15
-Co chciał od Ciebie kamerdyner hrabiego Aloisa?- zapytał ze śmiertelną powagą.
-Chciał- głośno przełknęła ślinę przez to, co sobie właśnie przypomniała. Te wszystkie kłamliwe przekonania.-Mnie zabrać do siebie. Mówił coś o tym, że lepiej się mną zaopiekuje niż dotychczas, nie powie Aloisowi, że jestem u nich w posiadłości- jej ręce zaczęły delikatnie drżeć przez wspomniane słowa.-Znowu chciał odebrać mi wolność
-Lecz dopóki jesteś tutaj, nic Ci nie grozi, proszę się nie zamartwiać- skłonił się tak, aby jego oczy był na równi z jej oraz posłał jej szczery uśmiech. Gdy chciał wyprostować się i zaprowadzić ją do swojego pokoju, ona szybko pociągnęła go za rękaw.-O co chodzi?
-Mimo wszystko, nie zostawicie mnie, prawda?- z opuszczoną głową zapytała zupełnie o to samo, co swojego ojca kilkaset lat temu. W jej oczach zaczęły zbierać się łzy, a ciało drżeć.-Prawda?- dopowiedziała ledwo słyszalnie.
-Skąd to pytanie? Razem z Paniczem ob-- dopiero wtedy ujrzał, w jakim stanie jest niebieskooka. Dwoma palcami uniósł jej głowę za podbródek i spojrzał prosto w jej oczy.-Choćbym dostał taki rozkaz, nie wykonam
-Nie kłamiesz?- przetarła łzy z polików.
-Nie śmiałbym. Ale teraz udamy się do Twojej sypialni, musisz wypocząć- gwałtownie wziął ją na ręce i naciągnął na jej głowę kaptur od pelerynki. Czuł, że ciało dziewczyny jest teraz bardzo wątłe. Rozumiał jej dolegliwość, ale nie miał zamiaru bardziej pogrążać jej w swoich zmartwieniach i wadach, o których nie miała pojęcia.-Pamiętasz? Kupiłem coś specjalnie dla Ciebie. Kiedy wrócisz do łóżka, wtedy to dostaniesz. Tylko proszę leżeć, Panienka Elizabeth jest bardzo męczącą osobą, więc cały wieczór z nią będzie kosztował Ciebie i Panicza dużą cierpliwość oraz energię
-Jestem świadoma tego, co może mnie czekać- po jej ciele przeszły nieprzyjemne dreszcze.-A nie mogę poudawać martwej? Powiesz Ciel'owi, aby powiedział jej, że zmarłam wskutek wykrwawienia- zrobiła do lokaja wielkie oczy, ale to nie podziałało.
-Znając życie, nawet takie coś jej nie przekona. Zacznie węszyć po posiadłości, dopóki Cię nie znajdzie. W końcu jedyną kobietą w miejskiej posiadłości, jak dotychczas, jesteś Ty- wzruszył ramionami.-Jedyną opcją jest wiara w to, że Panienka Elizabeth szybko się zmęczy
-Toś mnie pocieszył- nadęła poliki i wywróciła oczami. Kiedy przekroczyli próg posiadłości, szybko zdjęła z siebie kaptur. Przez chwilę znowu poczuła okropny ból na środku klatki piersiowej. Skuliła się i przytrzymała dłoń w centrum bólu.-Czy to da w końcu upust? Mam już dość- schowała twarz w dłoniach.
-Może te bóle mają związek z Hrabią Aloisem- wyszeptał do siebie, a w zamian uzyskał pytające spojrzenie dziewczyny. Pokręcił głową w obie strony. Podszedł do drzwi jej komnaty oraz nacisnął klamkę.-Nic ważnego, jestem pewien, że przejdzie jak najszybciej. A teraz proszę odpocząć w ciszy i spok-- nie dane było mu skończyć, przez to, co zobaczył w środku. Na łóżku niebieskookiej, siedział fioletowowłosy nastolatek o ciemnej karnacji i sprawdzał zawartość jednej z walizek dziewczyny.-Książę Soma? Co Pana tutaj sprowadza?
-Sebastian! Co w moim pokoju robią babskie rzeczy?!- fioletowowłosy zerwał się nagle z łóżka i podszedł do lokaja. Wzrokiem zmierzył dziewczynę spoczywającą w ramionach bruneta, która spoglądała na niego z zaskoczeniem. Momentalnie poczerwieniał na twarzy i skłonił się przed nimi.-W-Witaj! Jestem Soma, pochodzę z Indii. Wybacz moje zachowanie!- jeszcze raz zgiął się wpół.
-Nic się nie stało, spokojnie- delikatnie się uśmiechnęła. Sekundę później, książę został wyminięty, a dziewczyna posadzona na łóżku.-Jeśli mogę zapytać, dlaczego przeszukiwałeś moje walizki?
-Chciałem dowiedzieć się czyje one są, tak bardzo przepraszam! Jestem nieodpowiedzialny i rozpuszczony!- upadł na kolana, a z jego oczu poleciały łzy.-Proszę, przebacz!
-Mówiłam, że to nic takiego- odpowiedziała dość zdezorientowana zaistniałą sytuacją. Dłońmi oparła się o materac i przyglądała się hindusowi.-Nie wiedziałeś, więc nie mam Ci tego za złe. Ah, nazywam się Veruca- podała mu dłoń.
-Bardzo mi miło Cię poznać, Veruca- wstał oraz ucałował jej wierzch.-Jesteś rodziną Ciel'a? Nigdy nic o Tobie nie mówił, a ja Cię nigdy nie widziałem jeszcze w Londynie
-T-tak, jesteśmy kuzynostwem. Nie widziałeś mnie, ponieważ nie jestem stąd, Książę- nie lubiła, kiedy znajomi hrabiego pytali się o jej pochodzenie i więzy krwi.
-A skąd jesteś?- w oczach nastolatka widać było błysk radości i podniecenia. Za to ona nie wiedziała, co powiedzieć.
-Pochodzi z Polski- brunet odezwał się nagle. Z szafy wyjął świeżą koszulę i obrócił się w stronę siedzącej niebieskookiej.-Na terenie Panienki Kraju, toczy się aktualnie wojna, zatem wylądowała w Wielkiej Brytanii. A z racji, że Panienka i Panicz są spokrewnieni, Hrabia Ciel ugościł ją- uświadomił hindusa oraz uklęknął na jednym kolanie przed dziewczyną.-Teraz proszę wybaczyć, Książę, ale muszę przebrać Panienkę. Porozmawiają Państwo później- odwrócił się do niego ze swoim firmowym uśmiechem.
-Nie mógłbyś jej przebrać później? Dopiero co się poznaliśmy, chcę trochę z nią pogadać!- oburzył się fioletowowłosy. Spojrzał na lokaja z wyższością, ale kiedy zobaczył wyraźnie wypisaną irytację na jego twarzy, zwątpił w siebie.-Poza tym, niedługo jadę z Agnim do Londynu, na zakupy, tak więc chcę porozmawiać z Verucą teraz
-Obawiam się, że aktualnie to nie jest możliwe. Panienka Veruca była nieprzytomna przez dwa dni, jest pewnie wciąż pozbawiona jakichkolwiek sił, książę. Wliczając dzisiejszą, wieczorną wizytę Panienki Elizabeth, trzeba oszczędzać sporo energii- oznajmił oschle i przystąpił do rozpinania guzików koszuli dziewczyny. Kątem oka zobaczył, że hindus zaczyna się czerwienić.-Radziłbym przygotować się do wyjazdu, Książę. Pański lokaj powinien już szykować powóz
Ponaglił go po raz kolejny, wciąż rozpinając koszulę. Widać brunet nie spieszył się z przebraniem niebieskookiej, a książę nie raczył opuścić pomieszczenia. Dopiero, gdy lokaj był przy ostatnich, dwóch guzikach, zaczął powoli wycofywać się. Jego dłoń spoczęła na klamce. Kiedy mężczyzna nagłym ruchem pozbył się odzienia dziewczyny, można było usłyszeć bardzo głośne stąpnięcie nogą, krzyk oraz trzaśnięcie drzwiami. Kamerdyner spojrzał jeszcze na miejsce, w którym stał zawstydzony nastolatek oraz uśmiechnął się tryumfalnie. Cała radość zniknęła, kiedy obrócił się w stronę niebieskookiej. Między jej piersiami było coś na podobiznę ogromnego siniaka, który był tak mocny, że z łatwością mógł zobaczyć naczynia krwionośne. Szczerze powiedziawszy, przeraziło go to. Oszołomiona całą tą sytuacją Veruca, doszła do siebie w momencie, gdy lokaj dotknął posiniaczonego miejsca. Przez ten gest poczuła, jakby przez jej klatkę piersiową przeszedł nóż. Odtrąciła jego dłoń i skuliła się wstrzymując okrzyk pełen zgryzoty. W tym czasie, lokaj podniósł się z klęczek oraz podszedł do szafki nocnej, na której leżało opakowanie aspiryny. Wycisnął jedną z pigułek oraz podał ją dziewczynie.Bez zastanowienia ją połknęła. Odczekała chwilę, a ostry ból odpuścił.
-Jeśli aż tak będzie Ci on doskwierał, proszę nie wahać się przed zażyciem tabletek- poinformował ją brunet, prostujący dół nowej koszuli.-A wracając do tego sińca, czy był on tam wcześniej?
-Nie. Nie było go nawet po pierwszym ataku. Możliwe, że powstał wtedy, kiedy zemdlałam- przyznała zgodnie z prawdą. Z zamkniętymi oczami i wypiekami na twarzy, uniosła ręce w górę, tak, aby lokaj mógł nałożyć koszulę.-Ubierz mnie w końcu, zboczeńcu!
-Oczywiście- powiedział przez chichot. Błyskawicznie nałożył na niebieskooką jej świeżą piżamę, a w tym samym momencie, do pokoju wszedł sam hrabia. Brunet widząc go, skłonił się.-Co Panicza tutaj sprowadza?
-Ciekawość, nuda- odpowiedział jakby od niechcenia i spojrzał na siedzącą dziewczynę.-Całe szczęście, że się obudziłaś
-Jak to, całe szczęście?- przekrzywiła głowę w prawo, na znak, że nic nie rozumie.
-Kiedy upadłaś, dwa dni temu, od razu zrobiłaś się zimna. Sebastian powiedział, że jeszcze żyjesz, ale marne były Twoje szanse- wszystko wyjaśnił, a ją przeszły okropne dreszcze strachu. Na ten widok, chłopiec cicho się zaśmiał.-Nie martw się, dopóki jesteś tutaj, nawet choroba Cię nie zabije
-W końcu to zrobi- powiedziała ledwo słyszalnie, na co hrabia przybrał kamienny wyraz twarzy.-Chciałabym pobyć sama, w ciszy- pustym wzrokiem wpatrywała się w swoje stopy.
Żywot zakończony przez usterkę jednego z narządów w ludzkim organizmie, to naturalne. Tyle, że to hańba dla istoty nadprzyrodzonej. Teraz świadomość, że ona sama prawie zmarła, przybiła ją kompletnie. Miała siebie dość, nie chciała żyć już w swoim beznadziejnym ciele. Żadnego powodu do życia, brak punktu motywacji, zawiodła się na sobie. Równie dobrze mogła teraz oddać się w ręce Trancego i umrzeć tam w katuszach. Powoli wgramoliła się na środek łóżka oraz przykryła się do połowy kołdrą. Poduszki oparła o ramę, tak aby była w pozycji półsiedzącej. Nie miała ochoty na czytanie książek czy rysowanie, po prostu chciała posiedzieć w ciszy. Za drzwiami słyszała od czasu do czasu kroki domowników, w sumie to tylko jednej osoby, Sebastiana. Słyszała jak krzątał się po posiadłości, tylko dlatego, że przyjeżdża Elizabeth. Musiał przygotować posiłek na cały wieczór, ale też zmienić wystój pokoju, w którym będą przesiadywać. W końcu wszystko ustało. Pozostała tylko ona, spowita w ciemności swojego pokoju i przyjemna cisza. Kompletnie straciła rachubę czasu. Wstała ze swojego posłania oraz podeszła do zasłon. Poruszyła jedną, a jej oczom ukazał się piękny zachód słońca. Cieszyła swoje ślepia tym widokiem, dopóki na dole nie zauważyła podjeżdżającego powozu. Na samą myśl, że przyjechała tutaj ta landrynka, jeszcze bardziej spochmurniała. Parę sekund później usłyszała pukanie do drzwi. Nie poruszyła się ani minimetr, ponieważ wiedziała kto właśnie wszedł do jej pokoju.
-Panienka Elizabeth przybyła, pora się ubrać- powiedział brunet, lekko oddając ukłon. Szybkim krokiem podszedł do walizek niebieskookiej i otworzył jedną z nich.-Czy są jakieś życzenia, co do dzisiejszego ubioru?- zapytał uprzejmie, lecz w odpowiedzi uzyskał przeczące kręcenie głową.
Przygotował bordową, luźną suknię. Do niej również wyjął bieliznę oraz halkę. Zanim zdążył podejść do niebieskookiej, stała już zupełnie naga, ale wciąż spoglądała w krajobraz za oknem. Jego uwadze nie umknął humor dziewczyny, żal, złość i smutek można było wyczuć w pomieszczeniu. Bez zbędnych słów, narzucił na nią halkę. Milczenie lokaja zwiastowało o tym, że nie ma zamiaru poruszać tematu jej osoby. Zanim się obejrzała, brunet zawiązywał sznurki przy kołnierzu. Zrobiła chwiejny krok w tył oraz wzięła białe rękawiczki, pasujące do płaskich, białych pantofelków. Przez ciągłe leżenie zrobiła się strasznie drętwa, ledwo czuła, że stoi o własnych nogach. Pozwoliła mężczyźnie przeczesać swoje włosy i w jakikolwiek sposób je delikatnie upiąć. Teraz na głowie miała bardzo luźno zaplecionego warkocza z opadającymi po bokach, nieupiętymi włosami.
-Potrzebujesz pomocy, czy pójdziesz o własnych siłach?- zapytał, przerywając tę melancholijną ciszę. Odłożył szczotkę do włosów na toaletkę, stojącą w rogu pokoju oraz stanął obok Veru'ki.
-Pomóż mi tam iść- odpowiedziała bardzo cicho. Stojący obok niej lokaj, podał jej ramię, żeby złapała się. Tak też uczyniła. Przez te bóle, nawet wtedy, kiedy odpoczywała cały dzień, czuła się bardzo wycieńczona. Ostrożnie stawiała kroki, a jednocześnie patrzyła na profil twarzy lokaja. Gdy zorientował się, że jest obserwowany, także na nią spojrzał, na co ona poczerwieniała na twarzy i zwróciła wzrok na podłogę. Nieśmiało uśmiechnęła się.-Dziękuję, że się mną opiekujesz. Nawet ojciec tak o mnie nie dbał. Ale czuję się z tym źle
-Dlaczego? Opieka nad Tobą jest dużo prostsza, niż nad chłopcem we wczesnym okresie dojrzewania- nieznacznie skrzywił się, co rozbawiło dziewczynę.-Poinformowałem Panicza o twojej tymczasowej tożsamości, na wypadek, gdyby Panienka Elizabeth dopytywała się szczegółów
-Jeszcze raz dziękuję- w sekundzie rozpromieniła się.-Mam nadzieję, że Lizzy szybko się zmęczy. W najgorszym wypadku zmusi mnie do przebieranek- wzdrygnęła się na tę myśl.
Stanęli w holu, oczekując gościa. Parę minut później dołączył do nich hrabia i także wyczekiwał. Drzwi od posiadłości otworzyły się z impetem, a w progu stanęła dziewczynka w różowej sukni do połowy łydki. Od razu rzuciła się na chłopca z przepaską oraz zamknęła go w żelaznym uścisku. Jednak inaczej zareagowała, puściła go i wyprostowała się, jakby nagle przypomniała sobie o zasadach, jakie musi przestrzegać młoda dama. Powód opanowania był tuż za nią. Blond włosa kobieta w podeszłym wieku zmierzała ku rezydenki i spojrzeniem dusiła każdy szczegół budowli, jak i ogrodu. Ciel zauważywszy ją, szybko zaczesał włosy do tyłu oraz dumnie wypiął klatkę piersiową przed siebie, zaplatając palce rąk z tyłu.
-Markiza Francis, co Panią tutaj sprowadza?
***
#684 w Fanfiction, cieszę się i dziękuję
Kiedy każda chodzi w krótkich spodniach, bo gorąco na dworze
Ale nie Ty
Ty wolisz być opancerzona
Kto też tak dziś chodzi?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top