7
-Widzisz? Mówiłem, że ją tutaj znajdziemy! Claude bierz ją i idziemy do domu- blondyn zaczął się wydzierać. Jego podwładny miał już złapać niebieskooką za rękę, ale sam został złapany za przedramię przez Sebastiana.
-Nie wydaje mi się, żeby panienka chciała z wami iść- poważnym tonem stwierdził brunet.-Prosiłbym o opuszczenie posiadłości
-Dorwę cie na osobności idiotko- Alois prychnął. Klepnął swojego lokaja w ramię na znak, że wracają do siebie.
Chłopiec z przepaską doprowadził ich wzrokiem, a Sebastian zamknął drzwi od rezydencji. Veruca cały czas stała sparaliżowana. W momencie kiedy zobaczyła blondyna wrócił cały ból, jeszcze świadomość, że jej oprawca prawie znowu dotknął przyprawiała ją o mdłości. Chwilę później poczuła się słabo, opadła na kolana.
-Panienko? Czy wszystko w porządku?- młody hrabia szybko podszedł do dziewczyny.
-T-Tak, to chwilowe- wydukała podnosząc się powoli.-Widzi hrabia? Już przeszło
-Mam taką nadzieję. Gdyby coś się działo, proszę szukać mnie w moim gabinecie- chłopiec dopowiedział i odszedł, a za nim jego lokaj.
Dziewczyna pozostała sama. Nie miała pomysłu na spędzenie czasu. Zajęła miejsce na jednej z ławek stojących w holu. Czekała jakby na cud.
Zupełnie jakby jej męki zostały zauważone, przez drzwi wpakowała dziewczynka mniej więcej w wieku Ciel'a. Miała blond włosy skręcone w dwie kitki, zielone oczy i różową suknię do połowy łydki. Za nią stała dużo starsza kobieta o kasztanowych włosach i piwnych oczach. Niebieskooka momentalnie wstała i wyprostowała się.
-Cie-- przerwała nawoływanie swoim piskliwym i przesłodzonym głosem pana domu.-Dzień dobry, kim jesteś?- zapytała z szerokim uśmiechem.
-Witaj, j-jestem- nie wiedziała czy powiedzieć prawdę, czy coś wymyślić, nie znała jej.
-To Veruca, moja daleka kuzynka- hrabia spadł jej z nieba. Stał na szczycie schodów wraz z Sebastianem i nikle się uśmiechał.-Lizzy co tutaj robisz?
-Ciel, pomyślałam, skoro robi się cieplej to chodźmy na piknik po naturalnej stronie Tamizy! Tak bardzo Cię proszę- blondynka Podbiegła do chłopca i go przytuliła. Patrzyła na niego wielkimi, błagalnymi oczyma.-A skoro jest u ciebie twoja kuzynka, to dlaczego by nie wykorzystać takiej okazji?
-W sumie to nie jest taki zły pomysł, Elżbieto
-Nie mów na mnie Elżbieta!- dziewczynka zdenerwowała się.-Jest południe, pojedźmy po posiłku! Paula, przygotuj mi suknię
-Oczywiście panienko- kobieta stojącą w tyle lekko dygnęła na nodze oraz wyszła po walizki swojej pani.
-Pomogę- brunet wyszedł za wspomnianą Paulą.
Veruca została teraz z Ciel'em i klejącą się do niego Lizzy. Postanowiła udać się do swojego pokoju i przeczekać do obiadu. Spokojnym krokiem przechodziła korytarzami. Cały czas myślała o tej głośniej dziewczynce. Latała wokół hrabi jak opętana, a on nic sobie z tego nie robił, ba, zgodził się jeszcze na jej propozycję. Pchnęła duże, dębowe drzwi, nie zamknęła ich oraz weszła do środka. Zasiadła na fotelu przy oknie. Przyglądała się krajobrazowi zza szyby. Na jej szczęście nie było słońca, miała bardzo czułe oczy ze względu na wampirze geny. Nie liczyła ile tak się patrzy w przestrzeń, mogła tak zostać już na wieki.
-Przepraszam- na to aż podskoczyła na fotelu. Lokaj przerwał jej zajęcie-Poproszono mnie o to, abym panienkę przygotował do wyjazdu
-A nie mogę jechać tak? Nie mam ochoty na przebieranki
-Nie sądzę żeby panicz chciał widzieć panienkę ubraną w koszulę nocną w miejscu publicznym
Dziewczyna jęknęła przeciągle w geście niezadowolenia. Zrzuciła z siebie koszulę i czekała na swój nowy strój. Położyła się na łóżku tak, że nogi zwisały jej z brzegu i mogła nimi machać. Nasłuchiwała szmeru przesuwanego materiału, widocznie mężczyzna czegoś bardzo szukał w szafie. Później trzask otwieranych i zamykanych szafeczek oraz szuflad.
-Proszę wstać- nakazał brunet. W dłoniach trzymał granatową suknię do ziemi z białymi falbankami. Do tego białe buty i rękawiczki.-Myślę, że będzie pasować
-Oj masz rację, będzie pasować- wstała i dała się ubrać.-Kim jest ta blondynka?- wzięła się w garść i w końcu zapytała.
-Panienka Elżbieta? To narzeczona panicza
-Teraz wszystko stało się jasne. Trochę dziwna i dziecinna jak na swój wiek- skrzywiła się, na co lokaj obdarzył ją uśmiechem.
-Każdy jest inny, panienko. Ale ona jeszcze wydorośleje
-Oby
-Wyjeżdżamy za parę minut, więc prosiłbym o zejście do holu- demon miał zamiar już wyjść, kiedy to niebieskooka złapała go za mankiet.-O co chodzi?
-Dlaczego zachowujesz się wobec mnie przyjaźnie?- teraz już nie było odwrotu.-Demony pod kontraktem pozbywają się innych przedstawicieli tego gatunku, a ty mnie przyjąłeś z otwartymi ramionami. Mało tego, pomogłeś mi
-Nie rozumiem, taka moja powinność
-Ale nie dostałeś takiego rozkazu! Więc dlaczego!?
-Bo polubiłem panienkę
Zrobiła wielkie oczy i po chwili milczenia wypchnęła bruneta za drzwi. Mogła się tego spodziewać ale coś podpowiadało jej, że to głupota. Spojrzała na zegarek stojący obok łóżka, zaraz mieli wyruszyć. Zakryła dłonie rękawiczkami oraz wybiegła na korytarz. Sebastiana już nie było przed drzwiami, zapewne poszedł naszykować powóz. Pokierowała się w stronę holu. Jak się okazało, była ostatnią osobą. Ciel ubrany był w ciemnozieloną marynarkę i spodnie do kolan, do tego czarne skarpety oraz lakierowe buty. Natomiast panienka Lizzy nosiła błękitną suknię z mnóstwem falbanek. Pokojówka dziewczynki była ubrana tak jak przyjechała.
-Tu jesteś Veruca! Dlaczego nie zjawiłaś się na obiedzie?- blondynka postanowiła zagadać do niebieskookiej.
-Nie byłam głodna- lekko się uśmiechnęła.-Świetna suknia panienko
-Oj daj spokój, mów mi Lizzy
-Dobrze, Lizzy
-Zapraszam do powozu- zza drzwi było słychać nawoływanie lokaja. Trzymał drzwiczki od karocy i czekał na pasażerów.
Elżbieta wbiegła pierwsza, po niej wszedł lekko zirytowany hrabia. Niebieskooka weszła nawet nie patrząc na lokaja. Paula wsiadła jako ostatnia i mogli jechać. Tamiza znajdowała się dość daleko od posiadłości. Przez całą drogę młoda hrabianka gadała o tym, jak to powinna urządzić rezydencję swojego narzeczonego. Zirytowana Veruca oparła łokieć o ramę okna i przyglądała się otoczeniu. W oddali było widać rzekę, toteż wywnioskowała, że są blisko celu. Wjechali do małego lasku, aby później znaleźć się na małej polanie przy rzece. Wszystko oswietlało delikatnie słońce, było ciepło. Podekscytowana zielonooka pierwsza wystrzeliła z powozu aby podziwiać teren. Po niej wyszła Veruca i Ciel, pokojówka wyszła na końcu. Widać było, że nie tylko blondynka wpadła na pomysł z piknikiem. Po obu stronach rzeki wypoczywali też inni, niezależnie od klasy społecznej. Lokaj wyciągnął z powozu koc oraz kosz piknikowy. Rozłożył wszystko bardzo szybko i mogli już wypoczywać. Niebieskooka nie miała najmniejszej ochoty na wylegiwanie się, skierowała się w stronę lasku.
-A ty dokąd?- hrabia zauważył poczynania dziewczyny.-Chodź tu do nas, przysiądź się
-Chciałabym się przejść hrabio
-Sebastian pójdzie z tobą
-Dam sobie radę sama- to już wypowiedziała przez zęby. Nie chciała przebywać z lokajem.-Nic sobie nie zrobię, przejdę się w tę i z powrotem
-Nie przyjmuję żadnych sprzeciwów. Idź z nią
-Tak jest- brunet lekko skinął głową oraz dołączył do dziewczyny.
-Wiesz, że nie musisz za mną iść
-Nie muszę ale chcę. Nie podoba ci się towarzystwo panienki Elżbiety?
-Nie bardzo, jakoś jej nie polubiłam- wszystko mówiła patrząc się przed siebie. Na twarzy miała małe rumieńce.-Ładnie tu, dawno nie byłam w takim terenie
-Jak widać przyjazd tutaj nie był wcale głupotą. Czy mogę zadać panience pytanie?
-Oczywiście
-Chodzi o bliznę na panienki łopatce. Co się stało?- przystanęła. W sekundzie posmutniała, starała też jakoś to wytłumaczyć.-Panienko?
-Każdy demon ma skrzydła, prawda? Mi jedno wyrwali- zapadła niezręczna cisza. Ta odpowiedź trochę zszokowała bruneta. Dziewczyna nie mogła wytrzymać i w końcu dźgnęła lokaja w prawy bok.
-Dlaczego panienka to zrobiła?- zdziwiony zaczepką kulturalnie zapytał.
-Chciałam to zrobić już w południe! Przepraszam!
-To nic, spokojnie- pogładził ją delikatnie po włosach.-Teraz to ja przepraszam, zapomniałem się- szybko zabrał dłoń. Dziewczyna podeszła do bruneta i go... przytuliła. Zdziwiony nie wiedział co ma zrobić.
-Też Cię lubię- wyszeptała ledwo słyszalnie, ale dla niego było to bardzo wyraźne. Oderwała się od lokaja i zrobiła kilka kroków w przód zaplatając z tyłu palce.-To co? Wracamy? Pewnie się martwią- posłała mu promienny uśmiech oraz ruszyła przed siebie.
Po otrząśnięciu się, kamerdyner poszedł za niebieskooką. Kiedy doszli na miejsce, zobaczyli dobrze bawiących się towarzyszy. Szlachetna para rozmawiała w najlepsze, a słóżka udzielała się w niektórych wątkach.
-Oh proszę, już jesteście?- hrabia dostrzegł wracające już istoty.
-Tak, pozwólcie, że się dołączę- powiedziała niebieskooka siadając na kocu.-Więc co mnie ominęło?
***
Zapadał już wieczór, znak że trzeba wracać do domu. Tak też zareagował Ciel. W sumie panienka Elżbieta robiła się senna po całym dniu spędzonym na świeżym powietrzu, kolejny powód do powrotu. Mroczny kamerdyner zapakował wszystko na powóz oraz pomógł wsiadać innym. Sam zajął miejsce na woźnicy i odjechał.
Pod rezydencją Phantomhive czekał powóz panienki Midford. Hrabianka pożegnała się z każdym oraz zabrano ją do jej posiadłości.
-Jestem wykończony- wymamrotał ledwo przytomny chłopak, podchodzący do drzwi swojego domu.-Idę od razu spać- gdy otworzył drzwi, przywitała go pokojówka.
-Dobry wieczór, Paniczu. Przyszedł list od Jej Wysokości, bardzo pilny- podała zawiniątko hrabi. Ten jednym ruchem rozerwał kopertę i szybko przeczytał treść listu. Uśmiechnął się pod nosem.
-Co tym razem?- zapytała lekko zaniepokojona niebieskooka.
-"Masakra w psychiatryku", ciekawe. Jutro z rana wyruszamy do mojej miejskiej posiadłości
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top