• 2 •

• Rozdział 2 - Uśmiech losu •

Jestem optymistą, dlatego wszystko co wyznaczę jako cel uznaję za odpowiednie i ustosunkowane do mnie. Podróżowanie nie jest wcale złym pomysłem, przynajmniej w mojej głowie nie jest.

Od rozmowy z mamą minął rok, aktualnie mam 22 lata a odwiedziłem raptem trzy kraje europejskie, które pamiętam z poprzedniego życia. Nie dziwie się że zapamiętałem te wszystkie widoki jakie wypatrywałem wraz z mężczyzną z moich snów ale wydaje mi się, że gdyby tam był to odnalazłbym go już. Czyż nie tak działa wspólne przyciąganie? Może prawda jest taka że moja miłość nigdy nie była odwzajemniona przez tego człowieka? Albo po prostu wszystko co dotychczas mi się śniło i ujawniało w głowie było kłamstwem? W ten ostatni punkt trochę wątpię jest za dużo zbiegów okoliczności aby uwierzyć że to wszystko jest tylko moją wyobraźnią.

Aktualnie znajduję się w Seulu, czyli w centrum Korei Południowej bo jako iż moje korzenie pochodzą właśnie z tego kraju, mogło mi to dać jakąkolwiek szansę na znalezienie tropu. Wszystko to było jednak nie pewne jak mój grunt pod nogami, aczkolwiek otuchy dawał mi fakt że byłem przekonany do tego że pochodzenie tego człowieka również pochodzi stąd.

Mimo moich przebłysków i chwil, które zapamiętałem wciąż nie jest mi dane poznać imię mojego kochanka? Może chłopaka? Istnieje szansa że mógł być moim mężem ale tego również nie jestem pewien. Wydaje mi się że te sceny, ujrzane w wizjach były związane z konkretnym miejsce, w którym aktualnie się znajdywałem. Kiedy byłem w Australii miałem mnóstwo przebłysków z mojego pokoju, gdy nasze ciała były ku sobie, gdy wyjechałem i znalazłem się we Francji widziałem markotne spojrzenia i długie letnie wieczory przy lampce wina. Nie zabrakło też szaleństwa jakie ujrzałem przekraczając granicę Anglii, drogie przejażdżki i tony marihuany, którą razem wciągaliśmy. Czułem się jakbym oglądał długometrażowy film oparty na faktach.

Starałem podążać się za wskazówkami jakie wyznaczał mi mózg ale często trafiałem na ślepe zaułki albo na most, który sam w sobie mnie jakoś dziwnie przerażał. Traciłem więc nadzieje na ponowne spotkanie zaczynałem nawet wierzyć że mężczyzna jest tylko moim wymysłem i tylko się łudzę.

Hwang Hyunjin pov:

—Hej! Heeej! Stój rzesz wścibski dzieciaku!— Wydzierałem moje ledwo dyszące struny głosowe na dzieciaka, który z zaskoczenia ukradł mi portfel z kieszeni spodni. —Wracaj!—

Niby taki miały a jednak doskonale zapierdala po krętych uliczkach, niech go tylko dorwę a popamięta ten gejowski różowy portfel. —Ty mały!— Coraz bardziej doganiałem tego małego złodzieja tylko dzięki temu że w końcu los się do mnie uśmiechną i centralnie przed biegnącym chłopakiem wyjechał rowerzysta zagradzając mu drogę. —Uf~ dzięki ci ziomku w kasku.— Poklepałem nieznajomego wybawiciela po ręku i z niecnym zamiarem spojrzałem na rozkojarzonego małolata jakbym chciał go wzrokiem pożreć.

—Nic mu hyung chyba nie zrobisz?— Skierował swoje obawy ku mnie, rowerzysta.

—Ależ nie, ja tylko wyrzucę go podczas drogi na rozjeżdżoną autostradę!— Wrzasnąłem. —To tylko żarcik.— Emocje przewyższały mój zdrowy rozsądek a chęć mordu na tym małym płodzie stawał się coraz większy.

Chłopak na dwukołowym pojeździe kiwną głową i pojechał w swoją stronę a ja i ten chamski bachor wpatrywaliśmy się w siebie wiedząc co zaraz nastąpi.

Aby przez tego małego pajaca nie siedzieć w więzieniu i nie rozmyślać o procesie w sądzie o popełnieniu zabójstwa na jedenastolatku przez głupi portfel zabrałem go na komisariat, gdzie odpowiednie służby by się nim zajęły ale skubany ukrywał przede mną swoje drugie oblicze karate kid'a dzięki czemu sprytnie spieprzył mi z zamkniętego samochodu, przez otwartą szybę, kiedy akurat nie patrzyłem. —Kurwa! Nienawidzę dzieci!—

Byłem już spóźniony, okropnie spóźniony już dawno powinienem siedzieć w kawiarni z właścicielką tego pięknego błyszczącego portfela. Jednakże ten dzieciak zabrał mi tak dużo czasu że kompletnie zapomniałem o spotkaniu. Nie zrezygnowałem z niego i jak najszybciej to możliwe, przyspieszyłem swój czarny pojazd i wystukałem w telefonie numer Ryujin.

—Halo?—

—No ładnie Hwang, tak się nie robi.—

—Wybacz ale bezczelny bachor ukradł mi twój portfel, kiedy stałem w kolejce po kawę w starbucks'ie.—

—Pff, nie wymyślaj bajeczek Hyun bo to nie przystoi takim wysoko postawionym ludziom.—

—Nie wymyślam! Dosłownie 5 minut temu wyjechałem z komisariatu.—

—Przyznaj się że po prostu zapomniałeś o naszym spotkaniu i tyle.—

—Ryujin, dobrze wiesz że nie okłamuje nikogo a w szczególności ciebie, jakby to w ogóle było możliwe.—

—Nie schlebiaj mi tu teraz tylko ruszaj dupsko do klubu tenisowego.—

—Czekaj chwile, ile ja się spoźniłem że ty zdążyłaś się przebrać i pojechać do klubu?—

—Półtorej godziny.—

—Szlak by to, wybacz zaraz będę.—

—Wierzę na słowo. Chociaż nie powinnam!—

Dziewczyna przerwała połączenie a mi zrobiło się lepiej, bo chociaż miałem pewność że nie jest na mnie bardzo zła. Na jej miejscu prawdopodobnie obraziłbym się na miesiąc czasu, jak to dobrze że różnimy się od siebie tak diametralnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top