19. Upewnić się
Rozdział 18+
— " Ślub roku! "Rosalinda Wayne i Severus Snape wzieli ślub!" Państwo Snape przeprowadzą się do Hogwartu?!" O, albo to. Padniesz ze śmiechu, najdroższy. " Czy Jaskier Wayne jest gejem?".
— Przestań czytać te głupie gazety — mruknął niezadowolony mężczyzna, a świeżo upieczona pani Snape zaśmiała się pod nosem.
— Co poradzę, że minęły dopiero dwa dni, a oni już takie rzeczy wypisują — powiedziała rozbawiona. — Ale masz rację, nie mogę truć sobie takimi artykułami swojego mózgu. No chyba, że po moim miesiącu miodowym przyjadą do mnie z Proroka i przeprowadzą wywiad o orientacji mojego kochanego braciszka — prychnęła, kręcąc głową.
— Błagam, nie — skrzywił się nieznacznie. — Mam dosyć twojego brata. Szczególnie po tym co się stało na weselu.
— Przepraszam Severusie —wydukała cała zarumieniona przypominając sobie co wtedy jej brat zrobił.
*
Głośna muzyka dudniła jej w uszach, gdy tańczyła do skocznej piosenki z Narcyzą, co chwilę głośno się śmiejąc. Jej długa suknia została zamieniona na bladoniebieską do kolan z tiulem, który podczas jej każdego obrotu lśnił jak miliony diamentów.
— Polejcie jeszcze pani Snape wina! — Krzyknęła już nieco bardzo podpita Narcyza, która omal nie wpadła na swojego męża, gdy ten przechodził obok nich.
— A jeszcze więcej pani Malfoy! — Wydarła się rudowłosa dołączając do swojej przyjaciółki. — Niech się zchleje za te wszystkie czasy! Niech wino leje się litrami! — Dodała jeszcze głośniej jakby chciała przekrzyczeć muzykę.
— Nie mam zamiaru! — Głośny głos Jaskra przerwał zabawę obu kobietą. Spojrzały po sobie po czym zaczęły przeciskać przez tłum ludzi, który zebrał się w około czegoś. Tak jakby cały alkohol, który wypiły wyparował i został zastąpiony niepokojem. — Nie mam zamiaru robić z siebie drugiej Rosalindy, która będzie posłusznie szukała sobie męża, bo wam się zachciało pieprzonych wnuków! — Warknął wściekle w stronę swoich rodziców, którzy z obojętnymi twarzami stali i wpatrywali się w niego, jakby nie robił na nich żadnego wrażenia.
— Co się dzieje? — Zapytała ze zmarszczonymi panna młoda obok, której stanął jej mąż i Malfoy'owie z podobnymi minami.
— Nic — wycedził przez zaciśnięte zęby. Widać było już, że był na skraju wytrzymałości przed powstrzymaniem się by nie rzucić na swojego ojca. Sytuacja nie była za dobra, zwłaszcza, że najwyraźniej jej brat się już upił i to dosyć mocno. — Nic ważnego, to tylko rozmowy, którymi nie powinnaś zawracać sobie tej ślicznej główki.
— Jaskier — powiedziała groźnie, jakby również chcąc go zaatakować.
— Wszystkiego dobrego i miłego miesiąca miodowego, wybacz, że spierdoliłem ci wesele, siostro — mężczyzna spojrzał na nią przelotnie po czym wyszedł szybkim krokiem.
Na sali wciąż pozostała cisza, która nie należała do tych miłych. Rosalinda spojrzała na swoich rodziców, którzy nic nie powiedzieli.
— To nic takiego. Wiecie alkohol i te sprawy — zaśmiała się nerwowo szturchając lekko swojego męża, który chyba zrozumiał aluzję i również nieco się uśmiechnął. —Bawcie się dalej!
— Muzyka, grajcie! — Krzyknęła nieco niezrozumiale Narcyza, ale orkiestra zrozumiała i z powrotem zaczęła grać. Wszyscy wrócili do zabawy jakby nic się nie stało, choć Rosa wiedziała, że się stało. I to zapewne dużo, skoro jej brat tak wybuchł.
—Z wami porozmawiam sobie później — syknęła do swoich rodziców, którzy tylko odwrócili wzrok, byleby nie czuć zimnego spojrzenia swojej córki.
— Zatańczmy, najdroższa — Severus szepnął jej do ucha, a ona skinęła głową. — Jeśli podczas naszego miesiąca miodowego będziesz taka sztywna, to już przed pierwszą nocą rzucę się z balkonu — dodał obejmując ją i zaczynając z nią powolnego walca. Rosalinda uśmiechnęła się po czym go pocałowała.
Walić to, że podczas walca omal nie skręciła sobie kostki przez bycie tak rozkojarzoną bo jej cała uwaga uciekała do jej brata, a i tak potem ze sobą pogadali. Jaskier zapewne za swoje zachowanie będzie ją jeszcze przepraszał do końca życia.
*
— Nie przepraszaj mnie za to — pokręcił zirytowany głową. — Przecież na weselu Malfoy'ów, Leastrange też coś takiego odwalił. Mało kto pamięta takie rzeczy. Nawet nie jestem pewien czy Lucjusz to pamięta bo był już tak spity, że ledwo stał.
— Ja też tego nie pamiętam — zmarszczyła brwi. Wyciągnęła z barku kieliszek i wino, które już po chwili spokojnie sączyła.
— Szłaś wtedy z jakimś mężczyzną do łóżka — wzruszył ramionami, a ona zdziwiona wypluła resztki wina.
— Co?!
— Żartuję — przewrócił oczami i uśmiechnął się pod nosem złośliwie. Kobieta odetchnęła z ulgą i znowu napiła się czerwonego alkoholu. — Ty już wtedy leżałaś najpewniej w czyimś łóżku po skończonej zabawie — rudowłosa znowu wypluła jej ukochane wino, brudząc przy tym nieco zasłonę. — Ale żeby tak marnować dobre wino?
— Severusie Snape, mój drogi mężu. Miałam w życiu jedną zasadę — odłożyła na mały stoliczek pusty kieliszek. Machnęła dłonią, a światła przygasły stwarzając romantyczną atmosferę. Spojrzała z powrotem na niego z błąkającym się w oczach pożądaniem. — Wiesz jaką? — Zaczęła się powolnym krokiem do niego zbliżać.
— Oświeć mnie, najdroższa — pozwolił jej by usiadła mu na kolanach okrakiem i wplotła swoje dłonie w jego włosy.
Mężczyzna niezauważalnie zaciągnął się jej słodkim zapachem, który tak uwielbiał wdychać. Zastępował mu narkotyki i działał na jego zmysły jeszcze mocniej, pobudzając w nich uśpione pożądanie, które teraz z każdą chwilą narastało.
— Czekałam do ślubu — uśmiechnęła się zadziornie po czym złączyła ich usta w wygłodniałym pocałunku.
Severus położył dłonie na jej biodrach przyciągając ją jeszcze bliżej. Jego dłonie zaczęły powoli sunąć wzdłuż jej pleców zakrytych jedynie cienką sukienką, którą miał ochotę tu i teraz z niej zerwać, lecz wstrzymał się jeszcze. Wszystko po kolei.
— Aż chyba się upewnię — wymruczał jej do ucha tym samym powodując drżenie jej ciała. Była taka gorąca, a wdzierające się do środka zimne powietrze jeszcze bardziej wywoływało u niej dreszcze. — I żeby być pewnym na sto procent, będę powtarzał to codziennie — powiedział prosto w jej usta po czym znowu ich zasmakował.
Jego dłonie powoli zsunęły z niej zielony materiał sukienki, który mu tak bardzo przeszkadzał. Rosalinda by nie męczyć się z irytującymi guzikami jego surdutu od razu machnęła dłonią, a materiał zniknął. Zagryzła wargę przyglądając się jego klatce piersiowej naznaczonej bliznami.
Snape nic nie mówił. Obserwował jej zachowanie z małą ciekawością w oczach. W końcu kobieta pochyliła się by ucałować bliznę na jego obojczyku z największym namaszczeniem. Potem jej usta zaczęły, pozostawiając po sobie czerwone ślady, sunąć w górę po szyi kończąc na jego ustach.
Jęknęła, gdy jego zimna dłoń odnalazła zapięcie jej stanika i musnęła przy tym jej nagą skórę. Czuła, jak jej całe ciało płonie, a jedynym ostudzeniem mogło być ciało jej męża. Wciągnęła gwałtownie powietrze , gdy mężczyzna zaczął powolnymi ruchami pieścić jej piersi.
Nagle dwójce czarodziei zrobiło się strasznie niewygodnie, więc po sekundzie ona leżała pod nim na plecach i powoli ściągała z niego spodnie. Warknął jej w usta, gdy jej ręka całkiem "przypadkiem" zahaczyła o jego najczulsze miejsce. Merlinie, nie potrafił się już dłużej powstrzymywać. Wypełniało ich niepohamowane wzajemne pragnienie swoich ciał, któremu chcieli się oddać w całości.
Odsunął się od niej nieco by przyjrzeć się jej nagiemu ciału, które było... idealne. Wiedział już, że nie będzie mógł patrzeć na inne kobiece ciało. Nie będzie umiał dotknąć innego, bowiem zasmakował tylko tego jednego i żadne inne nie będzie w stanie zaspokoić jego wewnętrznego głodu.
— Potrzebuję cię — szepnęła błagająco podczas ich krótkich, aczkolwiek namiętnych pocałunków. — Teraz.
Te słowa podziałały na niego, jak jakiś rozkaz, któremu nie mógł, ani nie chciał się sprzeciwiać.
Naparł na nią przyciskając jej ciało do materaca. Jej usta odnalazły jego wargi, gdy wszedł w nią powoli nie chcąc jej skrzywdzić. Sapnęła w jego wargi i wbiła paznokcie w skórę jego pleców nieco je drapiąc.
Potem zaczął powoli się w niej poruszać, a ona przyciągnęła go do siebie jeszcze bliżej.
— Błagam, nie przestawaj — jęknęła przenosząc swoje ręce na jego włosy by potem je lekko ciągnąć. Mężczyzna przyspieszył na jej błagania rozkoszując się jej jękami.
Jej plecy wygięły się w łuk, gdy poczuła zbliżające się spełnienie, które coraz bardziej opanowywało jej ciało z każdym jego pchnięciem.
Spojrzała mu prosto w oczy, coraz głośniej szeptając jego imię niczym jakąś modlitwę. Miał wrażenię, że nic nie liczyło sie oprócz tej zieleni jej tęczówek.
Fala ciepła zalała jej ciało, a ona oddała się jej w całości. Severus sam po sekundzie wydyszał jej imię, gdy doszedł po niej.
Opadł obok kobiety, dysząc ciężko. Gdy już nieco się uspokoił, podniósł wzrok na swoją świeżo upieczoną żonę, która wciąż leżała na plecach i starała się uspokoić swój oddech. Merlinie, ależ był teraz wdzięczny losowi za zesłanie tej pięknej bogini w jego ramiona. Jakie byłoby jego życie bez niej? Zimne, ponure, bez kolorów, które ona nadawała.
— Miałaś rację — szepnął odgarniając jej rude kosmyki włosów i całując jej ramię. Rosalinda przewróciła się na bok, a jej usta rozciągnęły się w leniwym uśmiechu po czym posłała mu całusa w powietrzu.
— Wiem, najdroższy. Przecież ja zawsze mam rację.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top