9. Pijana dama w jego koszuli

Jak chcecie nazwać ship Severus x Rosalinda? 

— Pan wzywał? — Zapytała skrzatka kłaniając się nisko.

— Tak, potrzebuję abyś na wszelki wypadek przygotowała pokój gościnny — odpowiedział gorączkowo Severus, który trzymał w swoich ramionach nieprzytomną kobietę. Stworzenie zniknęło zostawiając go samego z szatynką. Mężczyzna przeklnął cicho po czym poszedł w stronę salonu. Położył ją na kanapie i przyjrzał się jej. Nawet gdy była nieprzytomna to wciąż wyglądała pociągająco. Uświadamiając sobie tę myśl Snape skarcił się. — Cholerna kobieto, co ty ze mną robisz? — Wymruczał zrezygnowany.

Zastanowił się przez chwilę czemu była nieprzytomna, aż do jego głowy napłynęły jej ostatnie słowa. Na jego twarz wpłynął czerwony kolor. Rumienił się jak jakiś szczeniak, a przecież już dawno temu ten okres ma za sobą.

Westchnął po czym zbliżył się do niej powoli. Machnął różdżką pozostawiając Rosalindę tylko w czarnym gorsecie i cienkiej sukience w tym samym kolorze. Mężczyzna wciągnął gwałtownie powietrze. Dlaczego ona musiała być taka seksowna nawet kiedy jest nieprzytomna? Odgonił szybko tę myśl. Brakowało jeszcze by o takich rzeczach myślał.

Jedną ręką chwycił jej talię, a drugą przystawił różdżkę w miejscu kończenia się gorsetu, czyli pod jej piersiami. Wystawiała go na skraj wytrzymałości. Z trudem przełknął ślinę i szybkim ruchem rozciął gorset.

Kobieta nabrała gwałtownie powietrze i zakaszlała. Otworzyła oczy i spojrzała w stronę Severusa.

— Jesteś moim bohaterem Severusie — zachichotała cicho, tak jakby jeszcze przed chwilą nie była nieprzytomna, a on, o zgrozo, jej nie obmacywał.

— Już się nawet nie odzywaj — warknął wytrącony z równowagi. — Idiotko, kto wiąże sobie tak mocno gorset?!

— Jaskier — powiedziała cicho rumieniąc się. Przeniosła swoje spojrzenie na jego rękę, którą wciąż trzymał jej bok. Severus szybko wziął rękę jak poparzony przez co uśmiechnęła się lekko. Czyżby Severus Snape miał lepkie rączki? Na to by wyglądało.

— Przecież ten debil nawet nie nosi gorsetów! — Załamał się. Kobieta wzruszyła ramionami.

— A skąd wiesz? — Zapytała uśmiechając się figlarnie. Mężczyzna odszedł od niej i zakrył sobie oczy dłonią nie mogąc już wytrzymać.

— Salazarze, daj mi siły — wymamrotał. Ta kobieta była tak podobna do swojego głupiego brata, a zarazem tak odmienna. Wolał już nie zadawać pytań bo wiedział, że odpowiedzi jeszcze bardziej go załamią. — Zostaniesz tutaj na noc ze względu na późną godzinę.

— Boisz się, że mogłoby mi się coś stać podczas powrotu?

— Nie, ale wole później nie dostawać reprymendy od Narcyzy. Za pół godziny wrócę — poprawił swoją szatę i zerknął na nią myśląc przez chwilę nad dalszymi słowami. — Niczego nie dotykaj — powiedziawszy to podszedł do kominka i teleportował się za pomocą sieci Fiuu do Hogwartu.

— Serio, zostawisz mnie tutaj samą? — Westchnęła zrezygnowana i oparła się wygodniej o podłokietnik zielonej kanapy. Rozejrzała się po salonie, a na jej twarz wpłynął uśmieszek. Wstała i podeszła do całkiem okazałego barku. — Może, jednak nie samą — otworzyła go i przyjrzała się całkiem niezłym alkoholom. — Witajcie, piękni panowie. Myślę, że będziemy kontynuować imprezę tutaj.

*

Severus wrócił do domu około północy. Jego wizyta w Hogwarcie przedłużyła się przez jednego pierwszoroczniaka, który dostał zaklęciem. Nie miał siły dowiedzieć się kto to zrobił. Zrobi to po wolnym.

Stanął przed swoim domem, w którym przebywała pewna kobieta. Ta pewna kobieta od początku tego wieczoru doprowadzała go do białej gorączki, a teraz musiał jeszcze brać przez nią wolne. Odetchnął zimnym powietrzem i przymknął oczy. Potrzebował się uspokoić. Przecież ma tyle plusów dzięki temu wolnemu. Może się wyspać...

— No działaj cholero jedna! — Wzdrygnął się słysząc krzyk kobiety i huk.

Przez chwilę myślał by zostawić tą kobietę by sobie radziła sama, ale ostatecznie zrezygnował. To był niestety jego dom i jego rzeczy, które musiał przed nią bronić. 

Wszedł szybkim krokiem do domu po czym skierował się do salonu, skąd dochodziły różne głosy. Wśród nich rozpoznał spokojnie lecącą piosenkę "Fever", która tak nie pasowała do obecnego nastroju. 

Zastał go bardzo, ale to bardzo dziwny widok. Rosalinda Wayne kiwała się do puszczonej z JEGO gramofonu muzyki, w JEGO koszuli trzymając JEGO alkohol.

— Rozumiem, że zdążyłaś się już zadomowić — mruknął wyłączając gramofon. Kobieta podskoczyła przestraszona i obróciła się, a jej długie, ciemne włosy poleciały na plecy. — I widzę, że zdążyłaś odwiedzić już moją szafę oraz barek.

— Coś długo nie wracałeś, musiałam sobie znaleźć zajęcie — wzruszyła ramionami i zaczęła z powrotem kołysać się do muzyki w swojej głowie. — Poza tym, ta sukienka była strasznie niewygodna.

— I dlatego upiłaś się MOIM alkoholem i ubrałaś się w MOJE ubrania? — Podniósł brew, podchodząc do niej powoli.

— Tak, poza tym masz ładne perfumy - uśmiechnęła się złośliwie widząc jak na jego twarz wszedł cień zakłopotania. — Ale alkohol jest jakiś nijaki.

— Zależy kto co lubi — warknął czując się wyprowadzonym z równowagi. Wyrwał z jej ręki szklankę z ognistą i odstawił na pobliską szafkę.

— Ej! Czy ja powiedziałam, że był niedobry? — Zezłościła się. — Dlaczego zawsze kończysz fajną zabawę? W szkole też tak robiłeś, przyzwoitko.

— Czas na ciebie — mruknął patrząc na nią z założonymi rękami. — Do łóżka.

— Oho, czyżbym się pomyliła co do tej przyzwoitki? — Zachichotała figlarnie. — Nie znałam cię od tej strony Severusie — wymruczała podchodząc do niego bliżej i kładąc ręce na klatce piersiowej — Ale czy to nie honorowe robić to z pijaną kobietą?

— Co? Nie! Nie to miałem na myśli — zaprzeczył szybko i odsunął się od niej. Błagał teraz Merlina by jego wzrok nie zjechał niżej niż jej twarz. Jego koszula dużo odsłaniała i do cholery, nie była jeszcze do końca zapięta. Przełknął ślinę. Co ta kobieta z nim robiła? Zapewne gdyby był pijany to zrobiłby coś nad wyraz głupiego. — Idiotko, ty idziesz spać. T E R A Z.

— Posiadając już twoją koszulę, pijąc twój alkohol, mogę spać w twoim łóżku — uśmiechnęła się uroczo. Mężczyzna westchnął zmęczony już jej gadaniem.

— W moim łóżku może spać tylko moja żona, a ty nie masz na nazwisko "Snape" — wymamrotał spokojnym głosem.

— Już niedługo Sevi, już niedługo — zaśmiała się i skierowała do jego sypialni wiedząc najwyraźniej gdzie się ona znajduje.

— Nienawidzę cię — westchnął dając za wygraną. A potem zamrugał oczami rozumiejąc sens wypowiedzianych przez nią słów. 

Czy ona właśnie powiedziała, że zamierza zostać jego żoną? Nie, jest pijana. Pijani ludzie mówią różne rzeczy. Kiedyś Lucjusz był pijany i chciał zaśpiewać balladę dla Czarnego Pana. Tak, to tłumaczy zachowanie Rosalindy.

— Też cie kocham Severusie — zachichotała i zniknęła za drzwiami od JEGO sypialni.

Brunet stał teraz w salonie nie wiedząc co ma ze sobą zrobić. Czy mu się wydawało czy ona właśnie powiedziała, że go kocha. Potrząsnął głową. Jest pijana ~ pomyślał. Tak to było jedyne wytłumaczenie. 

Rozejrzał się i westchnął. Jak dobrze, że zainwestował niedawno w pokój gościnny.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top