~IV~

I

  -Kim jesteś?!- osoba o czerwonych włosach wręcz wypiszczała pytanie, na co Veruca znacznie skrzywiła się.

  -Mieszkasz tutaj?- zapytała dość spokojnie. Po zmienności tonu tajemniczej postaci kobieta nie była pewna do kogo mówi.

  -Cóż... może i nie?- postać odparła z niemałym oparciem w głosie. -Mimo wszystko ciebie nigdy tutaj nie widziałam! Jestem bardziej rezydentką tego domu niż Ty!

   Veruca zamrugała parę razy na słowa danej osoby.

  -To... Ty jesteś kobietą? -przechyliła głowę w bok już kompletnie nic nie rozumiejąc z danej sytuacji.

  -Oh, kochana... Bóg popełnił błąd zamykając mnie w niepasującym ciele! -dodała, dramatycznie odchylając głowę do tyłu z ręką na czole. -Jestem G--

  -Grell? Co ty tutaj robisz? -zza futryny wychylił się piwnooki kamerdyner, snujący się niczym cień po posiadłości. Na tyle cichy aby nie było słychać jego kroków.

  -O mój Boże! - rudowłosa postać aż podskoczyła w miejscu na widok demona. Klasnęła w dłonie. -Sebastianku, mój ukochany! Jakże dawno się nie widzieliśmy! Wiedziałam, że cię tutaj znajdę!- wystrzeliła w stronę lokaja, na co ten zgrabnie uniknął impaktu z tą jakże dziwną osobą, która upadła na podłogę nosem pięknie zamiatając parkiet. -Auć...

  -Z całym szacunkiem, proszę tak na mnie nie mówić. -brew lokaja zadrżała niezgrabnie ukazując zaledwie ułamek irytacji, której cała reszta starannie schowana była gdzieś głębiej w jego umyśle. -Oraz proszę o opuszczenie posiadłości. Nie przypominam sobie, aby posyłał po... panią. - dłonią wskazał na rudowłosą postać, dokładnie nie wiedząc jak się do niej zwracać.

  Niebieskooka kobieta zdołała jedynie zakryć usta dłonią, aby nie ujawnić uśmiechu zakłopotania. Spojrzała w stronę intruza, co uśmiechał się eksponując swoje szpiczaste zęby.

  -Nie wyganiaj mnie za wczasu! Chciałam jedynie przekazać pewne informacje dla twojego dzieciaka. -Uśmiechnęła się dość niewinnie, lecz przez naostrzone zęby nie wyglądało to zbyt zachęcająco.

  -W takim razie może raczysz wyjaśnić, jak wylądowałaś w mojej kwaterze? - brew kamerdynera wciąż drżała. Wystarczyło jeszcze tylko, aby jego blade uszy zapłonęły groźną czerwienią. Rudowłosa zaśmiała się nerwowo

  -Wydawało mi się, że zostawiłam tutaj swoje nożyczki... sprawdzam na wszelki wypadek. - swoimi zielonymi oczami zarzuciła w stronę rozkopanej szafki nocnej. -Tak czy siak! Załatwię swoje sprawy i już mnie tutaj nie ma!

   Veruca przyglądała się całej sytuacji w szoku, jak i w rozbawieniu. Jakie nożyczki? Co za informacje? Od kogo? Podparła się wolną dłonią o najbliższą ścianę oraz spoglądała na rudowłosą, która cały czas tańczyła wokół lokaja zupełnie jakby słowa mężczyzny były dla niej muzyką. Ramiona kobiety zaczęły delikatnie drżeć, co spowodował bezgłośny chichot pod jej prostym nosem.

   Cały harmider wywołany przez jedną osobę sprawił, że kobieta przez chwilę przestała czuć ból a kamerdyner kompletnie o niej zapomniał. Złapał on jakże uroczą osóbkę za kołnierz czerwonego płaszcza i postawił ją na ziemi, coś mamrocząc pod nosem, dość agresywnie poprowadził postać w stronę holu głównego. Veruca ponownie została kompletnie sama na co odetchnęła, swoją dłoń zdejmując z ust. Figlarny uśmiech zagościł na jej bladej twarzy. Delikatnie przymknęła oczy poważnie zastanawiając się, w co ona się pakuje. W poprzedniej rezydencji przeżyła piekło, zaś u Phantomhive'a najwidoczniej odgrywała się komedia stulecia.

   Przetarła pojedynczo swoją twarz oraz skierowała się powolnym krokiem w stronę wyjścia z pokoju kamerdynera. Delikatnie zamknęła drzwi za sobą, po czym ponownie wylądowała na szarym korytarzu. Wciąż uśmiechnięta rozejrzała się w obie strony, kompletnie nie pamiętając w którą stronę iść. Westchnęła pod nosem i poszła w lewo od drzwi skąd dochodził niewyraźny dźwięk, jakby przerzucanych naczyń z kupki na kupkę. Głupia myśl przeszła jej w danym momencie, że to kamerdyner, jednak gdy włożyła głowę do pokoju przez próg, nie wie czemu jednak zdziwiła się na widok jeszcze innej osoby w rezydencji.

   Służka o ciemno fioletowych włosach i nader grubych okularach na nosie niesfornie pozbywała się małych zabrudzeń na masowo umytych naczyniach. Ubrana w typowy, czarno biały strój pokojówki z fartuchem siedziała przy komodzie. Co zdziwiło Verucę to jej buty wystające spod spódnicy... wyglądały na męskie.

  -Oh, proszę! Panienka nie powinna była wstawać! - Służka zadrżała na widok niebieskookiej, na co jej fioletowe kucyki lekko podskoczyły. Veruca szybko schowała się w korytarzu gdy została zauważona. Pokojówka podniosła się z klęczek oraz powoli zaczęła podchodzić do drzwi. -Proszę Się nie bać! Wiem, że panienka jest zdezorientowana, lecz ja panience krzywdy nie zrobię. - podchodziła coraz bliżej framugi.

  -Już mnie znasz? -zapytała bez jąkania, opierając się o ścianę na korytarzu.

  -Oj tak, tak! Pomagałam Panu Sebastianowi panienkę umyć i ubrać! - energicznie pokiwała głową, a na jej rumianej twarzy zagościł ciepły uśmiech. Marszcząc brwi za grubymi okularami przyjżała się bladej kobiecie Wnioskując, że nie wygląda najlepiej. -Może zaprowadzę panienkę z powrotem do pokoju? Nie wygląda panienka najlepiej!

  -Jeżeli to nie problem... był tutaj ten kamerdyner, ale najwidoczniej miał ważniejsze sprawy na głowie. -wymamrotała pod nosem, na co służka wyłącznie przechyliła głowę w lewą stronę. -prowadź, proszę. -zatrzymała się w słowach, dość pytająco spoglądając na pokojówkę.

  -Mey Rin! Tak się nazywam.- energicznie kiwnęła głową, po czym z uśmiechem podała kobiecie swoje ramię.

II

   Pokojówka była dość gadatliwa, jednak jej paplanina była w granicach wytrzymania Veruki. Ta jedynie przytakiwała na jej opowieści.

   W końcu dotarła do znajomych jej drzwi komnaty. Tam pokojówka zostawiła kobietę, gdy ta dała jej wyraźnie znać że kompletnie nic nie potrzebuje. Veruca zamknęła za sobą drzwi i podeszła do dużego okna obok łóżka. Wyjrzała przez nie, gdzie zauważyła wcześniej spotkaną, rudą osobę. Spoglądała jak opornie wychodzi z terenu posiadłości. Niezmiernie bawił ją ten przypadek do stopnia gdzie policzki zaczynały jej mrowieć od uśmiechania się.

   Potarła delikatnie swój obolały brzuch, pod palcami czując każdy pojedynczy szew. Po pewnym czasie dotarło do niej, że potrzebuje większego odpoczynku. Jeżeli będzie chodzić rana nie zagoi się za szybko.

   Powoli zdjęła koszulę oraz spódnicę. Spojrzała na łóżko, gdzie czekała na nią świeża koszula zostawiona rano przez kamerdynera. Jakże Miło ona wyglądała po dość emocjonującym spacerze po posiadłości. Mimo wszystko wydarzenia w przeciągu tych paru godzin dość zmęczyły kobietę. Nie spodziewała się, że napotka intruza który był dość... specyficzny, acz śmieszny. Nie zmieniało to jednak faktu, że rudowłosa osoba powinna wejść przez okno od strony służby i myszkować w pokoju lokaja. Sama także głupio postąpiła podchodząc do intruza. Równie dobrze mogło obejść się bez krzyków.

   Złożyła zdjęte ubrania w kostkę oraz położyła je na komodzie w rogu pokoju. Pod komodą postawiła ciemne buty. Stojąc w samej koszulce ujęła koszulę nocną w dłonie i dokładnie się jej przyjżała. Śnieżno biały materiał odbijał się delikatnie w świetle zza okna, ukazując dokładnie delikatnie wplecione koronki i maleńkie kokardki. Veruca patrząc na to ponownie czuła się niczym w domu, co poniekąd sprawiało jej to radość. Zrzuciła z siebie koszulkę oraz ubrała się w zdobiony, nocną część garderoby. Znam położyła się w puchatych poduszkach, palcami delikatnie przysłoniła okno grubymi kotarami tak, aby światło jej nie raziło ale zarazem zęby docierało delikatnie do komnaty. Kobieta ociężale opadła na poszuszki wydając z siebie jedynie świst ulgi.

   Niemal w momencie jej powieki stały się ciężkie, jednak zanim je zamknęła spojrzała jeszcze na swoje dłonie. Smukłe, o długich czarnych paznokciach wyglądały dość normalnie do połowy, jednak od nasady kciuków rozciągały się podrażnienia i blizny od zardzewiałymi, ciasnych kajdan. Skrzywiła się delikatnie na ten widok, ponieważ znacznie przypominał jej o pobycie w posiadłości Trancy. W tym samym czasie jednak dawało jej to ulgę, że już tam jej nie ma. Westchnęła bezradnie oraz położyła dłonie wzdłuż ciała. Kobiecie nie zajęło dużo czasu zaśnięcie. Było niczym błogosławieństwo, które czekało na nią od momentu gdy zjawiła się w rezydencji chłopca.

   Po pewnym, dłuższym czasie drzwi do pokoju kobiety uchyliły się, a w ich progu pewnie stanął kamerdyner. Widząc Verucę nieruchomo leżącą w łóżku odpuścił wejścia do środka. Wzruszył jedynie ramionami oraz bezszelestnie zamknął drzwi dając kobiecie spać.

III

   Minęły prawie dwa tygodnie od feralnych wydarzeń w posiadłości Trancy. Veruca zdążyła w tym czasie wydobrzeć, co sprawiło jej niesamowitą przyjemność. W końcu mogła poruszać się po posiadłości niezależnie od żadnej osoby. Jedyna niekomfortowa sytuacja, jaka nastąpiła po wyzdrowieniu to zdjęcie szwów z jej brzucha. Kobieta zapierała się rękoma i nogami, aby nie doszło do żadnej interakcji, jednak po dłuższej naganie kamerdynera w jej stronę nie miała żadnego wyjścia.

   Już w pełni sił kobieta snuła się po zimowych ogrodach posiadłości dokładnie lustrując barokowy wystrój. Surowy ogród wyglądał jeszcze brutalniej w zimę, kiedy to drzewa zostały kompletnie ogołocone z liści.

   Kobieta pociągnęła swój granatowy kapelusz bliżej oczu, gdy ostre słońce skierowało się na jej twarz. Poprawiła delikatnie przy tym starannie zaplecione włosy w ogromny kok.

  W danym czasie, gdy odpoczywała Veruca zdążyła poznać resztę służby, której nie było zbyt wiele. Oprócz mrocznego kamerdynera oraz pokojówki był jeszcze kucharz Bard o dość wybuchowej naturze, oraz ogrodnik: Finny. Chłopiec o sile tak wielkiej, że mógłby sam przenosić mury. Nie zapominajmy równiej o starszym lokaju, który służył ojcu Ciel'a: Tanace. Będąc już na emeryturze mężczyzna większość czasu odpoczywał przy herbacie.

   Veruca stała przy fontannie w centrum głównego ogrodu oraz z zamkniętymi oczami wdychała mroźne powietrze. Napawała się ciszą, jaka towarzyszyła zimie.

   Zajęta swoim komfortem nie usłyszała kiedy podszedł do niej ciemnowłosy kamerdyner. Stanął parę kroków od kobiety, po czym cicho odchrząknął dając jej znać, że mimo wszystko nie jest sama.

  -Widzę, że panienka już doszła do siebie. -rzucił gładko, na co Veruca delikatnie wzdrygnęła się.

  -Na piekła... możesz się tak nie skradać?- powiedziała po małej przerwie, kiedy odwróciła się w stronę lokaja. Delikatnie poprawiła swoją granatową, wełnianą kamizelkę. -Czego chcesz?

  -Proszę o wybaczenie. -skłonił się delikatnie, po czym mały uśmiech wkroczył na jego usta. -Panicz się niepokoi, że panienka od rana jest na dworze. Zapraszam do środka. -dłonią beztrosko wskazał na wejście do posiadłości.

  -Czy Twój panicz zapomniał, że nie robi mi to zbyt dużej różnicy? -uniosła jedną brew w górę. Była dość... pyskata.

  -Ależ skąd. Panicz raczej martwi się o resztę służby. Może panienka wzbudzać pewne obawy, a co najgorsze podejrzenia. -mimo uśmiechu spojrzał na kobietę poważnym wzrokiem.

  -I mówi to osoba, co stoi w samym fraku przy minusowych temperaturach. Ja chociaż jestem stosownie odziana. -westchnęła, gdy zauważyła drżącą brew kamerdynera. -W porządku. Wejdę do środka.

  -Uprzejmie dziękuję za panienki wyrozumiałość. - wycedzając przez zęby kamerdyner skłonił się delikatnie.

   Kobieta wyminęła go przy okazji odtrącając wyciągnięta w jej stronę dłoń. Złapała za klosz swojej granatowej sukni gdy wchodziła po śliskich schodach, idąc dość burzliwym krokiem. Kamerdyner był tuż za nią mając pewność, że wejdzie ona do posiadłości.

  -Panicz chciałby się z panienką zobaczyć. Ma dla panienki pewne informacje. -kamerdyner odważył się odezwać po krótkiej ciszy, na co kobieta ponownie odwróciła się do niego.

  -W takim razie prowadź. -powiedziała to, jakby była to najbardziej oczywista rzecz.

   Sebastian nie odezwał się już ani słowem aż do drzwi biura chłopca. Przeszedł przez niego cień zrozumienia wobec kobiety, co jednak nie zmieniało faktu, że drażniła go jej postawa. Dość agresywne dogryzanie ze strony kobiety obijało się w jego głowie niczym odłamki lodu rozpryskujące się po umyśle. Na usta cisnęła się mężczyźnie repremenda o poprawnym zachowaniu, ale na razie postanowił powściągnąć języka.

   Po chwili otworzył on drzwi do biura chłopca. Już spokojniej kobieta przekroczyła próg pomieszczenia, delikatnie zdejmując swój kapelusz. Spojrzała w stronę hrabiego, który siedział za potężnym biurkiem.

  -Dzień dobry, hrabio. -powiedziała łagodnie, zasiadając w fotelu naprzeciw chłopca.

  -Witaj. Widzę, że czujesz się znacznie lepiej. -skwitował kobietę, która uniosła kącik swoich ust. -Skoro tak, chciałbym omówić parę spraw. Jedną z nich jest twój pobyt.

  -Jeżeli mam odejść to nie widzę problemu. -powiedziała pośpiesznie dając znać, że nie chce być na czyjejś łasce.

  -To raczej nie był mój zamysł. Jestem chętny do pomocy, jak i do ochrony. -chłopiec splótł dłonie przed sobą. -To jest bardziej kwestia... publiczna. Nie masz żadnych dokumentów, prawda?

  -Nie. Choćbym miała byłyby mało wiarygodne. -zaśmiała się krótko.

  -Rozumiem. Nie będę nawet wnikać... Nie zmienia to faktu, że trzeba będzie ci coś zorganizować, jak i usprawiedliwić twój stały pobyt w rezydencji.

  -Proszę wybaczyć moją śmiałość Paniczu...- kamerdyner w rogu pomieszczenia odezwał się nagle, na co kobieta i hrabia skierowali swój wzrok na mężczyznę. -Może panienkę może usprawiedliwić pozycja guwernantki?

  -Tak... to wydaje się dość rozsądne rozwiązanie. -spojrzał na niebieskooką, która również słabo przytaknęła na pomysł lokaja. -Wciąż byłabyś hrabiną.- chłopiec dodał po chwili.

  -Nie liczy się dla mnie to, czy jestem hrabiną bądź nie. Nie chcę po prostu niewygodnych sytuacji. -westchnęła opierając się o fotel.

  -Jak najbardziej unikniesz wszelkich niewygód przez tytuł. Nikt nie będzie nic podejrzewać.

  -Kto ma cokolwiek podejrzewać? -zapytała ze zmarszczonymi brwiami, niebardzo rozumiejąc sytuację.

  -Ludzie.- chłopiec z przepaską powiedział dość krótko. Wziął głębszy oddech. -W tych czasach socjeta żyje głównie z plotek. Należy dobrze się maskować.

  -Rozumiem. -przytaknęła z zamiarem podniesienia się z fotela, jednak dłoń hrabiego zatrzymała ją. Pytająco spojrzała na chłopca. -Czy jest coś jeszcze, co powinnam wiedzieć?

  -Tak. Ja i Sebastian mamy pewne sprawy do załatwienia w Londynie. Pozostaniesz wraz ze służbą w posiadłości. -Ciel objaśnił dokładnie swoje zamiary, na co kobieta wydawała się zainteresowana.

  -Zdradzisz mi co to za sprawy?- zapytała z małym uśmiechem na twarzy.

  -Muszę sprawdzić pewną sprawę, której dotyczą... samozapłony ludzi. -kobieta uniosła brwi na słowa chłopca, przez co ten złapał się za nasadę nosa. -Wiem, że to brzmi niedorzecznie, ale właśnie takie zgłoszenie dostaliśmy. - trzynastolatek chciał wstać od biurka, kiedy kobieta delikatnie złapała go za nadgarstek.

  -Poczekaj. -zatrzymała go, na co on najpierw spojrzał na swoją dłoń, a później na kobietę która była... dość zadowolona z danej sytuacji. -Zabierzcie mnie ze sobą. W końcu... co może się takiego stać?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top