29
-Nie wierzę, że się zgodziłam- powiedziała do siebie zrezygnowana, ubrana w typowy, mieszczański strój.-I że niby mam się zachowywać, jak dziecko?!
-Już mówiłem, że to będzie najlepsza metoda. Nie musisz się bać, będziemy niedaleko- szlachcic, jakby od niechcenia pomachał do niej dłonią.
-To się źle skończy- dziewczyna głośno przełknęła ślinę, poprawiając chustkę na swoich włosach. Trochę bledsza wzięła z szafki koszyk, wypełniony kwiatami i od razu ruszyła do wyjścia.-N-No na co czekacie? Im szybciej wyjdziemy, tym prędzej go złapiemy
-Masz rację, zbieramy się- Ciel szybko wstał i podszedł do drzwi, prowadzących do holu.-Masz jakiś pomysł, gdzie możemy się najpewniej udać?
-Ostatnio go widziałam obok księgarni, pewnie tam w okolicy też będzie- przyłożyła palec do ust, zastanawiając się. Po paru sekundach usłyszała ciche prychnięcie lokaja, który stał do niej plecami.
-Obok księgarni- powtórzył szeptem oraz wywrócił oczami.
-No, Ciel, idź już na dół. My musimy sobie coś wyjaśnić- uśmiechnęła się sztucznie, ledwo powstrzymując zgrzyt zębów. Chłopiec posłusznie kiwnął głową w nic nie wnikając, a kiedy zniknął z pola widzenia Ru, ta pociągnęła lokaja za fraki, aby odwrócił się w jej stronę.-Co w Ciebie ostatnio wstąpiło?! Zachowujesz się gorzej, niż rozpuszczona ośmiolatka!
-Ja się tak zachowuję?- demon zmarszczył brwi, odsuwając się od Ru.-Ciebie zostawić samą na jakiś czas, a już się w coś pakujesz i ledwo, co można Cię z takiej sytuacji wyciągnąć- ku zdziwieniu dziewczyny, mężczyzna śmiał podnieść na nią głos.-Zawsze obiecujesz, że nie będziesz się wtrącać w takie sprawy, a później przez to patrzę, jak wypłakujesz mi się na ramieniu. Jesteś kłamcą, Ru. Kłam--
Nie dane było mu dokończyć, ponieważ zdruzgotana niebieskooka wymierzyła kamerdynerowi siarczysty policzek. Zszokowany brunet umilkł oraz spoglądając w dół z szeroko otwartymi oczami, powoli złapał się za miejsce uderzenia. Ciężko oddychająca dziewczyna zacisnęła czerwoną dłoń w pięść, próbując się uspokoić.
-Jak śmiesz mnie tak nazywać? Nie mam na to wpływu, kto i gdzie się pojawi, a winisz mnie. Może nie powinnam, w takim razie nigdzie nie wychodzić?- powiedziała, wypranym z emocji głosem. Szybko oświeciła się do niego tyłem, ukrywając zaszklone oczy.-Nie odzywaj się do mnie
Kamerdyner stał tak jeszcze jakiś czas, dopóki nie dopuścił do siebie całej tej sytuacji. Momentalnie sam przyłożył sobie w drugi policzek za to, co powiedział. Nie chciał za wszelką cenę dopuścić do siebie tego, co nieumyślnie powiedział. A to wszystko przez zazdrość. Z trudem ukrywając negatywne emocje wyprostował się oraz wyszedł na zewnątrz, gdzie czekali już wszyscy potrzebni do wykonania zadania. Za wszelką cenę unikał jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego z Rucą, tylko dlatego, że tak mu powiedziała. Ze spuszczoną głową dotrzymał kroku swojemu panu, który spoglądał na niego ze zdziwieniem, ale także z pogardą. Szaro włosy odwrócił się na pięcie w stronę zasmuconej dziewczyny i szturchnął ją w ramię, aby już ruszyli. Dziwny był rozkaz szlachcica, ponieważ chciał złapać przestępcę w biały dzień, a marne były na to szanse, wręcz zerowe. Jednak kto może się mu sprzeciwić?
Kiedy doszli do centrum Londynu, było w nim dziwnie cicho i pusto. Jakby każdy wiedział, co tutaj się dzieje. Jedynie kilka bezdomnych dzieci biegało po chodnikach, a w rogach kamienic siedziały przekupki. Roztrzęsiona niebiesko oka skręciła w ulicę, gdzie ostatnio była świadkiem plugawego morderstwa, dokonanego na dziecku. Zanim weszła tam całkowicie, zatrzymała się w pół kroku, obracając się do dwójki towarzyszących. Nieobecnym spojrzeniem zlustrowała szlachcica oraz spuściła głowę, wlepiając oczy w liche trzewiki.
-Lepiej będzie, jak się schowacie. Morderca może was wyczuć i ucieknie- szepnęła ledwo słyszalnie.
-Gdzie mamy iść? Tam nie ma żadnego zakątka, aby się schować- chłopiec uniósł jedną brew w górę, usilnie próbując zajrzeć w ciemną uliczkę.-Pójdziemy z Tobą kawałek, a później coś się wymyśli. Jest tam strasznie wąsko, to goła uliczka, więc wystarczy, jak będziemy za rogiem
-Ufam Tobie i Twoim pomysłom- szczerze zaśmiała się oraz momentalnie zmieniła swój nastrój na dziecinny i rozbawiony.-W takim razie, może chcecie państwo kupić kwiaty? Moja mama jest bardzo chora, a nie mamy pieniędzy na leki- przebiegłe uśmiechnęła się, a chłopiec to odwzajemnił.
Dziewczyna radośnie skakała przez wąską ulicę, ledwo ignorując mdły zapach krwi unoszący się jedynie w tej okolicy. Ciężko przełknęła ślinę oraz odetchnęła spokojnie, zmierzając jeszcze głębiej w zaułek. Niczym małe dziecko krzyczała na całą okolicę, czy nikt nie jest chętny do kupna kwiatów, jednak nic z tego. Już po trzech godzinach wabienia do siebie mordercy, ten nie raczył jej dopaść, a Veruca powolnie traciła cierpliwość. Ukradkiem obróciła się do zniecierpliwionego chłopca, który stał za rogiem. Ten tylko machnął na nią ręką, aby improwizowała, nie ważne, w jaki sposób. Biało włosa warknęła pod nosem oraz z powrotem wróciła do uliczki.
-Proszę, niech ktoś kupi kwiaty! Jeśli nie uzbieram pieniędzy, moja mamusia umrze!- wykrzyczała błagalnym głosem, udając skruszoną.
Nagle, w rogu uliczki, gdzie stały kosze coś zaczęło się przewracać. Wystraszona dziewczyna gwałtownie odsunęła się kilka kroków, gotowa na atak. Jednak zanim to się stało, ze śmietnika wyleciało sporo śmieci, a po tym cała brudna postać z banknotem w dłoni. Natychmiast się rozluźniła, kiedy zobaczyła znajomą twarz sprzedawcy z księgarni. Zdziwiona przyglądała się jego brudnym ubraniom i przekrzywionym okularom, ale mimo to był uśmiechnięty.
-Kupię cały kos-- umilkł, gdy zobaczył niebiesko Oką.-To panienka? Co tutaj robisz? To niebezpieczna okolica- oznajmił zdziwiony, analizując całą dziewczynę.-Nie przypominam sobie, abyś była mieszczanką. Już nic nie rozumiem- podrapał się po głowie i poprawiłem swoje okulary.
-To nie jest sprawa do wyjaśnienia, uwierz mi- zaśmiała się nerwowo oraz poprawiła kosmyk swoich włosów. Jednakże w jednej chwili opanowała ją niemała złość, kiedy poczuła na swoim karku palące spojrzenie lokaja. Starała się to ignorować, jednak przyswajało jej to jeszcze więcej smutku.-A co ja mogę powiedzieć o Tobie? Jesteś cały brudny. Przecież nie tak chodzi dostojny sprzedawca książek- złożyła ręce na piersiach, drocząc się.
-Ciężko mi było wygrzebać się z tego śmietnika, strasznie tam mało miejsca, kiedy nie ma dnia wywozu śmieci- zachichotał, ale od razu spoważniał, gdy zobaczył czuprynę niebiesko okiej.-Twoje włosy, co się stało?- palcem wskazał na białą fryzurę dziewczyny.
-To nic, nieraz tak się dzieje- w jednej chwili odwróciła spojrzenie na rozrzucone śmieci.-Jeśli mogę zapytać, jak masz na imię? Cały czas ze sobą rozmawiamy, ale żadne z nas się nie przedstawiło
-No tak. Jestem-- chłopak nie dokończył, ponieważ znikąd, z jego gardła zaczął wystawać czubek noża. Zszokowana Veruca odskoczyła od zranionego.
-Miał na imię Norbert- głęboki, męski głos zastąpił ciszę, jaka spowiła ulicę. Biało włosa uniosła głowę oraz odskoczyła jeszcze dalej, kiedy zobaczyła wściekłe, złote oczy.-Dawno się nie widzieliśmy, Ruca. Pora wracać do domu- postać wyłoniła się całkowicie z cienia, upuszczając martwego szatyna na kostkę.
-C-Claude- wstrzymała przez chwilę oddech, próbując opanować swój strach.-To Ty wszystko robiłeś- zachwiała się na nogach.
-Jedynie chciałem Cię z powrotem. A to wszystko to tylko przygotowania do prezentu dla Ciebie- powiedział jakby z troską oraz wyjął z kieszeni marynarki małą, szklaną butelkę po brzegi wypełnioną szkarłatną cieczą.-Wiem, że lubisz takie rzeczy
-Ty pieprzony morderco!- krzyknęła w panice, pozwalając swojemu ciału trząść się, jak galaretka.-Myślisz, że będę się czuła z Tobą bezpieczna?! Skoro mordujesz małe dzieci tylko po to, żeby dać mi jakiś tam prezencik?! Jeśli myślisz, że to mnie udobrucha to się grubo mylisz, nigdy Ci nie wybaczę oszpecenia mnie!- biało włosa bez przerwy krzyczała, niemalże płacząc.
-Już wypowiadałem się na ten temat, moja droga- powiedział chłodno, stawiając krok w jej stronę.-Ale nie zapominaj, że jesteś moją narzeczoną i musisz się mnie słuchać. Nikt inny nie ma do Ciebie większych praw, niż ja sam- przebiegle uśmiechnął się oraz gwałtownie podszedł do dziewczyny, w jednej chwili niszcząc jej przestrzeń osobista oraz mocno złapał ją za nadgarstek.-Idziemy do domu- powiedział przez zęby, wręcz szarpiąc drobną niebiesko oką.
-Nigdzie z Tobą nie idę! Nie chcę!- przerażona zaczęła szarpać się niemiłosiernie we wszystkie strony.-Puszczaj mnie, idioto!- tym razem wydarła się przez łzy oraz ze wszystkich sił starała zapierać się nogami.
Jednakże w pewnym momencie, nad jej głową przeleciała ciemna smuga, która uwolniła ją od palącego uścisku złoto okiego lokaja. Ten natomiast poleciał na koniec ulicy i plecami zrobił niemałe wgniecenie w betonowej ścianie kamienicy. Otworzyła szerzej oczy, a na przeciwko niej, Claude był sponiewierany za fraki przez kamerdynera Phantomhive'a. Mimo znaczącej odległości, Veruca mogła wyraźnie usłyszeć posapywanie czerwono okiego, przepełnionego złością. Po krótkiej chwili, zza rogu wybiegł zaskoczony szaro włosy i pomógł wstać dziewczynie. Oboje odsunęli się, kiedy zobaczyli jak Sebastian podnosi pokiereszowanego złoto okiego, jednocześnie podduszając go.
-Dlaczego nie zabiłem Cię wtedy, jak porwałeś Ru w jej urodziny?- demon zapytał, a jego oczy wręcz płonęły z wściekłości.-Dlaczego jednocześnie dobierasz się do moejgo Panicza i do Ru?- ponownie zapytał, tym razem jego głos zaczął się trochę zniekształcać, a drobne, czarne płatki siarki zaczęły wirować w powietrzu.
-Też miło mi Cię widzieć ponownie- Claude był w stu procentach opanowany i poważny, jednak jego oczy także delikatnie zaczęły połyskiwać przez irytację.-Wybacz, ale to Ty jesteś niepożądany przez Rucę. Ja jestem jej bliższy i nie pozwolę, aby jakiś śmieć ranił moją narzeczoną- zloto oki powiedział z wyższością i widocznie trafił w sedno, ponieważ uścisk lokaja zmniejszył się, a on sam zesztywniał. Demon wykorzystał ten moment oraz odepchnął od siebie wroga.-To dlatego moja mała dziewczynka tak wszędzie pobladła, jest jakaś niewyraźna- na chwilę zamyślił się.-Pewnie ktoś powiedział jej coś złego, bardzo złego
-Zamknij się!- czerwono oki wykrzyczał, kompletnie zapominając o etykiecie i o tym, że tuż obok niego stoi jego kontrahent i Ruca.-Trupy nie gadają- jego brew oraz powieka niebezpiecznie zadrżały, a on sam ponownie wystrzelił w stronę złoto okiego, który tym razem obronił się przed jego atakiem.
-To nie jest odpowiednie miejsce na potyczkę, wiesz o tym?- opanowany zapytał napastnika i odskoczył, ponieważ czuł, że już nie może wytrzymać tego, jak bardzo napierał na niego Sebastian.-Ale Ciebie to nie obchodzi, bo jesteś tak zdenerwowany. Nie dziwi mnie to. Jednak wiedz, że ja nigdy nie chodzę nigdzie sam- złoto oki dłonią wskazał na biało włosą, która była spętana przez fioletowo włosą pokojówkę i ogłuszonego obok szlachcica, co leżał na ziemi trzymając się za głowę.
-Veruc-- natychmiast odwrócił się do dziewczyny i chciał odepchnąć od niej ciemnoskórą demonicę, jednak w tym samym momencie trójka przedstawicieli tego samego gatunku powaliła lokaja na ziemię.
-I po co Ci to było?- Claude zapytał czerwono okiego, kucając przed nim z wyraźnym zadowoleniem.-Nie mam zamiaru oddawać jej Trancemu, nie popełnię znowu tego samego błędu. Zachowam ją dla siebie i nikt inny nie będzie mi jej mógł zabrać- oznajmił spokojnie myśląc o tym, jak w końcu będzie miał spokój.-A teraz, Hannah, oddaj mi ją- lokaj wstał oraz wyciągnął dłonie w stronę dwóch kobiet. Fioletowo włosa jednak cały czas stała w jednej pozycji, szczelnie uściskając niebiesko oką, jakby nic do niej nie docierało.-Hannah? Słyszysz mnie?
-Wybacz, Claude, ale nie pozwolę Ci jej upokorzyć. Ona na to nie zasługuje- powiedziała z wyraźną troską w głosie, stawiając krok w tył.
-O czym Ty mówisz? W tej chwili oddaj mi Rucę- kamerdyner wysyczał przez zęby, powoli tracąc cierpliwość.-Chyba nie chcesz, abym C--
-No, Hannah, oddaj mi dziewczynę- Sebastian zdążył wyswobodzić się z uścisku trójki słabych demonów oraz z niewinnym uśmieszkiem przyciskał z całych sił głowę dawnego przyjaciela do kostki.
-Veruca nie jest niczyją własnością, a w szczególności waszej dwójki- powiedziała poruszona oraz schyliła się do niebiesko okien.-Nie martw się, zaopiekuję się Tobą lepiej, niż te dwa dzikusy. Ze mną jesteś w stu procentach bezpieczna oraz nikt Cię nie zrani- szepnęła, stawiając więcej kroków do tyłu.
-Ty podstępna żmijo- Claude natychmiast odrzucił ze swojej głowy dłoń oponenta i wręcz wystrzelił w stronę ciemno skórej, ale kiedy miał już ją złapać, ta dosłownie rozpłynęła się w powietrzu razem z biało włosą.
-Nawet Twoi sprzymierzeńcy Ci nie ufają- wtym samym czasie czerwono oki podszedł do swojego pana oraz wziął półprzytomnego na ramiona. Wciąż zły zabijał spojrzeniem demona.-Następnym razem, kiedy już ją znajdę, zabiję Ciebie i całą resztę po kolei- rzucił oschle i odszedł zawiedziony samym sobą w stronę posiadłości. Nic innego nie mógł zrobić, jak zająć się poszkodowanym Ciel'em.
Claude ze złości już nie wytrzymał oraz jego oczy rozbłysły purpurą, a on upadł na kolana, zaciskając dłonie w pięści. Tyle przeszedł, aby w końcu zdobyć narzeczoną. Jednak okazało się, że jego dawna przyjaciółka postanowiła go oszukać.
-Hannah, Ty dziwko!- wykrzyczał na całą okolicę, uderzając pięściami o kostkę.
***
Wow, wróciłam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top