11. To tylko hybryda
Kochani czytelnicy! (ale poważnie się zrobiło)
Powiem krótko i zwięźle. Napisałam ten rozdział specjalnie dla was i jest taka możliwość, że zawalę jutro kartkówkę z geografii, ale to nic, nie przejmujcie się i cieszcie rozdziałem. Ogólnie mam same sprawdziany, kartkówki i poprawy. Do tego tona zadań domowych i projekty. Bywa ciężko i zabranie się do tego zabrało mi trochę czasu, ale o to jest. Mam nadzieję, że tego nie spaprałam. Miłego czytania!
*********************************
Po tym jak Harry wyszedł Niall rozpłakał się na dobre. Bolał go tyłek i plecy od bicia pasem. Przespał niespokojnie noc bojąc się, że w każdej chwili znowu ktoś tu wejdzie. Na szczęście tak się nie stało. Zasnął tak jak zostawił go brunet. Nie miał siły się ubrać, ani ruszyć.
Rano Liam wybrał się do pokoju Nialla, aby zabrać go na śniadanie. To co zastał w pomieszczeniu gdy wszedł do środka zaparło mu dech. Szybko podbiegł do blondyna, wziął go na ręce i poszedł do łazienki. Hybryda zaczęła się trząść, a Liam szeptał uspokajające słowa i kołysał ją na rękach. W łazience posadził go na toalecie na co tamten pisnął, więc postawił go na nogi i zaczął opatrywać. Westchnął widząc ślady po pasie. Kiedy skończył zaniósł Nialla do swojego pokoju i położył na łóżku przykrywając kołdrą. Zszedł na dół, gdzie wyśmienitych humorach siedzieli na kanapie Louis i Harry. Stanął przed nimi z założonymi rękami.
- O co chodzi Li? - zapytał szatyn.
- I ty się jeszcze pytasz o co chodzi?! O Nialla idioto! - zdenerwował się.
- Kto? - tym razem odezwał się Loczek.
- Ech... o hybrydę debile. Jakbyście się zainteresowali to wiedzielibyście, że ma na imię Niall. A teraz przyznać się co mu zrobiliście!
- To tylko hybryda, nie gorączkuj się tak, bo ci żyłka pęknie. - powiedział lekceważąco Louis.
- To żywe stworzenie!
- Ale nie miałeś oporów do zabijania innych żywych stworzeń. - prychnął Harry.
- Tamto to było co innego! To dwie różne sytuacje! - mruknął Liam.
- Tak, tak. Wmawiaj to sobie. My się o to nie czepialiśmy, więc teraz ty nie czepiaj się nas.
- Dobra. - odburknął. - Ale bądźcie delikatniejsi.
- Jasne... - Louis wybuchł śmiechem.
- Mówię poważnie! - oburzył się Liam.
- Ja też. Nie zamierzam rezygnować z rozrywki. - zmrużył swe niebieskie oczy.
- Dobra kończmy tę wymianę zdań, bo do niczego dobrego to nie prowadzi. - zaproponował Harry.
- Zgoda. - odpowiedzieli razem.
Liam wiedział, że z Louisem nie wygra. Musiał się poddać dobrowolnie i jedyne co mógł zrobić to pocieszać małego chłopca. Nie chciał jego krzywdy. Wrócił do pokoju gdzie zastał śpiącego blondyna. Uśmiechnął się na to jak słodko wyglądał. Usiadł koło niego i pogłaskał po włosach, tak aby go nie obudzić. Stwierdził jednak, że nie będzie czekał aż się obudzi, dlatego cicho wyszedł. W kuchni zrobił sobie kanapkę i zaparzył herbatę miętowo-jabłkową. Nie miał już ochoty oglądać dziś Louisa, dlatego wrócił do swojego pokoju. Wziął do ręki książkę i zaczął czytać zajadając się kanapką, i popijając herbatą. Było jeszcze dosyć wcześnie i postanowił się przewietrzyć. Powiadomił o tym chłopaków i wyszedł na spacer. Zaciągnął się orzeźwiającym powietrzem. Słońce na niebie lekko grzało i oświetlało jego twarz. Liam cieszył się chwilą spokoju. Czasami miał dość tego wszystkiego, ale praca go za bardzo wciągnęła. Nie mógł tak po prostu odejść. Miał wielu wrogów przez swoją działalność w gangu, ale nie narzekał. Nie zauwarzył nawet gdy od jego wyjścia minęły dwie godziny. Rozejrzał się wokół, obecnie przebywał w parku. Westchnął głośno i zaczął wracać do domu. Nie uśmiechało mu się przebywać w towarzystwie szatyna, ale nie zostawiłby hybrydy samej z nim na tak długo. Pół godziny później przekroczył próg domu. Dziwne było to, że nie słyszał żadnych dźwięków. Wszedł do salonu gdzie na kanapie spał Loczek, a na nim szatyn. Wszystko wydawało się być w porządku, a jednak takie nie było. Gdy podszedł bliżej nich zauważył niechlujnie rzucone na podłogę ciuchy. Za to na spodniach w okolicach krocza widniały mokre plamy. Wiedział co nastąpiło i od razu ruszył do pokoju hybrydy. Nie było jej tam. Wtedy usłyszał cichy szloch i ruszył w tym kierunku. Na podłodze pod umywalką leżał skulony blondyn. Na sobie miał jedynie starą, poszarpaną koszulkę, a gdzieniegdzie widniały ślady krwi i spermy. Podszedł do mieszańca.
- Cichutko maluchu... choć zajmę się tobą. Nie płacz proszę. - wziął go delikatnie na ręce i wsadził do wanny, w której chwilę później była ciepła woda.
Młodszy nadal cicho płakał. Liam wiedział, że to z bólu i strachu. Wiedział, co czuje blondyn i nie chciał znaleźć się w podobnej sytuacji. Dlatego robił ile mógł, aby wnieść odrobinę radości w życie tego malca. Miał świadomość tego, jakie jest życie hybrydy. W końcu zajmował się ich handlem.
Doprowadzenie Nialla do stanu używalności i uspokojenie go trochę mu zajęło. Hybryda była obolała i z trudem się poruszała. Liam widział głęboki smutek i rozpacz na jego twarzy, ale jedyne co robił to zapewniał, iż niedługo jego życie stanie się lepsze. Sam w to nie wierzył, ale cieszył się gdy ujrzał nadzieję w niebieskich oczach. Brunet pomógł mu się ubrać, a ponieważ było już późne popołudnie zaprowadził go na obiad. Miał nadzieję, że jednak chłopaki postanowili mu coś zostawić z wczorajszego posiłku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top