• 4 •

• Rozdział 4 - Zdrowy rozsądek •

Lee Felix pov:

Najpierw było cicho jakby świat nigdy nie istniał. Było ciemno i głucho, wszystko co widziałem rozmyło się w czarnej otchłani jasne lampy, stoliki z klientami nawet wysoki kelner wtopił się w czerń. Ta cisza stawała się bolesna czułem jakby z moich uszu ciurkiem uciekała krew lecz jej nie widziałem ani nie mogłem dotknąć, paraliż dopadł mnie tak nagle. Chciałem wołać o pomoc ale wargi mych ust skleiły się do siebie nie chcąc wypuścić z nich nawet powietrza. Bałem się i w głębi duszy wylewałem litry łez, żaden z moich zmysłów nie współgrał ze mną ani jeden! Liczyć mogłem tylko na szczęśliwy powrót do żywych, bo w tej chwili miałem wrażenie że umieram. Coś wysysało ze mnie resztki upragnionego życia unosząc moją nieczystą duszę w górę, to był naprawdę koniec. Dosłownie czułem jak kończy mi się czas na ziemi że moja podróż właśnie tu się zakończy wszystko na to wskazywało...

Ale nagle usłyszałem delikatny wręcz ledwo słyszalny dźwięk stukających się kieliszków. Poczułem nawet woń i smak czerwonego wina, który logicznie myśląc znajdywał się w tym kieliszku. Usłyszałem cichy śmiech mężczyzny, który odwzajemniłem lecz nie mam pojęcia dlaczego? Powoli wracał mi wzrok poza mglistym otoczeniem to niestety nie chciało ustąpić. Jednak udało mi się uchwycić niedokładny zarys miejsca i osoby siedzącej przede mną.

To był on! Mężczyzna, o którym myśle odkąd zacząłem podróżować! Uśmiecha się do mnie popijając wino. Był brunetem jego włosy zdawały się być jak pióra kruka, ciemne i grube. Cera była blada a wzrok wpatrzony we mnie. Rozmawiał ale nie wiem o czym, bo słuch dalej mi szwankował. Chciałem się poruszyć ale nie mogłem coś dalej mnie zatrzymywało. Bezradny jak dziecko, które niedawno wyszło z łona matki tak i ja patrzący i nie mogący się poruszyć żywy posąg a do tego skazany na wpatrywanie się w jedyne pragnienie jakie dotychczas posiadałem. Cholera! Felix weź się w garść!

Z całych moich sił starałem się usłyszeć chodź fragment tej rozmowy, chociaż maleńki moment jego dialogu, cokolwiek. Mimo mojego stanu oczy nie mogły dojść do siebie wciąż rozmazywały mi obraz ale za to zacząłem coś czuć. Czuć coś ciepłego i miłego, czyjąś dłoń na mojej. Spuściłem wzrok i ujrzałem jak trzyma mnie za rękę i wtula w nią swoją. Automatycznie zrobiło mi się ciepło w sercu, wtedy chociaż wiedziałem że jeszcze je mam i dalej bije. Nie chciałem aby przestawał ale musiałem jakoś z tego szoku się otrząsnąć.

—Yongbok obiecaj mi że zawsze mnie odnajdziesz.—

Te słowa usłyszałem. Wysoki ton głosu mężczyzny, który nazwał mnie innym imieniem niż obecnie noszę. O co chodzi? Zadawałem sobie te pytanie.

Hwang Hyunjin pov:

—Smacznego Ryujin.— Specjalnie posypałem dziewczynie więcej ostrej przyprawy niż chciała.

—Ej! Hyunjin! Jak ja to teraz zjem!— Wrzasnęła a ja zacząłem się śmiać. —Masz szczęście że cię lubię bo inaczej skończyłbyś jak ten chłopczyk od tenisa!—

—Wezwijcie pogotowie!— Dało się usłyszeć od biegających w to i we wte pracowników lokalu. —Połóżcie go na ziemie!— W sekundę w kawiarnii zrobił się chaos, nieokiełznany strumień krzyku i głośny tupot małych stóp dzieci.

—Hm? Co tam się dzieje?— Zerknąłem zza swoich pleców. Niestety jedynie co udało mi się wypatrzeć to tłum ciekawskich oczu. Całe wydarzenie było za daleko od naszego stolika, dlatego nijak mogłem cokolwiek zobaczyć.

—Chyba ktoś stracił przytomność albo zjadł za dużo ostrej przyprawy!— Ciemno włosa rzuciła we mnie kawałkiem sałaty z jej zestawu.

—Może chodźmy sprawdzić?— Podrzuciłem ciekawy pomysł, który od razu został wykluczony odpowiedzią.

—Nie. Po co? Chcesz być jak tamci ludzie?—

—No nie ale może potrzeba pomocy?— Starałem się przekonać ją do zerknięcia jednak w tamten kąt kawiarni ale jak to na upartą osobę przystało nie dawała za wygraną.

—Jak chcesz to sobie idź, ja nigdzie nie idę.— Dziewczyna zmieniła swoją minę na bardziej poważną, kiedy to z pogardą chlipała gorącą kawę.

Ciekawiło mnie co tam się takiego stało ale nie mogłem znowu zostawić Ryujin samą. Rozsądek tym razem zwyciężył i nie pozostawiał mnie dłużnym. Zostałem na miejscu opychając się zamówionymi wcześniej potrawami w restauracji obok, mieliśmy zwyczaj z Ryujin zamawiać, gdzie indziej ale jednak jeść tutaj. Kawiarnia była cicha i spokojna, bez problemu mogłeś tutaj mile spędzić czas, nawet jak jadło się coś zupełnie innego niż było w menu.

Oprócz dzisiejszego dnia, dziś wyjątkowo jest tu naprawdę hałaśliwie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top