2


Sebastian POV:

   Tak jak codziennie, szedłem aby obudzić Panicza. Dzisiejszy poranek był cichy... zbyt cichy. Przemieszczałem się korytarzami, aż nagle poczułem jak podłoga pode mną się zatrzęsła.

  -Wykrakałem- powiedziałem do siebie łapiąc się za nasadę nosa, oraz ruszyłem szybkim krokiem do kuchni.

   Moje oczekiwania się spełniły. Na środku pomieszczenia stał blond-włosy "kucharz" z miotaczem ognia w ręku. Mężczyzna o turkusowych oczach i zawieszonych goglach na szyi, patrzył się w moją stronę jakby zobaczył ducha. Uśmiechnął się głupio, co doprowadziło do utraty mojej cierpliwości. Zbliżyłem się do niego, po czym wyrwałem mu z rąk narzędzie szkód.

  -Ile razy miałem powtarzać, abyś nie używał takich rzeczy w kuchni?- zapytałem ostro na co on wzdrygnął się- Konfiskuję. Doprowadź to do porządku- dopowiedziałem na odchodne.

   Kiedy skonfiskowany przedmiot odłożyłem na miejsce, udało mi się uratować zastawę porcelanową przed bliskim spotkaniem z podłogą, tak samo jak i pokojówka. Jedno moje spojrzenie wystarczyło, aby jej twarz została przyozdobiona rumieńcami.

  -J-ja przepraszam!- pisnęła wymachując rękoma we wszystkie strony. Odstawiłem ją na podłogę, nadal trzymając zastawę w dłoni.

  - Mey-Rin, skoro noszenie porcelany po kilka sztuk jest dla ciebie ciężkie, to noś je pojedynczo- zirytowany, poinstruowałem ją -Zawiąż buty- na moją uwagę aż podskoczyła.

  -D-dobrze, dziękuję i p-przepraszam!- ukłoniła się, zabrała naczynia i poszła w swoją stronę.

   Gdy całe to zamieszanie minęło, udałem się do sypialni mojego pana. Stojąc z tacą pod drzwiami, delikatnie zapukałem. Nie słysząc odpowiedzi, wkroczyłem do pokoju. W pomieszczeniu panował mrok. Podszedłem do okna.

  -Paniczu, pora wstawać- w odpowiedzi o moje uszy obił się pomruk niezadowolenia i szmer pierzyn. W końcu mój "właściciel" podniósł się do siadu.- Dziś na śniadanie przygotowałem mieszankę zielonych herbat oraz rogaliki z ciasta francuskiego nadziewane jabłkami i cynamonem- dokończyłem wypowiedź i podałem mu tacę z posiłkiem oraz najnowszą prasę.- Z racji iż dziś odbywa się bankiet u Hrabi Aloisa, pozwoliłem sobie umówić panicza na dodatkową lekcję tańca- uśmiechnąłem się głupkowato, na co ten po usłyszeniu tej jakże dramatycznej informacji, zakrztusił się herbatą.

  -C-co żeś zrobił?!- wykrzyczał gdy już doszedł do siebie. Podałem mu chusteczkę.

  -To, co panicz usłyszał- odpowiedziałem -Odwołałem także inne spotkania i wyjazdy. Cały dzień będzie przeznaczony na taniec- ostatnie słowo specjalnie przeciągnąłem.

   Z chęcią mordu w oczach wstał, po czym przystąpiłem do ubierania go. Nie mogłem się doczekać, aż ujrzę mojego panicza jak wyciska siódme poty przez całe popołudnie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

3rd person POV: 

   Tymczasem w posiadłości Trancych trwały przygotowania do zbliżającego się bankietu. Każdy z pracowników był zabiegany. 

   W oddalonym od reszty pokoju, siedziała ona. Przez nieuwagę lokaja, była świadoma dzisiejszego wydarzenia. Pustym wzrokiem badała uważnie drzwi naprzeciwko niej. Zza drzwi było słychać jedynie stukot butów, krzyki, a nawet udało jej się wychwycić dźwięk charakterystyczny dla uderzenia w twarz. Wzdrygnęła się lekko. Przez łańcuchy na rękach i nogach tworzyły się rany, których nie mogła jak na czas obecny wyleczyć. Bolało ją wszystko. Znowu jej koszula była ubrudzona krwią i śmierdziała potem. 

   Nagle naszła ją myśl. Skoro będzie spore wydarzenie w posiadłości, to i będą ludzie... ale kto stawi się demonom? Każdy normalny śmiertelnik zginie na miejscu. Zrezygnowana spojrzała na swoje dłonie. Paznokcie były brudne, a same palce sine od panującej tu niskiej temperatury. 

  - Huh, nie powinnam odczuwać zimna- szepnęła sama do siebie i momentalnie zaczęła drżeć- Głupota- prychnęła, po czym napawała się długotrwałą ciszą i spokojem.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~  

   Nadszedł wieczór, godzina przyjazdu gości. Pod posiadłość zaczęło zjeżdżać się wiele ludzi. Lokaj w okularach tylko stał przy drzwiach i witał ich wszystkich, zaś trójka innych służących odprowadzało powozy na tył rezydencji. 

   Kiedy nadjechał czarny powóz, żółtooki natychmiast się spiął. Dobrze wiedział kto to. Z karocy wyszedł niski chłopiec z przepaską na oku. Miał włosy szarawo-granatowe, przykryte czarnym cylindrem. Obok niego stanął wysoki lokaj. Claude, gdy tylko zobaczył lokaja, wymienił się z nim nienawistnym spojrzeniem. Zaprosił ich do środka, oraz sam wszedł do holu, gdyż to byli ostatni goście. 

   ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

   Zabawa trwała w najlepsze, dopóki towarzysz Ciela nie zaczął dziwnie się zachowywać.

  -Co z tobą? Wyglądasz jakbyś miał zaraz zwymiotować- powiedział z ironią, spoglądając na coraz bledszego lokaja.

  -Tutaj jest o jednego demona za dużo... i wampira- odpowiedział ze śmiertelną powagą.

  -Wampira? To takie coś istnieje? Jeszcze oni mają to trzymać?

  -Skoro są demony to i wampiry, paniczu- odgryzł się swojemu panu. Ciel tylko skrzyżował ręce na piersi oraz coś wymamrotał pod nosem.

  - Jeśli aż tak ci to przeszkadza, idź to sprawdzić- powiedział znudzonym głosem i jedną ręką pomachał mu, aby się pośpieszył. Ten tylko się ukłonił i odszedł.

   Sam hrabia oparł się plecami o ścianę i patrzył na wirujące w tańcu pary.

   -Okropna muzyka- syknął, a na twarzy widać było obrzydzenie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ 

   Czerwonooki demon  szybko przemierzał korytarze posiadłości aby nie natrafić na żadnego z domowników. Doskonale wiedział w którą stronę iść przez silny zapach "tego czegoś".

   Dziewczyna od samego rana była sama w pomieszczeniu. Nikt do niej nie przyszedł, cieszyła się z tego. W pewnym momencie jej radość prysnęła jak mydlana bańka. Wyczuła kogoś. To był demon, ale nie tutejszy. Ten był dużo starszy i miał inną aurę. Veruca pod wpływem strachu, przesunęła się do kąta jak tylko mogła.Bała się, że uczyni jej gorsze rzeczy niż ta trójka. Słyszała jego kroki coraz głośniej, zaczęła się trząść. Drzwi otworzyły się powoli, na co ona przyciągnęła nogi do klatki piersiowej i wbiła paznokcie w przedramiona.

   Kiedy otworzył drzwi do pokoju, ukazała mu się skulona postać w kącie. Stał jeszcze chwilę w progu, aż w końcu postanowił podejść. Gdy kroczył ku niej, ona wydała z siebie tylko pisk przerażenia i zachowywała się, jakby chciała wejść w ścianę. Zdziwiony jej reakcją, kucnął przed nią.

  -Boisz się mnie?- zapytał. Chciał jej dotknąć, lecz ta zaczęła drżeć jeszcze bardziej, oraz do jej oczu napłynęło kilka łez.  Bezradny, złapał za łańcuchy u jej rąk i szybkim ruchem je zerwał. To samo zrobił z łańcuchami na nogach.

   Zdezorientowana dziewczyna spojrzała na niego swoimi wielkimi, niebieskimi oczami. Mężczyzna uśmiechnął się do niej przyjaźnie i podał jej dłoń. Patrzyła się na niego jeszcze chwilę, po czym postanowiła przerwać tą ciszę.

  -N-nic mi nie zr-robisz?- zapytała szeptem, ponieważ jej obolałe gardło nie pozwalało na zwyczajne mówienie.

  -A cóż takiego miałbym panience uczynić?- spytał zdezorientowany.- Chyba nie zamierza panienka tutaj siedzieć ani chwili dłużej, mam rację?- W odpowiedzi ona tylko kiwnęła głową.

    Zarzucił na nią swoją marynarkę i podniósł. Niebieskooka nie miała siły sama chodzić, toteż czarnowłosy wziął ją na ręce. Ona tylko okryła sobie głowę marynarką, aby światło zza drzwi jej nie oślepiło. Lokaja przez cały czas nurtowało jedno pytanie, mianowicie: Czym ona jest? Miał zamiar dowiedzieć się tego w posiadłości swojego pana, kiedy ta wydobrzeje. Zdawał sobie sprawę w jakiej sytuacji jest teraz dziewczyna.

   Aby wyjść niezauważonym, postanowił ewakuować się wyjściem z piwnic. Okazało się to bardzo dobrym planem, gdyż wyjście prowadziły prosto do miejsca gdzie stały powozy. Szybko odnalazł właściwą karocę i posadził w niej niebieskooką.

  -Zaraz wrócę. Proszę, aby panienka nigdzie się nie wybierała- oznajmił, zamknął drzwiczki i odszedł.

   Czarnowłosy lokaj wrócił do swojego pana, oraz powiedział mu, że muszą natychmiast wracać. Młody hrabia nic nie mówiąc ani nie pytając, wyszedł z kończącego się i tak wydarzenia. Chłopiec ze świadomością, że udało mu się uniknąć Aloisa przez cały bankiet, z chęcią ruszył za swoim poddanym.Cała radość prysnęła, kiedy Sebastian otworzył drzwiczki powozu. Cielowi ukazała się czarno-białowłosa, drobna dziewczyna.

  -Sebastianie, co to ma znaczyć?- wysyczał spoglądając na swojego lokaja z niedowierzaniem. Aż do takich czynów się posuwa? Mężczyzna jedynie szepnął coś do ucha hrabi. Ciel bez słowa wsiadł do powozu i dał znak woźnicy, że mogą już jechać.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

   Po dotarciu na miejsce, czerwonooki zaniósł dziewczynę do pokoju gościnnego. Veruca czując jak siada na czymś miękkim dziwnie się poczuła. Odkąd pamięta to siedziała na twardej i zimne podłodze. Lokaj zniknął na chwilę za drzwiami pomieszczenia, aby wrócić z pokojówką.

  -Mey-Rin przygotowała dla ciebie kąpiel- oznajmił - Niech panienka z nią pójdzie, a ja w tym czasie przygotuję dla panienki pokój- dopowiedział z uśmiechem.

   Wcześniej wspomniana Mey-Rin pomogła wstać czarno-białowłosej. Zaprowadziła ją do łazienki i pomogła się rozebrać. Kiedy dziewczyna usiadła w wannie, służka polała ją ciepłą wodą.

  -J-jeśli mogę zapytać... Jak ma panienka na imię?- pokojówka zapytała nieśmiało, szorując jej długie włosy.

  -Veruca- odpowiedziała- Proszę, nie mów do mnie "panienko", daleko mi do tego- wyszeptała lekko się uśmiechając.

  -Dobrze, Veruca- ucieszona służka kontynuowała mycie obolałej dziewczyny.

   Po kąpieli Mey-Rin dała niebieskookiej świeżą koszulę nocną, oraz zaprowadziła ją do pokoju dziewczyny. Oczom Veru'ki ukazało się piękne wnętrze pokoju, w którym miała przebywać. 

   Pod ścianą stało łóżko wykonane z ciemnego drzewa, okryte czerwoną kołdrą i poduszkami. Po bokach łóżka stały szafki nocne wykonane z tego samego drzewa. Na jednej z szafek stał srebrny świecznik. Drewniana podłoga była przykryta grubym dywanem w różne wzory. Naprzeciwko łóżka  znajdował się kominek. Po prawej stronie stała długa komoda, na której położone były bordowe ręczniki i miska z wodą. Zaś z lewej było wielkie okno z ciemnymi zasłonami, a obok niego stolik z dwoma fotelami. Wszystko to dopełniały czerwono-szare ściany. 

   Czarno-białowłosa po rozejrzeniu się, opadła ciężko na łóżko. Nie zwracając uwagi na otoczenie, po prostu zasnęła. Zdała sobie sprawę, że to minęło i może odpocząć. Pokojówka widząc to, uśmiechnęła się sama do siebie, okryła dziewczynę i wyszła zamykając drzwi.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ 

  -Jak to jej nie ma?!- hrabia Alois  wykrzyczał na całą posiadłość- Jak mogłaś do tego dopuścić?! Jesteś do niczego!- uniósł się jeszcze raz, a następnie uderzył fioletowowłosą pokojówkę w twarz.- Nawet nie zdążyłem się z nią pobawić- burknął- Macie ją znaleźć, jasne?!- jeszcze raz krzyknął prosto w twarze jego służących, aby później odejść do swojej sypialni na spoczynek.

  -Jeśli się znajdzie, to przysięgam że ją osobiście zabiję- warknął sam do siebie, po czym zasnął.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ 

   Następnego ranka, niebieskooka obudziła się w takiej samej pozycji w jakiej zasnęła. Było jej słabo, przez jej ciało przechodził tępy ból.  Podejmowała próby podniesienia się do siadu, lecz na marne. Dotknęła swojego dusika. Był czarny i wąski. To on blokuje jej naturalne zdolności. Leżenie na takim posłaniu jej nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Z radości, że to minęło po jej policzku słynęła samotna łza, a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.

   Tą błogą chwilę przerwało pukanie do drzwi. Lekko podskoczyła, dobrze wiedziała kto to. Z rozłożonymi rękoma na łóżku, czekała aż lokaj wkroczy to pokoju.

  -Dzień dobry, panienko- powiedział swoim głębokim głosem- Jak się dziś panienka czuje?

  -L-lepiej- odpowiedziała zachrypniętym głosem

   Dopiero po chwili zauważyła w dłoniach bruneta środek odkażający i bandaże. Momentalnie pobladła. Wiedziała że odkażanie szczypie, ale cóż mogła poradzić. Przez to co miała na szyi, leczenie ran zajmowało jej zbyt wiele czasu, aby nie używać takich środków. Gdy się otrząsnęła, zauważyła że czerwonooki delikatnie ujął jej drobną, drżącą dłoń. 

  -Nie ma się czego bać, to nie boli aż tak bardzo jak panienka myśli- uspokoił ją.

   Co chwilę syczała z bólu, oraz zabierała dłonie i podkulała nogi. Raz nawet udało jej się go kopnąć w twarz. Lecz gdy Sebastian chciał podciągnąć jej koszulę, aby opatrzyć rany na brzuchu i plecach, ona jak oparzona odskoczyła na drugi koniec łóżka. 

  -Tutaj nic mi nie jest- szepnęła cicho.

  -A jak panienka wyjaśni plamy krwi na swojej koszuli?- zapytał cicho chichocząc.

   Faktycznie, jej koszula była cała we krwi. Czyżby wczoraj została dźgnięta? Nie pamiętała. Niechętnie podciągnęła swoją koszulę. Sebastian widząc jej brzuch, skrzywił się. Widniała na nim blizna ciągnąca się aż pod samą klakę piersiową. Obok niej była świeża rana, prawdopodobnie zadana tym samym narzędziem. 

  -Powinnaś już od tego nie żyć- poinformował ją sucho. Nie chciał na to patrzeć, ani wiedzieć w jakich okolicznościach rana została zrobiona.

   Nie wiedział jak to opatrzyć. Rana przechodziła na wylot. W końcu wziął się w garść i wylał sporą ilość środka dezynfekującego na przecięcie. Dziewczyna krzyknęła tak głośno, że do pokoju wpadł sam harabia Ciel, a Sebastianowi zadzwoniło w uszach. 

  -Co ty jej robisz?! Dobijasz?!- młody hrabia uniósł głos na swojego lokaja.

  -Ależ skąd paniczu, dezynfekuję ranę- Po tych słowach Ciel spojrzał na brzuch dziewczyny. W ułamku sekundy zrobił się blady jak ściana. Postanowił się odwrócić, aby nie patrzeć na tak drastyczną scenę. 

   Po opatrzeniu ran dziewczyny, niebieskooka płytko oddychając opadła na poduszki. Mężczyźni przyglądali się jej w ciszy. W końcu odezwał się hrabia.

  -A więc, jak się u niego znalazłaś?- zapytał

  -Mówiono mi, że ojciec mnie tam oddał aby mógł wyjechać do Transylwanii. Byłam tam przetrzymywana jak ten blondyn sprowadził swojego nowego lokaja- oznajmiła

  -Czy mógłbym zadać panience pytanie?- nagle odezwał się brunet. Ona w odpowiedzi skinęła twierdząco głową.- Czym panienka jest?- kiedy to usłyszała, spięła się. Nie wiedziała jak dokładnie ma na to odpowiedzieć.

  -Jestem... hybrydą- odpowiedziała po chwili zastanowienia.- Nie taką sztuczną. Urodziłam się jako hybryda demona i wampira- dokończyła swoją wypowiedź. Na twarz lokaja wdarło się zaskoczenie.

  -Ale istoty takiego pokroju jak ty, nie powinny żyć- dodał oschle.- Po raz pierwszy widzę uwiązanego demona- wskazał na dusik dziewczyny.

  -J-ja wiem! Lecz tata mi mówił, że gdy się urodziłam, mama była załamana jak dowiedziała się czym się urodziłam. Nie chciała abym umarła, toteż oddała swoją duszę, bo chciała żebym to ja żyła. Nawet jej nie znałam, ojciec nie chciał o niej mówić- nagle posmutniała- A co do tego, nie pozbędę się tego dopóki ten blondyn nie zginie. Jest zapieczętowane- dopowiedziała.- J-jestem trochę g-głodna- poinformowała ich niepewnie.

  -Nie wiem co jedzą stwory twojego pokroju. Powiedz czego chcesz- rzekł chłopiec z przepaską. "Stwory", co? Na to słowo spojrzała morderczym wzrokiem na młodego hrabię.

  -Przynieście mi młodą kobietę- szepnęła. Kiedy Ciel to usłyszał, przeszły go ciarki, a demon pozostał niewzruszony. Kiwnął tylko do swojego kamerdynera aby spełnił prośbę dziewczyny. Ten ukłonił się i wyszedł.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~   

   Minęło trochę czasu zanim Sebastian wrócił do posiadłości z "obiadem" dziewczyny. Jak nakazywało poprawne zachowanie, przed wejściem do pokoju, zapukał. Gdy otrzymał pozwolenie, wkroczył do pomieszczenia. 

  Veruca siedziała po turecku na łóżku. Zobaczyła lokaja w progu. Pozwoliła mu wejść do pomieszczenia. Kiedy ten wszedł, zauważyła zakneblowaną, młodą dziewczynę na jego barku. Momentalnie jej twardówka poczerniała, a w tęczówce pojawiło się kilka źrenic.

    



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top