• 𝟷𝟽 •
• Rozdział 17 - Jak zwierzak •
Lee Felix pov:
Wzięłam sobie do serca słowa Changbin'a i postanowiłem porozmawiać z Hyunjin'em ponownie aby wyjaśnić sobie, niektóre niedokończone sprawy i te już dawno zaczęte, tylko tym razem nie będę już taki chaotyczny i słowa będę w miarę możliwości składał porządnie. Nie chciałbym aby kolejny raz miał mnie za dziwoląga a tym bardziej nie chcę aby się ode mnie oddalił jeszcze bardziej. Ciężko będzie biorąc pod uwagę fakt że moja paplanina była bezsensowna za pierwszym razem.
Około 10 minut temu przekroczyłem bramę wejściową chłopaka i minęło około 5 minut od pierwszego zapukania w drzwi, nic się nie zadziało. Nie dał znać że w ogóle jest w domu, możliwe jest to że po prostu nie chcę mnie widzieć, dlatego nie otwiera drzwi. Wszystko na to wskazywało, jednak szybko zmieniłem zdanie gdy jego ledwo dyszące ciało znalazło się na pobliskim rowie.
—Pan Hwang?!— Krzyknąłem wtedy niemiłosiernie głośno, myślałem że coś się z nim stało. —Panie Hwang już do pana schodzę!— Wykrzyczałem kiedy w pośpiechu schodziłem ze stromych schodków od mieszkania chłopaka.
Podbiegłem do niego jak najszybciej się dało i złapałem blondyna za głowę aby więcej nie uderzył w twardą ziemię. —Yongbok?— Wytrzeszczał na mnie oczy przez co trochę się zaczerwieniłem.
—Tak?— Odparłem lecz blondyn nie był w stanie mi odpowiedzieć. —Pozwól że pomogę ci doczołgać się do domu.— Podparłem się o krawędź żelaznej bramy i podciągnąłem wyższego o głowę chłopaka tak aby chwycić go za talię by móc jakoś dojść do drzwi. —Kto cię tak urządził co?— Próbowałem nawiązać z nim jakikolwiek kontakt, jednak dzisiejszego wieczoru było to raczej nie możliwe. Gdy stanęliśmy przed wejściem do mieszkania musiałem poszukać w rzeczach chłopaka klucza od drzwi, nie czekając dłużej nim opadnę ze mnie sił i chcąc nie chcąc upuściłbym Hwang'a zacząłem od torby jednak nic konkretnego tam nie znalazłem oprócz pustych buteleczek po alkoholu i kilku czerwonych szminek. Jeżeli nie miał kluczy w torbie musi je mieć w któreś z kieszeni spodni, tu również musiałem zerknąć chociaż za każdym ruchem blondyna moja twarz robiła się coraz czerwieńsza. —Panie Hwang proszę się tak nie wiercić bo mi wyślizgniesz z rąk.— Po mamrotał coś pod nosem i dalej gibał się na wszystkie strony. Uparty jak osioł! Podniosłem zamoczoną koszulę Hyun'a tak aby sięgnąć dłonią do prawej kieszeni, której przez odległość nie mogłem do końca dosięgnąć. Włożyłem palce w wąską kieszeń od czarnych jeans'owych spodni próbując wyczuć twardy materiał klucza. —Tu jest!— Cicho wyszeptałem. Po zabraniu dłoni z kieszeni Hwang'a przekręciłem klucz w drzwiach otwierając je nam na rozcież.
Jego pokój znajdował się na samej górze, dlatego do przejścia zostały nam jeszcze długie drewniane schody. —Jakoś damy radę prawda Hyun.— Złapałem się za język. —Panie Hwang.— Tu szczególnie musiałem uważać te schody były wysokie i śliskie, Hyunjin'a musiałem objąć obydwiema rękami dla bezpieczeństwa w razie upadku. Schodek po schodku byliśmy coraz bliżej jego sypialni może trochę się powiercił co sprawiło że miałem ciarki na ciele i co wiele mi utrudniło ale po ciężkich trudach doszliśmy do pokoju.
—Jesteśmy!— Rzekłem do chłopaka bez żadnej interakcji. Położyłem go na łóżku i zdjąłem buty, poprawiłem także pierzynę i dobrałem się do jego przemokłej od alkoholu koszuli. —Trzeba ją zdjąć wiesz o tym?— Spytałem, wiedząc że i tak mi nie odpowie. Delikatnie bez większych szarpanin odpinałem jeden po drugim guziki z pogniecionej tkaniny, a gdy został mi ostatni mały guzik na samym końcu, który po odpięciu uwolnił chłopaka od wilgotnej powierzchni pokazał mi jego umięśnione barki i idealnie wyrzeźbiony tors. —Jesteś zbyt idealny byś był prawdziwy.— Szepnąłem a ku mojemu zdziwieniu blondyn przewinął swoją rękę o moją talie kładąc mnie tuż pod sam czubek jego nosa. —Panie Hwang, musi mnie pan puścić.— Wierciłem się ale nie dawał za wygraną. Próbowałem odepchnąć od siebie jego rękę ale ścisną ją tak mocno że widać było jego wszystkie żyły. —Hyunjin!— Krzyknąłem.
—Yongbok...— Wyjąkał w pół przytomny blondyn.
—Wypuść mnie!— Nie chciał w ogóle mnie słuchać aż w końcu musiałem go uszczypnąć żeby ruszył się w odwrotną stronę. Nie poskutkowało dalej leżał na mnie odłogiem niczym hrabia na włościach. —To zaczyna mnie boleć Hyunjin!— dodałem gdy tylko złapałem więcej tchu.
—Kochasz mnie?— Wyszeptał.
—Co powiedziałeś?— Udałem gbura, który niby nie wie co tak naprawdę wymsknęło mu się z ust.
—Dalej mnie szukasz?— Był zbyt słodki ale mimo to nie chciałem mu na to odpowiedzieć. Kocham go ale on nie może o tym wiedzieć. Wszystko komplikuje...
—Puść mnie Hyunjin, proszę.— Nic na niego nie działało więc może prośba coś wniesie.
Blondyn podniósł głowę do góry i spojrzał mi prosto w oczy po czym widząc co ma przed sobą przycisnął kolejny raz moje dłonie do łóżka. —Yongbok?— Dodał i przeniósł swoje usta na moje. Gdy to zrobił do głowy przywróciły mi kolejne wspomnienia z poprzedniego życia, kiedy pocałowałem go ostatni raz...
W wizji wszystko było ciemne a jedynie co rozświetlało te skromne pomieszczenie, to mała świeczka stojąca u brzegu starej drewnianej szafki nocnej. Tuż koło niej było duże rozesłane łoże, na którym leżał cały w bólach Hyunjin a nad nim płaczący ja i całujący go na dowodzenia.
—H-h-yy-n— Próbowałem wykrzyczeć jego imię ale w ustach zalegał mi jego język, którego nie miał zamiar wyciągnąć. —H-h-y-n!— Krzyknąłem ponownie, chłopak tylko mruknął i kontynuował swoją czynność dalej. W końcu kopnąłem go z całej siły w krocz aż zapiszczał z bólu. —Wybacz ale nie dałeś mi wyboru!—
—Boli...— Wymamrotał.
—Wiem że boli, wybacz.— Pogłaskałem blondyna po rozczochranych włosach. —Nie rzucaj się na mnie jak zwierzach na świeżę mięso, bo takie będą konsekwencje.— Nie mogłem patrzeć jak cierpi, strasznie mi go było szkoda. Nie wiem, dlaczego to zrobiłem ale pochyliłem głowę nad leżącym chłopakiem i pocałowałem go z powrotem tylko tym razem to ja miałem nad nim kontrole.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top