9
-To ona!- dziewczyna zaczęła krzyczeć na pół dzielnicy. Dopiero po chwili zorientowała się, że powiedziała trochę za dużo. Zakryła usta dłońmi.
-Kto taki?- młody hrabia widział, że ona coś ukrywa, wiedziała o czymś ważnym.-No, powiedz
-Powiem jak będziemy na miejscu
Przez reakcję niebieskookiej, szlachcica rozrywała ciekawość. Bez przerwy bawiła się palcami, lub zaglądała przez okno. Starała się skryć swój zachwyt, lecz na marne.
-Wolałbym, abyś zakryła dłonie- zwrócił uwagę Ciel po pewnym czasie.
-Dlaczego?- wyciągnęła je przed siebie i dokładnie obejrzała.-Nie są poranione ani brudne
-Ale nie codzienny jest widok czarnych paznokci. Mimo, że to szczegół, i tak rzuca się w oczy
-Nie wzięłam rękawiczek- uniosła ręce do góry w geście obronnym.
Młodzieniec prychnął. Sebastian w chwili zaczął zawzięcie przeszukiwać każdą kieszeń jaką posiadał. Pozostała dwójka dziwnie się na niego spojrzała, niczym na wariata. Wreszcie znalazł obiekt swoich poszukiwań. Wyjął kremowe rękawiczki wykonane z grubej koronki. Podał je dziewczynie, uprzejmie się uśmiechając.
-Co tam jeszcze trzymasz?- podejrzanie zaczęła badać go wzrokiem.
-Proszę się nie martwić, jedyne co mi pozostało w kieszeniach to mój zegarek- uspokoił nieco niebieskooką.-Czułem, że panienka nie zabierze ich ze sobą
-Skoro tak- mruknęła prawie nie słyszalnie.-Ile jeszcze!?- rzuciła się na szybę.
-Przestań marudzić, jeszcze trochę wytrzymasz- warknął do niej granatowowłosy.
Obrażona usiadła spokojnie na fotelu. Nie ruszyła się ani trochę przez całą drogę.
Po niespełna dwudziestu minutach byli na miejscu. Kamerdyner wysiadł z powozu i otworzył pasażerom drzwi, tak jak przystało. Pierwszy wyszedł pan tutejszej posiadłości, a za nim znużona Veruca. Odtrąciła dłoń bruneta. Nie rozumiał do końca co ją ugryzło. Parę dni temu była pogodna, rozmawiała z nim, a teraz traktuje go jak swojego najgorszego wroga. Podejście niebieskookiej do lokaja zmieniło się diametralnie i nie było pewności, czy jeszcze to się zmieni. Postanowił poczekać.
Uradowana zmianą otoczenia dziewczyna, wbiegła do środka rezydencji. Na wejściu powitał ją wspaniały zapach lawendy. Hol utrzymany w jasnych kolorach zupełnie różnił się od tego w głównej posiadłości. Zrzuciła z siebie pelerynę oraz ruszyła do lewego skrzydła. Znalazła się w kuchni, ogromnej kuchni. Tak bardzo chciała zobaczyć co się kryje w każdej szafce, lecz maniery zobowiązywały. Powolnym krokiem wróciła do holu. Młody hrabia czekał na nią, chciał iść do salonu.
-Zapraszam na górę- wyciągnął do niej dłoń.-Jest jeszcze jedna rzecz, o której nie powiedziałem ci przed przyjazdem tutaj- słychać było, że nie jest zadowolony.
-Mianowicie?
-W tej rezydencji mieszka... książę z Indii. Książę Soma
-Słucham? Książę?- prychnęła śmiechem. Nie spodziewała się, że Ciel ma aż takie znajomości.-W dodatku Indie! Nie sądziłam, że hrabia zna takie osobowości
-Nie miał gdzie zostać, to go ugościłem-burknął pod nosem lekko się czerwieniąc.- Ah i proszę mów do mnie po imieniu. Nie lubię kiedy osoby w moim otoczeniu zwracają się per hrabia- poprosił z lekką irytacją.
-Oczywiście, Ciel- uśmiechnęła się do chłopca.
Na pierwszym piętrze była mała klatka schodowa oraz wokół niej dziesiątki drzwi. Oni zatrzymali się obok tych największych, prowadzących do salonu. Sebastian już dawno zaniósł wszystkie bagaże do pokoi, toteż mógł towarzyszyć hrabi i niebieskookiej. Był trochę zazdrosny o to, że z jego panem rozmawia normalnie, ale też było mu przykro. Otworzył drzwi do pokoju dziennego i mogli zająć już swoje miejsca. Veruca zajęła fotel, a chłopiec sofę.
-Sebastianie, zrób mi herbaty- rozkaz wydał chłopiec. Lokaj ukłonił się i wyszedł zamykając drzwi.
-Skoro jesteśmy sami, muszę o czymś z tobą porozmawiać- niebieskooka nakazała z powagą.
-O co chodzi?
-O twojego lokaja- zacisnęła palce na kolanach.-Dlaczego cały czas karzesz mu przychodzić do mnie?
-Ktoś musi zająć się moim gościem. Czy coś ci zrobił?- chłopiec zareagował trochę gniewnie, mógł się po nim spodziewać wszystkiego.
-Nic z tych rzeczy! Po prostu to jest trochę straszne kiedy tylko on ze mną rozmawia i przebywa, ale też irytuje. Czemu Mey nie może do mnie przychodzić?
-Mey jest poruszającą się katastrofą, z tego względu nie mogę dopuścić jej do opieki nad tobą- delikatnie kąciki ust chłopca poszły ku górze.-Jesteś na niego skazana
-W takim razie zadbam sama o siebie-skrzyżowała ręce na piersiach.
-Zobaczymy- oparł łokieć o fotel.-Od wyjazdu czekam aż powiesz mi na temat "jej"- przybrał na twarz maskę skupienia.
-A uwierzysz mi, czy weźmiesz mnie za wariatkę?
-Po prostu powiedz, raczej mnie nie zaskoczysz
-Śnię ludzi których niedługo zobaczę. Tę dziewczynę już widziałam w snach i to jej musimy szukać w szpitalu. Jest bardzo chora- hrabia nie wytrzymał i złapał ją za kołnierz. Patrzył się na jej twarz z niedowierzaniem.-C-co się sta--
-Dlaczego zwlekałaś z tym aż do teraz!?- zaczął szarpać niebieskooką za kołnierzyk sukni. Był bardzo zdenerwowany.
-Nie pytałeś
-Bo skąd miałem to niby wiedzieć!?- dziewczyna patrzyła na niego złowrogo.- Czekaj, żonę Turnera też widziałaś?
-W-widziałam- odpowiedziała po chwili namysłu. Odwróciła głowę w bok.-Przepraszam, że nie powiedziałam- wyszeptała.
Chłopiec przez swoje zdenerwowanie nie usłyszał otwierających się drzwi. Sebastian przyniósł herbatę dla niego. Widząc zaistniałą sytuację, lokaj zmarszczył brwi i był już gotów skrytykować swojego pana. Odstawił tacę z naparem, wyprostował się oraz przybrał poważny wyraz twarzy.
-Paniczu, tak traktując damę hańbisz swoje imię. Proszę puścić suknię panienki- złapał Cial'a za ramię i delikatnie odsunął od wystraszonej dziewczyny.-Księcia oraz jego lokaj nigdzie nie ma, pewnie gdzieś wybyli
-To i nawet lepiej, nie mam zamiaru się z nim użerać- szlachcic opadł na fotel oraz złapał za ucho filiżanki.
-Chcę wyjść- niebieskooka oznajmiła ledwo słyszalnie. Czuła się dziwnie, coś się działo.
-Jeśli chodzi o sytuację z wcześniej, chciałbym przeprosić- Ciel wstał oraz podszedł do zgarbionej dziewczyny. Wyciągnął do niej dłoń, ale ona nie drgnęła ani trochę.-Czyżbym cię uraził? Spójrz na mnie- hrabia złapał za jej podbródek i pociągnął go w górę. Wystraszony odskoczył. Jej twardówki były czerwone z odrobiną czerni, a źrenice wąskie. Na całej powierzchni oka widoczne były czerwone żyły.-Co to ma być!?
Wybiegła jak najszybciej się dało. Kiedy znalazła na klatce, przeszła przez drzwi po środku, dalszy korytarz. Zakrywając usta ręką, patrzyła na każde mijane wejście do pokoju. Wzrokiem natrafiła na drzwi od łazienki. Wpadła do niej oraz oparła się o umywalkę. Wyglądała okropnie, oczy łzawiły i ją szczypały, pozwoliła im się zmienić w swoją okropną formę. Z ust wyciekała powoli ciemna krew, wypluła ją. Zaczynała boleć ją głowa oraz okolice serca. Cała się trzęsła. Opadła na zimne płytki i łapiąc się za głowę, próbowała jakoś zwalczyć ból. Przez cierpienie nie mogła myśleć zbyt trzeźwo, nie wiedziała dlaczego tak się dzieje. Przecież nigdy tak nie miała. Przeniosła dłonie na ramiona, uroniła parę łez. Co jakiś czas kasłała krwią, więc przestrzeń wokół niej była ubrudzona czerwoną posoką. Nie wie ile tak siedziała.
Pod wieczór ktoś krążył po korytarzu. Niebieskooka siedziała pod umywalką wciąż walcząc z bólem. Nagle do pomieszczenia wkroczył lokaj ze świecznikiem. Był zadowolony, że wreszcie udało mu się znaleźć niebieskooką, tyle że zaniepokoiła go sytuacja, w jakie dziewczyna się znajdowała.
-Co się panience stało?- zapytał klęcząc przed nią. Położył dłoń na jej lewym ramieniu, a ona pod wpływem jego dotyku oprzytomniała.
-Boli- powiedziała ledwo słyszalnie.-Pomóż mi Sebastianie, proszę!- wychrypiała ciągnąc go za fraki.-Boli mnie, cały czas boli- złapała się za klatkę piersiową.
Zszokowany nie wiedział co ma zrobić. Dziewczyna wyglądała jakby właśnie umierała. Powoli wstał, z uchwytu zdjął ręcznik i przetarł nim jej twarz oraz dłonie. Wyszedł na chwilę zostawiając ją samą, wrócił z małym słoiczkiem, w którym były tabletki. Podał niebieskookiej trzy. Po krótkim czasie, ból zniknął.
-Coś ty mi dał?- zapytała lekko przerażona. Cały czas trzymała się za miejsce, gdzie ból nie dawał jej spokoju.
-Aspirynę, wiedziałem, że zadziała. Czy wcześniej miewała panienka takie bóle?
-Nie, nigdy- powoli wstała z zimnych płytek. Jak gdyby nigdy nic ruszyła w stronę wyjścia, lecz przeszkodziła jej ręka lokaja.-Chcę iść do siebie, do pokoju
-Raczej nie w takim stanie- obdarzył ją krytycznym spojrzeniem.-Radziłbym się raczej obmyć, panienka pozwoli- miał już odpinać jej suknię, a ona odtrąciła jego dłonie. Spojrzał na nią pytająco.
-Sama się umyję. Chyba mam łazienkę w swoim pokoju, czyż nie?- jej głos był pozbawiony emocji, zimny.-Dziękuję za tabletki
Zanim trafiła do swojego pokoju pobłądziła trochę po rezydencji. Ostatnie drzwi po lewej, tam były jej rzeczy. Pozbyła się wszystkich ubrań i weszła do wanny. Tylko się ochlapała, aby zmyć większość swojej krwi. Podczas ataku bólu czuła strach, smutek, a jednocześnie radość, nic z tego nie rozumiała. Przerwała swoje rozmyślenia i wyszła owijając się ręcznikiem. W części sypialnej otworzyła spory kufer oraz wyjęła z niego bieliznę wraz z jej koszulą nocną. Nałożyła wszystko, związała włosy w luźnego warkocza i wyszła z pokoju. Teraz już się nie bała chodzić po ciemku, nie da się nabrać jeszcze raz. Zeszła na dół, aby sprawdzić czy nikogo nie ma w kuchni. Czysto. Wyszła na zewnątrz. Chłodny wiatr muskał jej włosy, a światło księżyca rozjaśniło jej lekko twarz. Pod swoimi nogami usłyszała cichutkie miauczenie. W sekundzie zwróciła głowę w stronę dźwięku. Po ujrzeniu małej, czarnej kuleczki, na jej twarzy zagościły delikatne rumieńce oraz uśmiech. Usiadła na schodkach i wzięła stworzonko na ręce. Bawiła się z nim, głaskała, drażniła, nie widziała w tym końca, a kociątko było zadowolone. Nagle drzwi główne otworzyły się, a światło przysłonił jej cień mężczyzny.
-Wiem, że to ty, Sebastian- wywróciła oczami powoli się odwracając.-Jak widzisz, jestem trochę zajęta. Nie wejd--- wstrzymała oddech kiedy zobaczyła kogoś innego niż znajomego lokaja. Był to mężczyzna w ciemnozielonej szacie, turbanie i o białych włosach. Nie pochodził z Europy, wywnioskowała to po jego ciemnej skórze.-Ktoś ty?
-Zwą mnie Agni, o pani- oddał lekki ukłon.-Pierwszy raz widzę tutaj panienkę, jesteś rodziną panicza Ciel'a?
-T-tak, daleką kuzynką- odpowiedziała cicho. Speszyła się trochę na jego widok.-Wybacz, udam się do środka, zrobiło się chłodno- odłożyła kota na schody, otrzepała się z sierści i ruszyła w stronę wejścia. Ze spuszczoną głową wyminęła ciemnoskórego.
***
Całą noc przesiedziała w salonie. Przez ten czas zdążyła przeanalizować każdy milimetr pokoju. Zaczęło świtać, znaczy że niebieskooka powinna być teraz w swojej sypialni, a nie leżeć na samym środku pokoju gościnnego. Było dla niej dziwne to, że przez całą noc nikt nie wszedł do tego pokoju. Przecież nie tylko ona nie musiała spać. Oddalając w niepamięć to stwierdzenie, oglądała swoje paznokcie i przygryzała je. Podobała jej się ta inność, uważała, że czarny odcień płytki jest dużo bardziej atrakcyjny. Nogi miała zawieszone na fotelu, zaś reszta ciała spoczywała na dywanie.
Sielanka minęła wraz ze skrzypieniem drzwi. Do pomieszczenia wkroczył brunet z tacą, na której najprawdopodobniej znajdowała się poranna herbata dla hrabiego. Odchyliła głowę do tyłu, aby go zobaczyć całego. Znudzonym wzrokiem analizowała jego zdziwioną twarz.
-Dzień Dobry- przerwał nieprzyjemną ciszę.-Przesiedziała tutaj panienka całą noc?
-Ta- wyrzuciła z siebie, wstała i wyminęła go przechodząc do drzwi.
Szybko przemknęła do swojego pokoju. Wyciągnęła pierwszą lepszą kreację, błyskawicznie ją przyodziała. Tak jak ostatniej nocy, zeszła do wyjścia. Chciała sprawdzić, czy kot nadal tam siedzi. Ku jej uciesze nadal tam był, ale strasznie miauczał, był głodny. Popędziła w stronę kuchni, ledwo zatrzymała się obok lodówki. Przeanalizowała jej wnętrze i po chwili namysłu wyciągnęła szynkę. Odkroiła kawałek oraz posiekała go bardzo drobno, żeby kociątko mogło łatwiej przełknąć mięso. Wrzuciła wszystko na mały talerzyk i wyszła na dwór. Jedzenie położyła bardziej na boku podwórza, wiedziała, że hrabia nie toleruje kotów. Zostawiła objadające się stworzonko, pomyślała, że to już czas pokazać się szlachcicowi. Szybkim krokiem ruszyła wpierw do kuchni, aby umyć dłonie, później weszła na górę do salonu. Pchnęła drzwi, w środku zastała taki widok, jaki chciała. Chłopiec popijał herbatę oraz czytał świeżą gazetę. U jego boku stał brunet i ani trochę nie drgnął.
-Dzień Dobry, Ciel- rzuciła szeptem.
-Witaj, właśnie chciałem porozmawiać na temat naszego głównego celu- odstawił filiżankę i gazetę oraz splótł palce przed sobą.-Chciałbym zakończyć to w ciągu dwóch dni, ale nie mam jeszcze na to pomysłu
-Jak to nie masz pomysłu?!- zrezygnowana aż wykrzyczała. Potrzebowała chwili żeby się uspokoić, przyłożyła palce do skroni i nad czymś rozmyślała.-Zakład psychiatryczny, tak? Mogę poudawać wariatkę i nawiązać z tą dziewczyną kontakt
-A jakim sposobem zamierzasz się dostać do środka?
-Jak to jakim? Sebastian poudaje świeżo zatrudnionego opiekuna, który śmiesznym zbiegiem okoliczności przyprowadzi ze sobą niezrównoważoną psychicznie dziewczynkę- zaśmiała się. Popatrzyła na obydwie postacie przed nią, wyczekiwali dalszego rozwoju planu. Postanowiła skrócić ich męki.-A Ciel będziesz moim bratem, który kocha swoją siostrzyczkę ponad wszystko i nawet jej choroba nie będzie mu przeszkadzała w rozmowie z nią- oparła głowę na pięści. Zwycięsko patrzyła na zmieszaną twarz chłopca.
-Myślisz, że to wypali?- zapytał głupio hrabia.
-I to jeszcze jak, ludzie są zbyt głupi, aby szukali jakiegokolwiek spisku czy oszustwa. Szczególnie ci chorzy psychicznie- wzruszyła ramionami. Powiedziała to tak lekko, jakby to było coś normalnego i oczywistego.-Idę się przebrać i jedziemy. Wy dwaj też powinniście zmienić ubiór-wskazała na nich palcem i wyszła do siebie.
Przegrzebała każdą walizkę, każdy kuferek w poszukiwaniu jak najgorszej sukni. W końcu znalazła. Brązowa, krótka sukienka. Rozłożyła ją przed sobą i przeanalizowała dokładnie. Obdarła rękawy oraz dół kreacji. Wślizgnęła się w nią, poczochrała włosy i zdjęła ozdobne pantofle. Założyła szare buty do kolan. Spojrzała jeszcze na swoją twarz w lustrze, była zbyt gładka. Wyszła do kuchni, jej celem był nóż. Wyciągnęła go z szuflady i miała przejechać sobie nim po twarzy, ale czyjaś dłoń powstrzymała ją od tego czynu. Popatrzyła w górę, jej oczom ukazała się zatroskana twarz kamerdynera.
-Po co to robisz?- zapytał chłodnym głosem.
-Chyba muszę być bardziej wiarygodna, prawda?- przekrzywiła głowę w bok i wyrwała mu się z rąk.-Daj spokój, nie będzie po nich śladu- pozwolił jej na to. Pocięła swoją twarz w kilku przypadkowych miejscach, tak samo nadgarstki. To nie wystarczyło, chwilę pomyślała i wyciągnęła z następnej szuflady widelec. Zmieniła barwy swojego prawego oka i... je wydłubała. Krzyczała niemiłosiernie, a wszystkiemu przyglądał się Sebastian.-Przynieś mi bandaże i słoik z wodą, szybko- wyszeptała. Wzięła swoje oko w dłoń, miała zamiar je później odłożyć na miejsce.
Obmyła je w zimnej wodzie. Ból szybko zniknął, była do tego przyzwyczajona. Lokaj po paru minutach wbiegł do kuchni z potrzebnymi materiałami. Złapała za bandaż i owinęła nim oczodół. Resztki włożyła do małego słoiczka, który później schowała do fałdy swojej sukni. Tak jak prosiła, brunet był ubrany w typowy lekarski fartuch, miał okulary na nosie i włosy zaczesane do tyłu, nie wiedziała co z Ciel'em. Przeszła do holu, gdzie czekał hrabia. Był ubrany w typowy strój dla dziecka z miasta. Przerażony spojrzał na przesiąkający krwią bandaż. Dziewczyna tylko machnęła ręką, aby się nie przejmował.
-Na miejscu musisz mnie zanieść, będę udawała nieprzytomną- zwróciła się do kamerdynera.
-Rozumiem- otworzył drzwi przed szlachcicem i nią, później następne drzwiczki do powozu.-A co z paniczem? Raczej nie będzie mógł cały czas siedzieć w zakładzie
-Zatrzyma się u mojej starej znajomej, jeśli jeszcze żyje
Oboje przytaknęli w odpowiedzi. Niebieskooka uśmiechnęła się i spoglądała przez szybę powozu na zmieniający się krajobraz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top