~I~
I
Spod małej szpary ciężkich, wzmocnionych metalem drzwi do kompletnie ciemnego, wilgotnego pokoju docierało delikatne światło z zewnątrz. Światło wyglądające tak ciepło niemal ogrzewało obskurne pomieszczenie, w którym było zimno do stopnia, że woda skapywała powoli po nierównych, niczym nie okrytych cegłach. Z czasem budulec zaczął przybierać szarą barwę. W jego kącie, oprócz delikatnego światła błyszczały dwie, jasno niebieskie kropki. Należały one do mieszkańca lochu. Bladej dziewczyny, kompletnie nagiej która przypięta była zardzewiałymi łańcuchami do obskurnej ściany. Jedynie jej białe, długie do kolan włosy okrywały wiotkie ciało na piersiach.
Niczym postać z koszmaru wpatrywała się w szpare drzwi, rozmyślając pogrążona w głodzie. Uczucie to było jej jedynym, stałym towarzyszem oprócz garstki szczurów oraz... pewnych lokatorów miejsca w którym przebywała.
Nie zrobiła nic złego, żeby zasłużyć na los więźnia. Była egzotyczną atrakcją dla lokatorów kompleksu posiadłości, gdzie była zamknięta przez długie 84 lata. Niemal każdy właściciel wykorzystywał jej nadprzyrodzoną naturę do różnych pokazów, przedstawień... swoich własnych zachcianek. Jej wiotkie ciało miao.ma sobie wiele skaz po nacięciach, pobiciach, przypalaniach. Wyrywanie garści włosów z jej głowy było czymś normalnym w ciągu dnia, ponieważ były sprzedawane jako rzadka pamiątka po pokazie.
Wszystko jednak zmieniło się, gdy pięć lat temu posiadłości przejął młody chłopiec o pięknych, błękitnych jak niebo oczach. Cóż za demon skrył się za tym urokliwym spojrzeniem. Od tego czasu kobieta nie widziała światła dziennego. Pozostawała w zamknięciu przez ten cały czas, dopóki pewnej nocy nie zaczął jej odwiedzać owy chłopiec wraz ze swoim głównym lokajem. Z szyderczym uśmiechem i różnymi narzędziami w dłoniach przeprowadzał na niej różne zabiegi. Wyrywanie paznokci, wyłupywanie oczu. Co jest bardziej przerażające... że ona zdążyła z czasem do tego przywyknąć. Po czasie i tak wszystko odrastało. Lokaj tylko patrzył, lecz to jej wystarczyło żeby zapamiętać te paskudne, złote oczy.
II
Z gwaru zza drzwi kobieta wywnioskowała, że szykuje się większą okazja. Słyszała pogłoski o bankiecie dobroczynnym po świętach... cóż za ironia. Bankiet w tak szczytnym celu wyprawia czyste wcielenie zła i cierpienia. Prychnęła na tę myśl pod zmarzniętym nosem. Chwilę później wciąż wpatrywała się w szparę, mając maleńką nadzieję że ktoś ze służby przypadkiem wpadnie na to pomieszczenie. Ze ktoś zobaczy prawdę o posiadłości zdobionej złotem, jakie tak naprawdę ma paskudne wnętrze. Szybko wytrąciła jednak z głowy tę myśl. Nikt oprócz tej dwójki tutaj nie wchodzi. Nie wiedziała nawet ile osób tak naprawdę zajmuje posiadłość. W zrezygnowaniu oparła głowę o zimna ścianę, dość ciężko sapiąc pod nosem. Głód był coraz silniejszy.
Niespodziewanie jak na jej oczekiwania, jakby ktoś wysłuchał jej myśli drzwi otworzyły się. Na powolny zgrzyt szybko zareagowała niemal natychmiast spoglądając w stronę wejścia, będąc wziąć opartą o ścianę. Nadzieja szybko prysła, gdy światło z zewnątrz wyraźnie rzuciło się na blond czuprynę. Kobieta wywróciła oczami, gdy ujrzała szyderczym uśmiech na twarzy nastolatka wchodzącego do lochu.
-Proszę, proszę. Jeszcze żyjesz?- chłopiec zaśmiał się pod nosem, dość skocznym krokiem podchodził do ledwo żywej kobiety. -To bardzo dobrze... mimo wszystko. Wiesz. Dziś jest twój szczęśliwy dzień!
-Czego chcesz...- zapytała zachrypniętym głosem z domieszką demonicznego tonu. Szczęśliwy dzień nie brzmiał za dobrze z ust chłopca.
-Proszę, nie trzeba być od razu tak negatywnym- zaśmiał się ponownie, a jego wierny, złoto oki sługa wszedł razem z nim do pomieszczenia ze świecą w dłoni. -Dziś zbiję na tobie interes życia! Ty pójdziesz do innego właściciela, a ja będę sobie liczył pieniądze godzinami w moim czystym, jasnym biurze. -Jakże ogromna ironia wypłynęła z jego plugawych ust. Szybko ścisnął jej policzki, w bladym świetle świecy dokładnie oglądając kobietę. Z wypisanym na twarzy obrzydzeniem odrzucił jej twarz, po czym wytarł swoją dłoń w czarną marynarkę wysokiego kamerdynera. -Claude, umyj ją. Załóż jej chociaż jakąś koszulę. Musi się jakoś prezentować właścicielowi burdelu.
Jej oczy otworzyły się szerzej, gdy usłyszała dane słowa. Z kipiejącą złością z jej oczu, wzrokiem odprowadziła śmiejącego się w głos chłopca do wyjścia. Równie złowieszcze spojrzenie posłała kamerdynerowi, który kątem oka odwzajemnił gest... Jednak w dużo łagodniejszy sposób. W jego spojrzeniu widać było złość. Nie na kobietę, a na swojego pana.
III
Gdy nadszedł wieczór goście zaczęli przechodzić przez próg posiadłości. Gwar z każdą minutą był słyszalny nawet w najciemniejszych zakamarkach posiadłości, gdzie dotarł nawet do kobiety w lochu. Teraz już umyta i odziana w białą koszulę nocną kobieta siedziała w lochu, o dziwo nie przykuta już do ściany. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie miała kompletnie siły aby podnieść się... co więcej stawić pojedynczy krok. Jej oczy wciąż błyszczały błękitem, kiedy bezwładnie spoglądała na swoje dłonie, później na poranione od łańcuchów nadgarstki. Wytrzymała wiele, lecz nigdy nie była używana do takiego sortu usług, jak sprzedawania ciała. Pojedyncza, krwawa łza spłynęła po jej bladym policzku. Szybko ją jednak wytarła w nieskazitelną koszulę, pozostawiając niewielki ślad na rękawie.
Spojrzała na swoje ubranie. Minął prawie wiek odkąd miała cokolwiek na sobie. Rzucając się w swoje wspomnienia przywołała obraz czerwonej sukni wyrwanej niczym z późnego średniowiecza. Pamiętała ciężar swojego francuskiego kaptura, który zgrabnie zarzucał jej czuprynę do tyłu. Mało wygodny, lecz jakże stylowy. Wszystko jednak skończyło albo w kominku, albo gdzieś rzucone na strych.
Drzwi ponownie otworzyły się po jakimś czasie do wilgotnego pomieszczenia. W ich progu stanął blond włosy chłopiec ubrany w fioletowy garnitur. Tuż za nim stał czarny kamerdyner, a u jego prawego boku był ktoś jeszcze. Wąsaty, siwy mężczyzna w kapeluszu, ubrany w dość gustowny, czarny garnitur. Kobieta spojrzała na trójcę, po czym przymrużyła oczy. Nie była przyzwyczajona do tak jasnego światła, które rzucał świecznik w dłoni kamerdynera.
-Proszę się rozgościć! Warunki nie są zbyt wygodne, jednak to powinno Panu wystarczyć. -Chłopiec rzucił się w stronę starszego mężczyzny, który nie był zbytnio zachwycony entuzjazmem chłopca.
-Czyli to ona, tak? -mężczyzna wysyczał zza zębów, starając się spojrzeć na kobietę siedzącą pod ścianą. Siłą wyrwał się z uścisku chłopca, po czym dość żwawo podszedł do białowłosej. -Proszę... cóż za niebywała uroda. - w dłoń ujął pukiel jej włosów, delikatnie je przeczesując palcami. Chwilę później ujął jej policzki z zamiarem spojrzenia na jej twarz. -Pokaż no się, piękna ist-- Szybko odsunął się z wymalowanym terrorem na twarzy, gdy ujrzał jej oczy kompletnie zalane błękitem, gdzie przy źrenicach był on dużo jaśniejszy od twardówki. -Co to, do cholery jest?!
-Oh, właśnie! To jest właśnie powód czemu Pan ubije na niej ogromny interes! interes życia i dla dalszych pokoleń! -Wbrew pozorom chłopiec był nader pozytywnie nastawiony na dalszy pokaz. Podszedł do kobiety oraz szarpnął ją za włosy, aby ta pokazała swoją twarz w całości. -Bo widzi pan, Veruca ma wiele zalet. Długowieczność to tylko jedną z nich. -zaśmiał się okropnie, po czym zaczął szukać czegoś po swoich kieszeniach.
-To ma mi zapewnić dobre zarobki?! Będzie tylko odstraszać klienterię! -mężczyzna zdołał podnieść się z brudnej podłogi, po czym podszedł bliżej do kamerdynera.
-O, nie! proszę mi uwierzyć, że nic z takich rzeczy się nie wydarzy! -chłopiec ponownie zaśmiał się w głos. -Wystarczy ją tylko dobrze karmić, a oprócz tego...- tutaj nader delikatnie jak na jego gusta palcami przesunął po czarnym dusiku na bladej szyi kobiety. -Jest dobrze zabezpieczona. Nie będzie wykręcać numerów. -blondyn posłał mężczyźnie jednoznaczne, pewne spojrzenie. Później wyprostował się oraz z uśmiechem na twarzy wyciągnął mały, ciemny kozik spod marynarki. -Ale wracając! To nie koniec pokazu!
Nastolatek wykrzyczał, na co kamerdyner podszedł do swojego pana poprzednio upewniając się, że drzwi są dobrze zamknięte. Odłożył świecznik na podłogę oraz bez żadnego ostrzeżenia pchnął kobietę na ziemię, tym samym zmuszając ją do położenia się. Ostrożnie podciągnął jej koszulę, odsłaniając wychudzony brzuch i, na szczęście, nakryte bielizną już bardziej prywatne partie jej ciała. Odsunął się o krok dalej, jednocześnie będąc w odpowiedniej odległości w razie kłopotów. Ona tylko leżała. W tym momencie było jej wszystko jedno.
-Zatem, niech Pan uważnie patrzy! -roześmiany chłopiec uklęknął obok kobiety, po czym bez ostrzeżenia jednym, szybkim ruchem wbił kozik w przestrzeń między obojczykiem, a klatką piersiową kobiety. Na to Veruca szeroko otworzyła oczy, szczelnie zaciskając swoje zęby spoglądała w sufit nad nią. -Ta oto niewiasta ma niesamowite umiejętności regeneracyjne! Nim się Pan obejrzy będzie jak nowa. -Mówiąc to nastolatek nie hamował się w swoich czynach. Kozik przesuwał wzdłuż obojczyka.
Okropny krzyk wypełnił lochy, gdy kobieta była dosłownie rozrywana żywcem. Wiedziała, że czyny nastolatka w danym momencie to po prostu jego skrzywienie w tym kierunku. Właśnie taki stan chciał uzyskać. Czystą agonię, którą udało mu się uzyskać w błyskawicznym stanie. Jednak coś było nie tak z kozikiem. Ból nie był tępy, a palący. Czuła się, jakby rozgrzany do czerwoności metal drażnił jej trzewia, a rana pulsowała dając wyraźne znaki, że to nie jest zwykłe ostrze. Kiedy blondyn przesuwał ostrze do pępka kobiety, ta w momencie odzyskała władzę w nogach, które zaczęły wierzgać we wszystkie strony. Chaotycznie spojrzała na przerażonego mężczyznę w kapeluszu, a gdy rzuciła okiem na kamerdynera... ten nie patrzył.
-Dość! -Wykrzyczała w pewnym momencie, zagłuszając nieprzerywany śmiech chłopca. Demoniczny ton rozniósł się po pomieszczeniu, lecz miała wrażenie, że dotarł do całej posiadłości. Jej dłonie w momencie zesztywniały w jednej pozycji, jak i nastolatek.
-C-Co się dzieje?! -wyskomlał sparaliżowany i to dosłownie. Zastygł w jednej pozycji, po czym jego ubrudzona we krwi kobiety ręka powoli uniosła się, tym samym wypuszczając ostrze. Czuł, jak każdy mięsień jego ciała napina się w dość niebezpieczny sposób.
-Wystarczy. -kobieta uniosła się, nagle odzyskując namiastkę swoich sił. Wiele napiętych naczyń ukazało się na jej szyi, co dodawało jej cierpienia. -Nie będziesz... już mi tego robił...- wysapała, gdy podniosła się chwiejnie na swoje nogi. Cały ten czas patrzyła w oczy nastolatka, który sprawiał wrażenie przerażonego psa.
-C-Claude! Zrób coś! -w tym momencie kamerdyner wręcz wystrzelił w stronę kobiety, która z szeroko otwartymi oczami zrobiła zupełnie to samo. Ta jednak unikając ataku przez uchylenie się, kobieta zgrabnie prześlizgnęła się w stronę szyi mężczyzny oraz... ugryzła go. Zrobiła to z taką siłą, że nieprzyjemny dźwięk odrywanego, surowego mięsa brzmiał niczym muzyka dla uszu Veruki. Mocnym szarpnięciem swojej głowy znalazła się pół metra od zdziwionego kamerdynera, który po chwili upadł na kolana. Złapał się za obficie krwawiące gardło, w którym brakowało jego sporej części. Znajdowała się ona w zębach kobiety. -Claude!
Nastolatek próbował się wyrwać z uścisku kobiety, jednak udało mu się to tylko wtedy, gdy ona na to pozwoliła. Wypluła kawałek mięsa na podłogę, który z plaskiem o nią uderzył. Krew delikatnie pobrudziła buty starszego mężczyzny, co wyraźnie przerażony całą sytuacją nie miał zamiaru ruszyć się nawet o centymetr. Posyłając już ostatnie spojrzenie do niezbyt miłego towarzystwa w pomieszczeniu, kobieta ostatkiem sił udała się do wyjścia. Nastolatek był zbyt zajęty swoim kamerdynerem aby zwrócić uwagę na Verukę, która już była na jasnym korytarzu.
Ciemniejszymi partiami posiadłości kobieta opierając się jedną dłonią o ściany, a drugą trzymając się za rozdarty brzuch przeszła aż na tyły posiadłości. Znalazła się w stajniach, gdzie konie jak i powozy stały, aby ją zaprosić jako środek ucieczki.
IV
Chłopiec o granatowych włosach i przepaską na prawym oku podpierał ściany na owym bankiecie. Zaproszony jako jeden z honorowych gości nie bawił się zbyt dobrze na wykwintnym przyjęciu. Ubrany w czarny, dziecięcy garnitur jedynie marszczył brew ukradkiem spoglądając na wirujące w tańcu pary.
-Jak długo mam tutaj jeszcze siedzieć...- mruknął pod nosem, wywracając swoim ciemno-niebieskim okiem. Założył ręce na piersi. -Mam już serdecznie dość tej fałszywej szopki. Chcę do domu.
-Ależ nic Panicza nie powstrzymuje. -mężczyzna o czarnych włosach i piwnych oczach, ubrany w czarny frak nachylił się do swojego pana z małym uśmiechem na ustach. -Skoro jest Panicz śpiący...
-Nie jestem śpiący! -w sekundzie odwrócił się do kamerdynera oraz ze złością wypisaną w oku spojrzał na pociągłą, bladą twarz sługi. -Jestem... wycieńczony. Chcę się odprężyć przy dobrej lekturze. -prychnął pod nosem, tym razem kładąc swoje dłonie na biodrach.
-Wedle życzenia. Zatem proszę. -kamerdyner wciąż uśmiechnięty otwartą dłonią zaprosił swojego pana do wyjścia, na co ten ruszył wręcz bez namysłu.
Lokaj ubrał chłopca w czarny płaszcz, po czym sam zrobił to samo ze sobą. Oddając ostatni ukłon trójce identycznych kamerdynerów, którzy stali pod drzwiami pożegnali się z posiadłością Trancy. Chłopiec odetchnął na dworze mroźnym powietrzem, po czym ruszył do stajni wraz ze swoim sługą. Drogę przemierzyli bez zbędnych słów, jako już było późno. Poza tym... nie było o czym rozmawiać.
Gdy już dotarli do swojego powozu, lokaj upewnił się, że wszystko jest na swoim miejscu. Ostatni raz spojrzał na ciemno-brązową dorożkę oraz złapał za pozłacaną klamkę. Powoli otworzył drzwi, na co chłopiec przyszykował się do wejścia do środka. Z dość spokojnego jego wyraz twarzy przeobraził się w szok, jak i w przerażenie. Spojrzał najpierw na zakrwawioną podłogę powozu, a później na kobietę siedzącą w jego kącie. Skuloną i trzesącą się Verukę, której oczy wciąż eminowały błękitem.
-Co to ma być to ku-- kamerdyner szybko zakrył usta chłopca. Ten zamiast być w szoku nadal utrzymywał maskę uśmiechu. Jednak jego oczy dokładnie lustrowały kobietę w powozie.
-Paniczu... przy damie nie przystoi. Tym bardziej w tym wieku. -zaśmiał się delikatnie pod nosem, po czym odkrył usta zszokowanego hrabi.
-Zabierzcie mnie stąd... -Veruca wyskomlała.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top