11


   Hehe


















Nie no, żarcik kosmonaucik

^Zdania podkreślone wymawiane są po łacinie^

  -Zabiłam ją- szatynka odpowiedziała cała w skowronkach.-Nie podobało jej się to

  -Ja też nie mam mamy, tylko że moja oddała życie za mnie. Za to ojciec... On mnie porzucił!- wybuchnęła gromkim śmiechem, choć wcale nie było jej do żartów.

  -To dlaczego tutaj jesteś? 

  -Powiem ci później- niebieskooka poruszyła brwiami i wyszczerzyła się do swojej nowej "koleżanki".

   Gregoria uciekła wgłąb celi jak usłyszała kroki na korytarzu. Verucę zdziwiło to zachowanie. Zaczęła mieć wątpliwości, co do podejrzeń na temat zielonookiej, ale wiedziała, że to co robi, to tylko przykrywka. Sama musiała odgrywać przedstawienie, aby wszystko wyszło perfekcyjnie, jedna pomyłka równała się ze śmiercią, a do tego dopuścić nie chciała. Stukot butów stawał się coraz wyraźniejszy, a w momencie ustania hałasu, postać zatrzymała się przy celi niebieskookiej. Jej oczom ukazała się czarna czupryna, stał tyłem jakby na kogoś czekał. Szybko przełożyła rękę przez kraty i pociągnęła za jego płaszcza tak, że uderzył plecami o metalowe drzwi. 

  -Co ty tutaj robisz?- zapytała szeptem, wciąż go trzymając.

  -Kazano mi tutaj przyjść. Po was obie- kamerdyner podniósł w górę dwa kaftany bezpieczeństwa i strzykawkę z jakimś płynem.

  -A to po co?- złowrogo przyglądała się szprycy. Posłał jej zdziwione spojrzenie, nie spodziewał się u niej innego języka.-To tak na wszelki wypadek, ona nie rozumie łaciny

  -Rozumiem. To dla niej, mówili, że jest nadpobudliwa i należy jej podać środki uspokajające

   Niebieskooka odetchnęła z ulgą i puściła jego ubranie. Pobiegła w stronę łóżka, kiedy drzwi się otworzyły oraz grzecznie dała się ubrać. Na jej twarz wkroczył grymas niezadowolenia, gdy lokaj zapinał ostatnie pasy kaftana, był bardzo niewygodny. Wydawało jej się, że zacisnął go trochę za mocno. Brunet wyszedł do celi na przeciwko, do Gregorii. Podreptała w jej stronę, aby zobaczyć jak zachowa się w obecności Sebastiana, mogło to pomóc w jej eliminacji oraz udowodnić, że to na pewno ona. Przyglądała się zaistniałej sytuacji. Kiedy lokaj podszedł do zielonookiej, ta skuliła się na łóżku i nie dała się dotknąć. Takie zachowanie śmieszyło niebieskooką, widziała siebie sprzed paru miesięcy, w rezydencji Aloisa. Zareagowała identycznie jak ona, ale nie pora na wspomnienia. Wbiegła do pomieszczenia i usiadła obok kulącej się nastolatki. Zwróciła tym samym jej uwagę, Ruca uśmiechnęła się do niej.

  -Nie bój się, on ci nic nie zrobi- poinformowała ją podciągając nogi na materac.-Jest miły

  -A-ale on chce nie ukłuć. Tak jak każdy kto tu przychodzi!

  -Wyrzuć- przez chwilę śmiertelnie spoważniała, mordowała go wzrokiem. Tak jak rozkazała, zrobił to, pozbył się strzykawki. W zamian ona posłała mu szeroki uśmiech podzięki.-Ubierze cię i idziemy, coś chcieli od nas. Może się domyślasz co?

  -Jedzenie albo podadzą leki- szatynka powiedziała po chwili namysłu, lokaj cały czas zapinał jej kaftan. Wzdrygnęła się na drugą opcję.

  -No, musimy już iść- złapał obie dziewczyny pod ramię, aby się podniosły.

   O dziwo, w towarzystwie Sebastiana i Ru'ki, zielonooka była cicho, nie pisnęła ani słówkiem przez całą drogę. Rozglądała się na boki, jakby o czymś intensywnie myślała, coś planowała. Co chwilę uśmiechała się pod nosem, a później smutniała i poważniała. Veruca starając się ignorować jej zachowanie, spoglądała kątem oka na lokaja. On dopiero ją śmieszył  w tym momencie. Wiecznie opanowany mężczyzna, wierny sługa swojego pana znajdował się teraz w towarzystwie dwóch wariatek, perfekcyjnie. W sekundzie przypomniała sobie sytuację sprzed paru godzin. Tępym wzrokiem wpatrywała się w posadzkę i oblizała jeszcze raz usta, smakowała jej krew demona, była zupełnie inna niż ludzka. Szybko otrząsnęła się pod wpływem dotyku kamerdynera, nie chciała o tym myśleć. Wśród jej rasy było to karalne. 

   Podejrzenia szatynki się sprawdziły, zatrzymali się pod stołówką. Mężczyzna pchnął metalowe drzwi oraz weszli do środka, dziewczęta zajęły miejsce pod ścianą. Podeszły do nich dwie opiekunki i rozpięły im kaftany, uśmeichnęły się i stanęły za siedzącymi. W ich stronę podeszła starsza pani, ubrana w biały fartuch i miała na głowie typową, kucharską siatkę. Z obrzydzeniem rzuciła dwa talerze pełnej jakiejś mazi na stolik. Chyba miało to przypominać kaszę, ale nie było ani trochę podobne. Niebieskooka obejrzała talerz z każdej, możliwej strony, po czym spojrzała na zajadającą Gregorię. Skrzywiła się na jej widok, nie wiedziała jak można jeść takie paskudztwo. Odsunęła papkę od siebie i wyprostowała się na siedzeniu.  

  -Dlaczego nie jesz, słonko?- jedna z opiekunek przyuważyła ją. Podeszła bliżej oraz wzięła trochę jedzenia na widelec.-Nie smakuje tak źle, jak wygląda. Zobacz, Gregoria je

  -Nie chce mi się jeść- warknęła w odpowiedzi. Kobietę przeszedł dreszcz strachu, kiedy Ruca na nią spojrzała.

  -Jeśli nie chce jeść, to lepiej jej nie zmuszać- Sebastian złapał opiekunkę za ramię i odsunął lekko w bok.-Lepiej ją stąd zabiorę, zanim zrobi komuś krzywdę- uśmiechnął się do pielęgniarki, podniósł niebieskooką i ruszył do wyjścia. Gdy znaleźli się wystarczająco daleko, zdjął z niej kaftan całkowicie.-Dowiedziała się panienka czegoś?

  -Zabiła swoją matkę- przygryzła paznokieć lewej dłoni.-Nie będę zwlekać, zakończę to jeszcze dzisiaj. Takie dowody mi starczą- spojrzała na lokaja z wyższością.

  -Ale to nie daje dokładnej pewności, czy to ona. Powinniśmy poczekać do jutra, tak jak panicz sobie zażyczył

  -Nie! Dziś skrócę jej żywot, czy wam się to podoba czy nie!- jej oczy pokryły się czernią, a poliki zaczęły zamieniać się w rzędy kłów. Momentalnie się ogarnęła i odwróciła wzrok.-Nie domykaj moich drzwi, przybiegnę po ciebie w nocy

  -Rozumiem

   Wedle jej słów, drzwi od jej celi nie były zamknięte na klucz. Wyczekiwała aż szatynka wróci, chciała jeszcze z nią trochę pogadać, dowiedzieć się czegokolwiek. Położyła się na łóżku i obserwowała odpadającą z sufitu farbę. Przez tę całą nudę, odwiązała bandaż i zaczęła penetrować palcem cały oczodół. Nie zwracała uwagi na to, czy jej palce są czyste, zakażenie się nie dostanie przez jej rasę. Wcale nie jest narażona na śmierć. Gdyby była, bogowie śmierci dawno by już przyszli po jej nędzną duszę. Leżała tak do późnej nocy, dopóki coś nie zaczęło przebijać się przez ścianę w jej pokoju. Odskoczyła na drugi koniec pomieszczenia i patrzyła na wykruszający się tynk. Z jednej z większych dziur, wystrzeliła ręka, później druga, niebieskooka aż krzyknęła.

  -Cicho!- z dziury wyszła Gregoria, śmiejąc się otrzepała swoją koszulę.-To tylko ja 

  -C-co... Ale jak ty to zrobiłaś?! 

  -Kiedy mnie tutaj przywieźli, zabrałam ze sobą kołek i młotek. Do tej pory nie zorientowali się, że trzymam to u siebie- odparła.

  -Sprytna jesteś- kąciki ust Ru'ki poszły ku górze.-Dużo masz takich tuneli?

  -Powiem ci po co one mi są, jak ty mi powiesz, dlaczego tutaj trafiłaś

  -Powód jest prosty, mam dwie różne osobowości- wcześniej się przygotowała na to pytanie, dlatego je odłożyła. Poza tym, jej zachowanie wskazywało na objawy osobowości wielorakiej.-Pan Michaelis powiedział mi, że zabiłam jakąś przypadkową dziewczynę przed przyjazdem tutaj

  -Kto to pan Michaelis?- przekrzywiła głowę i świdrowała Rucę wzrokiem.

  -Ten lekarz, co ze mną przyjechał- odpowiedziała.

  -Ale fajnie! Teraz chodź, pokażę ci je wszystkie- ucieszona nastolatka weszła z powrotem do tunelu.

  -Dlaczego nimi jeszcze nie uciekłaś? Możesz nimi przejść przez mury- stwierdziła podchodząc do wydrążenia w ścianie.-Byłabyś wolna

  -Nie mam dokąd iść- uśmiechnęła się smutno i spojrzała na swoje kolana. Po chwili jej dawny humor wrócił.-To co, idziesz?

  -A ufasz mi?

  -Daj spokój, naprawdę jesteśmy do siebie podobne, więc mogę ci zaufać- zaśmiała się na głos w odpowiedzi. Veruca weszła za nią. Były bardzo ciasne, wręcz klaustrofobiczne.-Teraz ciszej, pójdziemy pod gabinet lekarski- przeczołgały się przez bardzo wąsko wydrążony otwór, pod same panele pokoju. Czuć było herbatę oraz słodki zapach czekolady. Przez mały otworek można było zauważyć opiekunki i lekarzy, którzy zajadali się ciastem oraz popijali to herbatą. W rogu pokoju widziały Sebastiana, który przyglądał się reszcie z obrzydzeniem.-Patrz, czy to nie jest ten twój opiekun?- zielonooka wskazała na demona.

  -Tak, to on- przyglądała się mężczyźnie ze współczuciem.-Może pójdziemy gdzieś indziej? 

  -Jasne, że tak. Przecież chciałam ci pokazać wszystko- oburzyła się i poszła przed siebie.

  -Słyszałaś o zabójstwach tutaj?- musiała zapytać, kiedy po drodze było widać sporą plamę zaschniętej krwi.-Podobno są strasznie brutalne i podejrzewają o to pracowników

  -Ah tak, to ja

   Powiedziała to tak lekko, jakby to było normalne. Niebieskookiej chciało się śmiać z tego powodu, ale powstrzymała swoje emocje. Podczas całej tej wycieczki nie odezwała się, cały czas słuchała nastolatki, poznawała cały ośrodek. Jak najszybciej chciała znaleźć się w gabinecie bruneta i zakończyć całe to beznadziejne dochodzenie. Widać było, że szatynce nie spieszyło się w oprowadzaniu, toteż niebieskooka musiała coś wymyślić. Wpadła na najprostszy pomysł, jaki istniał, zaczęła udawać senną.

  -Gregoria, możemy wracać? Chcę spać- ziewnęła przeciągle.

  -Już? Nie pokazałam ci jeszcze toalet i trzeciego piętra- posmutniała, ale widząc zaspaną twarz jej towarzyszki, postanowiła wróci.-A będę mogła ci pokazać resztę jutro? Tak bardzo chcę

  -T-tak- o ile dożyjesz

   Szybko uwinęły się z powrotem. W pokoju zielonookiej, Veruca przytuliła ją na pożegnanie. Losy nastolatki były już przesądzone. Mozolnie udała się z powrotem do swojej celi przez tunel. Odczekała jeszcze parę minut, zanim wyszła po lokaja. Po absolutnej ciszy stwierdziła, że Gregoria już śpi. Pędem ruszyła ku jej celowi. Starała się chodzić jak najciszej, oczywiste było, że ktoś stoi na dyżurze. Weszła na piętro, gdzie znajdowały się pomieszczenia lekarzy i opiekunów. Aby go znaleźć, musiała wysilić się na swoich umiejętnościach, chciała go wyczuć tak, jak mogła to robić kilkaset lat temu. Jej oko znowu pokryła czerń, a uszy lekko się zaostrzyły. Widziała w jednym z pokoi czarną, siedzącą sylwetkę mężczyzny, trafiła na niego. Potarła obolałą szyję i pobiegła do upatrzonego gabinetu, na samym końcu korytarza. Kiedy weszła do środka, na podłodze leżała zamordowana opiekunka, ta, która przyniosła jej koszulę. Na biurku siedziała szatynka i próbowała podciąć brunetowi gardło, ale na marne. Uniemożliwiały jej to jego dłonie, które ściskały ręce zielonookiej, żeby ta nie mogła za bardzo się ruszać. Gwałtownie odwróciła się w stronę drzwi i z okropnym uśmiechem spoglądała na zaskoczoną niebieskooką.

  -Spóźniłaś się, słonko!

***


!Pytanie!

Zastanawiałam się czy nie zrobić czegoś w stylu artbooka, ale bym wstawiała refki moich postaci, a do nich krótkie opisy oraz pairingi(może).
Co wy na to?
Plz powiedzcie, bo nie wiem co mam robić ;_;

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top