16

  -Markiza Francis, co Panią tutaj sprowadza?- chłopiec skłonił się przed starszą kobietą.

-Czy zbrodnią jest odwiedzanie bratanka? Elizabeth poinformowała mnie, że gościsz kuzynostwo, którego jeszcze nie znam- wzrokiem szukała owego gościa, ale nieszczęśliwie, spoczął na fryzurze kamerdynera.-A Ty znowu wyglądasz TAK. Jak możesz z tym pracować?- mówiąc to, pociągnęła Jego grzywkę w górę.

-Też mi jest niezmiernie miło widzieć Markizę- wysyczał, ignorując wcześniejszą wypowiedź.-Pozwoli Pani, że sam zajmę się moimi włosami

-Tym razem potraktuję Cię żelem, jak Boga koch-- zaprzestała swych poczynań w momencie, którym zauważyła bladą dziewczynę.Szybko puściła grzywkę lokaja i zaczęła przyglądać się jej licu.-To Ty jesteś tą kuzynką od strony Rachel, prawda?- odpowiedzi uzyskała pozytywne kiwnięcie głową.-Pozwól, że się przedstawię, jestem Markiza Francis Midford, ciotka Ciel'a oraz matka Elizabeth- lekko dygnęła przed nią, aby następnie przyjrzeć się jej twarzy.-Jesteś strasznie blada, powinnaś się chociaż umalować

-Panienka Veruca jest jeszcze schorowana, przez nieumyślną kąpiel w rzece, w nocy- ostatnie słowo specjalnie przeciągnął, co zdenerwowało niebieskooką.-Ma obolałe gardło, więc nie za bardzo może mówić. Zaprowadzę Panienkę do łóżka, proszę wybaczyć- mówiąc to, ścisnął mocniej jej bark, na znak, że muszą już iść.

-Ru, poczekaj!- blond włosa dziewczynka złapała w ostatniej chwili niebieskooką za rękaw sukni.-Może przyjdziesz później i zjesz z nami kolację? Proszę, to chyba nie będzie męczące- mocniej ścisnęła ubranie i wygięła wargi w uśmiechu.-Proszę, proszę, proszę!

-Lizzy, nie sądzę, aby miała na to siłę- Hrabia złapał swoją narzeczoną za ramię i delikatnie obrócił ją ku sobie.-Spójrz, jak wygląda. Ledwo stoi o własnych siłach, powinnaś dać jej dziś spo-

-Przyjdę-nagła odpowiedź nie zaskoczyła tylko chłopca, ale i Sebastiana. Nie spodziewał się tego po niej, zważając na to, że Veruca nie lubi czternastolatki.-Możemy już iść? Padam z nóg- słabo uśmiechnęła się do lokaja oraz pociągnęła za jego ramię.

-Miałem szczerą nadzieję, że odmówisz- zagadał, kiedy oddalili się wystarczająco od towarzystwa.-Wytrzymasz z Panienką Elizabeth w jednym pokoju?

-Postaram się. Jestem po prostu ciekawa jej matki, perfekcjonistka, prawda?- w odpowiedzi uzyskała twierdzące kiwnięcie głową i westchnięcie.-Ale wiesz- tu stanęła na przeciwko lokaja oraz palcami zaczesała jego włosy do tyłu.-Nawet Ci tak ładnie

-Dziękuję- posłał jej szczery uśmiech i podał niebieskookiej ramię.-Widzę, że zaraz padniesz. Lepiej zaprowadzę Cię do sypialni, faktycznie pobladłaś- ponownie zgarnął swoje włosy na czoło.-Muszę znaleźć coś na tego sińca, wygląda okropnie. Gorzej będzie, jeśli nie zejdzie- przyłożył dwa palce do podbródka.

-Czy mi się zdaję, czy Ty się o mnie martwisz?- wymownie spojrzała na bruneta oraz bardziej przybliżyła się do niego, ze swoim zadziornym uśmiechem.-Nie trudź swojej głowy. Powinieneś poświęcić więcej uwagi Ciel'owi, nie dziwadłu

-Poświęcam wam tyle samo uwagi, ale Ty jesteś teraz w bardzo ciężkim stanie- wierzchem dłoni przejechał po włosach Ru.-I nie jesteś dziwadłem. Raczej jesteś wyjątkowa, na swój sposób. Nie powinnaś tak o sobie mówić

-Tak, a na samym początku mówiłeś, że powinnam być martwa- wydęła poliki w geście obrazy.-Kłamca!

-Lecz gdyby nie poświęcenie Twojej matki, faktycznie byłabyś martwa. Więc proszę mnie tak nie nazywać, wszystko co mówię to najszczersza prawda- uniósł palec w górę oraz przymknął powieki. Usłyszał prychnięcie ze strony towarzyszki.

-Idź lepiej zrobić kolację, sama trafię do pokoju, a gdyby coś się działo będę krzyczeć- puściła ramię kamerdynera i ruszyła ku drzwiom do swojej komnaty.-Przyjdź po mnie, kiedy kolacja będzie gotowa

Niewinnie uśmiechnęła się do czerwonookiego i zatrzasnęła drzwi tuż przed jego nosem. Kiedy nie usłyszała żadnego dźwięku o drugiej stronie drzwi, oparła się o nie i rozwiązała sznurki od sukni. Spojrzała na okropne zasinienie. Próbowała go dotknąć, ale z każdą próbą, sprawiało jej to coraz więcej bólu. Z przeciągłym jękiem opadła na poduszki, dłonią masując przestrzeń wokół sińca. Uśmiechnęła się na myśl, że opuści Londyn na jakiś czas, ale też była zaniepokojona, co tym razem Jej Królewska Mość zleci chłopcu, ani gdzie pojadą. Po zapadnięciu zmroku oraz po umiejętnościach czarnowłosego demona wywnioskowała, że kolacja będzie niebawem gotowa. W duchu modliła się, aby kamerdyner już przyszedł. Jakoś dziwnie czuła się bez jego obecności, ale strach górował nad samotnością. To jej smutna przeszłość wykształciła lęki. Nerwowo rozglądała się na boki pokoju, lecz nie spoglądała na okna, nawet jeśli były zasłonięte. Nie chciała zobaczyć tego, czego obawia się przez cały czas. Złotych oczu. Bała się, że mimo ostrzeżeń Sebastiana, lokaj z posiadłości Trancy przyjdzie po nią. Potrząsnęła głową, pozbywając się takich myśli. Podniosła się do siadu i w ciemności oglądała wzorki na dywanie. Nie miała nic ciekawego do roboty, ale wolała to, niż przyglądanie się młodemu szlachcicowi, który broni się przed dotykiem jego narzeczonej. Bardzo irytowało ją zachowanie Elizabeth. Tak dziecinnej osoby jeszcze nigdy nie widziała, nawet ona sama taka nie była. Jednakże zauważyła coś bardzo istotnego. Zielonooka zawsze nosiła płaskie buty, gdy wówczas dziewczęta w jej wieku zakładają pantofle na lekkim obcasie. Widać było, że robi to dla swojego narzeczonego, ponieważ wyraźnie jest on niższy od blondynki. To był jedyny szczegół, jaki rozczulił niebieskooką w charakterze tej dziewczynki. Wzdrygnęła się, kiedy usłyszała skrzypnięcie zawiasów. Zwróciła wzrok w stronę dźwięku oraz napotkała sylwetkę mężczyzny ze świecą w ręku.

-Mogłabyś chociaż zapalić świecznik- pokręcił głową. Spojrzał na rozwiązana suknie, aby później spocząć na jej, niemalże martwych oczach.-Dlaczego to odkryłaś?

-Gorąco mi było- uciekła od niego wzrokiem, ale złapał ją za podbródek i zmusił, aby spojrzała na bruneta.

-I kto tu jest kłamcą? Chciałaś tego dotknąć- otwartą dłonią przejechał po sińcu, na co niebieskooka jęknęła. Szybko ją zabrał, w momencie kiedy ujrzał cierpienie dziewczyny.-Kolacja gotowa, pozwól, że doprowadzę Cię do porządku- zawiązał górę kreacji i pomógł wstać Ru.

-Chyba zapomniałeś o czymś- zaświergotała. W zamian uzyskała pytające spojrzenie czarnowłosego, westchnęła przeciągle.-Kupiłeś mi coś, prawda?

-Ah tak, kupiłem. To będzie twoja kolacja- odpowiedział uprzejmie, co trochę zdenerwowało niebieskooką.-No już, złość piękności szkodzi, przestań marszczyć tego nosa. Lepiej już chodźmy, inaczej będziemy spóźnieni

-Tak, chodźmy- swobodnymi kosmykami próbowała okryć delikatne rumieńce, spowodowane słowami kamerdynera.

Widząc poczynania niebieskookiej, na jego usta wkradł się zadziorny uśmiech, ale po chwili nad jego emocjami zapanował spokój. Nie rozumiał, co dzieje się, kiedy towarzyszy Ruce. Nie wiedział jak dobierać słowa, czy w jaki sposób powinien się zachowywać. Wszystko było zupełnie inaczej niż gdy jest w obecności swojego pana. Ale to nie była jedyna rzecz, która go martwiła. Najbardziej bał się tego, że zaczyna upodabniać się do miernoty, jaką jest człowiek. Zaczynał bardziej okazywać wszelkie uczucia, a co było najdziwniejsze to to, że właśnie najbardziej był na nie podatny podczas obecności niebieskookiej. Odrzucił te wstrętne myśli na bok i skupił się na celu, jakim była jadalnia. Można było wyczuć, że stan niebieskookiej poprawił się na lepsze, niż jaka była w południe. Drętwo stanął przed drzwiami jadalni oraz otworzył je, tym samym zmuszając dziewczynę, aby puściła jego ramię. Opornie to zrobiła, bojąc się, że upadnie, jednak nic takiego nie miało miejsca. Wstrzymała powietrze, kiedy lokaj otworzył wrota. Wbrew jej przekonaniom, że w środku zastanie Lizzy klejąca się do niebieskookiego chłopca, w środku panował spokój. Dygnęła na nodze oraz podeszła do jednego z nakrytych miejsc przy stole.

-Wybaczcie, że musieliście czekać- Ruca spojrzała hrabi prosto a oczy, które, o zgrozo, były roześmiane. Nie wiedziała, co w tamtej chwili miała ze sobą zrobić, czuła się skrępowana.-Czy mam coś na twarzy?

-Skądże, rozumiem Twoje spóźnienie - chłopiec splótł palce u rąk i położył na nich swój podbródek.-Też macie te swoje sprawy- dwa ostatnie słowa celowo przeciągnął oraz spojrzał na kamerdynera i bladą dziewczynę.

-Ciel, nie wolno tak w towarzystwie!- blond włosa dziewczynka zganiła swojego narzeczonego. Szybko odwróciła się do Ru.-Nie słuchaj go, nie powinien się tym interesować!

-Elizabeth, nie wydzieraj się tak- do rozmowy dołączyła matka zielonookiej, skrytykowała swoją córkę z bardzo surowym wyrazem twarzy.-Ale faktycznie, nie powinniśmy drążyć takich spraw przy jedzeniu. Porozmawiacie później

Francis przerażała niebieskooką, szczególnie to, jak zwracała się do własnej córki. Kiedy wszyscy zasiedli do stołu, słychać było tylko jak Sebastian przekłada tace z jedzeniem na stół. Kolacja była dość skromna i lekka. Sałatka z tuńczykiem, a do tego tosty wraz z pastą ziołową i indyjską herbatą. Wszyscy dostali talerze, z wyjątkiem niebieskookiej. W końcu i ona dostała swój posiłek, ale wyglądał on zupełnie inaczej. Danie na talerzu było bordowe. Obejrzała je z każdej strony, a później jej wzrok padł na kamerdynera. Brunet jedynie uśmiechnął się i wskazał dłonią na talerz, aby przystąpiła do jedzenia. Na początku bała się wziąć cokolwiek do ust, nie wiedziała za nic, co to. Lecz wszystko zmieniło się, gdy wzięła pierwszy kęs. Na jej pokojach pojawił się blady rumieniec. Jak była w połowie, dostrzegła na pół surowe mięso. Szybko, aczkolwiek kulturalnie zakończyła swój posiłek.

-Skoro zakończyłaś spożywanie kolacji- młoda szlachcianka wstała z krzesła i podeszła do wciąż słabej dziewczyny.-Może pójdziemy obie do bawialni, opowiesz coś o sobie, nie będziemy im przeszkadzać, proszę!

-Elizabeth, nie naciskaj- kobieta znowu skarciła blondynkę, ale ta sobie z tego prawie nic nie zrobiła.-Spójrz na nią, jest wciąż blada jak trup i ledwo, co podnosiła widelec

-Chcę tylko porozmawiać z Ru- posmutniała i opuściła głowę.

-Chodź- niebieskooka nagle wstała i pociągnęła dziewczynkę za dłoń.-Życzę smacznego. Gdyby coś się działo, proszę nas szukać w bawialni, lub moim pokoju

-Może Sebastian z wami pójdzie?- chłopiec wypalił nagle, na co blado skóra wzdrygnęła się.

-Nie ma takiej potrzeby, Ciel. Ale teraz wybaczcie- wypchnęła narzeczoną chłopca na korytarz i zatrzasnęła za nimi drzwi.-Choć trochę wolnego od tego kamerdynera- odsapnęła oraz wyprostowała się.-Idziemy? Też chcę z Tobą pomówić

-Jasne! Mam Ci tyle do powiedzenia, a jeszcze więcej pytań!- zielonooka uśmiechnęła się do niej i złapała za przedramię.-Skąd jesteś? Bo na typową Brytyjkę nie wyglądasz. I nawet nie wiem, jak masz na nazwisko!

-Moore- rzuciła pospiesznie losowe nazwisko. Gdyby tylko pamiętała swoje prawdziwe, powiedziałaby jej.-Uciekłam z kraju, w którym toczy się wojna. Ciel chętnie mnie przyjął, zważając na to, że mój ojciec mnie porzucił- przez chwilę była poważna, lecz momentalnie delikatny uśmiech powrócił na jej twarz.-Ale nie narzekam na samotność, mam aż nadto towarzystwa

-Widzę, jak prowadzasz się cały czas z Sebastianem- blondynka poruszyła znacząco brwiami i wygięła usta w chytrym uśmiechu.

-L-Lizzy!

-No co? Kiedy Cię widzę, zawsze z nim chodzisz pod rękę- pchnęła drzwi od bawialni.-Jeszcze w tym plenerze razem poszliście na spacer, to takie urocze! Powiedz, w jakich jesteś relacjach z nim?- obie opadły na fotele.

-Dla mnie jest dobrym przyjacielem, nie wiem kim jestem dla niego. Zawsze mi pomaga, szczególnie teraz, kiedy jestem chora- podrapała się po poliku i spojrzała na Elizabeth.-I nic więcej, nie wyobrażaj sobie za dużo!- skrzyżowała ręce na piersiach i zaśmiała się.

-Oszukujesz samą siebie- stwierdziła blondynka i wydęła usta.-Chyba widzę, jak na Ciebie patrzy. Nawet specjalnie dla Ciebie ugotował inne danie! Powinnaś się mu bardziej otworzyć i być słodsza, a wtedy kto wie, do czego może dojść

-Świntucha- niebieskooka burknęła pod nosem.-A właśnie, Lizzy. Chciałam się Ciebie także o coś zapytać- uzyskała pozwolenie poprzez ochocze kiwnięcie głową.-Dlaczego- tu spojrzała na buty zielonookiej.-Nosisz dziecięce obuwie? Chyba dziewczynki w Twoim wieku mogą sobie pozwolić na obcas

-Ah, to- ona także spojrzała na swoje stopy, błogo się przy tym uśmiechając.-Robię to dla Ciel'a- w zamian uzyskała pytający wzrok Ru. Ciężko westchnęła i przymknęła swoje oczy.-Ciel jest ode mnie niższy, ale bardzo chce dorosnąć. Dlatego, specjalnie dla niego ubieram płaskie buty, aby pozostać w jego oczach uroczą

-Rany, to takie kochane z Twojej strony- niebieskooka szczerze była zdziwiona postawą dziewczynki. Rozczuliła się na jej słowa.-Chyba powinniśmy iść do reszty, nie sądzisz?- zerwała się po chwili ciszy.

-Masz rację, chcę jeszcze pobyć z Ciel'em, skoro wyjeżdżacie w czerwcu!- wstała z fotela oraz zgasiła świecznik.

-Wiesz już?- rzuciła, a w odpowiedzi usłyszała mruknięcie.-Jedziemy, ale nie wiem gdzie. Nikt nie chce mi powiedzieć- naburmuszyła się i podeszła do drzwi, poczekała na blondynkę.-Trudno, idziemy do towarzystwa. Kto wie, kiedy możesz poj-- w momencie, kiedy je otworzyła, od razu uderzyła o klatkę piersiową lokaja, który stał w progu ze świecznikiem w dłoni. Jęknęła przeciągle, ponieważ uderzyła się w sińca.-T-ty to masz wyczucie czasu- wysapała przez zaciśnięte zęby, kuląc się z bólu.

-Proszę mi wybaczyć- brunet złapał za jedno ramię Ru'ki oraz ostrożnie ją wyprostował.-Chciałem podać tylko leki, a sprawiłem Panience ból, jestem nieudacznikiem- przymknął powieki, niemalże zapominając o obecności Elizabeth, która przyglądała się całej tej sytuacji z niemałym szokiem.

-N-nieważne. Daj mi te leki- złapała za rękaw kamerdynera oraz wzięła dwa, większe wdechy.-Lizzy, nie obrazisz się, jak Cię zostawię teraz samą?

-Ależ skąd! Wszystko rozumiem- wyszczerzyła się i ruszyła w stronę głównego salonu.-Trzymaj się, Ruca- dodała na odchodne oraz już jej nie było.

-Co ta dziewczyna robi dla Ciel'a, nawet nie wiesz- z delikatnie uniesionymi kącikami ku górze wpatrywała się w przestrzeń, gdzie stała blondynka.-Może nie jest aż tak zła

-Czy ja dobrze słyszę, że polubiłaś Panienkę Elizabeth?- zapytał, chichocząc, lecz zaprzestał, kiedy napotkał mordercze spojrzenie dziewczyny.-Dobrze, już nic nie mówię

-Powiedziałam, że nie jest taka zła, a nie, że ją polubiłam- fuknęła i obróciła głowę w stronę ściany.

-Chodź już, znalazłem maść na tę okropność- palcem wskazał na klatkę piersiową dziewczyny i zaraz po tym, pociągnął niebieskooką do jej pokoju.

Całą drogę przebyli w ciszy. Lokaj milczał przez to, do jakiego stanu, przypadkiem doprowadził Ru. Czuł się za to trochę winny, ale świadom był, że to wszystko stało się przez nieuwagę ich obojga. Na jej szczęście znalazł w księgozbiorze przepis na dość mocną maść, która będzie w stanie choć złagodzić krwiak. Po przygotowaniu jej, ruszył do bawialni w jakże dziarskim nastroju, ale stało się, co się stało. W duszy skarcił samego siebie. Lecz po minie niebieskookiej widać było, że nie przejęła się tamtym incydentem. Szła jak najbardziej opanowana, ale jednocześnie była zadowolona. Mocniej ścisnęła ramię demona, kiedy poczuła, że chwilowo traci władzę w nogach. Nagły przypływ bólu widocznie zmienił się w odrętwienie. Sama już nic z tego nie rozumiała, ale miała nadzieję, że znajdzie tego źródło. Przecież nigdy dotychczas nie doświadczała takich ataków, ani nie powstawały jej jakiekolwiek ślady na ciele, tak znikąd. Popatrzyła twardo na twarz lokaja, jakby oczekiwała aż on zacznie rozmowę. Kątem oka zauważył poczynania dziewczyny. Wstrzymał się od śmiechu i gwałtownie skręcił w inny korytarz, na którego końcu była sypialnia niebieskookiej.

-Podam Ci wszystko i musisz się wyleżeć. Z tego, co zauważyłem, gdy jesteś aktywna fizycznie, Twój stan powolnie pogarsza się- poinformował, w momencie kiedy weszli do pokoju. Postawił źródło światła na komódce, tak samo jak słoiczek z maścią.-Rozumiem, że może Ci się to nie podobać, ale to nie moja wola- uprzedził ją, rozwiązując suknię.-Jeśli będziesz tego chciała, chętnie Tobie potowarzyszę w czasie twojego powrotu do zdrowia

-Nawet, jeśli się nie zgodzę, to i tak będziesz się krzątał po moim pokoju. Więc nawet nie wiem, po co się pytasz- westchnęła głośno, na co demon zaśmiał się.-Co mi dałeś do jedzenia?- zapytała i spojrzała się na srebrny świecznik.

-Słabo wypieczoną wołowinę w sosie z czarnej porzeczki i żurawiny. Czarna porzeczka ma metaliczny posmak, zupełnie jak krew, toteż pomyślałem, że spróbujesz- odpowiedział jej entuzjastycznie, żeby dziewczyna skupiła się na rozmowie, a nie na opatrywaniu sińca.

-Muszę Ci powiedzieć, że było to całkiem niezłe- podrapała się po nosie, aby ukryć zakłopotanie. Przyglądała się, jak kamerdyner ściągał swoje rękawiczki.-Ale i tak wolę jeść dusze ludzi i pić krew dziewic- wzruszyła niewinnie ramionami i przymknęła oczy, gdy poczuła zimne mazidło na skórze.

-Twoja bezpośredniość mnie dobija, jak mało co- zaśmiał się i delikatnie zsunął z niebieskookiej suknię.-Pozwól, że Cię przebiorę. Nie będziesz leżała w stroju codziennym. Ale najpierw aspiryna

-Przebieranie mnie to chyba teraz Twoje nowe hobby- rzuciła okiem w stronę bruneta, który przygotowywał tabletki. On także podniósł wzrok na dziewczynę i chytrze uśmiechnął się do niej, aż ta dostała ciarek na plecach.-Zwyrol

-Nic na to nie poradzę, że jestem mężczyzną i lubię sobie popatrzeć na co nieco- uniósł dłoń w geście obronnym i podszedł do Ru.

-Prawdziwy demon- dodała po tym, gdy zrozumiała, co właśnie powiedział.-Daj mi te leki, ubierz mnie i się kładę- powiedziała na jednym wdechu i usiadła na łóżku.

-Oczywiście- tak jak chciała, podał dziewczynie kapsułki, a chwilę po tym, z szafy wyjął białą koszulę nocną.-Co do naszego wyjazdu- szybko uniosła głowę na słowa kamerdynera.-Wyjeżdżamy siedemnastego czerwca. Czyli mamy prawie trzy tygodnie na przygotowanie się- dokończył ubieranie blado skórej i odebrał od niej szklankę.-Teraz kładź się, dopóki nie wydobrzejesz nigdzie nie jedziemy

-Kim Ty jesteś, żeby mi rozkazywać, co?- prychnęła z udawaną pogardą.

-Proszę o wybaczenie, demon ze mnie, nie kamerdyner- Lokaj, wyczuwając grę aktorską niebieskookiej sam postanowił w tym uczestniczyć i przyłożył dłoń do serca.

-Ah tak?- zeszła z łóżka oraz stanęła na prostych nogach, bardzo pewna siebie.-Na kolana, nędzniku- spojrzał na nią rozbawiony i spostrzegł równie, dobrze bawiącą się dziewczynę.-No już, klękaj! Ja Cię nauczę, kto tu rządzi- wykonał jej polecenie, ciekaw dalszego rozwoju akcji. Ta natomiast położyła dłonie na polikach mężczyzny oraz szybko ucałowała jego górną wargę. Kompletnie nie spodziewał się tego, klęczał sparaliżowany całą tą sytuacją, a ona opuściła głowę w dół i zachichotała.-To podziękowanie za opiekę nade mną i za cierpliwość. Żałuj, że nie widzisz teraz swojej twarzy- zaśmiała się oraz spojrzała jeszcze raz w jego zdziwione oczy i zdjęła ręce z twarzy bruneta.-Ciel też potrzebuje pielęgnacji przed snem, lepiej do niego idź- ponagliła lokaja, a sama wskoczyła na łóżko.

Tak też zrobił, jak najszybciej mógł, wyszedł z pokoju niemalże trzaskając drzwiami. Wyszczerzyła się na myśl, że w końcu udało jej się zaskoczyć demona. Lecz nigdy nie pomyślała, jak zareaguje. Biedaczyna, z tego wszystkiego zapomniał o świeczniku, a świeczki już wypalały się. Niebieskooka zdmuchnęła je i ułożyła się na poduszkach. A nadmiaru czasu postanowiła, że po prostu pójdzie spać, tak też zrobiła.

***

-Mówiłam, że jej nie założę już nigdy więcej!- z korytarza wybiegła Veruca, ubrana w samą halkę.-Jest ohydna!

-Wybacz, ale w tym momencie nie masz możliwości wyboru- z tego samego zaułka wyszedł kamerdyner z różowo-żółtą kreacją w dłoniach.-Chodź tutaj, zanim ktoś Cię zobaczy- westchnął, łapiąc się za nasadę nosa.

Minęło półtorej tygodnia, a niebieskooka zdążyła wyzdrowieć. Tak jak było powiedziane, czerwonooki towarzyszył niekiedy Ru, lub przynosił jej książki. Od tamtej nocy, kamerdyner wciąż czuł się spięty, w przeciwieństwie do dziewczyny. U niej było wszystko po staremu, no może z małym szczegółem. Właśnie tym, że uciekała przed znienawidzoną suknią. Ukryła się za wazą przy schodach, kiedy usłyszała kroki bruneta, tuż obok niej. Wszedł do kuchni, zaś ona bezszelestnie poszła na górę i otworzyła drzwi do salonu. Wbiegła przez nie, lecz nie przemyślała jednego szczegółu. W owym pokoju przebywał Ciel wraz z Księciem Somą. Gdy chłopiec ujrzał Ru w samej bieliźnie, zawartość jego filiżanki powędrowała na granatowe spodnie szlachcica. Zaś hindus przyglądał się jej z pokaźnym rumieńcem i otwartymi ustami. Nie wiedząc za bardzo, co ma robić, głupio skłoniła się i cofnęła o jeden krok.

-C-co ty tutaj robisz w takim stroju?!- hrabia wręcz wypiszczał to, spowodowane wstydem.

-Chowam się- palnęła jak głupia i kiedy miała wejść do środka, została złapana w pasie i przerzucona przez ramię.-Puszczaj! Nie założę tego!

-Doprawdy, pokazywać się mężczyznom w samej bieliźnie- brunet cmoknął z dezaprobatą i skłonił się.-Paniczu, Książę, proszę wybaczyć zachowanie Panienki. Obiecuję, że to nigdy się nie powtórzy

-Sebastian, puszczaj mnie! Nie chcę tego zakładać, jest brzydkie!- zaczęła uderzać piąstkami w plecy mężczyzny, ale to nie działało. Próbowała wyswobodzić się spod jego ręki, lecz to też na marne.

-Czego nie chcesz założyć?- zapytał zrezygnowany hrabia. W odpowiedzi niebieskooka wskazała palcem na jaskrawą suknię, spoczywającą w dłoni kamerdynera.-Faktycznie jest brzydka- skrzywił się nieznacznie.-Znajdź inną i żadnego ale- wydał rozkaz, który nie znosił sprzeciwu. Nie pozwolił jednak im odejść, złapał swojego sługę za rękaw, na co on odwrócił się z pytającym spojrzeniem.-Odnośnie naszego wyjazdu

-Słucham?- odstawił dziewczynę na podłogę i razem słuchali uważnie.

-Chodzi o miejsce naszej podróży- odchrząknął i stanął prosto.-Jedziemy do Rumunii, konkretnie zatrzymamy się w Sighișoara*

***

  Sighișoara- miasto w środkowej Rumunii, miejsce narodzin Vlada Tepesa.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top