcji! Już wszystko załatwiłam...—
Wyczułem w jej głosie nutkę niepewności co od razu zdało mi się podejrzane. —Co mu powiedziałaś?— Dodałem.
Słyszałem lekkie wzdychanie z drugiej strony połączenia i cichutkie mruczenie, którego nie dało się zrozumieć.
—Ryujin! Co mu powiedziałaś?!—
—Musiał się w końcu o tym dowiedzieć Hyun...— Szybko rzuciła kontratakiem. —Nie możesz wiecznie tego ukrywać! Nie wiemy co robić dalej a w końcu to twój ojciec, pomoże ci!—
Nie mogłem dłużej tego słuchać, nie chciałem aby ten wyrachowany gbur dowiedział się o mojej chorobie. Mogłem się domyśleć że Ryujin nie zostawi tak wielkiej tajemnicy dla siebie i w końcu to wypapla.
—Hyunjin jesteś tam jeszcze?— Rzekła niespokojnie ciemnowłosa. —Hyunjin?—
Rozłączyłem się, nie byłem w stanie jej nawet odpowiedzieć a nawet jakbym mógł to żałowałbym każdego słowa, dlatego się rozłączyłem i oddałem słuchawkę San'owi.
—Co powiedziała twojemu ojcu?— Spytał otwarcie chłopak.
—Nie interesuj się.— Parsknąłem gniewnie. —Wyjdź chcę zostać sam!—
—Nie zostawię cię w takim stanie samego powaliło cię?— Uparty jak zwykle.
—Nie mam ochoty na twoje marudzenie, dlatego po prostu wyjdź!—
—Nie wyjdę bo Ryujin przyniesie golarkę i po moich włosach nie zostanie nic.— Szczerzy się wiedząc jak bardzo mnie tym wkurza.
—Skoro ty nie wyjdziesz, wyjdę ja.— Wkurwiony otworzyłem zamknięty pokoju i wybiegłem z niego w pośpiechu, zszedłem po schodach i włożyłem czarną grubą bluzę, która wisiała na wieszaku przy frontowych drzwiach.
—Kurwa chyba sobie kpisz!— Usłyszałem głośny tupot stóp za moimi plecami. —Ogarnij się i wracaj do pokoju!— San próbował sciągnąć bluzę, którą przed sekundą na siebie założyłem.
—Zostaw mnie Choi!— Odepchnąłem chłopaka od siebie, który z hukiem upadł na podłogę koło szafki z butami, nie czekałem na jego reakcję i wykorzystałem czas, w którym chłopak próbował wstać na ucieczkę z domu. Udało mi się, wybiegłem z budynku i zamknąłem drzwi na klucz, gdybym tego nie zrobił chłopak mógłby pobiec za mną i zawrócił mnie z powrotem a wolałem tego uniknąć...
Idąc w stronę bramy usłyszałem przez otwarte okno w przedpokoju głos San'a mówiący. „Ryujin on spierdolił z domu." Poniekąd mnie to rozbawiło ale wiedziałem że śmieje się tylko do pewnego czasu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top