53.
Dwa tygodnie później.
Z głośników właśnie wylewa się lament Eliasa. Utwór Cloud idealnie wpasowuje się w mój nastrój. Ćwiczę na sali od przeszło dwóch godzin. Czuję, jak pot ciurkiem leje się po moich skroniach, a mięśnie wołają o przerwę, ale nie przestaję. Wysiłek fizyczny i ból, który rozdziera mój kręgosłup w miejscu, w którym mam metalową śrubę, skutecznie zagłuszają ten, który mam w duszy i sercu. Bo ja wciąż cierpię. Nieustannie. Odkąd poznałam całą prawdę i dowiedziałam się o tym, że Ayden mnie oszukał, czuję się jednocześnie przygnieciona emocjami i pusta w środku. Ze skrajności w skrajność.
Nie rozmawiałam z nim od tamtego popołudnia. Widzieliśmy się przelotnie kilka razy. Wiem też, że spędził dwie noce w samochodzie pod moim domem. Z całych sił starałam wmówić sobie, że nie robi to na mnie wrażenia. Zamknęłam szczelnie okno i zasunęłam żaluzje, ale to w niczym nie pomogło. Sama świadomość, że on tam jest, kilkadziesiąt metrów ode mnie, wprawiała moje zdradzieckie serce w szybsze bicie. Bo choć rozum ciągle powtarza mi, że dobrze się stało, bo nasz związek i tak nie miałby przyszłości, to serce wciąż tego nie akceptuje. I kiedy dwa dni temu zderzyliśmy się w drzwiach mojego domu i spojrzałam w te czarne, hipnotyzujące oczy, byłam skłonna wszystko mu wybaczyć. Jednak im dłużej w nie patrzyłam, tym mocniej docierało do mnie, jak bardzo ten człowiek mnie skrzywdził. Patrzyliśmy na siebie w milczeniu, rozmawiając jedynie spojrzeniami. I choć byłam potwornie zraniona, czułam jednocześnie tęsknotę. Za jego obecnością, dotykiem, głosem... I mogłabym przysiąc, że te same uczucia odbijały się w jego ciemnych tęczówkach. I choć wiem, że on również cierpi, bo patrzenie na śmierć swojego ojca, który wcześniej zgotował im piekło, to trauma do końca życia. Jednak to wciąż go nie usprawiedliwia. Mógł ze mną porozmawiać. Mógł wyznać mi szczerze wszystko, tak jak ja to zrobiłam. Powinien był to zrobić już wtedy, kiedy nasza relacja przestała być jedynie czysto przyjacielska, choć w głębi duszy czuję, że ona nigdy taka nie była. Nie ważne, że nie zrealizował planu, bo coś, jak to powiedział, mu na to nie pozwalało. To wszystko nie zmienia faktu, że jednak coś planował i w rezultacie mnie oszukał. Nawet jeśli twierdzi, że jest inaczej nie zmieni tego, co ja czuję w głębi duszy. A czuję się potwornie zraniona, oszukana i okrutnie wykorzystana. Przez Aydena Prescotta. Człowieka, który miał mnie uratować.
I jest jeszcze coś, co w tym wszystkim nad wyraz mnie irytuje. Fakt, że wszyscy wokół próbują nas ze sobą pogodzić. Nawet Kira i Liam. Dwie najbliższe mi osoby, które powinny być po mojej stronie, usiłują usprawiedliwiać Aydena. Tłumaczą jego zachowanie w jakiś pokrętny sposób, którego ja nie kupuję. Bo o ile byłam w stanie wybaczyć mu to, że złamał mi serce dwa lata temu, tak tego, co zrobił teraz, po tym wszystkim czego się o mnie dowiedział i co razem przeżyliśmy, nie umiem.
— Chcesz znowu trafić na ostry dyżur? — Słyszę za sobą, kiedy próbuję wykonać failli.
Głos mojej przyjaciółki wybija mnie z rytmu, przez co upadam na parkiet, tłukąc sobie tyłek.
— A ty musisz się tak skradać? — pytam z wyrzutem, rozmasowując kość ogonową.
Kira schodzi po schodach, pokazując mi butelkę wody, którą moment później rzuca w moją stronę, a ja w ostatniej chwili łapię ją w obie dłonie. Posyłam jej coś na kształt uśmiechu, po czym upijam kilka sporych łyków.
Czerwonowłosa siada obok mnie i zaczyna uważnie badać moją twarz swoim przenikliwym spojrzeniem.
— Długo zamierzasz się tak męczyć? — odzywa się wreszcie. — Ja naprawdę cię rozumiem. Jednak mimo wszystko uważam, że powinniście szczerze ze sobą porozmawiać. Minęły dwa tygodnie, Lu. Nie sądzisz, że najwyższa pora zakopać topór wojenny, wziąć dupę w troki i się spotkać?
Unoszę głowę i spoglądam wprost w piwne tęczówki mojej przyjaciółki. Z całych sił powstrzymuję się, by nie wylać jej na głowę reszty wody z butelki, żeby się opamiętała, bo od jej pieprzenia zaczyna boleć mnie głowa.
— Rozumiesz mnie? — prycham. — Gdybyś mnie rozumiała, nie oczekiwałabyś ode mnie, że wyciągnę do niego rękę. On mnie okłamał, Kira. Wykorzystał i oszukał. Czego nie rozumiesz? Zresztą, od kiedy ty zmieniłaś zdanie co do niego, co? Jeszcze kilka tygodni temu prosiłaś mnie, żebym trzymała się od Prescotta z daleka.
Wstaję, chwiejąc się lekko. Ból w plecach i nodze zaczyna być nie do zniesienie. Marzę o tym, żeby wejść pod gorący prysznic i wziąć coś przeciwbólowego. I o tym, żeby zaszyć się w pokoju i mieć święty spokój.
— Zmieniłam zdanie, bo przy nim odżyłaś. Znowu byłaś moją Lu. Z rysą na sercu i złamaną duszą, ale uśmiechniętą. W twoich oczach znowu była nadzieja, Luna. Ten człowiek sprawił, że odzyskałaś chęć życia — mówi, a ja nie mogę się powstrzymać i znowu prycham.
— Oh, naprawdę? No to dwa tygodnie temu mi ją odebrał. I zabił też nadzieję w momencie, kiedy dowiedziałam się, że spotykał się ze mną tylko po to, by odzyskać dowody.
— Przecież wiesz, że to nieprawda. Spotykał się z tobą, bo mu na tobie zależało. I jestem pewna, że wciąż zależy. Tak samo, jak tobie. On jest w rozsypce, Luna. Też cierpi. Dlaczego nie możecie ze sobą po prostu porozmawiać? Naprawdę chcesz zaprzepaścić to, co was łączyło? — Kira podchodzi do mnie i chwyta mnie za ramiona, zmuszając, bym spojrzała jej w oczy.
— On zrobił to pierwszy. To on zaprzepaścił naszą relację w momencie, kiedy zamiast powiedzieć mi prawdę, zdecydował się oszukiwać mnie tygodniami. A ja nie mam już siły na to, żeby znowu wsiąść do emocjonalnej karuzeli, rozumiesz? Teraz czekam jedynie na powrót Stanfordów. Pojadę tam razem z Liamem i damy im jasno do zrozumienia, że albo Kevin trzyma się ode mnie z daleka, albo idę na policję z tym, co zgromadziliśmy. I wtedy nie tylko reputacja mojego ojca legnie w gruzach, ale ich również. A kiedy będę już wolna, skupię się na tym, by skończyć liceum z dobrymi wynikami. Dostałam się na Uniwersytet Kalifornijski i właśnie studiom poświęcę całą energię. Odzyskam swoje życie, ale nie będzie w nim miejsca ani dla Kevina, ani dla Aydena — wyrzucam z siebie na jednym wdechu, po czym wymijam dziewczynę i ruszam w kierunku schodów.
— Potrzebujesz terapii, Luna. — Cichy głos Kiry zatrzymuje mnie w miejscu. — Możesz okłamywać nas wszystkich, ale siebie nie zdołasz. Za tydzień będzie po wszystkim, uwolnisz się od Kevina, ale to wcale nie będzie koniec, wiesz o tym, prawda?
— Radziłam sobie tyle czasu bez niczyjej pomocy, więc teraz też sobie poradzę — mówię, nie odwracając się.
Nie wiem nawet, w którym momencie moje dłonie zaczęły drżeć, a głos się załamywać. Gdzieś na dnie mojego umysłu cichy głos mówi mi, że Kira ma rację, ale zagłuszam go, pozwalając wyjść na powierzchnię kiełkującej złości. Nie radzę sobie. Już od dawna...
— Nie radziłaś sobie — zaczyna Goldman ostrożnie — i obydwie o tym wiemy. Dopiero kiedy Ayden wtargnął do twojego życia zaczęłaś sobie radzić. Jak długo już po wszystkim zamierzasz udawać, że wszystko jest w porządku? — pyta.
Biorę głęboki, uspokajający wdech. Moja przyjaciółka ma pierdoloną rację, ale w życiu jej tego nie powiem. Ma rację, a mnie to cholernie wkurza. Przymykam oczy i decyduję się zrobić coś, za co już za moment się znienawidzę. Zamierzam zranić dziewczynę, która zrobiłaby dla mnie wszystko, moją bratnią duszę. Osobę, która bez wahania oddałaby za mnie życie. I zrobię to, bo jestem wściekła. Bo jeśli tego nie powiem, ona nie da mi spokoju, którego tak rozpaczliwie potrzebuję.
— No nie wiem — odzywam się po chwili, odwracając przodem do niej. — Tobie udawało się to przez rok, zanim zdecydowałaś się mnie zostawić. W udawaniu to właśnie ty jesteś mistrzem, więc możesz mnie czegoś nauczyć — cedzę, nawiązując do jej próby samobójczej, patrząc wprost w piwne oczy, które właśnie wypełniają się łzami.
Wiem, że dostała rykoszetem, choć nie jest niczemu winna. Wyżyłam się na niej i sprawiłam jej ból, choć jej jedyną winą jest to, że próbuje mnie ratować. Ale ja nie wiem, czy mnie się da uratować. Jestem bliżej dna niż kiedykolwiek. Każda cząstka mojej złamanej duszy, zranionego serca, pokrzywionej psychiki i zbrukanego ciała woła o wytchnienie. Ale nawet jeśli uwolnię się od Kevina i tak już nigdy nie będę w pełni wolna.
— W porządku — szepcze Ki, łamiącym się głosem. Wierzchem dłoni ociera łzę z policzka i wchodzi na schody — chcesz być suką, proszę bardzo. Możesz mnie podgryzać ile chcesz, ale ja i tak z ciebie nie zrezygnuję. Teraz jestem na ciebie zła, Luna, więc wychodzę. Daj znać, jak zdecydujesz się przestać krwawić na osoby, które cię nie zraniły — mówi, nieco ostrzejszym tonem, po czym wymija mnie i opuszcza salę, strzepując po drodze kolejną łzę.
Odprowadzam wzrokiem jej sylwetkę i mam ochotę z całej siły uderzyć głową w filar. Zamieniam się w potwora. I gdyby nie fakt, że jestem już zbyt odrętwiała, pewnie usiadłabym na środku korytarza i gorzko zapłakała nad swoim losem. Kira na to nie zasłużyła. Powinnam być dla niej słońcem, ale jestem burzą. Burzą, która lada moment zamieni się w tornado, które zniszczy wszystko, co napotka na swojej drodze.
***
— Pokłóciłaś się z Kirą? — pyta mama, kiedy wchodzę do kuchni.
Siedzi przy wyspie kuchennej i pije kawę, notując coś w swoim kalendarzu. Posyła mi uważne spojrzenie znad kubka, kiedy mijam ją i staję tyłem, by również nalać sobie kawy.
— Nie — kłamię gładko — gdzie Lydia?
— W pokoju, z Leslie — odpowiada Laura i czuję, że nie spuszcza swojego czujnego wzroku z moich pleców. — Skoro się nie pokłóciłyście, to dlaczego Kira płakała? — nie odpuszcza, ignorując moją próbę zmiany tematu.
Biorę głęboki wdech, po czym upijam łyk ciepłego napoju. W kolejnej chwili zakładam na twarz sztuczny uśmiech i odwracam się przodem do rodzicielki. Nasze spojrzenia się krzyżują. Jej zielone oczy, identyczne jak moje, zdają się przewiercać mnie na wylot. Intensywność jej szmaragdowych tęczówek przybiera na sile, kiedy tak mi się przygląda, a ja zaczynam czuć się nieswojo po wpływem tego spojrzenia. Jej oczy często zmieniają swój odcień. Ten, który widzę w tym momencie oznacza jedno: matka właśnie intensywnie coś analizuje, a ja odnoszę wrażenie, jakby czytała mi w myślach i wiem, że dyskusja, która już za moment się między nami wywiąże, pozbawi mnie resztek energii, która pozwala mi jeszcze jakoś się trzymać tego dnia.
— Nie wiem, dlaczego płakała — odzywam się wreszcie, kiedy spojrzenie Laury zaczyna być dla mnie nie do zniesienia. — Może znowu jest rozstrojona emocjonalnie. Przecież dobrze wiesz, że jej wiele nie trzeba, w końcu byłaś jej psychiatrą, prawda?
Blondynka marszczy brwi.
— Luna... — Wypowiada karcąco. — Co się z tobą dzieje?
Odkłada kubek na blat i zamyka notes, po czym schodzi ze stołka i staje naprzeciwko mnie.
— Nic się nie dzieje, nie rozumiem o co ci chodzi — parskam, choć doskonale zdaję sobie sprawę, że kiedy wypowiadam te słowa, mój głos drży, zdradzając, że absolutnie nic nie jest u mnie w porządku.
Pragnę rozpłakać się jak małe dziecko i wyznać mamie całą prawdę. Pragnę wtulić się w jej ramiona, zrzucając ciężar ze swoich. Potrzebuję ukoić swój ból, otoczona jej miłością i ciepłem, aby gładząc moje włosy powtarzała, że wszystko będzie dobrze. Chcę wreszcie poczuć ulgę, ale wiem, że nie mogę tego zrobić. Nie mogę złamać jej serca. Bo jeśli powiem jej o wszystkim, część jej duszy umrze bezpowrotnie, tak jak umierała moja za każdym razem, gdy Kevin mnie krzywdził.
— Chciałabym porozmawiać z tobą o Kevinie — wypala matka, chwytając mnie za ramiona, tym samym nie pozwala, bym odwróciła wzrok.
Spoglądam w jej szmaragdowe tęczówki i staram się wyglądać pewnie. Zakładam na twarz maskę obojętności i uśmiecham się półgębkiem.
— Nie ma o czym rozmawiać — odpowiadam. — Zerwaliśmy.
Z całych sił staram się, by moje kłamstwo brzmiało wiarygodnie, ale nie jestem przekonana, czy mi wychodzi. Nie zerwałam z Kevinem, ale mam naiwną nadzieję, że uda mi się to załatwić od razu, gdy wróci. Oczywiście będę mieć obok Liama, co powoduje, że czuję się z myślą o spotkaniu ze Stanfordami nieco pewniej, ale mimo wszystko i tak jestem nim jednocześnie przerażona. O niczym nie marzę tak bardzo jak o tym, by wreszcie uwolnić się od tego psychopaty i całej jego rodziny.
— Zerwaliście? — Laura marszczy brwi. — Jak to, zerwaliście? Kiedy?
Wykorzystuję moment rozproszenia mamy i strzepuję sobie z ramion jej ręce, po czym odsuwam się od niej, stając po drugiej stronie wyspy. Mama w tej samej chwili odwraca się, podążając za mną.
— Jak byłaś w szpitalu. — Wzruszam ramionami.
— W porządku, rozumiem. Usiądź proszę — mówi, wskazując krzesło, a ton jej głosu ze spokojnego i wyważonego zmienia się na twardy i sceptyczny.
Na moje ciało wypełza gęsia skórka, ale posłusznie wykonuję jej polecenie. Nie chcę, by przez moje uniki nabrała jeszcze więcej podejrzeń. Po rozmowie, którą odbyłyśmy, kiedy jeszcze była w szpitalu wywnioskowałam, że wie więcej, niż bym sobie życzyła i domyśla się, że między mną, a Kevinem wydarzyło się coś złego. Doskonale znam moją mamę i wiem, że nie odpuści tak łatwo, a ja mogę jedynie zrobić wszystko, by zaspokoić jej żądzę poznania prawdy i uspokoić zmartwione serce.
— Jesteśmy na przesłuchaniu? Nie wiedziałam, że zmieniłaś branżę — żartuję, śmiejąc się sztucznie, ale blondynka nie podziela mojego wątpliwego humoru.
— Chcę, żebyś powiedziałam mi całą prawdę, Luna. Nie dam sobie już dłużej mydlić oczu. I przypominam ci tylko, że nie jestem ślepa. Oboje z tatą widzimy, jak bardzo zmieniłaś się w ciągu tych kilku miesięcy. Długo milczałam, bo nie chciałam mieszać się w twoje życie, w końcu jesteś dorosła, ponadto ciągle powtarzałaś, że wszystko jest w porządku. Ale już dłużej nie mogę tego bagatelizować. Od kilku tygodni nie jesteś sobą. I widzę w twoich oczach to, czego nie chcesz mi powiedzieć. Jestem pewna, że coś zaszło między tobą i Kevinem. Wiem też, że powrót Aydena i twoje zbliżające się urodziny nie ułatwiają ci niczego, ale jestem pewna, że jeśli szczerze ze mną porozmawiasz, jakoś uda nam się wspólnie to wszystko ogarnąć.
Spuszczam wzrok, a z moich ust wydobywa się niekontrolowane parsknięcie. Ogarnąć. Mój Boże, gdyby ona miała pojęcie, jak ogromne zniszczenia noszę w sobie... Tego nie da się w żaden sposób ogarnąć. Tygodniami umierałam w środku. Teraz to już chyba pozostaje mi tylko wykupić sobie miejsce na cmentarzu. Żadna terapia nie zdoła naprawić tego, co zrujnował Kevin. Był tylko jeden człowiek, dzięki któremu miałam nadzieję, że jeszcze wszystko się ułoży, ale on również wbił mi nóż w serce, co odebrało mi ostatnią chęć życia. Teraz już tylko wegetuję.
— Powrót Aydena nie ma tutaj nic do rzeczy, mamo. I jeśli to już wszystko, chciałabym pójść do siebie. Muszę się uczyć — mówię i próbuję wstać, ale matka zatrzymuje mnie w miejscu.
I kiedy przez dłuższą chwilę nic nie mówi, unoszę głowę, by spojrzeć jej w oczy. Wstrzymuję oddech, gdy dostrzegam w nich łzy.
— Co on ci zrobił, Luna? — pyta cicho.
Oblewa mnie zimny pot, gdy dociera do mnie sens zadanego przez nią pytania. Serce w mojej piersi zrywa się w szaleńczym galopie, łomocząc setką uderzeń na minutę. Stres, jaki odczuwam, wprawia moje dłonie i ciało w lekkie drżenie, które bezskutecznie próbuję ukryć.
— Co Kevin ci zrobił? — powtarza moje rodzicielka, nie spuszczając wzroku z mojej twarzy.
Nie mogę wyznać ci prawdy, mamo. Jeśli to zrobię, złamię ci serce, a do tego dopuścić nie mogę.
— Nic — odpowiadam, starając się brzmieć pewnie. — Nic mi nie zrobił. Zerwaliśmy, bo przestaliśmy się dogadywać.
— Luna... — wypowiada błagalnie. — Luna, proszę.
Zeskakuję ze stołka, wzdychając przeciągle i wbijam sobie paznokcie w skórę, by spowodowany tym ból pozwolił mi zachować kontrolę nad ciałem i umysłem. Pragnę, niesamowicie bardzo pragnę wyznać jej całą prawdę. Zrzucić z siebie ten ciężar. Podzielić się swoim bólem, który wyżera mnie po kawałku każdego dnia. Poczuć ulgę. Ale nie mam prawa być taką egoistką. Nie mam prawa odbierać matce spokoju. Nie mogę jej skrzywdzić.
— Nie, mamo. Nie wiem, co ci się uroiło, ale Kevin nic mi nie zrobił. Wszystko jest u mnie w porządku, po prostu ostatnio mam trochę bardziej kiepski czas, ale pociesza mnie myśl, że już niedługo ferie wiosenne i będę mogła odpocząć. No, więc jeśli to już wszystko, to idę do pokoju. Muszę się uczyć — wyrzucam z siebie, niemal na jednym wdechu, po czym opuszczam kuchnię i ruszam do sypialni.
I kiedy tylko zamykam za sobą drzwi, przekręcając kluczyk, osuwam się po nich i chowam twarz między kolanami. Próbuję się rozpłakać, ale z moich oczu nie wypływa ani jedna łza. Jestem bardziej bezsilna niż kiedykolwiek wcześniej. Czuję ból, który zdążył już zagościć we mnie na stałe i potężną, obezwładniającą bezradność. Tonę w mroku. Kira miała pierdoloną rację. Potrzebuję pomocy...
***
Ayden.
Stoję pod drzwiami gabinetu ojca i nie umiem nacisnąć klamki, jak ostatni tchórz. Nie wchodziłem tutaj od jego śmierci. W ogóle bardzo rzadko bywam w domu, ponieważ to zbyt wiele mnie kosztuje. Owszem, mam mnóstwo szczęśliwych wspomnień związanych z tym miejscem, ale zdecydowanie przeważają te złe. Luna miała rację, kiedy rozmawialiśmy kilka tygodni temu. Mam żal do matki i nie umiem się go pozbyć. Mam żal do całego, pieprzonego świata za to, co spotkało moją rodzinę, a teraz dodatkowo jeszcze poczucie winy i wyrzuty sumienia, którego przecież byłem pewien, że nie mam, wyżerają mnie od środka.
W mojej głowie kotłuje się mnóstwo myśli. Jestem cholernie świadomy faktu, że gdyby nie mój uparty ojciec, to co spotkało Lunę, nie wydarzyłoby się. Wszystko zaczęło się od niego, a ja czuję się w obowiązku zakończyć tę sprawę raz na zawsze. Zanim ci ludzie zniszczą więcej żyć. Choć wiem, że nigdy nie uda mi się naprawić tego, co zrujnował Kevin jeśli chodzi o Lunę. Mógłbym próbować, ale ona nie chce mnie znać. I ciężko się dziwić. Sam nie mam ochoty patrzeć na siebie w lustrze. Zbyt wiele mam w sobie gniewu, bólu i żalu. Zamieniam się w chodzącą destrukcję. I jestem wściekły także na Lunę. Bo namieszała mi w głowie. Sprawiła, że moje życie bez niej wydaje się puste i bezwartościowe. Jej uśmiech rozjaśniał mi nawet najbardziej spierdolony dzień. I byłbym jebanym hipokrytą, gdybym nie przyznał, że zależy mi na niej bardziej, niż na kimkolwiek na tym świecie. I to właśnie wkurwia mnie jeszcze bardziej. Nie mam pojęcia, w którym momencie się to wydarzyło. Kiedy ona stała się dla mnie ważniejsza, niż ktokolwiek? I jak to się stało, że zwykła dziewczyna, która miała nie być dla mnie nikim więcej, niż tylko córką przyjaciół moich rodziców, młodszą siostrą kumpla, zakorzeniła się w moim umyśle tak mocno, że zacząłem przedkładać jej szczęście i dobro nad swoje własne.
Przez całą tą sytuację i przez pieprzoną Lunę Duncan czuję się tak, jakbym błądził w gęstej mgle, na oślep. Po omacku szukam wyjścia, ale im bardziej próbuję to jakoś poukładać i ogarnąć własne myśli i uczucia, tym gorzej mi idzie. Zrobiła się ze mnie miękka pizda. Moja zdolność trzeźwego myślenia leży i płacze w towarzystwie zdrowego rozsądku, sprytu i umiejętności wychodzenia z każdej opresji. Dlaczego moje życie skomplikowało się jeszcze bardziej? Przecież było już wystarczająco pojebane...
Coraz częściej dopada mnie myśl, że być może popełniłem błąd, wracając do San Diego. Jednak z drugiej strony, gdybym nie wrócił, nie odnowiłbym kontaktu z Duncanami i nie dowiedział się o tym, przez co przechodzi Luna. I gdybym nie wrócił, nie pomógłbym jej. A co, jeśli to właśnie mój powrót był zapalnikiem w głowie Kevina? Kurwa! Niemal natychmiast, gdy ta myśl pojawia się w mojej głowie, ponownie dopadają mnie wyrzuty sumienia. Luna wspominała, że wcześniej owszem, był agresywny, ale stosował głównie przemoc psychiczną. Oznacza to, że dopiero mój przyjazd i fakt, że kręciłem się blisko Luny spowodowały, że pozbył się wszystkich skrupułów. To moja wina.
— Kurwa — mówię pod nosem, pocierając zmęczone oczy.
Powinienem trzymać się od niej z daleka. Tak będzie lepiej.
— Synku? — Słyszę za sobą, więc odwracam się w kierunku miejsca, z którego dobiegł głos.
Widzę matkę na korytarzu. Byłem tak zamyślony, że nie usłyszałem dźwięku windy. Isabelle patrzy to na mnie, to na moją dłoń, spoczywającą na klamce. Moment później podjeżdża bliżej.
— Czy w gabinecie ojca wszystko jest tak, jak było? Czy zleciłaś zabrać jego rzeczy? — pytam, nie spoglądając jej w oczy.
Nie chcę znowu czuć na sobie tego wzroku pełnego wyrzutu i smutku. Wiem, że matka ma mi za złe, że tak rzadko bywam w domu i że właściwie wcale nie spędzam czasu z nią i Zoe. Trudno. Być może kiedyś będę tego żałował, ale w tym momencie wydaje mi się to być dla mnie odpowiednie. Nie chcę robić nic wbrew sobie.
— Wszystko jest tak, jak to zostawił. Czego będziesz tam szukał? Jesteś pewien, że to dobry...
— Tak. — Przerywam jej, po czym przekręcam klucz, naciskam klamkę i popycham ciemne drewno.
Przekraczam próg i zamykam drzwi za sobą. Wstrzymuję oddech i przymykam oczy. Z całych sił próbuję odepchnąć od siebie wspomnienia, które usiłują przedrzeć się przez mur, który przez te wszystkie lata tak skrzętnie budowałem. W duchu liczę do dziesięciu, po czym wypuszczam ze świstem powietrze, by następnie ponownie zachłysnąć się głębokim wdechem. Dopiero kiedy na powrót jestem w stanie jasno myśleć, otwieram oczy i ruszam w kierunku regału.
W liście, który przekazał mi Leonardo, ojciec dosyć chaotycznie napisał kilka pokrętnie złożonych zdań. Czytałem go kilkanaście razy i wciąż nie do końca zrozumiałem, o co tak naprawdę mu chodziło. Być może był to jakiś rodzaj szyfru, bo wspomniał o swojej ulubionej książce trzykrotnie. Doskonale pamiętam, którego autora wybierał najczęściej oraz którą z jego powieści uważał za najlepszą. Wspomniał też o fotografii, która wisi tuż nad komodą i przekonywał, bym odsłuchał wiadomość z dyktafonu. Tak więc jestem. Jestem w miejscu, do którego już nigdy nie planowałem wracać. Mój koszmar trwa...
Podchodzę do wysokiego regału i omiatam go wzrokiem. Dziesiątki książek spod pióra Stephena Kinga powodują, że półki uginają się pod ich ciężarem. Nie lada gratka dla każdego fana. Rozglądam się i wreszcie dostrzegam tę, która mnie interesuje. Sięgam po Dallas '63, a następnie zdejmuję ze ściany fotografię i siadam na podłodze. Przejeżdżam palcem po zakurzonym brzegu i otwieram książkę. Od razu dostrzegam znajomy charakter pisma.
— Brawo, synu. Udało ci się dotrzeć do tego miejsca. Teraz otwórz książkę na ostatniej stronie — czytam na głos.
Robię to, a moim oczom ukazuje się adres: 12900 Preston Rd, Dallas. Marszczę brwi w niezrozumieniu, więc wyciągam komórkę i wpisuję go w Google. Przeglądarka przekierowuje mnie na stronę banku w Dallas.
Okej, tato, ale czy nie mogłeś po prostu napisać tego w liście?
Wreszcie sięgam po fotografię i wyjmuję ją z ramki. Przez krótką chwilę przyglądam się całej naszej czwórce. Byliśmy na nim uśmiechnięci i względnie szczęśliwi. Jednak to wszystko szlag trafił, ponieważ mój ojciec postanowił wygrać sprawę życia...
Przekręcam zdjęcie i czytam zamieszczoną na odwrocie wiadomość.
Gdy wejdziesz do banku, poproś o spotkanie z dyrektorem. Nazywa się Philip Tower. Nie mam pojęcia, kiedy dotrzesz do tych informacji, ale liczę na to, że po przeczytaniu listu spotkałeś się z Leonardem najszybciej, jak było to możliwe. Philip nie wybierał się na emeryturę, jednak życie pisze różne scenariusze. Niemniej ufam, że gdy dotrzesz do Dallas, właśnie on wciąż będzie zarządzał bankiem. 1107 to kod do skrytki depozytowej. Kiedy uda ci się spotkać z Towerem powiedz mu kim jesteś i okaż dokument tożsamości, a on przekaże ci klucz. Kiedy będziesz wracał do domu upewnij się, że nikt cię nie śledzi. Wszystko, co znajdziesz w sejfie musi zostać ukryte w bezpiecznym miejscu. Jestem pewien, że będziesz wiedział, co robić dalej. Trzeba to zakończyć. Ja nie miałem odwagi, ale wierzę, że tobie się uda. Powodzenia, synu. Uważaj na siebie i dbaj o mamę i Zoe. Jestem z Ciebie dumny. Tata.
Dopiero kiedy kończę czytać, zdaję sobie sprawę, jak bardzo drżę na całym ciele. Mój puls jest szybki, a krew zdaje się szumieć w uszach. Co on sobie myślał, używając jako kodu mojej daty urodzin? Jestem z ciebie dumny? Ja pierdole, co to ma być...
Wściekłość na ojca wybucha we mnie na nowo. Jednak niezależnie od tego, jak wiele negatywnych emocji mam w sobie w tym momencie, muszę zająć się tą sprawą. Muszę doprowadzić ją do końca. Nie ważne, jak poważne będzie to miało dla mnie konsekwencje. Nie pozwolę, by ci ludzie zniszczyli więcej istnień. Nie pozwolę, by ostatnie osoby, na których mi zależy cierpiały przez to, że mój ojciec był pierdolonym tchórzem.
Chowam wszystko na swoje miejsce, zapisując jedynie adres w telefonie, a następnie rezerwuję trzy bilety na samolot. Myślę, że wieczorny lot będzie idealny. I mam też nadzieję, że Nathaniel i Colin zgodzą się lecieć razem ze mną. Jeśli w grę wchodzi ta sprawa ufam tylko im.
***
— Co zrobisz z tymi dowodami? — pyta Lopez, upijając łyk piwa imbirowego.
Nigdy nie zrozumiem, jak można pić takie gówno.
— Jak to, co? Dzięki nim zniszczę każdego człowieka, który odważył się stanąć na drodze rodziny Prescott — odpowiadam, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
Właściwie to mam już cały plan. Dokładnie wiem, co zrobię, jak i kiedy, ale nie zamierzam dzielić się tą informacją z przyjaciółmi. Żeby się udało, muszę zrobić to sam. Małymi krokami, powoli. Tak, żeby nie wzbudzać żadnych podejrzeń. Tak, żeby już żadna ważna osoba więcej nie ucierpiała.
— Colinowi chodziło chyba o to, czy zamierzasz iść z tym na policję — precyzuje Nate, przyglądając mi się uważnie.
— Póki co chcę dokładnie zbadać zawartość sejfu. Będę myślał co dalej, jak przejrzę cały materiał, odsłucham i obejrzę wszystkie nagrania. Zamiast na tym, powinniśmy skupić się w jaki sposób przeprowadzimy rozmowę ze startym Stanfordem. Chcę to zrobić najlepiej na video czacie. Zanim wrócą do miasta. Theodore będzie miał czas żeby spacyfikować synalka — mówię, a Hall kiwa w zrozumieniu.
— To dość ryzykowne. — Wzdycha Nathaniel. — Mogą nagrywać rozmowę.
— Jeśli to zrobią, kilka zdjęć znanego i szanowanego prawnika w towarzystwie dziwki, ujrzy światło dzienne. — Uśmiecham się przebiegle. — Myślę, że taka kompromitacja nie jest mu potrzebna. Oni mają o wiele więcej do stracenia, niż Luna. Wiesz o tym, Nate. Zresztą, jeden fałszywy ruch, a wszystkie zdjęcia, nagrania rozmów i dowody na to, że bierze łapówki i pierze brudne pieniądze, trafią w odpowiednie miejsce. Zniszczę ich. Rozdeptam jak robaki. Do końca życia będą pamiętać, że z nami się nie pogrywa.
— Pomogę ci w tym z prawdziwą przyjemnością — oznajmia Nate.
I kiedy przez kolejną chwilę milczy, jedynie patrząc na mnie w ten specyficzny sposób już wiem, co krąży mu po głowie.
— Co? — wypalam z irytacją.
— Kiedy zamierzasz porozmawiać z Luną? — pyta. — Jak długo zamierzasz zachowywać się jak gówniarz? Ona cierpi, Ayden. Być może ty uważasz, że jej nie oszukałeś, ale to nie zmienia faktu, że ona czuje się oszukana. Nie powiedzenie całej prawdy to też rodzaj oszustwa. Wiem, że było ci ciężko i przez to jeszcze bardziej się wszystko skomplikowało, ale teraz, kiedy cała prawda wyszła na jaw, powinieneś szczerze z nią porozmawiać. O tym, co czułeś wtedy i co czujesz teraz. Potrzebujecie siebie nawzajem. To oczywiste, tak samo jak to, że dwa plus dwa to cztery — wyrzuca z siebie.
Ostatnie zdanie przypomina mi nasz wypad do Meksyku i moment, w którym niosłem Lunę do samochodu. Była nawalona jak szpadel i chciała się ze mną kochać. Mimowolnie uśmiecham się pod nosem, jednak mocne uderzenie w ramię powoduje, że muszę się otrząsnąć.
— Pojebało cię? — pytam Halla, na co ten jedynie parska, kręcąc głową.
— Widzisz, jebany kochasiu? Na samo wspomnienie Lu, cieszy ci się morda.
— Żebyś zaraz ty nie dostał w swoją — cedzę, przybierając na twarz obojętny grymas.
Kątem oka dostrzegam, że Colin również śmieje się pod nosem.
— Luna aktualnie nie chce mnie znać — stwierdzam gorzko.
— Być może, ale zbliżają się jej urodziny. Dokładnie dwa lata temu, dwudziestego dziewiątego marca miała wypadek. To właśnie na tamtym urwisku zostały pogrzebane jej marzenia. Spędziła tam ponad dobę ze zwłokami dziadka, który zginął na miejscu i z konającym kuzynem. Spędziła ponad dwadzieścia cztery godziny w potwornym bólu i strachu, że ona również nie wyjdzie z tego żywa. Ona będzie tonąć w bólu, Prescott. Być może uważa, że nie chce cię znać i czuje się zraniona, ale jednocześnie wiem, że cię potrzebuje. Jest moją przyjaciółką od lat. Znam ją i wiem, że mam rację. Nie każę ci robić nic wbrew twojej woli, ale liczę na to, że jesteś na tyle ogarnięty, że rozumiesz aluzję.
— Nie znam Luny zbyt długo — wtrąca się Colin — ale fajna z niej dziewczyna. Ma w sobie coś takiego, że człowiek się uśmiecha. Uważam, że Nathaniel ma sporo racji. No i odkąd pojawiła się w twoim życiu, przestałeś być aż takim chujem — wzrusza ramionami, po czym wraca do klikania na tablecie i picia piwa.
Nate zaczyna rechotać, a ja wzdycham z rezygnacją.
— Jesteście pojebani — kwituję.
Jednak mam świadomość, że Nate ma rację. To, co przeżyła Luna tamtej nocy było straszne, a fakt, że nigdy nie chciała ze mną o tym rozmawiać tylko potwierdza, jak wielką traumę otrzymała w pakiecie ze śrubami, które ma w kręgosłupie i kontuzją nogi. Ona nie tylko zostawiła na tym urwisku swoich bliskich i marzenia o tym, by zostać zawodową tancerką, ale również jakąś cząstkę samej siebie.
Akurat kiedy dostajemy komunikat, by zapiąć pasy, bo będziemy podchodzić do lądowania, do mojej głowy wpada pewien pomysł. I mam cichą nadzieję, że uda mi się go zrealizować, tym samym odpędzając dręczące zielonooką demony...
***
Kochani moi, ten rozdział miał być nieco dłuższy, ale jednak postanowiłam go rozdzielić. Mało się tutaj dzieje, ale spokojnie. Małymi krokami zbliżamy się do końca tej podróży. Od kolejnego rozdziału będzie już tylko akcja. A rozdziałów do końca zostało niwiele.
Mam nadzieję, że nie obraziliście się na mnie za tak długi czas oczekiwania, ale mam ostatnio cięższy okres. Także aktualnie nieco bardziej skupiam się na swoim zdrowiu. Oprócz tego mam też do ogarnięcia małego skrzata i cały czas chodzę do pracy. Do tego wszystkiego dochodzi wykańczanie domu marzeń i cała masa innych obowiązków, przez co nie zawsze starcza mi czasu i energii na pisanie. Bywa, że siadam do laptopa i nie jestem w stanie sklecić żadnego zdania, choć w głowie doskonale wiem, co chciałabym napisać. No cóż, zastój to coś okropnego. Pamiętajcie proszę, że bardzo się staram. I nawet jeśli przez jakiś czas nic nie dodaję nie oznacza to, że mam Was gdzieś. Wręcz przeciwnie. Kocham Was i bardzo dziękuję, że jesteście i mnie wspieracie. Dziękuję, że czekacie na kolejne rozdziały oraz za każdą gwiazdkę, komentarz i wiadomość.
Ściskam mocno i do następnego. Wasza Lea. <3
Tik Tok — Lea Revoy
Instagram — learevoy
Twitter — LeaRevoy
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top