24
-Hee?! Ty żyjesz?!- rudowłosy, jak oparzony odskoczył od Ru i palcem wskazał na ciotkę szlachcica.-Przecież Cię zabiłem!
-Grell, chyba nie jesteś tu po to, prawda?- dziewczyna przerwała żniwiarzowi, aby załagodzić nieprzyjemną sytuację.
-Najpierw wyjaśnijcie mi, dlaczego ta jędza właśnie przede mną stoi, skoro powinna być martwa!
-To chyba nie powinno Cię obchodzić. I tak wyrządziłeś już wtedy zbyt wiele szkód- młody szlachcic podniósł się z dużego fotela oraz mroźnym spojrzeniem katował rudowłosego.-Mów, po co Cię przysłali
Bóg śmierci, zamiast odpowiedzieć chłopcu i niebieskookiej, z wyraźnie wymalowaną złością na twarzy szybko podszedł do rudowłosej kobiety, coś mamrocząc pod nosem. Spod swojego płaszcza wyjął piłę spalinową i stanowczym ruchem odpalił ją, szczerze niepokojąc Rucę, a starsza kobieta cofnęła się kilka kroków do tyłu.
-Odłóż to, nie rób niepotrzebnej awantury, słyszysz?- dziewczyna wciąż próbowała przemówić mu do rozsądku, ale zielonooki wydawał się ją ignorować i mocniej pociągnął za zawleczkę.-Masz natychmiast przestać!
Ignorując wszystko, kierujący się złością i niezrozumieniem rudowłosy uniósł nad siebie swoją broń, która warczała jeszcze głośniej. Veruca nie ważyła się odejść od czerwonowłosej i lekko trzęsącymi się przedramionami okryła swoją głowę, tym samym jedynie zdając się na słuch. Usłyszała nieprzyjemny świst metalu przy uszach i już była gotowa na okrzyk bólu, kiedy nic nie poczuła, a jedyne co usłyszała to przerażający krzyk ciotki chłopca. Powoli unosząc wzrok, napotkała przed sobą kamerdynera z rozłożonymi rękoma aby ją zakryć. Wszystko byłoby normalne, gdyby nie wystający koniec piły pod żebrami, wbitej w jego ciało i rzadka krew wypływająca z kącików ust bruneta. Niebieskooka powstrzymując się od krzyku, szybko objęła z całej siły lokaja lecącego do przodu przez nagły atak. Oczami przepełnionymi mordem i nienawiścią, spiorunowała wielce zdziwionego sytuacją żniwiarza, co wpatrywał się tępo w zakrwawiony łańcuch swojej kosy. Pociągnęła do siebie rannego demona, aby pozbył się z siebie broni, tym samym sprawiając mu nie małe cierpienie.
-J-ja--
-Jesteś zadowolony?!- wykrzyczała do rudowłosego, wciąż spoglądając w jego wystraszone oczy.-Gadaj, po kiego tutaj przyszedłeś!
-Kazali mi, Will mi kazał- odpowiedział drżącym głosem, w końcu uświadamiając sobie, że zbyt przesadził. Momentalnie piła wylądowała za jego plecami.-Chodzi o akta związane z tymi dziećmi- z kieszeni wewnątrz swojego płaszcza wyjął zwykły, obity skórą notes z ogromną ilością zakładek. Robiąc mały krok w stronę chłopca, podał ważny dokument i natychmiast wrócił na swoje miejsce, spuszczając wzrok.-R-Ru, ja nie powinienem, przepraszam- zielonooki splótł palce za sobą.
-Jeśli załatwiłeś już swoją sprawę, wynoś się stąd- rzuciła sucho.
-K-kiedy ja dostałem wyraźny rozkaz, że mam pomóc i-i nie mogę nic zr--
-Wynoś się, powiedziałam! Nie popuszczę temu, co krzywdzi mi bliskich!- przez jej gardło wyraźnie przemówił głos diabła oraz nagła szarpanina pobudziła lokaja, który prędko złapał za jej dłonie.
-Wystarczy- oznajmił ciężko i ostatkiem sił podniósł się na nogi. Nabrał powietrze w płuca, dość głośno przy tym chrząkając.-Przygotuję w takim układzie Panu pokój, a wszyscy zapomną, co tutaj zaszło. Proszę jednak, aby odłożył Pan tę niebezpieczną rzecz, ktoś może się skaleczyć- chwiejnym krokiem podszedł do drzwi, ale jego drogę zagrodziła zdenerwowana niebieskooka.
-Ty jesteś głupi! Pędzisz do łóżka, trzeba Cię opatrzyć, Mey zajmie się przygotowaniami- strach spowodował u niej spore sińce pod oczami, jakby nie spała co najmniej pięć dni.
-Nie ma takiej potrzeby, to tylko draśnięcie- lekko uśmiechnął się, ale to tylko pogorszyło humor dziewczyny.
-Chyba sobie właśnie ze mnie żartujesz, nie ma mowy, abyś tak pracował!- z całej złości, jaka się zebrała w jej drobnym ciele, tupnęła nogą, a w oczach stanęły kryształowe łzy.-Ciel! Powiedz mu coś!
Długo panowała kompletna cisza w pokoju, kiedy hrabia zastanawiał się nad odpowiedzią. Oczywiście widział, w jakim stanie był jego kamerdyner, wręcz rzadki widok, a z drugiej strony nigdy nie widzial Ru roztrzęsionej. Kątem oka spojrzał na pogrążonego w żalu żniwiarza, lekko uśmiechając się przez tego, według niego, żałosnego mężczyznę.
-Nie chcę stracić mojego zaufanego sługi, co oznacza, że musisz wypocząć- szaro włosy założył ręce na piersiach i spod przymrużonego oka spoglądał na przygarbionego bruneta.-Madame, proszę Cię, abyś opatrzyła Sebastiana. Ruca pójdzie z Tobą, a ja i Grell omówimy z grubsza sprawę morderstw na tych dzieciach
-Tylko uważaj- starsza kobieta z troską spojrzała na swojego siostrzeńca, a groźnie przyglądała się okularnikowi, który zaraz się skulił.
***
Lokaja musiały dosłownie wlec przez korytarze, ponieważ przez sporą utratę krwi był na pół przytomny. Przez całą drogę, niebieskooka obwiniała go za jego głupotę i lekkomyślność do tego stopnia, że nawet on miał już tego dość i mogło to być bardziej irytujące, niż niezdarna służba oraz kiepskie zaloty rudowłosego razem wzięte, jednak poniekąd było to urocze. Angelina jedynie pod nosem chichotała, patrząc na tę dwójkę, jak na dobre, stare małżeństwo, ale i ten obrazek zakończył się, kiedy na ich drodze stanęła przeszkoda w postaci ciemnych drzwi. Niebieskooka szybko je otworzyła i tym prędzej podeszła z rannym do łóżka, aby choć trochę sprawić mu ulgę. Czerwono włosa kobieta stanęła po drugiej stronie łóżka, aby jakoś ułożyć mężczyznę na poduszkach. Po kilku, nawet bolesnych dla niego próbach udało się mu w spokoju odetchnąć na pościeli.
-Wybacz mi teraz to, co zrobię- drżącymi dłońmi, dziewczyna pospiesznie złapała za pozostałe guziki kamizelki lokaja oraz zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, gwałtownym ruchem rozerwała ubrania czerwonookiego, natychmiast odwracając wzrok.-Źle to wygląda? Jak tak, to bardzo, czy ujdzie?- zapytała kobiety, wciąż mając szczelnie zamknięte oczy.
-Muszę Ci powiedzieć, że nie ma tragedii, rana przechodzi na wylot, więc to tylko nam ułatwi jej oczyszczenie- kobieta uspokoiła ją.-Ale proszę Cię, abyś poszła po wodę i bandaże. Szybko!
Veruca bez zastanowienia wybiegła do kuchni po potrzebne rzeczy. Prawie wywracając się w progu pomieszczenia, dosłownie rzuciła się w stronę miski i kranu. Aby przyspieszyć trochę proces podgrzewania, użyła swojego własnego ognia, którego wystarczyło bardzo mało, żeby rozgrzać wodę do wysokiej temperatury. Zaraz po tym, wskoczyła do spiżarni po opatrunki, bardzo łatwo je znalazła. Złapała wszystkie bandaże, jakie tam były oraz wzięła miskę że sobą, prawie biegnąc w stronę pokoju demona. Kiedy się tam już znalazła, odstawiła całość na stolik obok rudowłosej i bez żadnego apelu, wyszła na korytarz cała roztrzęsiona. Nie mogła patrzeć na Sebastiana w takim stanie, nie była do tego zdolna w żadnym stopniu, ponieważ nie miała pojęcia, co ma ze sobą zrobić. Ukradkiem spojrzała na swoje dłonie i rękawy skąpane w krwi ukochanego, natychmiast ten widok spowodował powolne zbieranie się łez w jej niebieskich, dużych oczach. Zacisnęła ręce w pięści i ruszyła ponownie do kuchni, aby doprowadzić się do porządku.
W pół przytomna, wciąż spoglądająca na swoje dłonie dziewczyna podeszła do srebrnego zlewu i wkładając spory wysiłek w odkręcenie wody, podłożyła palce pod kran. Lodowata ciecz powolnie zmywała z jej skóry szkarłatną posokę, a resztki tego odbijały się o stal zlewu, trochę przy tym hałasując. Nie zwracała uwagi na nic, zbyt była pochłonięta przez myśli, także nie zauważając ciekawskiej pokojówki, po cichu wkradającej się do kuchni.
-Panienko, czy wszystko w porządku? Co tutaj Panienka robi?- jak na komendę, dziewczyna odwróciła się do bordowo włosej, jedna wciąż trzymając swoje ręce za plecami.
-Mey, to Ty- lekko uśmiechnęła się, jednak sztucznie.-Nie, nic się nie stało, po prostu chciałam obmyć dłonie. A Ty się tak nie zakradaj!
-P-Przepraszam- wydusiła z siebie, widząc nagle roześmiane oczy Ru. Lekko kłaniając się, wyłapała bardzo niepokojący widok, mianowicie zlew ubrudzony po bokach czerwoną cieczą. Prędko zareagowała i podeszła do dziewczyny. -Proszę wybaczyć!- okularnica mocno chwyciła nadgarstek niebieskookiej i przyciągnęła jej rękę do przodu. Wręcz krzyknęła, gdy jej oczom ukazały się zakrwawione rękawy sukni dziewczyny.-Jest Panienka ranna! Muszę to opatrz--
-To nie moje- rzuciła łagodnie, natychmiast pogrążając się w smutku.
-W-Więc czyje?
-Sebastiana- niebieskooka odwróciła się w stronę zlewu i zakręciła wciąż lejącą się wodę.-Madame Red właśnie opatruje mu ranę, ja nie chciałam przy tym być- nie odwróciła się ani na chwilę do służki, cały czas stała przodem do kranu i podpierała się na drżących ze złości ramionach.-To przeze mnie ucierpiał, gdybym nie stała przy tym idiocie, to by się nie stało!
-Przepraszam, ale co zaszło?- niepewnie spytała.
-To była głupia sytuacja, ale ja powinnam wtedy ucierpieć, nie on- Ru złapała za swoje włosy i pokręciła głową.-Zakrył mnie i przyjął na siebie cios. Ja tylko patrzyłam, jak kosa wystaje mu między żebrami- dziewczyna dała upust swoim łzom i historycznemu oddechowi, a pokojówka przyglądała się temu przez krótką chwilę. Momentalnie przyciągnęła do siebie roztrzęsioną niebieskooką, co nagle zdziwiła się.-M-Mey?
-Pan Sebastian nie pozwoli, aby coś się Panience stało, więc proszę się uspokoić- powiedziała swoim skrzekliwym głosem, lekko gładząc jej plecy, aby uspokoiła się.-A-Ale teraz przepraszam najmocniej za to! Nie powinnam!- błyskawicznie bordowo włosa odsunęła się od niej i wymachując rękoma starała ukryć swoją zarumienioną ze wstydu twarz.
-Dziękuję, Mey. Chyba mi trochę ulżyło- wyszeptała z głową spuszczoną do dołu. Obie stały na przeciwko siebie, dopóki nie usłyszały kroków na korytarzu.
-Ruca, chodź- z przejścia wyłoniła się sylwetka rudowłosej kobiety, z dość rozpogodzonym uśmiechem na twarzy.-Skończyłam, możesz wejść
Nie trzeba było jej powtarzać dwa razy, powolnie ruszyła na korytarz, wciąż z ukosa spoglądając na pokojówkę, dopóki kompletnie nie wyszła z kuchni. Zauważyła, że czerwono oka kobieta nie idzie za nią, tylko skręciła do holu. Wzruszając ramionami, żwawiej podeszła do drzwi oraz spokojnie nacisnęła na klamkę. W środku zastała dźwięk ciężkiego oddychania, przez co ból ścisnął jej serce, a kiedy weszła kompletnie, jej oczom ukazała się zdenerwowana twarz lokaja, który wpatrywał się w sufit. Bała się podejść, ale została przez niego zauważona i już nie miała wyboru. W momencie gdy jego zimny wzrok spoczął na niej, niebieskooka wzdrygnęła się i wbiła spojrzenie w podłogę.
-Jesteś zły na mnie- stwierdziła roztrzęsionym głosem.-I-I masz do tego całkowite prawo, to wszystko moja wina
-Nie powinnaś tak mówić. Nie Ty latasz z piłą- prychnął żartobliwie.-Jestem zły na tego rudego niezdarę, co sieje samo spustoszenie- zaraz dłoń kamerdynera wylądowała na jego skroni i lekko ją pocierała z zażenowania.
-On też zachował się, jak nie wiadomo kto. Ale wyjdziesz z tego, prawda?- już trochę odważniej podeszła do leżącego mężczyzny, także podnosząc swój wzrok.
-Proszę, nie przejmuj się mną, powinienem zająć się Twoją skórą. Pokaż mi to- zachęcił ją płynnym ruchem dłoni, aby podeszła jeszcze bliżej, żeby mógł się przyjrzeć sińcowi dziewczyny po ostatnim ataku w Rumunii.-Nie jestem na Ciebie ani trochę zły- brunet dodał po chwili z ciepłym, szczerym uśmiechem, kiedy już zdążył zorientować się, dlaczego niebieskooka boi się podejść.
Stawiając pewne kroki, podeszła do samego brzegu łóżka i opierając się o nie uklęknęła obok demona. Ten jedynie podciągnął się trochę na poduszkach ze stłumionym jękiem bólu. Niebieskooka pociągnęła do dołu dekolt swojej sukni, aby mężczyzna mógł zobaczyć w całości siną skórę, jednak nawet bez tego mógł to wyłapać, ponieważ krwiak był tak rozległy. Od pobytu u Ionuca, rana i tak sporo zbladła, tam była aż czarna. Dłonią pozbawioną rękawiczki, musnął jej skórę, na co ta aż odskoczyła.
-N-Nie dotykaj- szepnęła zniekształconym głosem, kuląc się przy tym z bólu. Wkrótce delikatne drżenie opanowało jej ciało, nie pozwalając dziewczynie na wstanie.-Nie boli tak bardzo, jak wcześniej
-Nie wiem, kogo Ty chcesz oszukać- zaśmiał się, kiedy niebieskooka uspokoiła się.-Proszę, podaj mi kartkę i pióro z biurka. Zaraz coś ani to zaradzimy- mężczyzna odgarnął z twarzy włosy i poczekał, aż dostanie potrzebne rzeczy. Veruca ostrożnie podeszła do mebla i zabrała z niego pióra wraz z kawałkiem kartki. Zaraz przedmioty wylądowały w jego dłoniach, a on zaczął coś spisywać. Po kilku sekundach było to gotowe.-Weź to i idź do szklarni. Tam pozbywasz to, co będzie nam potrzebne- wcisnął dziewczynie zapiski w dłoń.
-Po co?- ukradkiem spojrzała na kartkę, gdzie, jak się okazało, wypisane były różne rodzaje ziół s określonych ilościach.-Będziesz mi teraz robił na to maść? Przecież mogę poczekać
-Owszem, możesz poczekać, ale wtedy Twoja skóra zdąży się rozłożyć- uśmiechnął się niewinnie, co zirytowało niebieskooką.
-Dobra
Stąpając nogami, jak małe dziecko wyszła z pomieszczenia oraz tylnymi drzwiami wyszła do ogrodu. Słońce zaczęło powoli zmierzać ku horyzontowi, jak zawsze nadając barokowemu ogrodowi magiczny klimat. Ciągle idąc w stronę szklarni, uważnie czytała każdą nazwę zioła do zerwania. Nie zwracała na siebie uwagi służby, gdyż znajdowała się tylko ona w ogrodzie. Zwolniła kroku, kiedy przypomniał jej się uśmiech bruneta, mimo jego stanu, zrobiło jej się cieplej na sercu, choć wiedziała, że cierpi też przez jej zuchwałość. Oprócz tego, miała szczerą ochotę rozerwać żniwiarza, który wykonał całe to niepotrzebne zamieszanie. Nie zdziwił ją również fakt, że demon zamiast przejmować się sobą, główną uwagę skupił na stanie zdrowotnym niebieskookiej, co z tego, że jej krwiak był niczym w porównaniu do przebicia kosą.
Stanowczo przystanęła przed zamkniętą szklarnią, w której było dość widno. Zza wielkich szyb już mogła zauważyć piętra przeróżnych ziół, rosnących na końcu pomieszczenia. Cicho otworzyła drzwiczki i rozejrzała się jeszcze na boki. Piękne, różnokolorowe róże zdobiły wnętrze szklanego domu, a ich pędy lekko zahaczały o chodnik wewnątrz jego. Natychmiast znalazła się obok stoiska z ziołami, które na jej szczęście, miały przy sobie białe tabliczki z nazwami gatunków. Przenika wzrok na kartkę, a po odczytaniu pierwszego składnika, zerwała podłużne, żółtawe liście.
Praca była tak czasochłonna, że Ru nie zauważyła, jak w szklarni było niemal całkowicie ciemno, a ona wciąż zrywała potrzebne zioła. Nagle spod krzewu róż wydobył się dziwny szmer, jakby ktoś się skradał. Prędko przerwała pracę oraz przysłuchiwała się, skąd dokładnie to pochodzi, jednak dźwięk przemieszczał się z kąta w kąt. Gdy najgłośniejszy huk, prawdopodobnie wywołany upadkiem pojawił się za nią, gwałtownie odwróciła się w jego stronę, a jej oczom ukazała się blond włosa dziewczyna, na oko mogła mieć piętnaście lat.
-Hej, nic Ci się nie stało? Jak się tutaj dostałaś?- wypaliła nagle, kucając przy nastolatce. Natychmiast złapała z nią kontakt wzrokowy. Miała różaną cerę i podobne do Ru'ki, niebieskie oczy, ale gdy tylko blondynka zobaczyła jej wąskie źrenice, natychmiast różowa skóra przybrała zupełnie biały kolor, a przy ustach pojawiły się sine żyły. Z rozżarzonymi oczami podjęła próbę ataku na Ru.
-Nieczysta!
***
Opublikowałam opowieść, skupiającą się jedynie na wydarzeniach z Hellsinga Ultimate, zapraszam do przeczytania.
Ostrzegam, że teraz aktualizacje będą jeszcze rzadsze przez szkołę, wybaczcie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top