:.: Epitafium piąte :.: Na poszukiwanie prawdy.
Hinata otworzyła białe oczy i rozejrzała się wokoło. Nie pamiętała dokładnie, co się stało i dlaczego znajduje się w pokoju, który przydzielił jej Gaara. W końcu jak przez mgłę zaczęła przypominać sobie wszystko... czwórkę z Konoha... wiadomość od nich...Uchiha... Itachi... nie... żyje...
Z białych oczu nagle popłynęły łzy. Boże!... Czemu płacze?!... Przecież Uchiha był...
...nie był jej obojętny.
Hinata przewróciła się na bok i wtuliła nos w poduszkę. W tym krótkim czasie, który spędziła z Uchihą, zdołała poczuć coś dziwnego do Itachi'ego. Pewne... zafascynowanie, podziw, coś na kształt... sympatii. W Konoha miała wielu przyjaciół i przyjaciółek, ale tam zależało jej tylko na pewnym hałaśliwym blondynie. A teraz?... Teraz nagle zainteresowała się cichym, milczącym i bądź, co bądź groźnym Uchihą.
Nagle poczuła się jak te wszystkie dziewczyny z Konoha, uganiające się za Sasuke. Niemal zrozumiała, dlaczego tak fascynował je młody Uchiha. Ale... pamiętała Sasuke i jakoś nieczuła zafascynowania jego osobą. Co innego tyczyło się jego starszego brata...Itachi namącił młodej Hyuudze w głowie, a teraz...
-Itachi-san... – wyszeptała niemal bezgłośnie.
...teraz nie żyje.
Jasne łzy znów popłynęły z białych oczu Hinaty. Dziwnie zależało jej na Itachi'm. Jeszcze godzinę temu oddałaby wiele, by móc znowu spędzić z Uchihą choć kilka minut, a teraz?...Teraz nawet te marzenia prysły jak bańka mydlana.
Przypomniała sobie słowa Szarookiej – 'My nigdy nie zginiemy, my potrafimy tylko wygrywać...' Dziś to zdanie nie miało najmniejszego sensu. Przecież i Szarooka i Uchiha nie żyją...przegrali i zginęli.
Hinata przymknęła oczy, a spod powiek popłynęły jasne łzy. Pamiętała każde słowo, które padło z ust Uchihy. W końcu tak wiele ich nie było...
Nagle wstała i otarła spod powiek jasne łzy.
'Sztuką shinobi jest udawanie. I ukrywanie.' – przypomniała sobie.
Zerwała się z łóżka i wiedziona dziwnym uczuciem zebrała soje rzeczy. Weszła do gabinetu Gaary, gdzie Kazekage siedział przy biurku nad jakimiś papierami.
-Oi, Hinata... – zaczął. -...już wyjeżdżasz?
-Hai, Kazekage-sama... –potwierdziła. – Chcę jak najszybciej wrócić do Konoha.
-W porządku – Gaara skinął głową. – Dziękuję za pomoc. Pozdrów Naruto, jeśli wróci.
-Dobrze, Gaara-san –dziewczyna skinęła głową.
Wyszła szybko z gabinetu i skierowała się ku bramie Suna. Ominęła Ino, która wraz z Shikamaru robiła zakupy, ale zaraz szybko do nich podeszła.
-Hej, Hinata! – przywitała się z nią blondynka. – Jak tam?
-W porządku – skłamała szybko. – Mogę o coś zapytać?...
-Jasne, choć to upierdliwe– stwierdził Nara.
-Głupek! – skarciła go Yamanaka.– Idź już sobie!
Szatyn zamuczał coś pod nosem i skręcił w inną uliczkę.
-Gdzie znaleźliście członków Akatsuki? – zapytała od razu Hinata.
-Um... niech pomyślę... –Ino zmarszczyła brwi. – To było kilkanaście kilometrów na południe od Iwa. Niedaleko granicy.
-Dziękuję, Ino – Hinata uśmiechnęła się do niej.
-Czemu pytałaś? –zainteresowała się Yamanaka.
-Z ciekawości – rzuciła. –Nie chciałabym tam teraz iść mimo wszystko.
Yamanaka wzruszyła ramionami.
-Wracasz do Konoha? –zapytała.
-Za kilka dni dopiero tam będę – zauważyła Hyuuga. – Chciałam jeszcze zahaczyć o Gorące Źródła. Trochę odpoczynku...
-Eh... może Asuma sensei da się namówić, to też tam potem pójdziemy – westchnęła Ino. – Pa, Hinata!
-Cześć! – pożegnała się Hyuuga.
Białooka szybko opuściła Piasek i skierowała się na północ, w stronę Iwa.
Zielonooki shinobi Taki spojrzał na białego ptaka – resztki po figurce Deidary. Zerknął na ślady na ciele. Na białej glinie widać było pozostałości po zaciskanych kurczowo palcach, a niemal cały grzbiet jastrzębia poplamiony był krwią. Hidan zanurzył palec w posoce i zlizał ją, mrużąc jedno oko.
-Czyja? – zapytał Kisame.
-Itachi'ego – stwierdził Jashinista. – Musiał nieźle oberwać.
-Cholera... – zaklął Kakuzu.
Trójka shinobi Akatsuki rozejrzała się wokoło.
-Dobra, to tylko ptaszysko, a gdzie nasza parka? – zapytał Hidan.
-Spadli nie dalej niż pół kilometra stąd – stwierdził Kisame. – Zależy, jak wysoko lecieli.
-Wilk... – wyszeptał nagle Kisame.
Hidan i Kakuzu podążyli za wzrokiem niebieskoskórego i zauważyli stojącego na skale białego wilka. Była to młoda, ale już wystarczająco doświadczona wadera o mądrym spojrzeniu pomarańczowych oczu. Trójka shinobi Akatsuki podniosła się i ruszyła za wilkiem, który skoczył w las.
-Myślicie, że to prawda? –zapytał nagle Hidan, biegnący pomiędzy Kisame, a Kakuzu. – Że oni... nie żyją?
-Ona nie mogła od tak sobie zginąć – zauważył Kakuzu.
-Zawsze wysyłała czarnego wilka – stwierdził ponuro Kisame. – A dziś jest...
-...biały – dokończył łamiącym się głosem Hidan. – I do tego wilczyca.
Kakuzu zmrużył oczy.
-Szybciej... – pogonił dwójkę.
Przebiegli kilkanaście metrów, aż Hidan nagle zatrzymał się. Pozostała dwójka stanęła obok niego, a Jashinista spojrzał na ziemię. Liście obok nich skąpane były w jasnej krwi.
-Kat... – szepnął Hidan. -...to krew Katuś.
Kakuzu spojrzał w górę –gałęzie drzew były połamane, a jeden ostry odłamek był cały zakrwawiony.
-Tu spadli... – zauważył.
-Tu walczyli... – dodał Kisame, stojący kilka metrów dalej.
Pozostała dwójka podeszła do niego i spojrzała w dużą wyrwę w ziemi. Spalone wokoło drzewa rozsypywały się przy najlżejszym dotyku. W środku leju stał biały wilk. Zwierze uniosło łeb i zawyło donośnie... każdy z członków Akatsuki poznał dźwięk tej pieśni – zewu pożegnania.
Hinata przeskoczyła na kolejną gałąź i spojrzała w niebo – powoli zaczynało się już ściemniać. Hyuuga westchnęła i zeskoczyła z drzew. Szybko znalazła osłoniętą od wiatru grupę skał i to tam rozpaliła nieduże ognisko. Przygotowała sobie posiłek i zjadła go bez apetytu. Wiedziała, że potrzebowała jedzenia, by zachować siły i tylko dlatego coś jeszcze w siebie wciskała. W końcu otuliła się płaszczem i zasnęła.
-Nie! – warknął Hidan. – Ja nigdzie nie wracam!
Kakuzu spojrzał na niego spode łba.
-To nie ma sensu... –westchnął. – Lider musi wiedzieć, Tobi powinien... Wracamy.
-Ja nie uwierzę! – krzyknął Jashinista. – Dopóki nie zobaczę jej martwej, nie uwierzę!
-Dobra, to się da rozwiązać... – Kisame rozłożył ręce. – Jeden z nas wystarczy, by przekazać wiadomość. Reszta zostanie i będzie szukać. Aż do skutku.
Kakuzu westchnął, ale skinął głową.
-Ja pójdę do siedziby –Kisame założył na plecy miecz. – A wasza dwójka... niech uważa i szuka dalej. Nawet warto się rozdzielić.
Hidan skinął tylko głową i założył kosę na plecy.
-Idę jej poszukać –stwierdził.
Zniknął między drzewami, a Kakuzu zwiesił głowę.
-Szanse, że jeszcze żyją są... – zaczął.
-...duże – stwierdził Kisame. – Pamiętaj... to Szarooka. Nie jest byle jaką kunoichi. Nie jest nawet pierwszą lepszą dziewczyną. To nasza Kat. Nie zapominaj o tym ani na chwilę, Kakuzu.
Zielonooki skinął tylko głową.
-Nie mów im prosto, że mogli zginąć... – wyszeptał. – ...to może być dla nich... duży cios, Kisame.
-Wiem – odpowiedział Hoshigaki. – Uważajcie na siebie.
Hinata otworzyła oczy, gdy wokoło zaczęły rozbrzmiewać pierwsze ptasie trele. Hyuuga szybko wcisnęła w siebie trochę posiłku i zwinęła obóz. Wyszła ze swojego schronienia i skierowała się na północ – w stronę Iwa.
Usłyszawszy jakiś szelest przed sobą, zatrzymała się i zamarła, trzymając w ręku kunai. Z zarośli wypadł niewielki zając i pognał przed siebie. Hyuuga odetchnęła głęboko i zrobiła krok do przodu.
Nagle została złapana wpół. Chciała krzyknąć, ale jej usta zostały zakryte czyjąś ręką.
-Nie szarp... – usłyszała przy swoim uchu.
Posłusznie opadła w ramiona nieznajomego. Obcy odwrócił ją do siebie, a Hinata rozszerzyła oczy ze zdumienia. Od razu poznała charakterystyczny płaszcz w chmurki.
-Aka-akatsuki... –wyszeptała z dziwną ulgą.
-Żebyś wiedziała, mała... –szepnął ponuro białowłosy chłopak. – ...czego tu szukasz? Konoha jest w drugą stronę.
-Ja... Itachi... i... ta dziewczyna... oni... i ja... – plątała się Hinata. – ...właściwie to... ja...
Białowłosy chłopak uniósł nieco brew, przyglądając się Hinacie fioletowymi oczyma.
-Co masz do Uchihy? I do Kat? – zapytał.
-Oni... eskortowali mnie do Suna – przyznała Hinata. – ...ja... chciałam ich znaleźć.
Hidan nagle parsknął gorzkim śmiechem.
-Konoha niedoinformowana? –zapytał. – Ponoć ich w końcu zabiliście.
-Ale... – zaczęła cicho Hinata. – ...przecież... nie mogli tak łatwo zginąć.
Jashinista uniósł nieco brew i szarpnął ramieniem dziewczyny tak, że krzyknęła krótko.
-Mów, co wiesz! – polecił.– Już!
-Ja chciałam ich tylko znaleźć – przyznała z jękiem. – Oni naprawdę mi pomogli. Puść, proszę...
Hidan zrobił niezadowoloną minę, ale puścił ramię dziewczyny. Hinata stanęła kilka kroków od niego i potarła ramię.
-Znaleźliście ich? –zapytała cicho.
-Nie twoja sprawa – rzucił chłodno Hidan.
-Proszę, powiedz – oczy Hinaty zaszkliły się nieco. – Bardzo mi zależy na... odpowiedzi.
-Nie, nie znaleźliśmy –rzucił Hidan, przypatrując się dziewczynie.
Hinata spuściła wzrok i oparła się plecami o drzewo.
-Nie potrafię ich znaleźć –przyznała. – Mam byakugan, a nie potrafię ich znaleźć... jakby zniknęli, zapadli się pod ziemię, rozpłynęli.
-Masz byakugan? – zapytał Hidan.
Dziewczyna skinęła głową.
-Nie znalazłam nic –przyznała. – Miejsce walki i tyle. Ale tam nie ma śladu ich krwi, żadnego śladu po nich.
-Ciała... – szepnął Hidan.- ...znalazłaś jakieś ciała?...
-Nie – zaprzeczyła. – Ani śladu po nich dwojgu.
-Jashinie, nich ci będą dzięki... – szepnął Hidan, opierając się o drzewo. – Żyją...
-Skąd wiesz? – zapytała Hinata, unosząc wzrok z nadzieją.
-Bo ich nie widać... –zauważył Hidan.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top