49.


   "Zafunduję ci najlepsze pieprzenie w twoim życiu, a ty przez następny miesiąc nie będziesz umiała myśleć o niczym innym. Należysz do mnie, rozumiesz? Do mnie. I wbij to sobie do głowy raz na zawsze."

   Jego ręce są wszędzie. Dotykają mojego ciała, a każdy z tych dotyków jest dla mnie, jak smagnięcie batem. Lodowato niebieskie oczy przyglądają się mojej przerażonej twarzy z zadowoleniem. Mój strach działa na niego, jak najlepszy narkotyk. Podoba mu się to, co widzi w moich zielonych tęczówkach. Ten strach napędza go w jakiś pojebany i niezrozumiały dla mnie sposób. Odziera mnie z godności, a ja nie mogę nic zrobić. Już nawet nie walczę. Po prostu leżę, pozwalając łzom płynąć i czekam, aż skończy... 

   Zaciska dłonie wokół mojej szyi. Czuję, że zaczyna brakować mi powietrza. Próbuję ściągnąć jego ohydne łapska, ale jest silniejszy. Usiłuję wziąć wdech, ale ucisk mi to uniemożliwia. Sekundę później tracę przytomność... 

   — Nie! — wrzeszczę, podnosząc się do siadu.

   Potrzebuję kilku sekund, by zdać sobie sprawę, że miałam koszmar. Dotykam dłońmi szyi, na której kilka godzi wcześniej Kevin zaciskał swoje i przymykam oczy, łapiąc łapczywie każdy wdech. To nie był tylko sen. To wszystko wydarzyło się naprawdę...

   Ruch obok powoduje, że na powrót uchylam powieki. Ayden przygląda mi się z troską, badając każdy szczegół mojej twarzy, jakby chciał ocenić, czy to był tylko zły sen i właśnie próbuję dojść do siebie, czy to coś więcej i mam atak paniki.

   Powoli wyciąga rękę w moją stronę, ale ja kręcę głową, żeby mnie nie dotykał i dociskam plecy mocniej do ściany. Potrzebuję jeszcze kilku minut. Kilku pierdolonych minut, żeby pozbyć się mdłości, wyrównać oddech, spowolnić bicie serca i choć częściowo wymazać z głowy obrazy z poprzedniego dnia. Muszę pozbyć się z umysłu twarzy mężczyzny, którego nienawidzę najmocniej na świecie. I jeśli kiedyś się przez niego nie zabiję, to uczynię z jego życia piekło. Takie samo, jak on zgotował mnie. Jeszcze kilka tygodni temu chciałam jedynie się od niego uwolnić. Nie miałam zamiaru się mścić, ani posuwać do szantażu. Teraz nie marzę o niczym innym, jak o tym, by ten człowiek zwijał się z bólu i żałował każdego słowa, siniaka i dotyku. I wiem, że brunet, który teraz patrzy na mnie w taki sposób, jakby chciał przejąć na siebie moje cierpienie, myśli dokładnie o tym samym. Ayden Prescott pragnie śmierci Kevina Stanforda równie mocno, co ja.

   — Już w porządku? — pyta ciemnooki, po upływie dłuższej chwili.

   — Daj mi jeszcze kilka minut — mówię słabo, zachrypniętym głosem i gramolę się z pościeli.

   Siadam na krześle przy biurku i biorę kilka bardzo głębokich, poszarpanych wdechów. Następnie chwytam butelkę z wodą i upijam spory łyk. Dostrzegam paczkę Winstonów i od razu mam ochotę zapalić.

   — Pal, jeśli chcesz. — Ayden wskazuje papierosy, podążając za moim spojrzeniem.

   — Tu nie ma okien. — Kręcę głową. — Jeśli odpalę fajkę, nie będzie się dało oddychać w tym dymie.

   Chłopak wstaje z łóżka i sięga po dresy, po czym zakłada je. 

   Widok Ayden w tym wydaniu skutecznie odciąga moje myśli od tego, co zaprzątało je jeszcze przed momentem. Ma na sobie tylko czarne dresy. Jego nagie, umięśnione ramiona działają na moją wyobraźnię. Tatuaże zdobiące jego klatkę piersiową i plecy dodają mu uroku. I kiedy tak stoi przede mną, półnagi, boso i z włosami w nieładzie, mając w oczach ten charakterystyczny błysk, mam ochotę rzucić się na niego i wpić w te różowe, zachęcające wargi.

   — Chodź. — Podaje mi dłoń, uśmiechając się wymownie, jakby doskonale wiedział, co przed chwilą wydarzyło się w mojej głowie. — Zapalimy na korytarzu.

   Wychodzimy przed pokój, zamykając za sobą drzwi, żeby dym nie przedostał się do środka. Siadam pod ścianą niedaleko wejścia, a Ayden zajmuje miejsce naprzeciwko mnie. Wyjmuje fajkę i odpala ją, po czym podaje mi paczkę, a ja robię to samo. 

   Przymykam powieki, zaciągając się mocno. Powtarzam czynność, aż czuję pieczenie w gardle. Milczymy, delektując się ciszą, a kłęby szarego dymu wirują wokół nas, drażniąc nos i oczy. Kiedy wypalamy papierosy, bez słowa odpalamy jeszcze po jednym. Czarne tęczówki chłopaka wwiercają się w moje, jakby szukały odpowiedzi na jakieś pytanie. Uśmiecham się krzywo, na co Ay odpowiada równie krzywym półuśmiechem, po czym pociąga moje nogi i kładzie je sobie na swoich, a następnie wsuwa dłoń pod materiał moich dresów i zaczyna zataczać delikatne kółka na łydce. Ten z pozoru niewinny gest sprawia, że czuję ciepło rozchodzące się wzdłuż kręgosłupa. I już wiem, dlaczego tak intensywnie mi się przyglądał. Chciał mnie dotknąć. Chciał zetrzeć wspomnienie dotyku tamtych dłoni, swoim dotykiem, ale nie wiedział, czy może to zrobić. Nie był pewien, czy doszłam do siebie na tyle, żeby mu na to pozwolić. 

   — O czym myślisz? — pytam cicho, kiedy Ayden wciąż nie odrywa wzroku od mojej twarzy.

   — Widziałem cię na plaży w dzień przed moją imprezą powitalną — odpowiada po chwili —Patrzyłem na ciebie przez dobre pół godziny. Już wtedy wiedziałem, że coś jest nie tak. Znam cię od dziecka. Nigdy nie widziałem cię w takim stanie. A wtedy płakałaś. Dusiłaś się łzami, a ja nie wiedziałem, co zrobić. Czułem się cholernie nieswojo, więc zadzwoniłem do Liama, żeby po ciebie przyszedł. 

   — Więc to byłeś ty — stwierdzam — przez cały czas miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. I od początku na tej imprezie wiedziałeś, że ja to ja. Dlaczego udawałeś, że nie wiesz kim jestem? — pytam z lekkim wyrzutem, przypominając sobie, jak bardzo mnie to wtedy zabolało.

   — Chciałem się z tobą trochę podroczyć. — Wzrusza ramionami, na co parskam.

   — Zawsze byłeś dupkiem — rzucam, jednak bez cienia złośliwości.

   Spuszczam głowę i zaczynam bawić się zapalniczką. Czuję się odrobinę niezręcznie, odkąd nasza relacja nabrała nieco innego wyrazu. Wcześniej ciągle się kłóciliśmy. Nasze przepychanki słowne były czymś naturalnym. Wzajemne złośliwości to była nasza normalność. Zdaję sobie sprawę, że odkąd jesteśmy dla siebie kimś więcej, niż tylko znajomymi z dzieciństwa, nie do końca potrafimy swobodnie ze sobą rozmawiać. Ja na pewno mam z tym pewnego rodzaju problem. I nie wiem z czego to wynika. Może z tego, że w życiu nie spodziewałabym się, że nasza znajomość pójdzie w takim kierunku i nadal nie do końca wierzę w to, co się dzieje. 

   — I mimo to się we mnie zakochałaś — mówi Ayden cicho, wyrywając mnie z chwilowego zawieszenia. Tak cicho, że gdyby nie to, że siedzę naprawdę blisko niego, nie byłabym w stanie tego usłyszeć.

   Krzyżuję z nim spojrzenie. Czuję dreszcz przebiegający po całym moim ciele, kiedy jego ciemne oczy lustrują moją zakłopotaną twarz. Nie mam pojęcia dlaczego to powiedział. I dlaczego właśnie patrzy na mnie w taki sposób, że moje serce się roztapia, dłonie drżą, a serce wali w piersi, jakby zaraz miało z niej wyskoczyć?

   — To nastąpiło dawno temu — przyznaję szczerze, uciekając spojrzeniem gdzieś w bok, ponieważ czuję się zakłopotana — zakochanie się w tobie — precyzuję, gdyby nie zrozumiał. — Właściwie przez cały ten czas kochałam dupka. Dopiero od niedawna pokazałeś, że potrafisz choć na chwilę przestać nim być. Ale kocham cię bez względu na wszystko. Kocham każdą twoją wadę i zaletę. Kocham cię całego. I kochałam cię nawet wtedy, kiedy złamałeś mi serce. 

   To wyznanie kosztuje mnie więcej, niż mogłoby się wydawać. Wzdycham ciężko, po czym odpalam kolejnego papierosa. Wciąż czuję na sobie palący wzrok bruneta, jednak nie spoglądam mu w oczy. 

   — Dlaczego? — pyta cicho.

   Przechylam głowę i marszczę brwi.

   — Co, dlaczego? — odpowiadam pytaniem.

   — Dlaczego się we mnie zakochałaś? — szepcze.

   Wreszcie unoszę głowę i spoglądam wprost w jego czarne tęczówki. Ilość emocji malujących się na jego twarzy i w tych pięknych, ciemnych oczach sprawia, że moje serce zrywa się w szaleńczym galopie. W mojej głowie pojawia się pustka, bo zupełnie nie wiem, jak mam odpowiedzieć na to pytanie. 

   — To tak, jakbyś zapytał dlaczego niebo jest niebieskie — mówię wreszcie, na co chłopak parska. 

   — Niebo nie zawsze jest niebieskie — łapie mnie za słowo, a ja uśmiecham się mimo woli.

   — To prawda — potwierdzam. — Właściwie to mogłabym cię porównać właśnie do nieba. Kiedy zaczęłam się w tobie zakochiwać, byłeś jak niebo tuż przed burzą. Zachmurzone, granatowe, jakby ostrzegało, że trzeba uciekać, bo zaraz rozpęta się nawałnica. Ty właśnie taki byłeś w tamtym okresie. Bardzo tajemniczy, odpychający. Samym spojrzeniem wysyłałeś znaki ostrzegawcze, żeby trzymać się od ciebie z daleka. Byłeś bardzo zbuntowany, pewny siebie i arogancki. Jednocześnie było w tobie coś równie niesamowitego, co w tym ciemnym niebie, co fascynowało i nie pozwalało na oderwanie wzroku — opowiadam z przejęciem, a Ayden słucha mnie zaintrygowany, spoglądając na mnie w ten rozpraszający sposób, którego jednocześnie kocham i nienawidzę.

   — Mów dalej — prosi, a drżenie w jego głosie, które bezskutecznie próbuje ukryć, ponownie powoduje u mnie żywsze bicie serca.

   Jego dłoń, wcześniej ciepła, teraz stała się chłodna od emocji, które właśnie nim targają przez co i moje ciało pokrywa się gęsią skórką. Odchrząkuję, poprawiając się nieznacznie, bo nagle jest mi cholernie niewygodnie.

   — Kiedy zobaczyłam cię na plaży podczas imprezy Caleba — kontynuuję — byłeś jak chmura gradowa. Miałeś w sobie złość, której nie potrafiłam zrozumieć. Chciałeś się wyładować i ten grad spadł właśnie na mnie. Wiele razy później, tuż po twoim powrocie, odnosiłam wrażenie, że masz w sobie mrok, jakąś tajemnicę, której nikt nie może poznać. Nosisz w sobie ogrom gniewu i cierpienia... Zupełnie jak niebo podczas burzy. Czarne. Raz po raz rozświetlane przez niebezpieczne błyskawice. Grzmiące złowrogo. Burza bywa nieprzewidywalna, zupełnie tak, jak ty. 

   Ayden patrzy na mnie, jak zaczarowany, a ja czuję, jak moje policzki oblewa rumieniec.

   — A teraz? — pyta, niewiele głośniej od szeptu — teraz jakim niebem jestem?

   Przez chwilę patrzę mu w oczy, pozwalając by emocje zawisły między nami. 

   — Teraz jesteś błękitny i bezchmurny, a promienie słońca właśnie przyjemnie muskają moją twarz — odpowiadam wreszcie — jesteś opiekuńczy i czuję się przy tobie całkowicie bezpiecznie, a to jest dla mnie najważniejsze. Czuję spokój.

   Chłopak patrzy mi w oczy jeszcze przez chwilę, po czym bez słowa pociąga mnie na swoje kolana, odgarnia zbłąkany kosmyk z mojego policzka, po czym składa na moich ustach najdelikatniejszy i najczulszy pocałunek, jakiego kiedykolwiek doświadczyłam. Oddaję go, czując jednocześnie, jak stado motyli urządza sobie imprezę w moim brzuchu. Całujemy się powoli z pasją. I mogłabym przysiąc, że Ayden chce mi tym pocałunkiem przekazać wszystkie uczucia, które właśnie zalewają jego umysł, ponieważ nie jest w stanie mi ich powiedzieć. Miłość do tego człowieka wybucha we mnie jeszcze jaśniejszym płomieniem. Nasze języki poruszają się w powolnym, namiętnym tańcu, a ja mam ochotę na znacznie więcej. 

   Chłopak odrywa się ode mnie, dysząc ciężko, a ja w tej samej sekundzie zaczynam odczuwać pustkę. Opiera się czołem o moje czoło i muska delikatnie czubek mojego nosa. W następnej sekundzie posyła mi najpiękniejszy i najbardziej szczery uśmiech, na który tak rzadko sobie pozwala, a ja mam ochotę zapłakać ze szczęścia. Kocham kiedy uśmiecha się w ten sposób. To najcudowniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek miałam okazję zobaczyć. 

   — Nie mam pojęcia skąd ty bierzesz to wszystko, ale to były najlepsze słowa, jakie o sobie usłyszałem — mówi wreszcie.

   Kąciki moich ust wędrują ku górze.

   — A ty? Dlaczego to robisz? — pytam cicho, po chwili, ponieważ również chciałabym poznać odpowiedzi na niektóre pytania, które dręczą mnie od jakiegoś czasu — dlaczego mi pomagasz?

   Liczę na szczerość. Nie oczekuję od niego wyznania miłości. Wiem, że on nie jest we mnie zakochany. Pragnie mnie i uwielbia. Wyszeptał mi to do ucha myśląc, że śpię. Jednak to bardzo łagodne uczucia w porównaniu z miłością. Ale biorę wszystko, co on jest w stanie mi dać, bo wolę to, niż nic. Kocham go. I jestem wdzięczna, że przy mnie jest. Nawet jeśli nie z miłości, to mimo wszystko zależy mu na mnie.

   Chciałabym wiedzieć dlaczego tak dla mnie ryzykuje. Dlaczego zaprząta sobie głowę tym, by mnie chronić? Dlaczego poświęca czas swój własny i ekipy, by mnie ratować? Czy ja naprawdę jestem tego warta? Kim jestem, że poświęcają się dla mnie aż tak bardzo. Nie jestem pewna, czy na to zasłużyłam... 

   — Robię to, bo chcę ci pomóc — odpowiada wreszcie — robię to, bo jesteś kimś ważnym w moim życiu. Nie zasłużyłaś na to, co spotkało cię przez tego skurwysyna. 

   Patrzę mu w oczy, jakbym chciała zajrzeć w głąb jego duszy. Jakbym chciała odczytać jakie myśli krążą właśnie w jego głowie. Jego odpowiedź, choć wiele dla mnie znaczy, nie jest w żadnym stopniu satysfakcjonująca. A myśl, która właśnie pojawia się w moim umyśle, zaczyna ciążyć na moim sercu niczym dwutonowy głaz. 

   — Czy gdybym była dawną Luną, szczęśliwą, bez bagażu w postaci wypadku i Stanforda, siedzielibyśmy tu dzisiaj? — Zmuszam się, by nie odwrócić wzroku, kiedy to pytanie zawisa w powietrzu.

   Ayden patrzy na mnie w taki sposób, jakbym go uraziła, ale ja muszę wiedzieć. Muszę wiedzieć, czy gdyby okoliczności były inne, a on nie musiałby mi pomagać, wciąż chciałby się ze mną spotykać? 

   — Myślisz, że spotykam się z tobą tylko dlatego, że chcę zniszczyć Stanforda? — pyta, marszcząc brwi.

   — Zastanawiam się po prostu, czy gdyby nie te wszystkie okoliczności, siedzielibyśmy tutaj dzisiaj i szczerze rozmawiali. Kiedy spotkaliśmy się na plaży dwa miesiące temu nie brzmiałeś, jakbyś chciał mieć ze mną cokolwiek wspólnego. — Wzruszam ramionami, wytrzymując jego lekko oskarżycielskie spojrzenie.

   Ayden parska i kręci głową, po czym przeciera twarz obiema dłońmi i wzdycha ciężko, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie potrafił ubrać tego w odpowiednie słowa. Patrzę na niego, czekając na odpowiedź, a drżenie moich dłoni zdradza, jak bardzo denerwuję się tym, co usłyszę. Tak bardzo chciałabym wreszcie na sto procent uwierzyć, że jemu naprawdę na mnie zależy. Chciałabym nie mieć żadnych wątpliwości. Bo ilekroć powtarzam sobie, że to prawda i mu zależy, to one na powrót się pojawiają. Chciałabym mieć pewność, że jest przy mnie, bo tego chce. Niezależnie od tego, w jakiej jestem sytuacji. Niezależnie od tego, jak bardzo zniszczona jestem w środku i jak bardzo cierpię. 

   — Niezależnie od tego, co cię spotkało, dla mnie zawsze będziesz naszą Lu — mówi w końcu, a moje serce kolejny raz zrywa się w szaleńczym galopie. 

   Naszą Lu...

   — Ta Luna, która siedzi teraz przed tobą nie ma nic wspólnego z tą, którą zostawiłeś na wzgórzu dwa lata temu. Zmieniłam się, Ay. I przeraża nawet mnie to, jak bardzo — szepczę.

   — Dla mnie nie ma to żadnego znaczenia. Jesteś Luna. Nasza Luna — powtarza — moja Lu... — dodaje cicho, patrząc pewnie w moje zielone tęczówki.

   — Jestem twoją Lu? — Spoglądam mu w oczy, uśmiechając się lekko, a on kiwa głową.

   Bierze bardzo głęboki wdech.

   — Mój Boże, Luna, chyba nigdy nie odbyłem z nikim tak wyczerpującej rozmowy, jak z tobą dzisiaj — wyznaje, ze świstem wypuszczając powietrze — nigdy nie lubiłem być wylewny, a ty zmuszasz mnie do wyznań, na temat których niekoniecznie mam ochotę rozmawiać i mówienia o uczuciach, o których mówić nie potrafię.

   Przyglądam się przez chwilę jego twarzy, a kiedy nie dostrzegam ani cienia wyrzutu, posyłam mu coś na kształt uśmiechu. Ayden Prescott się nie uzewnętrznia. Nigdy tego nie robił, jednak dla mnie zdecydował się na szczerość i naprawdę cholernie to doceniam. A fakt, że się otworzył i zrobił to właśnie dla mnie sprawia, że rosną mi skrzydła, a serce zalewa fala pozytywnych uczuć. W tej chwili odczuwam radość i spokój. Złe emocje nie mają teraz nade mną żadnej kontroli, a ja napawam się tym, ponieważ nie mam pojęcia, jak długo jeszcze będę potrafiła trzymać je na smyczy.

   — Do niczego cię nie zmuszam — droczę się z nim, doskonale zdając sobie sprawę, że nie powinnam odbierać tego, co powiedział, dosłownie. 

   — Prawda jest taka, że od dawna ciągnęło mnie do ciebie w jakiś niewytłumaczalny sposób. Zazdrościłem Nathanielowi więzi, która was łączy i byłem na siebie za to kurewsko wściekły, bo nie potrafiłem zrozumieć dlaczego mam w sobie to uczucie. Pamiętasz, jak dwa lata temu graliście w butelkę z ludźmi ze szkoły? Też byłem wtedy na Coronado. Oczywiście, że to pamiętasz, bo zachowałem się wtedy, jak skończony buc — parska, ale mnie wcale nie jest do śmiechu.

   — Pamiętam — potwierdzam, czując jednocześnie, jak moja twarz oblewa się purpurą. 

   Bo jak niby miałabym zapomnieć o tamtej nocy, skoro właśnie wtedy, będąc pijaną, zranioną i wściekłą na Aydena, straciłam dziewictwo z Georgiem. Ten chłopak był chyba tak samo zaskoczony propozycją, jaką mu złożyłam, co ja. Ale również był nawalony, jak działo, więc zgodził się bez wahania, a kolejnego dnia skończył z obitą przez Nathaniela mordą, mimo że nie był niczemu winien. Do tej pory czuję ogromny wstyd i zażenowanie, kiedy o tym myślę. 

   Głupia Luna.

   — Adison dała ci wyzwanie żebyś mnie pocałowała. I zrobiłaś to — kontynuuje, a ja odczuwam jeszcze większe gorąco na twarzy — sam nie do końca rozumiem, co wydarzyło się w mojej głowie w tamtym momencie, ale jednego jestem pewien: chciałem oddać ten pocałunek. I nie zrobiłem tego tylko dlatego, że z jakiegoś powodu czułem, że nie powinniśmy tego robić. Byli ze mną też moi kumple, przed którymi musiałem udawać wkurwionego i dlatego powiedziałem ci wtedy te wszystkie przykre rzeczy. I przeze mnie, pijana jak szpadel, przespałaś się z tym gogusiem od Wilsonów. Nate obił wtedy mordę nie tylko jemu, ale mnie także — śmieje się krótko, jednak bez krzty wesołości, a ja z zażenowania ukrywam twarz w dłoniach.

   — Nie wiem do czego zmierzasz, ale uwierz mi, nie chcę do tego wracać. Nie masz pojęcia, jak mi wstyd za to, co wtedy zrobiłam — mamroczę w swoje dłonie.

   Ayden przysuwa się bliżej i delikatnie odciąga mi ręce od twarzy. W następnej chwili odsuwa zbłąkane kosmyki z mojej buzi i zakłada mi je za uszy. Niepewnie krzyżuję nasze spojrzenia. Nadal czuję ciepło na twarzy, spowodowane uczuciem skompromitowania tym, co zrobiłam z Wilsonem. 

   — Zmierzam do tego, że było w tobie coś, co od dawna mnie przyciągało. Bardzo długo to wypierałem, ale już nie chcę tego robić. Uwielbiałem być przy tobie, kiedy miałaś w sobie ten blask. Miałaś w sobie światło, które wypełniało każde miejsce, w którym się pojawiałaś. Byłaś słońcem. I uwielbiam być przy tobie nawet teraz, kiedy ten blask zamienił się w ledwie tlące się światełko. Ale obiecuję ci, że zrobię wszystko, byś znów zaczęła błyszczeć.

   Wpatruję się w bruneta z otwartą buzią. Coś mokrego na policzku powoduje, że otrząsam się z chwilowego zawieszenia, które spowodowały słowa chłopaka i zdaję sobie sprawę, że to łzy. Nie wiem nawet jak określić to, co właśnie czuję. Wzruszenie ściska moje gardło, a w sercu szaleje burza. 

   Przełykam ślinę, odchrząkując, po czym podnoszę się z siadu.

   — Dziękuję za to, że byłeś ze mną szczery i jednocześnie przepraszam. Wiem, że ta rozmowa kosztowała cię dużo emocji i dziękuję, że byłeś otwarty nawet pomimo to. To wiele dla mnie znaczy.

   — Nie przepraszaj, mała — mówi — uwierz mi, że gdybym nie chciał z tobą rozmawiać na te wszystkie tematy, nie robiłbym tego. I choć nie było to dla mnie szczególnie komfortowe wiem, że dla ciebie było ważne.

    — Tym bardziej dziękuję, bo było. Było cholernie ważne — posyłam mu krzywy uśmiech. 

   Ayden bierze mnie za rękę i razem wchodzimy do pokoju. Po drodze do łóżka zerkam jeszcze na ekran komórki. Dochodzi czwarta rano. Nie mam żadnych nowych wiadomości, więc blokuję ekran i rzucam telefon na fotel. W następnej chwili gramolę się do pościeli, kładąc na lewym boku, a chłopak zajmuje miejsce tuż za mną. Obejmuje mnie ciasno ramieniem, składając na mojej głowie krótki, ale czuły pocałunek. Uśmiecham się, przymykając oczy z zadowoleniem. Znowu czuję spokój. Czuję się bezpieczna. I naprawdę mogłabym zamknąć się w tym pokoju bez okien z Aydenem Prescottem i nigdy już nie wychodzić. Albo przynajmniej jakiś czas. Bo teraz czuję się w porządku, ale jestem boleśnie świadoma, że tuż po opuszczeniu bazy, moje demony znowu mnie zaatakują. Dopadną mnie i ponownie będą próbowały zniszczyć. A ja jestem już tym wszystkim zbyt zmęczona, by walczyć. Przeraża mnie fakt, jak bliska poddania się jestem...

   — Dlaczego się trzęsiesz? — pyta Ay.

   Jego oddech przyjemnie muska mi skórę tuż nad uchem. 

   — Bo w mojej głowie pojawiają się niezbyt przyjemne myśli, których nie chcę — wyznaję cicho.

   Ciemnooki jeszcze ciaśniej mnie obejmuje, jakby tym gestem chciał dać mi pewność, że teraz już naprawdę nic mi nie grozi. Jedną dłonią łapie moją i splata nasze palce, a drugą zaczyna zataczać delikatne, powolne kółka na moim ramieniu. Wiem, że chce dodać mi otuchy, ale to nie pomaga. 

   Ale jest coś, co pozwoli mi zapomnieć. I niemal od razu, kiedy ta myśl pojawia się w moim umyśle, odwracam się przodem do bruneta. 

   Chcę mieć kontrolę. Chcę znowu poczuć, że mam na cokolwiek wpływ. Chcę móc decydować o sobie. Najmocniej na świecie pragnę zapomnieć o tym, co się wydarzyło. I poznałam już sposób na to, by doznać oczyszczenia i właśnie zamierzam z niego skorzystać. I w tej chwili nie obchodzi mnie, jakie to może mieć skutki w przyszłości. Gdybym powiedziała terapeucie o swoim sposobie na radzenie sobie z traumą, prawdopodobnie nie pochwaliłby tego. Jednak na szczęście, albo i nie, nie mam go. To moja własna forma terapii. Zwłaszcza, że mam przy sobie człowieka, którego kocham tak mocno, że to aż boli.

   Kładę dłoń na torsie Aydena, patrząc wprost w jego czarne oczy które, mogłabym przysiąc, pociemniały właśnie jeszcze bardziej. Zataczam palcami krąg wokół jego pępka, a on nabiera powietrza w płuca. Widzę, że chce coś powiedzieć, więc zamykam mu usta pocałunkiem, który ten od razu oddaje. 

   Wplatam palce we włosy bruneta, a drugą rękę bezwstydnie wsuwam za materiał dresów, ściskając jego umięśniony pośladek, na co on reaguje krótkim sapnięciem zadowolenia. W sposobie w jaki Ay mnie całuje, wyczuwam wahanie, więc przyciskam się do jego klatki piersiowej jeszcze mocniej. Chcę, by miał pewność, że i ja ją mam. Chcę, żeby pozbył się wątpliwości co do tego, do czego właśnie zmierzam. 

   Prescott odrywa się na chwilę ode mnie i zagląda mi w oczy. W następnej chwili zaczyna wędrować wzrokiem po mojej twarzy i ciele. I robi to w taki sposób, jakby dopiero teraz wreszcie mógł w pełni poświęcić się tej czynności. I właśnie to robi. On nie patrzy. Podziwia. A ja czuję mrowienie na całym ciele pod wpływem spojrzenia, jakim obdarza każdy centymetr mojego ciała. 

   — Jesteś piękna —szepcze, z uwielbieniem muskając kciukiem moją dolną wargę. 

   Wstrzymuję oddech, kiedy docierają do mnie jego słowa. Ayden znowu mnie do siebie przyciąga. Czuję się taka drobna i bezpieczna w jego ramionach. Serce tłucze się w mojej piersi, a łomot tętna szumi mi w uszach. Ogrom emocji właśnie przygniata mnie swoim ciężarem w przyjemny i oczyszczający sposób.

   — Pocałuj mnie — mówię cicho, zachrypniętym głosem.

   Ay jeszcze przez chwilę patrzy na moją twarz, więc i ja bezwstydnie gapię się na niego. 

   Na te piękne, ciemne oczy, oprawione długimi i gęstymi rzęsami. Jego spojrzenie ma w sobie coś tak niesamowicie przyciągającego, że naprawdę można byłoby zatracić się w nim bez reszty. Jego przystojna twarz i idealnie wyrzeźbione ciało działają na wyobraźnię. I przysięgam, że jeśli on jest diabłem, z prawdziwą przyjemnością sprzedam mu swoją duszę.

   Ayden wreszcie przywiera ustami do moich, a ja czuję, jak ogień przepływa między naszymi ciałami. Zaczynam szarpać się z jego dresami, chcąc dać mu do zrozumienia, że ma je zdjąć. Chłopak rozbiera się, ani na chwilę nie przerywając pocałunku, a w następnej chwili pomaga zdjąć ubrania także mnie, co powoduje, że musimy na moment się od siebie odsunąć. 

   Kiedy oboje jesteśmy już całkiem nadzy, znowu łączymy nasze wargi. Ayden wreszcie przywiera do mnie całym ciałem. Jęczę, poddając się jego sile. Obejmuję jego twarz dłońmi, a on kładzie swoje na moich pośladkach. Z pożądaniem i niemal desperacją badam jego usta. Ogarniająca mnie z wolna rozkosz sieje spustoszenie w mojej duszy. 

   Brunet przenosi dłoń do mojej kobiecości, a ja jęczę wprost w jego usta, powalona tym doznaniem. Druga dłoń ląduje na mojej piersi. W następnej chwili przerywa pocałunek i schodzi niżej. Muska językiem mój sterczący sutek, a ja wyginam plecy w łuk. 

   Wszystkie myśli ulatują z mojej głowy. Jestem tylko ja, Ayden i rozkosz, która niesie ze sobą ogromne oczyszczenie. 

   W końcu przewracam go na plecy i siadam na nim, bo chcę go wreszcie poczuć. Jego oczy błyszczą z pożądania, kiedy nasze spojrzenia się krzyżują. Ciemnooki sięga po prezerwatywę i zakłada ją, a w następnej chwili nakierowuje mnie na swoją męskość. Powoli obniżam biodra, a on zanurza się we mnie głęboko. Wpatrujemy się w siebie w milczeniu, a ciszę panującą w pomieszczeniu, przerywają jedynie nasze urywane oddechy i dudniące serca. 

   Zaczynam poruszać się powoli. Zamykam oczy i odrzucam głowę do tyłu, kiedy wreszcie znajdujemy idealne tempo. Nasze ciała poruszają się w perfekcyjnej harmonii. Czuję falę gorąca, która zalewa całe moje ciało. Chcę, żeby ta rozkosz trwała jak najdłużej, ale jednocześnie wiem, że jestem już blisko orgazmu. I Ayden chyba również, ponieważ bez ostrzeżenia przewraca mnie na plecy tak, że teraz jestem uwięziona między jego silnymi ramionami i kontynuuje taniec naszych ciał, jednocześnie ssąc i przygryzając mój sutek. Czuję się, jak w ekstazie. Ciemnooki zasysa moją dolną wargę i w tym samym momencie pożar wybucha między moimi udami.

   — O Boże! — wykrzykuję, kiedy rozkosz rozlewa się po całym moim ciele.

   Ayden dochodzi niemal w tym samym momencie, zamykając moje usta pocałunkiem pełnym pasji i desperacji. Cały mój świat właśnie eksplodował, aż kręci mi się w głowie.

   Opieram głowę na poduszce, dysząc ciężko, a Ayden opada na pościel tuż obok mnie. Chwilę później zaczyna się śmiać, więc podpieram się na łokciach i spoglądam na niego w niezrozumieniu. 

   — Wystarczy Ayden — mówi, a uśmiech nie schodzi mu z twarzy — wykrzyczałaś O Boże. Więc ci mówię, że wystarczy Ayden. 

   Dopiero teraz rozumiem co ma na myśli i również wybucham śmiechem, ukrywając twarz w poduszce. Niesamowite jest to, że nie czuję się ani trochę skrępowana. Przy nim czuję tylko spokój i radość. A na pewno w tej chwili. I jestem wdzięczna za niego losowi, ponieważ wiem, że gdyby na powrót nie pojawił się w moim życiu, już dawno bym się poddała. 

   A seks z nim zabiera mnie w zupełnie inny wymiar. Zabiera mnie do miejsc, gdzie nie ma moich demonów. Pytanie tylko, jak długo będzie to działać, zanim one zaczną mnie kąsać nawet tam?

***

   — Masz wszystko? — pyta Ayden, kiedy wychodzimy z jego pokoju, na co kiwam głową. 

   Trzyma w ręce moją torbę, a w drugiej dzierży moją dłoń. Zdążyłam się już przyzwyczaić, że za każdym razem, kiedy gdzieś się poruszamy, nawet korytarzem na bazie, albo kiedy jedziemy w samochodzie, on szuka mojej dłoni, by móc ją złapać. Ten z pozoru nic nie znaczący gest, znaczy dla mnie więcej, niż tysiąc słów. Pokazuje, że Ayden, tak jak obiecał, jest przy mnie. Chroni mnie. 

   — Zostawiłam u ciebie jedynie swoją bluzę, bo wolę tą — mówię, uśmiechając się.

   Nie pytając Aydena o zgodę, po prostu wyciągnęłam sobie z szafy jego bluzę z kapturem. Czarna, z logo Ramones. Zapach chłopaka cudownie mnie w niej otula. Jest duża, a zamek zapinany pod samą szyję nieco ukrywa bandanę, pod którą widnieją ślady.

   — Też ci coś ukradłem — mówi, a ja marszczę brwi, przyglądając się całej jego sylwetce.

   — Na pewno nie ciuchy. Chyba że użyjesz ich na szmaty w warsztacie — parskam, a Ayden mi wtóruje.

   W następnej chwili podciąga rękaw, a moim oczom ukazuje się gumka do włosów, którą założył sobie na nadgarstek. To zwyczajna, czarna gumka z jakimiś białymi kropkami.

   — Bluza za gumkę. Myślę, że to spoko transakcja. Zwłaszcza dla ciebie. Bluza, którą masz na sobie kosztowała stówę — mówi, lecz bez cienia wyrzutu.

   Wesołość w jego głosie i to, jak bardzo jest rozluźniony powodują, że mój nastrój jest równie dobry. W życiu bym nie pomyślała, że Ayden potrafi zachowywać się tak... normalnie. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będzie mi dane poznać jego drugie, spokojne oblicze. To wspaniałe uczucie, być przy nim, kiedy jest właśnie taki.

   — Obiecuję, że będę o nią dbała — mówię z rozbawieniem, wygładzając materiał bluzy — a takich gumek mam jeszcze mnóstwo w domu. Co prawda całe opakowanie kosztowało jedynie dwa dolary, więc nie wiem, czy to twój poziom, ale powiedz słowo, a przyniosę ci ich jeszcze tuzin. 

   Ayden parska śmiechem.

   Schodzimy po schodach, kierując się prosto do salonu, a następnie do kuchni. 

   — Dzięki za propozycję, ale chcę właśnie tą — oznajmia, patrząc mi prosto w oczy, po czym nachyla się do mnie i dodaje szeptem — zgubiłaś ją między poduszkami, kiedy kochaliśmy się nad ranem. Za każdym razem, kiedy będę na nią patrzył, będę przypominał sobie ciebie na sobie. 

   W następnej chwili naciska klamkę i wchodzi do pomieszczenia, zostawiając mnie w chwilowym zawieszeniu na środku korytarza. Czuję, jak moje policzki płoną z zawstydzenia, gdy wreszcie się otrząsam i ruszam za nim do środka.

   Stół jest nakryty i znajduje się na nim cała góra jedzenia. I nic dziwnego, skoro w tym domu mieszka tylu, napakowanych testosteronem, samców alfa. Uśmiecham się do swoich myśli i zajmuję miejsce tuż obok Aydena. W pomieszczeniu oprócz nas nie ma nikogo, co sprawia, że oddycham z ulgą. Naprawdę nie mam na razie ochoty na koleżeńskie pogawędki i wzrok tych wszystkich osób. Współczujący wzrok. Bo oni znają prawdę, a ja czuję się z tym ogromnie niekomfortowo. 

   — Smacznego — mówię.

   Sięgam po bagietkę i smaruję ją masłem czosnkowym. Nakładam sobie jeszcze na talerz trochę warzyw, a do kubka nalewam kawy. Mirasol to złota kobieta. Ta rodzina ma ogromne szczęście, że to właśnie ona jest jej sercem.

   — Jadę dzisiaj do Santa Monica. Mam tam kilka spraw do załatwienia. Odwiozę cię i pojadę prosto na miejsce. Pewnie wrócę późno, ale przyjadę do ciebie.

   Niemal natychmiast, kiedy to mówi, robi mi się smutno. Spędziliśmy ze sobą cudowny czas, który zadziałał, jak plaster na moje rany. Wiem, że nie możemy być ze sobą non stop. Ayden ma swoje życie, także to nielegalne, a ja mam swoje. Jednak i tak jest mi zwyczajnie przykro, że muszę wrócić do normalności i stawić jej czoła.

   Nim zdołam cokolwiek powiedzieć, do kuchni wchodzi Quentin. Kiedy mnie dostrzega, zastyga w bezruchu, jednak trwa to najwyżej ułamek sekundy. Podchodzi do blatu i nalewa sobie kawy do kubka. Nie dostrzegam, by brał drugie naczynie, a to oznacza, że Kira już wróciła do siebie.

   — Dzień dobry, dupku — rzuca Ayden na powitanie.

   Chyba chce rozładować napięcie, które pojawiło się w momencie, kiedy nasza dwójka znalazła się w tym samym pomieszczeniu. Nic to jednak nie dało, ponieważ twarz Quentina pozostała posągowa, a grymas malujący się na jego ustach w żadnym stopniu nie przypomina uśmiechu. Mnie również nie jest do śmiechu. 

   — Dla kogo dobry, dla tego dobry — mamrocze Gahan pod nosem, upijając łyk.

   Wciąż nie poświęcił mi ani jednego spojrzenia, nawet przelotnego, więc i ja odwracam wzrok. Mam ochotę nawrzeszczeć na niego, że przecież to, co spotkało jego siostrę jest tylko i wyłącznie winą Ethana, jednak nie odzywam się ani słowem. 

   Widać nawet fakt, że spotyka się z moją najlepszą przyjaciółką nie sprawi, że jego stosunek do mojej osoby złagodnieje. Biorę kęs bagietki, który omal nie staje mi w gardle i odchrząkuję. Szybko kończę jeść śniadanie i wstaję od stołu. Gahan nie zamierza opuszczać pomieszczenia i odnoszę wrażenie, że moje zakłopotanie daje mu jakąś dziwną satysfakcję. A ja nie zamierzam mu jej dłużej dawać, więc pośpiesznie sprzątam po sobie, pilnując by nie otrzeć się o niego, kiedy wkładam naczynia do zmywarki.

   — Zbieramy się? — pytam ciemnookiego.

   — Jasne, chodźmy. — Kiwa głową, posyłając blondynowi ostre spojrzenie, które nie robi na nim żadnego wrażenia. 

   Wychodzimy na parking, zmierzając do doskonale znanego mi, niebieskiego nissana. I kiedy tak idę za Aydenem, mając jednocześnie przed oczami wkurwionego Gahana, do mojej głowy wpada pewien pomysł. Jednak zanim podzielę się nim z Prescottem, muszę porozmawiać z rodzicami. Bardzo bym chciała, żeby to, co pojawiło się w moim umyśle, miało jakikolwiek sens. I kiedy tylko mama dojdzie do siebie, wypytam ją o wszystko, co powinnam wiedzieć. A jeśli mi się uda...

   — Kiedyś na pewno się dogadacie — Ay jako pierwszy przerywa ciszę, kiedy suniemy już stanówką w stronę mojej dzielnicy. 

   — Na pewno — powtarzam za nim, choć wiem, że on sam w to chyba nie wierzy.

   Dwadzieścia minut później, na moją prośbę, Ayden parkuje ulicę dalej od mojego domu. Całuje mnie krótko, ale bardzo czule, po czym szybko opuszczam jego samochód. Ostatnią rzeczą, której potrzebuje, to żeby ktoś nas razem zauważył. Jeśli Kevin nie blefował, któryś z jego koleżków może się kręcić w okolicy. 

   Ostatni kilometr pokonuję pieszo, odpisując jednocześnie Kirze i Leslie. Wystukuję też szybką wiadomość do Lucasa z pytaniem, jak się bawi u ciotki i akurat, kiedy klikam ikonkę wyślij, wchodzę na podjazd. 

   Samochód Liama stoi przed domem, więc oddycham z ulgą, że nie będę sama.

   Przekraczam próg, czując, jak gęsia skórka pokrywa całe moje ciało. Oddychanie zaczyna sprawiać mi odrobinę większą trudność, więc z całych sił skupiam się na czynności, jaką jest zdjęcie butów i ułożenie ich równo na szafce.

   — Jesteś wreszcie. — Liam wychyla głowę z kuchni, uśmiechając się.

   — Wreszcie? Przecież jeszcze nawet nie ma dziesiątej — stwierdzam, patrząc na zegar w salonie.

   Siadam przy kuchennej wyspie i obserwuję, jak Liam robi sobie kanapki. Staram się ignorować wszystkie złe emocje, które próbują wtargnąć do mojego umysłu i duszy odkąd przekroczyłam próg. Z całych sił usiłuję powstrzymać demony, które uparcie się szarpią, chcąc zerwać się ze smyczy.

   — Ojciec pytał, gdzie jesteś. Powiedziałem mu, że nocujesz u Kiry. Pojechał do sądu, później ma jechać prosto do mamy. Jutro przenoszą ją na normalną salę, więc będziemy mogli pobyć z nią trochę dłużej.

   — Jak ona się czuje? — pytam.

   — Lepiej. Ale jest wkurzona, że nie ma przy sobie Lydii. Chcesz kanapkę?

   Odnoszę wrażenie, że Liam właśnie próbuje udawać, że wszystko jest okej. Zachowuje się normalnie, jakby nic złego się nie wydarzyło. Nie pyta jak się czuję. O nic nie pyta. I jestem mu za to wdzięczna, bo daje mi skrawek normalności, której tak rozpaczliwie potrzebuję. 

   — Nie chcę, dziękuję. Jadłam na bazie. Sol zrobiła cudowne śniadanie — odpowiadam, na co brunet uśmiecha się.

   — Miałem okazję spróbować jej kuchni. Nigdy wcześniej nie jadłem niczego równie dobrego. Ta kobieta to złoto. Jakim cudem oni się dobrali z Ismaelem, to ja nie wiem. — Kręci głową, a ja parskam śmiechem.

   — Przeciwieństwa się przyciągają, no nie? — mówię.

   Biorę jabłko z misy i zeskakuję ze stołka. Muszę się czymś zająć, zanim na dobre rozwalą mnie wspomnienia tego, co wydarzyło się tutaj wczoraj. Udawanie staje się dla mnie coraz trudniejsze. Drżenie dłoni i przyspieszony puls jedynie potęgują te wszystkie uczucia. 

   — Idziesz ćwiczyć? — pyta mój brat, jakby czytał mi w myślach.

   Przez moment widzę strach w jego oczach, jednak szybko się otrząsa i znowu posyła mi uśmiech. Zdaję sobie sprawę, że pomimo tego, jak dobrze się maskuje, w środku cierpi przez to, co zrobił mi Kevin. Boi się, choć się to tego nie przyzna. Boi się, że nie dam rady i poddam się. I trudno mu się dziwić, skoro mnie samą to przeraża.

   — Będę na dole — oznajmiam.

   Ruszam korytarzem, a kiedy zatrzymuję się przed drzwiami do mojego pokoju, zamieram. Przymykam oczy, a moja dłoń zawisa nad klamką. Drżę na całym ciele, a ciężkość w moich płucach zwiastuje to, co może nadejść, jeśli tego nie powstrzymam. Odwracam się szybko i kucam przy torbie, którą zostawiłam przy wejściu. Grzebię w niej dłuższą chwilę, aż odnajduję fiolkę z tabletkami. Wpadam do łazienki i zamykam się na klucz, nie chcąc, by Liam zobaczył co się ze mną dzieje. 

   Klękam przy ubikacji i wymiotuję. Z nerwów biorę szybkie, poszarpane wdechy, modląc się w duchu, by ten pieprzony atak paniki w końcu minął. Kilka minut później wreszcie udaje mi się powstrzymać mdłości. Zaciskam mocno powieki, otulam się ciaśniej bluzą Aydena i wdycham jego zapach, który na niej pozostawił. Z całych sił próbuję przywołać dobre wspomnienia. I dopiero kiedy w mojej głowie pojawia się twarz ciemnookiego, wyraźna i roześmiana, wstaję i opieram się o umywalkę. Obywam twarz zimną wodą, po czym biorę dwie pigułki i popijam wodą prosto z kranu.

   Siadam pod ścianą i staram się oddychać głęboko i miarowo. I dopiero pukanie do drzwi zmusza mnie, do wrócenia na ziemię.

   — Jest okej, Luna? — pyta Lee.

   — Tak, już wychodzę.

   Wstaję i poprawiam ubranie. Rzucam ostatnie spojrzenie na swoje odbicie w lustrze. Jest w porządku. Jest, kurwa, w porządku.

   — Idę się jednak trochę przejść. Będę w okolicy — mówię, mijając go szybko.

   Mój brat woła, że pójdzie ze mną, ale go ignoruję. W locie zakładam buty i wybiegam przed dom, kierując się prosto na plażę. Akurat kiedy docieram do celu, komórka w mojej kieszeni zaczyna wibrować, dając znak, że mam nową wiadomość.

   Od: PIEPRZONY PRESCOTT: Myślę o tobie. Jak dobrze pójdzie, będę koło północy. 

   Uśmiecham się. Czuję łzy pod powiekami, bo jest mi cholernie ciężko. Naprawdę próbuję jakoś się trzymać, ale to kosztuje mnie tak wiele wysiłku i energii, że siły zaczynają mnie opuszczać.

   Zmieniam nazwę kontaktu, po czym wystukuję odpowiedź.

   Do: Ayden: Nie mogę się doczekać. Uważaj na siebie.

   Odpowiedź przychodzi niemal od razu.

   Od: Ayden: Zawsze. xo

   Ocieram samotną łzę, która właśnie toczy się po moim policzku, zdejmuję buty i ruszam wzdłuż wybrzeża licząc na to, że oceaniczna bryza nieco złagodzi moje pokiereszowane serce, duszę i ciało.

***

   Do domu docieram dopiero po osiemnastej. Długo spacerowałam po plaży. Zrobiłam kilka ładnych kilometrów, przez co właśnie zaczynam odczuwać tego skutki w postaci rozrywającego bólu w nodze. 

   Ponad godzinę rozmawiałam z Leslie przez telefon. Zadzwoniłam też do mamy, żeby zapytać, jak się czuje, ale nie mogła długo gadać, bo przyszedł do niej lekarz. Odpisałam też Kirze i popisałam chwilę z Lucasem. Zbudowałam zamek z piasku i zagrałam w piłkę z dzieciakami, których spotkałam na Coronado. Robiłam wszystko, żeby nie myśleć. Tabletki zadziałały, ale już czuję, że będę musiała wziąć kolejną dawkę. 

   — Gdzie byłaś? — pyta tata, z którym zderzam się w drzwiach.

   Patrzę mu w oczy i z ulgą stwierdzam, że wygląda lepiej, niż wczoraj. Jest nieco bardziej rozluźniony, a w jego czekoladowych oczach widnieje spokój. 

   — Spacerowałam po plaży — odpowiadam, posyłając mu uśmiech — a ty? Gdzie się wybierasz o tej porze, co?

   — Jadę do biura, bo muszę załatwić jeszcze kilka spraw. — Wzdycha, przecierając zmęczone powieki.

    — Powinieneś odpocząć, tato — karcę go, bo jak tak dalej pójdzie, on też wyląduje w szpitalu.

   Na samą myśl przechodzą mnie ciarki. 

   — Na odpoczynek przyjdzie jeszcze czas. Muszę zamknąć bieżące sprawy, bo kiedy mama i maleństwo wrócą do domu, biorę tydzień lub dwa urlopu. A ty, Lu? Wszystko u ciebie w porządku?

   — Tak. — Kiwam głową, potwierdzając szybko. Za szybko.

   — Nie wyglądasz, jakby było w porządku — stwierdza, zaglądając w moje zielone oczy — pamiętaj, że gdybyś chciała porozmawiać, to jestem. Dobrze?

   — Dzięki, tato, ale naprawdę wszystko jest okej — przekonuję go.

   Przełykam rosnącą gulę i uśmiecham się sztucznie. Ojciec całuje mnie w czubek głowy i wychodzi z domu, a ja ruszam do salonu w poszukiwaniu brata, dziękując w duchu, że Leonard nie chciał kontynuować przesłuchania. 

   — Co oglądasz? — pytam, siadając obok niego na kanapie.

   Spogląda na mnie z ukosa, przez moment badając moją twarz. 

   — Podziemny krąg — mówi wreszcie — gdzie byłaś? Martwiłem się. Mogłaś chociaż odpisać.

   W jego głosie pobrzmiewa oskarżycielska nuta. Przewracam oczami.

   — Przecież ci powiedziałam, że idę się przejść.

   Lee nie mówi już nic więcej. Po prostu podsuwa mi pod nos pudełko z pizzą i puszkę słodkiego napoju. Przyjmuję dary, będąc wdzięczną, że nie kontynuuje rozmowy.

   Koło dwudziestej drugiej Liam oznajmia, że idzie do swojego pokoju, tłumacząc się tym, że jest zmęczony. Jednak ja wiem, że to tylko gadanie. Przez cały czas, jak oglądaliśmy telewizję, pisał z Tiną. I założę się, że gdyby nie to, że jesteśmy w domu sami i nie chce mnie zostawiać, już dawno by do niej pojechał. Dopadają mnie przez to wyrzuty sumienia, ale nawet gdybym przekonywała go żeby się z nią spotkał i kazała mu się mną nie przejmować i tak by się nie zgodził. W tym momencie pewnie rozmawiają online. 

   Godzinę temu wzięłam dawkę mocniejszych leków na uspokojenie i sen i czuję się naprawdę zmęczona. Zmęczona i jednocześnie wyprana ze wszystkich emocji. Tabletki idealnie spełniają swoją funkcję, bo wyłączyły moje myśli choć na chwilę. Jednak mimo to nie mam odwagi położyć się w swoim pokoju. Na samą myśl, że miałabym znowu kłaść się do tego łóżka, mając przed oczami obraz Kevina... Założę się, że w pomieszczeniu wciąż unosi się zapach jego perfum. Czuję, że znowu zaczyna mnie mdlić, więc szybko potrząsam głową. Zaciskam powieki, a w mojej głowie na powrót pojawia się twarz człowieka, który sprawia, że wciąż chcę i potrafię walczyć, choć to cholernie trudne. Człowieka, dzięki któremu tli się we mnie maleńka iskierka nadziei na to, że jeszcze wszystko będzie dobrze. Twarz miłości mojego życia. Aydena Prescotta. Kładę się na kanapie. Otulam się ciaśniej jego bluzą i kocem, po czym pozwalam, by sen mną zawładną.

***

   Budzi mnie czyjaś dłoń, czule gładząca czubek mojej głowy. Powoli otwieram oczy, mrugając kilkakrotnie, żeby wyostrzyć obraz. Ayden siedzi na ziemi, tuż przy meblu na którym leżę i uśmiecha się, gdy nasze spojrzenia się spotykają.

   — Jesteś — chrypię zaspanym głosem — która godzina?

   — Druga w nocy. Liam mnie wpuścił, jakbyś się zastanawiała, jak wszedłem. Nie zostawiłaś otwartego okna — mówi z udawanym wyrzutem.

   Podnoszę się do siadu, przecierając zaspane powieki. Próbuję się rozbudzić i zacząć ogarniać, co się wokół mnie dzieje.

   — Stęskniłam się — szepczę.

   Dziwnie się czuję, wypowiadając te słowa tak swobodnie. Czy my jesteśmy parą? Kimś dla siebie na pewno jesteśmy. Ja go kocham. On mnie uwielbia. Ja jestem jego słońcem, a on jest moim niebem. Miałam pełne prawo to powiedzieć. Jednak to, co słyszę w odpowiedzi mnie zaskakuje. 

   — Też tęskniłem, mała. — Całuje mnie znowu, tym razem w usta. — Dlaczego śpisz tutaj?

   Spuszczam wzrok, kiedy słyszę jego pytanie. Przymykam oczy, czując ponownie ciężkość w klatce piersiowej.

   — Zasnęłam przed telewizorem i już nie szłam do siebie — kłamię, ale spojrzenie Aydena zdradza, że wie, iż nie mówię prawdy.

   Patrzy na mnie z troską, jednocześnie hamując złość. Na przemian zaciska i rozprostowuje palce, a ja biorę bardzo głęboki, poszarpany wdech.

   — Tam ci to zrobił... — mów tak cicho, że ledwie go słyszę.

   Nie odpowiadam, co jest dla niego potwierdzeniem. 

   — Nie mogę się tutaj z tobą położyć, bo jeśli zastanie nas twój ojciec, zacznie zadawać niewygodne pytania. Chodźmy do pokoju Liama. 

   — Będziemy spać w trójkę? — pytam ze śmiechem.

   — Nie ma go. Pojechał do Tiny od razu, kiedy przyszedłem.

   — Ale wiesz, że nie musicie aż tak mnie pilnować? — patrzę na niego wymownie.

   Nie chcę być niczyim ciężarem. Zresztą dopóki Kevina nie ma w mieście, nic mi przecież nie grozi. Jednak wiem, co może krążyć im po głowach. Boją się tego samego, czego ja się boję. Że się załamię do końca, nie dam rady i coś sobie zrobię. A przecież myślałam już o tym tyle razy...

   — Troszczymy się o ciebie. Musisz to zaakceptować. Chodź, mała. — Zanim zdołam zaprotestować, bierze mnie na ręce i razem ruszamy w górę po schodach.

   Wykorzystuję ten moment i wtulam się w jego tors, zaciągając się mocno jego zapachem. Chcę poczuć znowu ten spokój, który daje mi jego obecność.

   Przekraczamy próg pokoju mojego brata. Ay kładzie mnie na łóżku, po czym każe mi chwilę zaczekać i zbiega po coś na dół. Dwie minuty później wraca do mnie z niewielką torbą prezentową.

   — Co to? — pytam, marszcząc brwi.

   — Drobiazg — mówi i podaje mi prezent — otwórz — nakazuje, a ja posłusznie zaglądam do środka.

   Wyciągam z torebki miękki materiał i rozkładam go. Moim oczom ukazuje się kaszmirowy golf w kolorze lawendy. Patrzę na niego zupełnie oniemiała, po czym przenoszę wzrok na chłopaka.

   — Kupiłeś mi golf? — pytam, a łzy wzruszenia ściskają moje gardło. — Skąd wiedziałeś, że to mój ulubiony kolor?

   — Magia — odpowiada, posyłając mi znowu ten piękny, szeroki i szczery uśmiech, który widuję ostatnio coraz częściej i który kocham najbardziej na świecie.

   Brunet rozbiera się do samym dresów, po czym razem kładziemy do łóżka. Przykrywa nas kocem i przytula mnie mocno, ponownie całując mnie w czubek głowy.

   — Dziękuję, Ay — szepczę, zamykając oczy.

   — Dobranoc, mała — mówi po prostu.

   Zasypiam, czując spokój i poczucie bezpieczeństwa. Jestem tam, gdzie czuję, że jest moje miejsce. W ramionach Aydena Prescotta.

***

   Kiedy się budzę, Aydena nie ma obok. Podnoszę się do pozycji siedzącej i przeciągam, ziewając. Zerkam na komórkę i odkrywam, że jest dopiero siódma rano. Zastanawiam się gdzie się podział chłopak. Czyżby spłoszył go tata? Gramolę się z pościeli, ścielę łóżko i zabieram swoje rzeczy, po czym wychodzę z pokoju. Już na korytarzu słyszę panujący na dole harmider. Akurat kiedy schodzę po schodach słyszę, jak coś spada i rozbija się z hukiem.

   — Hall, kurwa, nie możesz robić tego ciszej? Luna jeszcze śpi — rozpoznaję głos Aydena i uśmiecham się mimowolnie. 

   — Już nie — oznajmiam, stając na korytarzu.

   — Wiedziałem, kurwa. Wiedziałem, że ją obudzisz, bo ci, kurwa, wszystko leci z rąk, jakbyś był najebany — warczy Ayden na Nathaniela, na co ten drugi, zupełnie niewzruszony, przewraca oczami i kładzie wiadra i farby obok wejścia do mojego pokoju.

   — To nie Nate mnie obudził. Sama wstałam — staram się bronić przyjaciela, jednocześnie rozglądam się wokół, próbując zrozumieć, co tak właściwie właśnie dzieje się w moim domu.

   — Dzień dobry, mała — mówi Ayden, podchodząc do mnie.

   Muska moje czoło, a ja uśmiecham się do niego.

   — Dzień dobry. Możesz mi wytłumaczyć, co się tu dzieje? Co wy robicie?

   Akurat, kiedy o to pytam, drzwi frontowe otwierają się z rozmachem. Staje w nich mój brat, dzierżąc w dłoniach pędzle, wałki i siatkę piw. 

   — Siema — woła do mnie.

   Patrzę na całą trójkę, zupełnie ogłupiała. Dopiero teraz zauważam kartony w salonie. Chwilę później zdaję sobie sprawę, że nie mam drzwi do pokoju. Ani futryny. Moja sypialnia wieje pustką. Nie dostrzegam też łóżka, ani komody, ani dywaniku, który zawsze był koło drzwi.

   — Co wy robicie? — pytam znowu, zupełnie zszokowana, mając przed oczami pusty pokój.

   — Remontujemy ci pokój. Chciałem, żebyś potrafiła w nim znowu spokojnie przebywać. Spakowaliśmy do kartonów wszystkie twoje rzeczy. Osobistych nie tykaliśmy, tam stoi komoda, więc możesz sobie je spakować, bo mebel idzie do wyjebania  — tłumaczy —  a bieliznę osobiście ja pakowałem — dodaje żartobliwie, puszczając mi oczko.

   Przygląda mi się, a chłopięcy, radosny uśmiech nie schodzi z jego przystojnej twarzy. Nate i Liam również patrzą na mnie uważnie, czekając na moją reakcję. Kiedy przez dłuższą chwilę nic nie odpowiadam, Ayden kontynuuje:

   — Wszystkie meble, dywan, a nawet pościel i lampy wyrzucimy. Właściwie większość już rozebraliśmy na części i załadowaliśmy do półciężarówki, która stoi przed domem. Odmalujemy dzisiaj ściany i położymy panele. Wymyśliłem, że główną ścianę zrobimy w kolorze lawendy, a pozostałe będą białe. Zamówiłem też dla ciebie nową pościel i zajebisty, fioletowy koc. Wiesz, taki mięciutki. Wy, dziewczyny, lubicie takie, prawda? Pani ze sklepu powiedziała, że tak — trajkocze, a ja wciąż gapię się na wnękę, w której powinny być drzwi — nie bój się, że będziesz musiała spać na podłodze. Meble też już zamówiłem. Będą jutro. Białe. Wybrałem z katalogu. Gościu powiedział, że są na styl rustykalny, czy jakoś tak. Podobno teraz bardzo modny, ale nie dlatego wybrałem akurat te. Wybrałem je bo wiedziałem, że będą do ciebie pasować. Na pewno ci się spodobają...

   — Ayden zamknij się. Masz słowotok — Nate przerywa jego wywód.

   — Ja pierdole, Lu. Powiedz coś wreszcie! — ciemnooki podnosi głos, co natychmiast wyrywa mnie z osłupienia.

    Czuję, że w moich oczach pojawiły się łzy, więc pozwalam im spłynąć.

   — Kurwa, mówiłem, że to pojebany pomysł — cedzi mój brat podchodząc do nas.

   Przenoszę wzrok na Prescotta i spoglądam prosto w jego czarne oczy.

   — Zrobiłeś to wszystko, żeby znowu poczuła się komfortowo w moim pokoju? — pytam, a on kiwa głową. — Zadałeś sobie tyle trudu...

   — Bo chcę żebyś czuła się w nim bezpiecznie. Żebyś czuła spokój — kończy za mnie.

   Zamykam oczy, a moim ciałem wstrząsa szloch. Brunet natychmiast porywa mnie w swoje ramiona, a chwilę później dołączają do niego Liam i Nate, ściskając mnie, jak kanapkę.

   — Jesteście nienormalni — wykrztuszam — dziękuję.

   Nie potrafię opisać tego, co czuję w tym momencie. To co zrobił Ayden, tylko po to, żebym znowu mogła spać we własnej sypialni, jest dla mnie tak zaskakujące, że wciąż nie wiem, co powiedzieć. Ten gest jest niesamowity. I fakt, że zaangażował w to jeszcze dwóch naprawdę ważnych dla mnie mężczyzn jest cudowne. W trójkę zburzyli coś, co stało się dla mnie destrukcyjne, by wspólnie to odbudować. Kocham ich. Całą trójkę.

   Akurat kiedy chłopcy się ode mnie odsuwają, a ja ocieram mokre policzki, do domu wchodzi tata. Wygląda, jakby się bardzo spieszył, bo czegoś zapomniał.

   Kiedy nas dostrzega, oraz pobojowisko, staje, jak wryty. Spogląda na każdego z nas osobna, jakbyśmy byli upośledzeni, po czym macha ręką, jakby chciał odgonić myśli, które właśnie pojawiły się w jego głowie.

   — Nie zapytam — nie zapytam. Nie mam na to czasu, ale jedno wam powiem. Do powrotu mamy wszystko ma błyszczeć.

   W następnej chwili znika w nam z pola widzenia. Słyszę, jak drzwi do jego gabinetu zamykają się za nim. Pewnie wyjdzie tyłem, żeby już się na nas nie natknąć. 

   — To co, bierzemy się do roboty? — pyta Nate, na co chłopaki potakują.

   — To ja wam zrobię śniadanie — mówię i idę do kuchni.

   Po drodze uśmiecham się szeroko, sama do siebie. Ayden Prescott przestał być dupkiem.  

***

   Późnym popołudniem pokój jest już odmalowany, a panele wyłożone. Chłopakom udało się też założyć nowe rolety i lampę. Przed momentem skończyliśmy jeść pizzę i właśnie leżymy w czwórkę rozwaleni na kanapie w salonie. Dzisiaj nocuję na bazie. Ojcu napisałam, że idę do Kiry, a Kirze, że ma mnie kryć. Jestem ciekawa, co się stanie, jak wreszcie mama Kiry i moi rodzice przygadają się na temat tych naszych nocowań. Wtedy będzie ciekawie.

   — Dobra mała, to co, jedziemy? — pyta Ay, a ja kiwam głową.

   Sprzątam w salonie, a chłopcy mi w tym pomagają, po czym zabieram do torby kilka swoich rzeczy i ruszam do wyjścia razem z ciemnookim. Zakładam ulubione, granatowe conversy i buzę Aydena, po czym wychodzimy przed dom.

   — Mam nadzieję, że nikt mnie nie śledzi — mówię, rozglądając się wokół.

   — Wiedzielibyśmy, gdyby tak było. Nie bój się — mówi Ayden — Hall, weź mojego nissana na bazę. My pojedziemy półciężarówką z Lu. Chcę zahaczyć jeszcze o jedno miejsce. 

   — Spoko. Widzimy się na bazie — Nate unosi kciuk do góry i sprawnie łapie kluczyki, które rzuca mu Prescott.

   Wsiadamy do Forda. Muszę podskoczyć, żeby usiąść na siedzeniu, bo to bardzo wysoki samochód. Na pace jest jeszcze kilka rzeczy, ale Ayden powiedział, że zna rodzinę, której te półki się przydadzą. 

    — To wszystko, co dla mnie kupiłeś, te meble, farby... to musiało kosztować bardzo dużo pieniędzy. Głupio mi... — zaczynam, ale Ayden bardzo szybko mi przerywa. 

   — Wygrałem wczoraj dużo pieniędzy, Lu — chwali się, posyłając mi aroganci uśmieszek — wierz mi, że nie odczułem tej kwoty.

   Patrzę na niego i jestem pewna, że wyglądam, jakbym właśnie dostała udaru. Jednak nic więcej nie zamierzam już na ten temat mówić. Skoro takie było jego życzenie, niech tak będzie.

   W milczeniu pokonujemy kolejne kilometry, dojeżdżając już prawie na obrzeża San Diego, a ja nadal nie wiem gdzie zmierzamy i po co. 

   — Każdego roku — zaczyna Ayden, przerywając ciszę — jeździmy do Meksyku. Całą rodziną. W tym roku wypada nam to na ten weekend. To daleko, bo aż w Guadalajarze, ale jeśli wyjedziemy w czwartek nad ranem, będziemy na miejscu w nocy z czwartku na piątek. Akurat teraz trwa festiwal muzyki...

   — A mówisz mi to, bo? — spoglądam na niego pytająco.

   Wzdycha.

   — Mówię ci to, bo chciałbym żebyś pojechała z nami — odpowiada, a ja wytrzeszczam na niego oczy — oczywiście Liam i Kira także. Jedyną rzeczą, którą musiałabyś ogarnąć, to jaką bajkę sprzedaż ojcu, bo, jak rozumiem, nie powiedziałabyś mu, gdzie tak naprawdę jedziesz. 

   — Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł — mówię bez przekonania.

   — Ja uważam, że znakomity. Potrzebujesz się oderwać. A uwierz mi, nie ma lepszego miejsca, niż festiwal muzyki w Meksyku. Jedziemy tam załatwić kilka spraw, ale wieczorem będziemy się bawić. Uwierz mi, że nie pożałujesz — przekonuje mnie.

   Zastanawiam się przez chwilę nad jego propozycją. Weekend z Aydenem brzmi naprawdę niesamowicie kusząco. Fakt, że Kira i Liam również  mają jechać z nami przemawia na korzyść propozycji bruneta. Być może ten wyjazd dobrze mi zrobi?

   — Tylko jak jak przekonam Leonarda? — zastanawiam się.

   — Zostaw to Liamowi. Nikt tak pięknie nie potrafi lać wody, jak on. Ten człowiek sprzedałby gumki mnichowi, więc ściema dla waszego ojca to będzie dla niego pikuś — mówi Ay, a ja zaczynam się śmiać.

   Rzeczywiście trafne spostrzeżenie jeśli chodzi o Liama. Zawsze potrafił tak urobić rodziców, że uchodziło mu to na sucho. On jako jedyny umiał tak obejść prawdę, że mama się nie zorientowała.

   — Co to za miejsce? — pytam, kiedy zjeżdżamy w dół wzgórza, kamienistą drogą prosto na plażę.

   — Żadne szczególne. Przyjechaliśmy właśnie tutaj, bo nikt nie będzie nam przeszkadzał i raczej jest małe prawdopodobieństwo, że trafimy na turystę, który wezwie policję — tłumaczy chłopak, chwytając mnie pod boki i pomagając wysiąść.

   — Będziemy kogoś mordować? — zastanawiam się pół żartem, pół serio, na co Ay jedynie parska śmiechem.

   — Nic z tych rzeczy.

   Wyciąga z samochodu kanister z benzyną, chwyta mnie za rękę i prowadzi w głąb plaży. Wciąż nie rozumiem co tutaj robimy i co Ayden zaplanował, ale posłusznie idę za nim w nadziei, że zaraz wszystko mi wyjaśni.

   Wreszcie docieramy do schyłku plaży. W moje nozdrza wdziera się woń oceanicznej bryzy, więc zaciągam się mocno tym zapachem. 

   W pewnym momencie staję, jak wryta. Kilka metrów dalej leży sterta rzeczy z mojego pokoju. Połamane łóżko, pościel i kilka innych drobnych rzeczy. 

   — Co to ma być? — pytam.

   Ayden nie odpowiada. Polewa benzyną cały stos, a ja dostrzegam że na jego wierzchu jest fotografia na której jestem z Kevinem.

   — Jeśli masz w domu rzeczy, które będziesz chciała dołączyć do tej kupki, to wrócimy tutaj. Teraz zadbamy, by spłonęły te. Trzymaj — podaje mi zapalniczkę — podpal to i poczuj, jak razem z dymem ulatuje cała twoja wściekłość. Pozwól bólowi na ujście. 

   Patrzę to na niego, to na stertę przede mną, po czym kucam i podpalam prześcieradło, które było na łóżku w tamten dzień. Przez benzynę, którą Ayden oblał wszystkie te rzeczy, ogień rozprzestrzenia się bardzo szybko. Cofam się o krok, gapiąc się w płomienie.

   Nie potrafię określić, co czuję. Wiem natomiast, że moje serce dudni w piersi bardzo mocno. Puls mam szybki i nieregularny i zaczynam drżeć na całym ciele od emocji, które zaczynają wypełniać mnie po brzegi. 

   — Krzycz — mówi Ayden — krzycz i pozwól, żeby wraz z tym krzykiem uleciały wszystkie uczucia, które masz w sobie. Krzycz do momentu, aż poczujesz, że nie ma w tobie już nic. Pozwól sobie na oczyszczenie. Wykrzycz ten ból, który masz w sercu. Krzycz, aż poczujesz pustkę. 

   Łapie moją dłoń i ściska ją mocno, a ja zamykam oczy i zaczynam wrzeszczeć. Mój krzyk odbija się od ścian mojego umysłu. Ptaki, siedzące w koronach drzew odlatują, a ja mam poczucie, że wraz z trzepotem ich skrzydeł, odleciała cząstka destrukcyjnych emocji, które w sobie miałam.

   Wrzeszczę tak głośno i tak długo, aż zdzieram sobie gardło. Czuję gorące łzy na policzkach. W pewnym momencie nie mogę już dłużej unieść tego ciężaru i upadam na kolana. Ciemnooki kuca obok, pozwalając mi na tę chwilę bezsilności. Krzyczę znowu, pozwalając by kolejna fala bólu przetoczyła się przez moje ciało i uleciała wraz z dźwiękiem wydawanym przez moje gardło.

   Po kilku minutach nie mam już siły na nic. Dyszę ciężko, całkowicie wykończona. Ocieram twarz i skupiam się na tym, by nazwać to, co siedzi właśnie w mojej głowie, ale zdaję sobie sprawę, że na ten moment nic tam nie ma. Czuję pustkę. Cholerną pustkę. 

   Odwracam się i spoglądam w czarne oczy Aydena, w których... o mój Boże! Oczy Aydena Prescotta są zaszklone. 

   — Uwielbiam cię, mała — mówi cicho — zrobię wszystko, byś już nigdy nie musiała tak krzyczeć. Przysięgam...

   Patrzę na niego jeszcze przez moment, po czym wtulam się w niego najmocniej, jak tylko potrafię.

   Uwielbiam cię, mała. Mogłabym przysiąc, że zobaczyłam w jego spojrzeniu zupełnie inne uczucie... 

***

Mój Boże, jak ja się namęczyłam nad tym rozdziałem. Nie sądziłam, że pisanie normalnej rozmowy między tą dwójką będzie dla mnie takie trudne. Mam nadzieję, że rozdział przypadł wam do gustu, bo szczerze powiedziawszy nie jestem z niego w stu procentach zadowolona. Piszcie co sądzicie i do następnego.

Kocham Was. Wasza Lea xo

Tiktok — LeaRevoy

Instagram — Learevoy

Twitter LeaRevoy

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top