• 𝟷𝟸 •

• Rozdział 12 - Znamię •

Zaprowadziłem gościa do mojego apartamentu u zbocza Seulu, gdzie wstęp ma niewielka ilość ludności bowiem bogacze, którzy chcą mieć chwile prywatności dla siebie tworzą tutaj miejsce tylko i wyłącznie dla wyższej elity. Skorzystałem z tej formy mieszkaniowej przede wszystkim, dlatego że jest cicho, przyjemnie i zarazem luksusowo a że jestem bogaty nic nie stoi na przeszkodzie.

Te zbocze przypomina trochę kwitnącą wieś głównie, dlatego że wieczorami ciepłego i miłego klimatu nadaje nam słońce, które swoimi promieniami oświetla większość ciemnego nieba nadając mu barwnego koloru czerwieni. Ponadto rośnie tu ogromne drzewo dębu co dodaje nam inspiracji do dalszego działania w dzień w dzień, również możemy się pochwalić rozmaitymi pąkami kwiatów co sprowadza do tego miejsca mnóstwo małych dość wkurzających owadów zapylających wszystkie rośliny dookoła. Nie mogę zapomnieć o najważniejszym dla mnie miejscu oprócz domu, mianowicie nie daleko widnieje mała polana pełna soczystej zielonej trawy a wśród niej rozkwitła przepiękna gruba wiśnia, na której powiesiłem huśtawkę aby móc spędzać tu więcej czasu.

—Pamiętam to miejsce...— Odezwał się blady chłopak. —Byłem tu już.—

—Byłeś tu? Nie możliwe tu nikt nie ma wstępu oprócz właścicieli domów.— Miałem w głowie małą teorie o tym że szalony blondyn mógł mnie tu śledzić. —Chyba że znalazłeś sposób aby się tu wedrzeć?—

—Przestań podejrzewać mnie o stalking!—

—Chciałbym ale dajesz mi powody.—

—Mówiłem już PANU że mam wizje!— Szarpnął swoim ociężałym żółtym plecakiem w stronę prawego ramienia, centralnie patrząc się na moją zażenowaną minę. —Wejdźmy do środka a może cię jednak przekonam do mojej racji!—

Odważne podszedł do swojego wykreowanego zadania a ja niczym trzynastoletni niedowiarek przewróciłem tylko oczami.

Kulturalnie otworzyłem szeroko drzwi do mojego apartamentu wskazując dłonią, gdzie piegowaty chłopak ma zostawić swoje lekko ubrudzone piachem trampki. Gdy już je zdjął podałem mu inne luźne kapcie do chodzenia po posadzkach, wyjąłem mocny trunek i dwie wystawne szklanki. Posadziłem go na jednej z wygodniejszych kanap w tym domu i rozpaliłem automatycznie ogień w kominku, romantyczna atmosfera powinna wystarczająco dobrze pomóc mi w dzisiejszej długiej nocy z szalonym mieszkańcem Australii.

—Wygodnie ci Felix?— W końcu z łatwością wypowiedziałem jego imię, wcześniej z ledwością wychodziło mi ono z ust.

Chłopak mruknął i pokiwał głową na tak, chociaż był trochę rozgniewany moim zachowaniem wciąż oczekiwał że uwierzę w jego niesamowitą bajeczkę.

—Powiedz mi panie Hwang czy nigdy w pańskim życiu nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego? Albo tajemniczego? Coś czego nie jesteś w stanie wytłumaczyć?— Przybliżył swoje kruche ciałko ku mnie.

Nie zaprzeczę że przez chwile miałem ochotę rozszarpać go z tych ubrań i zrobić z nim co chcę ale wtedy straciłbym go na zawsze i pewnie oskarżył bym mnie o molestowanie wiec podziękuje, spróbuje użyć mojego uroku aby się z nim trochę podroczyć w łóżku. —Po pierwsze możesz mi mówić Hyung po drugie moje życie jest o dziwo bardzo nudne i przewidywalne a po trzecie coś tajemniczego i niewyjaśnionego doznałem dzisiejszego dnia u twojego boku.—

—Nie żartuj Hyung! Przyznaj się że taka sytuacja miała miejsce bo jeśli nie...— Zamilkł, zamyślił się albo zabrakło mu słów.

—Bo jeśli nie to co?— Dodałem po chwili.

—Oznaczałoby że moje wizje to jedno wielkie urojenie i że wszystko jest ze mną nie tak!—

Trochę zrobiło mi się go szkoda. Nie wydawał się być głupcem a tym bardziej osobą zdolną do oszustwa, jakbym miał go opisać to słowo „Naiwniak" pasowałoby do niego idealnie, chociażby przez to że zaufał Minho albo że wierzy w takie rzeczy jak reinkarnacja pff.

—Wiem że już mi to dzisiaj mówiłeś ale jeżeli sobie trochę ulżysz to możesz mi opowiedzieć o tych dziwnych wizjach. —Ciężko mi to przeszło przez gardło  jednak dzięki temu zapulsuje u niego a jak to się stanie to dalej będzie już tylko z górki.

—Moje wizje są raczej krótkie ale częste jak jeszcze mieszkałem w Australii to jednego dnia potrafiłem mieć z sześć wizji. Trochę to męczy ale za to przyjemność z oglądania twojej twarzy była dla mnie niczym najlepszy opatrunek na rany.— Chłopak zaczerwienił swoje piegowate policzki przez co ja ledwo co siedziałem na miejscu. —Trochę krępuje się o tym mówić bo te wizje głównie przedstawiały nasz tak jakby związek...—

—Związek?— Parsknąłem.

—Tak, wiem że to jest dziwne i sam pewnie bym w to nie uwierzył ale ja cię nie znałem dopóki w wieku szesnastu lat ukazała mi się pierwsza wizja z tobą. Wcześniej miewałem tylko deja vu dotyczące miejsc i rzeczy robionych przeze mnie w przeszłości, nic po za tym. —

Nawet jakbym chciał w to uwierzyć to nie ma szans bo ja nie mam przyszłości, dlatego wszystko co on mówi jest dla mnie jak nie śmieszny żart. Gdyby wiedział że nie zostało mi dużo czasu na ziemi pewnie by nie wymyślił takiej bajeczki.

—Mogę coś sprawdzić?— Spytał niezręcznie, na co ja kiwnąłem głową. —To może być trochę dziwne ale odwróć się.—

Okej czyżby nasz mały piegowaty bajkopisarz chciał trochę pofiglować? —Co chcesz zrobić?— Spytałem.

Nie usłyszałem odpowiedzi ale za to poczułem jego drobną zimną dłoń na białej koszuli, którą podniósł do góry. —Felix?— Poczułem się niezręcznie w momencie kiedy jego palec wędrował tuż po moich spoconych plecach. Nagle się zatrzymał, wskazał jedno miejsce na skórze i rzekł. —Będziesz miał tu znamię, zawsze masz.—

Że co?! Jakie znamię do cholery?! —Niby kto mi te znamię zrobi mądralo?—

—Za każdym razem ktoś inny ale zawsze je masz.—

Ewidentne mnie poniosło, bo gdy chłopak skończył mówić odkręciłem się do niego przodem i popchnąłem na szarą kanapę. Przygniotłem jego ręce do materiału a nogi pozostawiłem nieruchome przez ciężar jakim go obarczyłem. Nie mógł się ruszyć wykorzystałem to aby przybliżyć twarz ku jego i minimalnie przed ustami piegowatego zacząłem szeptać to —Ty mały bajkopisarzu nie drażnij mojej skóry chyba że chcesz abym pobawił się twoją?—

Przełknął z ledwością ślinę po czym w końcu odpowiedział. —Zrób to...—

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top