29.
Jeden cios, drugi cios i kolejny...
Przez zamglone spojrzenie, przerażona do szpiku, obserwuję, jak Ayden okłada pięściami mojego chłopaka. Kevin nie pozostaje bierny, próbuje się bronić, ale nie trzeba być geniuszem, by stwierdzić, że nie ma z Prescottem żadnych szans.
Ayden zachowuje się, jak opętany. Jego wzrok jest pusty, wyprany z emocji. Odnoszę wrażenie, że doskonale wie, co robi. Zadaje przemyślane ciosy, wyuczone i robi to niemal zawodowo, jakby przez całe życie nie robił nic innego, tylko się bił.
Całkowicie obdarta z sił, osuwam się na podłogę. Głos ugrzęzł mi w gardle i nie jestem w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Chciałabym krzyczeć, żeby przestał, bo jeszcze chwila i go zabije, ale nie potrafię. Gdzieś głęboko we mnie, tuż pod powierzchnią paraliżującego strachu, zakotwiczyło się maleńkie uczucie zadowolenia. Z jednej strony boję się, bo wiem, że właśnie w tym momencie moje życie obraca się w pył, ale z drugiej... czuję jakąś dziwną euforię i wręcz chcę, by Ay zrobił mu krzywdę.
Nagle zaczynam się czuć przytłoczona tym wszystkim. Emocje ciążą mi niczym dwutonowy głaz. Zamykam oczy i próbuję wziąć głęboki wdech, ale nie dam rady. Moje płuca odmawiają współpracy, a serce łomocze w piersi setką uderzeń na sekundę... Panika zaciska się na moim gardle ciasno i już wiem, co zaraz nastąpi. Staram się do tego nie dopuścić, ale nie jestem w stanie z tym wygrać.
Akurat w chwili, gdy po omacku szukam jakiegoś punktu zaczepienia, do pomieszczenia wpada Nathaniel, najwyraźniej zwabiony odgłosem bójki. Zaraz za nim pojawia się Quentin i Kemal. Żaden z nich zdaje się nie zwracać uwagi na mnie: skuloną na podłodze w kącie, usiłującą łapczywie złapać powietrze, owładniętą wyniszczającym atakiem paniki.
Zaczynam się dusić. Biorę coraz szybsze, poszarpane wdechy. Jak przez mgłę dostrzegam, że Nate i Que odciągają Ay'a od Kevina oraz Kemala, który stoi przed Stanfordem, by temu nie przyszło do głowy kontynuować bójki. Jednak to, że tych dwoje już nie przelewa krwi, ani trochę mnie nie uspokaja.
— Co wyście jej, kurwa, zrobili? — Wrzask Liama wypełnia cały gabinet.
Dopiero teraz oczy wszystkich przenoszą się na mnie. Mój brat mrozi spojrzeniem Kevina i Ay'a, po czym klęka obok i porywa moje drobne ciało w swoje silne ramiona. Kira pojawia się tylko chwilę później i staje, jak wryta, rozglądając się po zgromadzonych. Kiedy wreszcie spogląda na mnie, jej oczy zaczynają się szklić.
— Oddychaj, księżniczko — mówi cicho mój brat, dociskając mnie do siebie mocno.
Zaczyna liczyć wdechy i wydechy i każe mi oddychać razem z sobą.
Kilka minut zajmuje mi dojście do siebie. Powoli przestaję się czuć tak, jakbym lada chwila miała umrzeć i mogę już odetchnąć bardziej swobodnie. Osoby znajdujące się w pomieszczeniu nie ruszają się z miejsc, obserwując mnie i Liama z napięciem. Słyszę, że na korytarzu zebrało się kilku gości, ale Kira szybko załagodziła sytuację i kazała wrócić im do salonu.
Unoszę głowę i mimowolnie spoglądam na Aydena. Moje zielone oczy zderzają się z jego ciemnymi tęczówkami i niemal natychmiast przeszywa mnie dreszcz. Widzę udrękę i poczucie winy w spojrzeniu, którym mnie obdarza oraz ledwo już dostrzegalny gniew.
— W porządku? — pyta Liam z troską, lekko drżącym głosem.
Powoli kiwam głową, choć wcale nie czuje się w porządku.
Nie mam odwagi spojrzeć na Kevina. Wiem, że jest naprawdę wkurwiony, choć pewnie tego po nim nie widać. Wiem też, że poniosę konsekwencje tego, co się wydarzyło. Teraz to już tylko kwestia czasu, aż ten człowiek zniszczy mi życie.
Patrzę na Kirę, która niemal siłą wyciąga Ayden'a z gabinetu i jestem jej wdzięczna, że go stąd zabrała. Mam tylko nadzieję, że nie powie mu czegoś, czego mówić nie powinna.
— Powie mi ktoś teraz, co się tutaj, do ciężkiej kurwy, stało? — pyta Liam, wstając, po czym podaje mi dłoń i ja również podnoszę się z miejsca.
Czuję się słaba i zmęczona, a jedyne, czego teraz chcę, to położyć się, zasnąć i zapomnieć.
— Ten wieśniak się na mnie rzucił — odpowiada Kevin. — Ale spokojnie, mój ojciec przygotuje odpowiednie dokumenty. Prostak zrozumie, że ze Stanfordem się nie zadziera.
Mój wzrok automatycznie wędruje w jego stronę, a spojrzenie, które posyła mi Kevin, mrozi krew w żyłach. Jego twarz jest zakrwawiona i spuchnięta. Będzie miał ślad jeszcze przez długi czas...
— Ayden nie wpierdoliłby ci bez powodu — syczy Gahan, robiąc krok w jego stronę.
Nate chwyta go za ramię i odciąga w tył.
— Jest zazdrosny o Lunę. Widziałem, jak na nią patrzył — mówi Kevin, na co Quentin parska.
— Przestań pierdolić.
Que patrzy na Kevina z pogardą. Sprawia wrażenie, jakby sam miał ochotę się na niego rzucić.
— Znam Ayden'a i zgadzam się z Que — wtrąca się Liam. — Nie dostałbyś w pysk za nic. Co zrobiłeś mojej siostrze, Kev? Tylko bez ściemy. Luna dostała ataku paniki. Znasz ją nie od dzisiaj, wiesz co mogło się stać, gdyby nikt w porę się nią nie zajął?
Mój brat jest wściekły. Muszę coś zrobić, by uciąć tę rozmowę i sprawić, że chłopaki się rozejdą.
— Liam, daj spokój... To było zwykłe nieporozumienie. Kevin nic mi nie zrobił, naprawdę — odzywam się wreszcie, zmuszając swoje usta do lekkiego uśmiechu.
Biorę głęboki wdech i na delikatnie drżących nogach podchodzę do blondyna. Kładę dłoń na jego klatce piersiowej i czuję, że się wzdryga. Jest zły, ale w ogóle tego po sobie nie pokazuje. Już dawno temu zdałam sobie sprawę, że jest świetnym aktorem. Wybrał naprawdę nieodpowiedni kierunek studiów.
— Luna, daruj...
— Liam! — Podnoszę głos, ucinając jego wypowiedź. — Nic mi nie jest. Chłopcy trochę za dużo wypili, doszło do pomyłki i skoczyli sobie do gardeł. Nic wielkiego się nie stało, naprawdę.
Mój brat spogląda to na mnie, to na Stanforda bardzo nieufnie. Wiem, że mi nie uwierzył i pewnie zamierza dowiedzieć się wszystkiego od Ayden'a i mam nadzieję, że Kira już się tym zajęła, a Prescott podtrzyma moją wersję o nieporozumieniu. Boję się jedynie, że to nic nie da i Kevin mimo wszystko spełni swoją groźbę. To będzie oznaczało mój koniec...
— Słyszałeś swoją siostrę, Duncan. Nieporozumienie. Co nie oznacza, że tak to zostawię — cedzi Kevin ze złośliwym uśmieszkiem.
W tej chwili, ze spuchniętą buzią i zakrwawionymi zębami, wygląda na rasowego psychopatę.
— Chodź kochanie, trzeba to opatrzyć — wykrztuszam. To zdanie ledwo przeszło mi przez gardło.
Blondyn łapie moją dłoń i ściska bardzo mocno. Przełykam ślinę, usiłując zamaskować grymas bólu. Kevin rusza ku drzwiom, a ja drepczę posłusznie tuż za nim. I kiedy przekraczam próg, oglądam się jeszcze na chłopaków. Wyłapuję wzrok Nate'a i już wiem, że wszystkiego się domyślił. Z jednej strony wygląda na zmartwionego, jakby chciał porwać mnie w ramiona, tulić i zapewniać, że wszystko się ułoży... z drugiej natomiast, pojawia się chęć zabicia osoby, która mnie skrzywdziła. Kevina. Jego jasne oczy zdają się krzyczeć, że to nie koniec i jeszcze się policzą... I to mnie przeraża.
— Zapłacisz mi za to — syczy Kevin, kiedy nikt już nie może nas usłyszeć.
Przeszywa mnie dreszcz, strach wypełnia każdą komórkę mojego ciała i mam ochotę zapłakać gorzko nad swoim losem. To wszystko jest tak bardzo popieprzone. Może rzeczywiście jestem złym i beznadziejnym człowiekiem i to, co mnie spotyka, jest karą? Być może zasłużyłam sobie na to...
Wchodzimy do mojego pokoju i zamykamy za sobą drzwi. Gdy Kevin ma pewność, że już nikt nas nie obserwuje, podchodzi i chwyta mnie za włosy, pociągając w tył.
— Ty pierdolona suko! — warczy.
Walczę ze łzami. Nie chcę dać mu tej satysfakcji. Nie będę przy nim płakać, choćby nie wiem jak bardzo mnie upokorzył, choćby nie wiem jak bardzo mnie bolało... Nigdy więcej nie zobaczy moich łez.
— Nie obwiniaj mnie za swoją głupotę — odszczekuję, zanim zdołam pomyśleć.
Bierze zamach, jednak jego dłoń zawisa w powietrzu nade mną. Puszcze moje włosy i odchodzi kilka kroków w tył, biorąc bardzo głęboki wdech. Chyba zdał sobie sprawę, że uderzenie mnie w tej chwili, po tamtej awanturze, to nie najlepszy pomysł. Miałabym ślad i to byłoby jednoznaczne.
— Jeszcze się policzymy, głupia dziwko. To twoja wina, wiedziałaś, że on tam jest. I nic nie zrobiłaś, żeby mnie ostrzec. Jeśli puści choćby parę z ust, już po tobie. Mam nadzieję, że masz tego świadomość.
Stoję nieruchomo, zaskoczona jego oskarżeniem. Moja wina? On naprawdę ma ze sobą problem. Powinien się nagrać i posłuchać... Ja pieprzę, co za psychol.
— Nie miałam pojęcia, że Ayden jest w gabinecie taty. Skąd niby miałam to wiedzieć? Uważasz, że to moja wina? Więc co? Mam cię informować, kiedy możesz mnie uderzyć, a kiedy nie, bo ktoś patrzy? Posłuchaj, to, że masz mnie w garści, nie oznacza, że możesz mną pomiatać! Nie jestem dziwką, za którą mnie uważasz, nie robię nic, co mogłoby cię zdenerwować, lub przynieść ci wstyd. Robię wszystko, co chcesz, więc przestań zachowywać się, jak skończony skurwiel. Chcesz zrobić gnój? Proszę bardzo! Możesz sobie wysłać zdjęcia i film do mediów, możesz wnieść oskarżenie przeciwko Ayden'owi, ale pamiętaj, że jeśli ja pójdę na dno, ty trafisz tam razem ze mną. Wszyscy dowiedzą się, że byłam w ciąży i że to właśnie ty mnie pobiłeś tamtego wieczoru i przez ciebie straciłam dziecko! Nasze dziecko! — krzyczę, oddychając szybko i z trudem.
Dopiero po chwili dociera do mnie, że właśnie otwarcie postawiłam się Kevinowi. Robię krok w tył, uchylając się od ewentualnego ciosu, jednak blondyn stoi nieruchomo, wpatrując się w swoje buty. I nie wiem, kto jest teraz bardziej zaskoczony: ja, że nie zareagował, czy on, moim wybuchem.
Mija dobrych pięć minut głuchej ciszy, przerywanej jedynie muzyką, płynącą z salonu i odgłosem śmiechów, zanim Kevin unosi głowę i spogląda na mnie. Na jego twarzy, o dziwo, maluje się spokój, a w oczach zieje pustką.
— Przynieś apteczkę. Musisz to ogarnąć, zanim pojedziemy do mnie. — Wskazuje na swoją twarz, po czym z westchnięciem opada na łóżko.
Posłusznie wychodzę z pokoju i ruszam do łazienki, z której akurat wychodzi Kira. Zostawiła uchylone drzwi i widzę Ay'a, siedzącego na krawędzi wanny. Jest pochylony i ma zamknięte oczy.
— Wszystko w porządku? — pyta moja przyjaciółka z troską. — Ayden wszystko mi opowiedział.
Wzdycham, kręcąc głową.
— Nie jest w porządku. Jeśli to, co zrobił Kev, się wyda, spełni swoją groźbę. Wiesz, co to oznacza? — Patrzę na nią, a ona podchodzi bliżej i przytula mnie delikatnie.
— Nic się nie wyda. Ay powie, że to była jego wina. Nie wspomni o tym, co chciał zrobić Kevin — mówi ze spokojem.
Odchylam się i spoglądam prosto w jej piwne oczy. Coś mi tutaj nie pasuje.
— Co mu powiedziałaś? — pytam.
Przez mój kręgosłup przebiega dreszcz niepokoju.
Kira odwraca wzrok i zaczyna bawić się bransoletką na nadgarstku. Zawsze tak robi, gdy próbuje pominąć część prawdy, lub skłamać, albo kiedy zwyczajnie jest zakłopotana.
Kładę dłonie na jej ramionach i zmuszam, by na mnie popatrzyła. Posyłam jej ponaglające spojrzenie, a ona wzdycha ciężko.
— Wszystko. — Odpowiada.
Gwałtownie wciągam powietrze w płuca i przymykam na chwilę oczy, powstrzymując się, by na nią nie nawrzeszczeć, nie potrząsnąć lub nawet uderzyć... Potrzebuję kilku sekund, by zdusić w sobie narastającą złość.
— Kira, skarbie, czy ciebie już do reszty pojebało? — pytam, próbując nie podnosić głosu.
Czerwonowłosa chwyta się pod boki i spogląda na mnie twardo, mrużąc oczy.
— Zrobiłam to, co najlepsze w tej sytuacji. Może ty wolisz stać bezczynnie i biernie czekać, aż ten kutas w końcu cię zatłucze, ale ja nie. Nie pozwolę, żeby ten człowiek cię niszczył. Próbuję coś wymyślić od momentu, gdy o wszystkim mi powiedziałaś, ponieważ nie mogę znieść tego, jak cię traktuje i nie chcę, by stała ci się krzywda. I jeżeli Ayden jest w stanie mi w tym pomóc, to bez wahania przyjmę jego wyciągniętą dłoń. I nie interesuje mnie, czy ci się to podoba, czy nie...
Ignoruję to dziwne uczucie, które ogarnia mnie po słowach przyjaciółki i nie komentuję tego, co powiedziała.
— Podasz mi apteczkę? Nie chcę tam wchodzić...
Kira kiwa głową i znika w łazience, po czym wraca i wyciąga ją w moją stronę.
— Dzięki — mówię.
Nic nie mogę na to poradzić, że jestem na nią zła. Nie powinna była mówić Ayden'owi o tym, co się dzieje. Nie jestem pewna, czy będę potrafiła znieść jego spojrzenie pełne współczucia. Na samą myśl, że on dowiedział się o tych zdjęciach i filmie, robi mi się niedobrze. Kira mogła to ze mną uzgodnić.
Odwracam się na pięcie i wracam do pokoju, gdzie zastaję Kevina w tej samej pozycji, w której go zostawiłam pięć minut temu. Kładę czerwone pudełeczko obok niego na łóżku i wyjmuję potrzebne rzeczy, po czym ostrożnie zaczynam opatrywać jego rany. Blondyn znosi to dzielnie, nic nie mówi, ani nie narzeka na pieczenie. Boję się, a wręcz jestem pewna, że to jest jedynie cisza przed burzą, a prawdziwe oblicze Stanforda, zobaczę ponownie już niebawem, gdy tylko zostaniemy sami w jego mieszkaniu...
Pół godziny później wychodzimy z mojej sypialni.
— My się będziemy zbierać — mówię do zgromadzonych. — Przepraszam za niepotrzebne zamieszanie, Liam. Udanej reszty wieczoru... — Uśmiecham się słabo i bez przekonania, po czym przytulam brata.
Gdy zakładam buty, wyczuwam na sobie czyjś wzrok. Unoszę głowę i widzę trzy osoby, wpatrujące się we mnie z prawdziwym niepokojem. Trzy osoby, które znają prawdę. Trzy osoby, które chcą powstrzymać mnie przed opuszczeniem domu z Kevinem, lecz nie mogą nic zrobić. Nate, Ayden i Kira. Ich spojrzenia wyrażają więcej, niż setki słów.
Zawiązuję drugiego buta, po czym wstaję i chwytam wyciągniętą ku mnie dłoń Kevina. Spoglądam po raz ostatni na Kirę i dobrze wiem, że ona czyta ze mnie, jak z otwartej księgi. Widzi, że jestem przerażona do szpiku, ale jest całkowicie bezradna.
Moje oczy zaczynają się szklić, na co nie mam żadnego wpływu. Mogę jedynie próbować powstrzymać łzy.
I kiedy Kevin rusza ku drzwiom, a ja powoli wlokę się za nim, dostrzegam, że szklanka, którą trzyma Ayden, pęka, tak mocno zacisnął na niej swoją dłoń. Unoszę na niego wzrok i widzę całą parabolę uczuć w jego czarnych, jak węgiel, oczach. Przymykam swoje, walcząc z łzami. Ktoś pyta go, co odjebał, chyba Kemal, ale nie słyszę już, co odpowiedział.
Znikam za drzwiami, a chwilę później wsiadam do samochodu.
Zaciskam powieki i zaczynam oddychać głęboko. Jestem przerażona i całkowicie bezradna.
Już tylko kilka kilometrów dzieli mnie od bram piekła. Kevin obiecał, że pożałuję i jestem pewna, że dotrzyma słowa.
On nigdy nie rzuca słów na wiatr i już niedługo znowu się o tym przekonam...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top