21
^zdania podkreślone wymawiane są w języku rumuńskim^
-T-to mój dom- wydukała wciąż trzymając swoje dłonie na ustach. Szeroko otwartymi oczami badała teren wokół niej. Powoli wstała i małymi krokami zmierzała ku kolumnadzie przed skromnym ogrodem.-Tutaj bawiłam się z Tudorem i resztą, a tam wchodzi się od razu do komnaty gościnnej- palcem wskazała na łukowate przejście pozbawione drzwi, znajdujące się za kolumnami.
-Czyli jednak trafiliśmy idealnie na trop Twojego ojca- szarowłosy szybko podsumował całą sytuację.-Teraz wystarczy, że Cię mu oddamy i po sprawie. Zapytaj się, gdzie on jest i te porwane dziewczynki
-Gdzie on jest? Mój tata?-niechętnie zapytała wilkołaka, który nagle zmieszał się.
-On musiał wyjechać i nie mówił, kiedy wróci. Za to wiem, gdzie są dziewczynki!- szybko uprzedził niebieskooką, jak zobaczył jej irytację.-Proszę za mną panienko, państwo- Tudor dłonią wskazał na łukowate przejście. Ruca weszła jako pierwsza, kierowała się w zupełnie inną stronę, niż prowadził wilkołak, co nie umknęło mu uwadze.-A panienka dokąd? Musimy zejść do piwnic
-Chcę zobaczyć swoją komnatę- rzuciła szybko i zaczęła wchodzić po krętych schodach, jednak gwałtownie zatrzymała się.-Też chcecie ze mną iść, czy ruszacie za Tudorem do dziewczynek?- zapytała po cichu.
-Dokąd?- granatowooki hrabia zareagował najszybciej, przez swoją niecierpliwość.
-Do mnie- wydukała widząc powagę wymalowaną na twarzy chłopca.
-Idź z nią, później dołączycie, skoro tak bardzo chce iść na górę- stuknął swojego lokaja w ramię i odwrócił się na pięcie do nastoletniego szlachcica, który jedną nogą był już w piwnicach.-Raczej oni nic mi nie zrobią, nie martw się- rzucił na odchodne i zniknął w ciemności podziemi.
-Chodź- pociągnęła za rękaw czerwonookiego.
Oboje zmierzali na piętro zamczyska, tylko po to, aby zobaczyć starą komnatę Ru. Przechodzili przez szare korytarze z małymi oknami, co chwile mijając stare drzwi. Jedne z nich były uchylone, na samym końcu korytarza właśnie tam, gdzie była jej komnata. Zastygły w czasie tak, jak je zostawiła po ostatnim przebraniu się. Przyśpieszyła kroku o mało nie wywracając się o spódnicę sukni. Sebastiana nie dziwiło zachowanie dziewczyny, w końcu nie była w domu przez długi czas, a zobaczyć swoje stare włości mogą być nie małym szokiem, dlatego zachowując milczenie, pozwalał prowadzać się po zamczysku wedle jej woli. Nieśmiało otworzyła drzwi na oścież oraz widząc całe wnętrze komnaty lekko zachwiała się na nogach, wszytko wyglądało zupełnie tak, jak wcześniej, podłogę zdobił spory, czerwony dywan lekko zawinięty przy dębowym łóżku oraz brudny w jednym rogu. a na brązowym fotelu leżała niedbale rzucona książka. Na łóżku spoczywała lekko rozciągnięta, zielona dziecięca sukienka, jakby nie z tej epoki, tuż pod nią stały maleńkie trzewiki. W półce, gdzie były książki panował chaos poprzez poprzewracane w niej grube lektury o różnej wielkości, zaś na dębowej toaletce stała otwarta szkatułka z wnętrzem wyżłobionym na znak krzyża identycznej wielkości, jaki miał wisior niebieskookiej. Przez spore okna, słońce oświetlało cały pokój, nadając mu niewinnego i rodzinnego klimatu. Dziewczyna przyglądając się temu wszystkiemu z ogromnym szokiem, natrafiła na oprawiony w złotą ramę, średniej wielkości obraz małej dziewczynki. Uważnie przyglądała się jej uśmiechniętej twarzy i roześmianym, dużym, niebieskim ślepiom. Mocniej złapała za dłoń kamerdynera, aby nie uronić żadnej łzy przepełnionej smutkiem.
-Chodźmy stąd- powiedziała ledwo słyszalnie.
-Jak sobie życzysz- czerwonooki odpowiedział jej neutralnym głosem, aby nie zmuszać Ru do zalania się łzami. Delikatnie przełożył jej dłoń pod jego ramię, aby dodać dziewczynie choć trochę otuchy i skierował się na parter zamku.-Chodźmy do panicza i reszty, musimy wypuścić te dziewczęta- oznajmił łagodnie.
-Musimy zejść do piwnic- wydusiła z siebie, przecierając swoje oczy, a w odpowiedzi uzyskała pozytywne kiwanie głową. Skierowali się na ciemne schody, tuż obok wyjścia do ogrodu. Sztywno po nich zeszła, tak samo jak brunet, a po chwili, ich oczom ukazała się grupka ludzi przy jednej z cel. Na dole czuć było okropny odór spoconego, ludzkiego ciała, a w tle słychać było rozmowę między szlachcicami. Kiedy dziewczyna wraz z demonem podeszłą do krat, przed którą stała reszta, ujrzała wystraszone dziewczynki z białymi grzywkami i bladymi plamami na czole, gdyby dokładnie się nie przyglądać, mogliby stwierdzić u Ru'ki piebaldyzm, ale przy bliższych oględzinach nic się nie zgadzało.-Wypuście je! Przecież już znaleźliście to, czego szukaliście- odwróciła się gwałtownie do siwowłosego mężczyzny i z szokiem spoglądała w jego oczy.-Wypuść je, Tudor, proszę- wydukała drżącym głosem.
-Ale panienko, bez rozkazu władcy nie możemy nic zr--
-Ja jestem teraz waszym władcą, jestem jego córką i powinieneś się mnie słuchać!- wrzasnęła na cały loch. Wilkołaka, jak i demona zszokowała zawziętość tej drobnej istotki, która wiecznie była roześmiana i na pozór nieszkodliwa, ale teraz z jej oczu biła wyższość oraz brak tolerancji do sprzeciwu.-W tej chwili masz je uwolnić i oddać rodzinom, które im odebraliście. Natychmiast!- ponownie uniosła głos, na co fiołkowooki skulił się.
-T-tylko panienko, jestem tylko ja w zamku, żadnego mojego brata tutaj nie ma- bezradnie oddał ukłon.
-Jak to, nikogo nie ma?- wierciła go spojrzeniem, lecz nie uzyskała odpowiedzi, jedyne, co słyszała to niewyraźne pomruki.-Nie obchodzi mnie, jak to zrobisz, ale masz je sam odwieźć do domów. Nie pokazuj mi się na oczy, dopóki nie skończysz- wysyczała ostro i chwilę później, odwróciła się do Ciel'a, aby mu top wszystko wyjaśnić, ponieważ jako jedyny nic nie zrozumiał z tej rozmowy.-Tudor odstawi je do ich rodzin, nic im nie robili, tak jak widać- jej władczość momentalnie zniknęła, a na gwarz wkroczył niewinny uśmiech.
-R-rozumiem- wydukał, niepewnie uśmiechając się przy tym.-A właśnie, nie powiedziałaś mi nic na temat Twojego ojca, w której komnacie przebywa?
-On wyjechał, nie ma go, a Tudor zajmuje się teraz dworem- odpowiedziała, ale mimo to uzyskała karcący wzrok szarowłosego.-Mówię prawdę, nawet Sebastian może to potwierdzić!- dłonią wskazała na kamerdynera, który tylko kiwnął głową na to, że dziewczyna mówi prawdę.
-W takim razie musimy kontynuować te poszukiwania- chłopiec westchnął i złapał się za nasadę nosa.
-Wybacz, że sprawiam Ci taki kłopot, wiesz!- prychnęła krzyżując swoje ręce na piersiach. Cała sytuacja wywołała śmiech u nastoletniego blondyna. Pytająco odwróciła się do niego.-A Ciebie, co tak śmieszy?
-Umiecie być tacy beztroscy, nie zważając wcale na sytuację i otoczenie- pokręcił bezradnie głową.-Właśnie, Ciel?- chłopiec odwrócił się do blondyna.-Nie wiedziałem, że jesteś spokrewniony z Tepesami
-A-ah no tak, racja- głupio uśmiechnął się i podrapał tył swojej głowy.-Rodzina od strony matki, dużo od niej obcokrajowców. Zapewne ty też jesteś spokrewniony z wielkimi osobowościami, choćby Twoi przodkowie- wzruszył ramionami oraz przymknął powieki.
-Masz rację, teraz więzy krwi sięgają bardzo daleko- potwierdził tok myślenia szlachcica, chwilowo spoglądając na wyjście.-Może już pojedziemy do rezydencji? Panienka Veruca powiedziała, że Tudor odstawi dziewczynki do domów, więc nie ma powodu do obaw- zielonooki postawił swoją laskę na pierwszym ze schodków, ale od dalszego wspinania się powstrzymała go niebieskooka.
-Ionuc, mam do Ciebie bardzo ważne pytanie. Chodzi o piwnicę w Twojej posiadłości- powiedziała bezpośrednio, przez co niska, uszata dziewczynka poruszyła się.-Co tam trzymacie? Niepokoi mnie dochodzące stamtąd warczenie, a szczególnie to, jak każdy udaje, że nic się nie dzieje- jej twarz była bardzo poważna, lecz jednocześnie zmartwiona.
-Też to słyszałaś? Myślałem, że tylko ja to mogę usłyszeć, ponieważ zawsze, kiedy pytałem Eyotę, czy coś słyszy, kiwała że nie- odpowiedział entuzjastycznie.-Czyli nie zwariowałem- wygiął wargi w uśmiechu.
-Gdy już przyjedziemy do posiadłości, chciałabym to sprawdz--
-Zamknij się!- szatynka krzyknęła, zwracając na siebie uwagę wszystkich obecnych.-Tam nawet panicz Ionuc nie może wejść, inaczej wszyscy umrzemy!- w jej czerwonych oczach zebrały się łzy.-Nie róbcie tego, proszę
-Yuna, co tam jest?- nastolatek widząc powagę sytuacji, szybko zmienił swój ton głosu na pozbawiony jakichkolwiek uczuć, to zawsze działało a małą Lyn.-Co z Eyotą ukrywacie przede mną?
-Nie mogę paniczowi powiedzieć, te informacje są zbyt cenne-skuliła się.
-W takim razie, jak tylko przyjedziemy do rezydencji sprawdzimy to sami, bez Ciebie ani Eyoty- oznajmił ze śmiertelną powagą oraz zostawił swoją służącą w tyle, tak samo jak resztę.
Wyszli poza teren dworu, powoli schodzili na sam dół do powozu. Z racji, że niebieskooka rozkazała wilkołakowi odprowadzić wszystkie porwane dziewczęta, miejsce woźnicy zmuszony był zając kruczowłosy lokaj, tym samym zostawiając Ru z szatynką, co oznaczało wielkie ryzyko przelewu krwi w bryczce. Postanowił jednak nie zamartwiać sobie tym głowy, wiedział, że niebieskooka ma szacunek do innych i potrafi zachować się w towarzystwie. Każdy zajął swoje miejsce oraz ruszyli w stronę posiadłości nastolatka. Droga powrotna leciała dużo szybciej, niż przyjazd, jednak dla Ru'ki nie miało o znaczenia, całą drogę do Zamku przespała. Cały czas siedziała cicho, jakby jej nie było, w końcu dowiedziała się kogo musi szukać oraz kim tak naprawdę jest, odnalazła swoje nazwisko. Przed oczami miała swoją komnatę, szczególnie swoją starą sukienkę, która leżała na białej pościeli. Chcąc wybić sobie ten obraz z głowy, zaczęła spoglądać w okno na wciąż zmieniający się krajobraz. W pewnym momencie, kiedy dwójka szlachciców wraz z Lyn rozmawiali w najlepsze, niebieskooką przeszył delikatny ból w okolicach serca, wystraszona drżącą dłonią dotknęła swojego mostka, zwracając tym na siebie uwagę szarowłosego hrabi. Widząc jego zatroskanie, wysiliła się na uśmiech i machnęła don niego dłonią, że to nic takiego, jednak w głębi wręcz umierała ze strachu przed kolejnym atakiem bólu.
Pod rezydencją blondyna wszyscy wyszli z powozu wyczerpani jazdą, zapadał wieczór, a dwójka szlachciców myślała tyko o ciepłej herbacie i o czymś do jedzenia. Niebieskooka masując swój mostek kroczyła ku wejściu do środka, coraz to słabsza. Przez pół drogi doskwierał jej ostry ból tam, gdzie zawsze, jednak udało jej się to ukryć przed resztą. Nie pokazując się brunetowi, przemknęła na korytarz, gdzie stała rudowłosa pokojówka. o dziwo, także na jej twarzy mogła zobaczyć cierpienie, nie obeszło się bez spłyconego oddechu i spoconego, bladego czoła. Kątem oka przyglądała się jej, aby wrócić do patrzenia przed siebie. Zrobiła jeszcze parę kroków w stronę schodów oraz bezwładnie opadła na kolana, wciąż trzymając się za klatkę piersiową. Huk, jaki narobiła szybko zwrócił uwagę Sebastiana, który towarzyszył swojemu panu. W sekundzie znalazł się obok niej, tak samo jak reszta.
-Wszystko w porządku?- zapytał klękając tuż obok niebieskookiej, w odpowiedzi ta złapała z całej siły jego ramię.
-B-Boli- jęknęła z trudem powoli podnosząc głowę na bruneta. Zaczerwienionymi oczami zaczęła błądzić po jego wystraszonej twarzy, tym samym strasząc sobą Ionuca i Yunę.-T-Tu- tyle zdołała z siebie wydusić i wskazać na środek klatki piersiowej.
-Od kiedy Cię boli? Dlaczego nic nie mówiłaś?!- delikatnie potrząsnął za jej barki.
-Krzywiła się już w powozie, kiedy jechaliśmy z powrotem i jak miała Ci powiedzieć, skoro prowadziłeś, idioto?!- chłopiec z przepaską uniósł głos, wyraźnie zatroskany.-Szybko, przenieś ją do sypialni i połóż- wskazał dłonią na cierpiącą dziewczynę i odwrócił się tyłem do danej dwójki.-Co jej podajesz?
-Aspirynę- odpowiedział zgodnie z prawdą oraz podniósł cierpiącą towarzyszkę.-Paniczu Ionuc, czy posiada panicz jakiekolwiek leki przeciwbólowe?- lokaj zapytał pospiesznie, kierując się w stronę piętra.
-Wybacz, ale nic nie mam, zwykle u nas nikt nie choruje i nie mamy żadnych medycznych wyrobów, ale Eyota może szybko podjechać do apteki- dopowiedział nerwowo, przez widok cierpiącej Ru. Kiedy odwrócił się do swojej pokojówki, poczuł gulę w gardle, przez to, co zobaczył. Pokojówka również jak niebieskooka ciężko oddychała z powodu palącego bólu, ale nie cierpiała aż tak bardzo.-E-Eyota?! Co się dzieje?!
-T-To nic, paniczu, proszę się nie zamartwiać. Pójdę do siebie- wydyszała między salwami bólu oraz małymi krokami szła ku swojej kwaterze.
-Yuna, pomóż jej i zostań tam, dopóki nie znajdziemy jakiegoś leku- nastolatek wydał stanowczy rozkaz szatynce oraz wrócił do szarowłosego szlachcica.-Co to jest?- zapytał ze strachem w oczach.
-Veruca miała te ataki już od dłuższego czasu, ale nigdy nie były tak silne, jak ten- granatowooki wszystko wytłumaczył.-Ale jak widać, nie tylko ona je miewa- spojrzał na odchodząca rudowłosą przy pomocy Lyn.
-To może rozbić się na cały ich gatunek, ale Eyota powiedziała mi, że Twoja kuzynka jest demonem- stwierdził podejrzliwie.
-Jest nim, w połowie- Ciel westchnął bezradnie.-Później Ci to wszystko wyjaśnię, ale teraz powinniśmy iść zobaczyć, co się u niej dzieje- zarządził, a w zamian uzyskał pozytywne kiwanie głową.
***
Dziewczyna w pokoju wręcz krzyczała przez cierpienie, nigdy nie doświadczyła tak mocnego ataku oraz mimo tego, że miała na sobie dusik, zaczynała bać się śmierci, za to lokaj nie mógł jej utrzymać i ledwo co położył ją na łóżku. W pewnej chwili poczuła, jakby skóra kryjąca mostek płonęła, drżącymi rękoma podnosiła kołnierz sukni i przyglądała się swojej spoconej klatce piersiowej, która gwałtownie zaczęła przybierać fioletowy kolor. Momentalnie w jej głowie rozbrzmiał nieznośny ryk, przez co krzyknęła jeszcze głośniej, tym samym zwracając na siebie całkowitą uwagę bruneta. Próbował jakkolwiek odciągnąć jej skupienie od agonii, lecz wszystkie działania były zbędne. Niespokojny zsunął z jej ramion suknię, a na widok sinej skóry w okolicach serca, o mało nie krzyknął, jedynie wstrzymał powietrze na dłuższą chwilę. Tym razem to miejsc było prawie że czarne. Wrzaski zakłóciło głośne otwieranie drzwi, w których progu stali dwaj arystokraci.
-Co z nią?- granatowooki zapytał najwyraźniej zaniepokojony, ale jego twarz pozostała przykryta poważną maską, w przeciwieństwie do blondyna, który wręcz trząsł się przez nagły upadek Ru.
-Bez leków nic nie mogę zrobić, jedynie jestem zdolny nieco ją ochłodzić- Sebastian odwrócił się do ciężko dyszącej dziewczyny i przyłożył najdelikatniej jak tylko mógł swoją dłoń do jej czoła.-Ma strasznie wysoką gorączkę, prosiłbym abyście zostali z panienką Verucą na chwilę, a ja przyniosę wodę i ręczniki. Przy okazji zajrzę do pańskiej pokojówki- zwrócił się do blondyna, który złapał go za przedramię.
-My pójdziemy, Ty zostań z Ru- nakazał, a lokaj zastygł w bezruchu. Dopiero po chwili przytaknął.-Chodź, Ciel w końcu się przydamy na coś- oznajmił zawzięcie i obaj wyszli prędko z pokoju.
-S-Seb-- uniosła bladą dłoń w stronę lokaja, który zaraz ją złapał. Jej klatka piersiowa unosiła się bardzo szybko, jak i opadała. Nie zdołała z siebie wydusić ani jednego słowa, a po jej policzkach spłynęło kilka łez.
-Wytrzymaj jeszcze trochę, proszę- uśmiechnął się blado i mocniej ścisnął jej dłoń.-Coś wymyślę, mimo braku leków- powiedział tak, aby mimo jej cierpienia, każde słowo dotarło do niebieskookiej.-Najlepiej będzie, jak teraz wyciszysz się i postarasz unormować oddech- pogłaskał ją po głowie.
-Nie ma lek-ków?- wydusiła z siebie patrząc się ze strachem na kamerdynera.
-Nic nie pakowałem, a panicz Ionuc nie posiada takowych- w jego głosie można było wyczuć skruchę.-Nie miałem pojęcia, że dostaniesz ataku bólu podczas wyjazdu, wybacz- opuścił głowę, aby nie patrzeć na cierpiącą Ru.
-T-To wcale nie j-jest Twoja wina- tępo spoglądała na czuprynę demona, która powoli zaczęła się podnosić.-Nie Twoja
-Odpoczywaj- rzucił tylko, gdy zobaczył niespokojny wyraz twarzy Ru'ki. Nie musiał długo czekać na wodę, przez drzwi wpadł zielonooki szlachcic z miską w dłoniach i przewieszonym przez ramię ręcznikiem. Czerwonooki zerwał się do nastolatka i odebrał potrzebne materiały.-Dziękuję za pański trud. Co z panienką Eyotą?- zapytał w między czasie, gdy przecierał czoło niebieskookiej zimnym ręcznikiem.
-Przeszło jej, teraz odpoczywa w swoim pokoju, Ciel asystuje Yunie w kuracji Eyoty- odpowiedział nieco spokojniejszy.-A co z Ru?
-Chyba trochę lepiej, skoro jest zdolna mówić- oznajmił ze stoickim spokojem.-Jednak nie wiem, czy zdołam wyleczyć panienkę bez aspiryny- zabrał z jej czoła już ciepły ręcznik i ponownie zanurzył go w zimnej wodzie. Ponownie położył szmatkę na jej głowie i wstał.-Pójdę uszykować mojemu Paniczowi posłanie, pan też powinien udać się na spoczynek- lokaj oznajmił naciągając swoje rękawiczki mocniej na dłonie.
-Lepiej będzie, jak zostaniesz z nią na noc, kto wie, co może się jej stać, a samodzielnie za sznur nie pociągnie. Przekażę to wszystko Ciel'owi- blondyn stwierdził oraz położył swoją dłoń na barku demona.-Yuna zajmie się naszymi przygotowaniami do snu, nie ma co się obawiać- uśmiechnął się pokrzepiająco i wyszedł zostawiając tamtą dwójkę samą.
Sebastian zgasił wszystkie światła, pozostawiając jedynie jeden świecznik, który blado oświetlał jego i niebieskooką wraz z kawałkiem łóżka. Zdjął swoją marynarkę, aby później przewiesić ją na krześle, na którym również usiadł z mokrym ręcznikiem w dłoniach. Zamyślony ciągle zmieniał okłady na czole dziewczyny, która stopniowo zaczęła normować swój oddech, ale mimo to widać było, jak się męczy. W pewnym momencie oczy Ru przybrały swoją demoniczną formę, a oznaczało to, że ból jest na tyle silny, aby mógł zmusić ją do zniwelowania go swoją demoniczną naturą. To dało znak lokajowi, że jej wampirza cząstka cierpi, potwierdzał to też atak bólu u służki, tylko nie wiedział, dlaczego u rudowłosej był o wiele słabszy. Aktualnie niebieskooka wyglądała jak na łożu śmierci, jakby miała zaraz wyzionąć ducha i odejść z tego świata. Resztkami swoich sił złapała kruczowłosego za dłoń i pozwoliła łzom swobodnie spływać po jej bladych policzkach.
***
Minęły trzy dni, a bóle niebieskookiej wcale nie zniknęły, jedynie były łagodniejsze i nie były nagłe, w przeciwieństwie do rudowłosej pokojówki, która powoli zaczynała stawać o własnych siłach. Demon nic z tego nie mógł zrozumieć, przez te trzy dni nie opuścił pokoju Ru'ki nawet na chwilę, wszystko dostawał pod rękę, ale nie uzyskał jeszcze potrzebnej aspiryny. Pogrążony w myślach i zmartwieniach pomagał schorowanej dziewczynie, za wszelką cenę chciał, aby to się skończyło i aby nie musiał już dłużej patrzeć na jej cierpienie. W pewnym momencie zebrał swoje wszystkie siły i pociągnął za pozłacany sznur przy łóżku. Po paru minutach w pokoju zjawiła się rudowłosa pokojówka z wyraźnym zmartwieniem wymalowanym na twarzy.
-Proszę Cię, abyś na chwilę została z panienką Verucą, muszę załatwić coś bardzo pilnego- oznajmił siląc się na swój firmowy uśmiech, na co ona tylko przytaknęła. Prędko wyszedł z pokoju zostawiając spanikowaną dziewczynę wraz ze służką. Aby nie niepokoić jej jeszcze bardziej, pędem ruszył w stronę ogrodu, gdzie przesiadywała niska szatynka. Z hukiem wypadł przez drzwi i zmierzył do ławki, na której siedziała.-Wybacz mi to najście, ale muszę się czegoś od Ciebie dowiedzieć
-Co chce ode mnie demon?- zapytała zawzięcie.
-Powiedz mi, jak panienka Eyota tak szybko do siebie doszła? To jest bardzo ważne i ta sprawa nie uznaje zwłoki- powiedział ze śmiertelną powagą, na co uszatą przeszły nieprzyjemne ciarki.
-Eyota po prostu jadła, może na siłę, ale pożywiła się i wyzdrowiała w niecałe trzy dni- skrzyżowała swoje ręce i spoglądała w chłodne oczy kamerdynera.-Musiała wypić krew silniejszą od ludzkiej, czy zwierzęcej- bąknęła.
-To jaką wypiła?- nie zachowywał się teraz tak, jak zwykle, raczej górę wzięła zwykła ciekawość.
-A co? Ona jeszcze nie wyzdrowiała?- zadrwiła, ale szybko tego pożałowała, ponieważ została skarcona oczami, które rozbłysły wrogą purpurą.-N-No już, nie złość się
Po chwili rozpięła kołnierz swojej sukni, a oczom lokaja ujawniły się ślady kłów po ugryzieniach, przecież to było oczywiste, że potrzebuje krwi z istoty nadprzyrodzonej, a Yuna raczej nie była człowiekiem, jedynie go przypominała. Aby nie tracić czasu, ruszył do kuchni po nóż, na wszelki wypadek, gdyby niebieskooka stawiała się na jego pomysł. Ze stojaka wyjął przypadkowy oraz poszedł do pokoju, gdzie leżała. Kiedy tam wszedł, rudowłosa pokojówka stała jak najdalej łóżka, niemalże pod drzwiami, a stan Ru wcale nie poprawił się. Eyota pospiesznie wyszła z pomieszczenia, jak zobaczyła ostrze w dłoni lokaja. Podszedł do cierpiącej dziewczyny i kucnął tuż przy krawędzi łóżka.
-Zrobisz to z własnej woli, czy mam Ci pomóc?- zapytał stanowczo.
-W-W czym?- patrzyła się na niego ze strachem.
-Ugryziesz mnie- oznajmił z powagą.
-Mówiłam- nabrała więcej powietrza w płuca, przez kolejną salwę bólu.-Że n-nigdy więcej tego nie z-zrobię- dodała z trudem.
-Ale musisz to zrobić, jak na razie to jedyny sposób, aby Ci przeszło- podniósł się z klęczek oraz usiadł na posłaniu dziewczyny. Ostrożnie podniósł obolałą Ru przekładając nóż do drugiej ręki.-Proszę Cię, albo to nie ustanie- uśmiechnął się słabo.
-N-Nie chcę Cię skrzywdzić, nie chcę!- odsunęła się na długość swoich ramion.-Ostatnio prawie Cię zabiłam
-W takim razie nie dajesz mi innego wyboru- gwałtownie uniósł ostrze w górę oraz chwilę później zostało skierowane na jego szyję, która została rozcięta z boku. Brutalnie przysunął głowę dziewczyny do rany, z której zaczęła sączyć się ciemna, gęsta krew.-Musisz to zrobić, nie masz innego wyboru- po chwili poczuł, jak niebieskooka zaczęła spijać szkarłatną posokę.
Ruca chwilę później, po odsunięciu się od bledszego kamerdynera, wzięła głęboki wdech, ponieważ ból zmniejszył się do minimum. Demon zasklepił ranę żądaną nożem, lecz czterech, przypadkowo zrobionych dziur po jej zębach nie mógł zregenerować, widocznie przez substancję znajdującą się na jej uzębieniu. Sam odetchnął z ulgą, kiedy dziewczyna zaczęła normalnie oddychać, a jej oczy wróciły do normy, jedyne, co pozostało to siniec na klatce piersiowej oraz pojedyncze salwy bardzo słabego bólu. Lokaj przez nagłe osłabienie musiał wesprzeć się na dłoniach, inaczej by bezwładnie opadł na materac, jego koszula na lewym barku była kompletnie zakrwawiona, tak samo jak szyja. Ruca widząc, jak musiał poświęcić się dla jej zdrowia, nieśmiało objęła bruneta i wtuliła się w jego tors. Z przymkniętymi oczami nasłuchiwała, jak serce mężczyzny bije w niespokojnym rytmie. Nie nacieszyła się tym dźwiękiem długo, ponieważ w jej głowie ponownie rozbrzmiał okropny ryk, którego znała źródło. Trzymając się za czoło, wstała i z grymasem złości wstała z łóżka.
-Gdzie się wybierasz?- już w pełni przytomny czerwonooki zapytał dziewczynę zmierzającą do wyjścia na korytarz.
-Do Ionuc'a- z krzesła obok łóżka zdjęła marynarkę mężczyzny i mu ją podała.-A Ty idziesz ze mną, będziesz mi potrzebny- wytarła swoje usta z resztek krwi i pomogła wstać demonowi.
-Nie wypoczęłaś w pełni, musisz leżeć- stwierdził surowo.
-Wypocznę w drodze powrotnej do Londynu, a teraz idziemy. Poza tym tutaj nawet nie mam jak nadrobić swoje siły, straszny tu panuje hałas- skrzywiła się oraz pchnęła wielkie drzwi.-Musisz przytrzymać tę wiewiórę, będzie nam zawadzać- rozkazała z wyższością.
Niebieskooka wręcz chciała zerwać się do biegu, ale odrętwiały mięśnie uniemożliwiały jej to, wciąż źle się czuła, ból doskwierał dziewczynie tylko od czasu do czasu, jednak nie był aż tak mocny, aby musiała zostać w łóżku i nie mogła w końcu rozwiązać sprawy tajemniczej piwnicy w posiadłości nastolatka. Była godzina siedemnasta, więc obaj arystokraci powinni przebywać w salonie i tak było. Wpadła nagle do pokoju dziennego, ciągnąc ich za dłonie, aby podnieśli się z foteli i na jej szczęście, rudowłosej nie było w pokoju, a zamiast niej u boku nastolatka stała mała Lyn, która została schwytana przez demonicznego lokaja.
-Co to ma wszystko znaczyć?! Puszczaj mnie!- szatynka zaczęła się szarpać i wyrywać, lecz na marne.
-Ruca, co Ty robisz?- wyraźnie zaniepokojony zielonooki zapytał dziewczynę, chaotycznie przy tym rozglądając się.-Powinnaś odpoczywać
-Jak to, co?- jej twarz nie wyrażała żadnych emocji.-Idziemy do piwnic- oznajmiła i ruszyła przed siebie, tym samym puszczając granatowookiego, który najwidoczniej nie przejął się tą sytuacją, a wręcz swoim spojrzeniem potwierdził słowa Ru.
-Nie możecie, nie możecie! Tam się nie wchodzi! Nie pow--
-Zamknij się w końcu, smarkulo!- nerwy jej puściły, co zrozumiał Sebastian i zakrył usta czerwonookiej.-Idziemy zobaczyć, co ta ruda ściera tam trzyma, mam dość ryków!- twardo stawiając kroki, prowadziła resztę do ciemnych, drewnianych drzwi z dużą klamką. Będąc od nic zaledwie parę kroków, chwyciła jedną z pochodni na ścianie i wykrzesała z siebie wystarczająco ognia, aby ją zapalić. Zupełnie podeszła do drzwi oraz uderzając w nie swoim ramieniem i oświetliła wnętrze.-Proszę bardzo, co my tutaj mamy- w środku znajdowały się kolejne klatki, w których były uwięzione wilkołaki różnego wieku, ale wszystkie pochodziły z dworu niebieskookiej. Temu wszystkiemu towarzyszył okropny smród mokrej sierści, stęchlizny i odchodów. Na ten widok, nastoletni hrabia zakrył swoje usta dłonią przez szok, a Lyn szarpała się jeszcze mocniej i zaczęła szlochać.-Niewinna, tak? Teraz zobacz, kto asystował w porwaniach dzieci i nie tylko ich, Ionuc. Zatrzymała je sobie, wykradła- niebieskooka patrzyła z żalem na blondyna.
-Masz rację, zatrzymałam je sobie, bo myśleli że panienka nie żyje- z cienia piwnic wyłoniła się sylwetka szarookiej służki.-Teraz będę musiała uczynić to prawdą, a przy okazji zginie tyle osób
***
💙POLSAT💙
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top