22.


    Ayden patrzy na mnie z uniesioną brwią, kiedy wsiadam do samochodu. Zapinam pas, a on odpala silnik.

    — No co? — pytam, gdy zaczynam czuć się dziwnie, kiedy wciąż spogląda na mnie z ukosa, wykrzywiając usta w lekki, arogancki uśmieszek.

    — Wiesz, że macie drzwi? — Naśladuje mnie, a ja przewracam oczami.

    Brunet parska, skupiając wreszcie wzrok na jezdni.

    Sięgam do radia i włączam go, szukając mojej ulubionej piosenki Linkin Park, a kiedy na nią trafiam, pogłaśniam odtwarzacz. Odchylam głowę na oparcie i przymykam oczy, śpiewając cicho, pod nosem, razem z Chesterem.

    Utwór dobiega końca, ale po chwili znowu rozbrzmiewają jego pierwsze akordy. Uchylam jedno oko i widzę, że Ay włączył replay.

    — Dlaczego nie śpiewasz? — Spogląda na mnie, gdy stajemy na czerwonym.

    — A dlaczego mam śpiewać? — odpowiadam mu pytaniem, na co on parska.

    — Nie wiem, czy wiesz, ale masz kawał głosu — stwierdza ze szczerym uznaniem.

    Prostuję się i marszczę brwi. Posyłam mu zaskoczone spojrzenie, bo naprawdę dziwi mnie jego zachowanie. Przyjeżdża do mojego domu, wyciąga mnie na przejażdżkę i jeszcze komplementuje. I oczywiście grubą czcionką należy zaznaczyć, że ani razu nie był wobec mnie uszczypliwy, co jest do niego niepodobne. Gdzie podziała się jego natura dupka?

    — No dobra... gadaj, tylko bez pieprzenia. Czego chcesz? — rzucam, patrząc na niego podejrzliwie.

    Brunet parska śmiechem i kręci głową.

    — Dlaczego zakładasz, że czegoś chcę? — Uśmiecha się, odrobinę złośliwie.

    — Bo jesteś miły? — mówię, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

    — Nie jestem miły, tylko szczery, a to różnica — prostuje, spoglądając na mnie z ukosa. — No dawaj, zaśpiewamy coś razem — proponuje, a kiedy zatrzymujemy się na następnym skrzyżowaniu, podłącza swoją komórkę i szuka jakiegoś duetu.

    — Znam to — mówię, wskazując na kawałek, nad którym na chwilę zatrzymał się jego palec. — Alex i Sierra, tak? Byli w Xfactor. Nie wiedziałam, że słuchasz takiej muzyki. — Śmieję się z niego.

    Spogląda na mnie bez cienia wstydu i z tajemniczym błyskiem w czarnych oczach. Uśmiecha się arogancko i wybiera podkład.

    — Zoe za nimi szaleje. — Wzrusza ramionami, a ton jego głosu łagodnieje, kiedy wspomina o siostrzyczce. Moje serce mięknie od razu, gdy widzę miłość w jego oczach do tego dziecka i mimowolnie uśmiecham się do niego szeroko i szczerze.

    — Obiecujesz, że nie ogłuchnę? Bo jeśli będę zanadto cierpieć, wyskoczę z samochodu. — Grożę mu palcem, a on parska śmiechem.

    — Nawet ci w tym pomogę. — Rusza zabawnie brwiami.

    Korek zmniejsza się, a my wreszcie ruszamy do przodu, mijając znienawidzone i wiecznie załadowane skrzyżowanie. Ayden ustawia głośność, a ja słyszę pierwsze dźwięki.

    Nie sądzę, bym śpiewała jakoś rewelacyjnie, choć wszyscy w rodzinie twierdzą, że mam talent. Jestem artystką, owszem i mam artystyczną duszę. Jednak nigdy nie ciągnęło mnie w kierunku muzyki, pisania, czy malowania. Wybrałam taniec, ale pośpiewać od czasu do czasu lubię.

    Prostuję się i przymykam oczy, bo z jakiegoś niedorzecznego powodu chcę wypaść jak najlepiej.

    Zaczynam i słyszę, jak czarnooki wciąga powietrze. Mam ochotę na niego spojrzeć, ale boję się, że wyraz jego twarzy mnie rozproszy i zacznę fałszować.

    — ... little do you know, I'm still haunted by the memories. Little do you know, I'm trying to pick myself up, piece by piece... — Śpiewam i jestem zaskoczona, jak bardzo słowa utworu pasują do sytuacji, w której się znajduję.

    Nie masz pojęcia, że wciąż nawiedzają mnie wspomnienia. Nie masz pojęcia, że próbuję się pozbierać kawałek po kawałku. Cholerny strzał w dziesiątkę. Emocje w moim głosie są niemal namacalne. Jestem pewna, że Ay doskonale wie, o czym pomyślałam, gdy z moich ust wydobywały się te wersy. Ten cholerny zbieg okoliczności z doborem kawałka i jego słów sprawia, że zaczynam drżeć na całym ciele. Nie mam odwagi otworzyć oczu, kiedy kończę swoją zwrotkę i nieruchomieję, gdy Ayden zaczyna śpiewać.

    Przeszywa mnie dreszcz i wstrzymuję oddech, otwierając wreszcie oczy.

    — ... little do you know, all my mistakes are slowly drowning me. Little do you know, I'm trying to make it better piece by piece... — wypływa z jego ust, a ja wpatruję się w niego, jak zahipnotyzowana.

    Nie masz pojęcia, że powoli tonę we wszystkich moich błędach. Nie masz pojęcia, że próbuję to naprawić, kawałek po kawałku...

    Wiedziałam od zawsze, że głos Ayden'a jest wyjątkowy. Tak niski i charyzmatyczny, że na jego dźwięk człowieka przeszywa dreszcz, nie sądziłam jednak, że chłopak potrafi tak dobrze śpiewać. Jestem absolutnie zaskoczona i mam wrażenie, jakbym na nowo zakochiwała się w jego głosie.

    Muzyka cichnie, a Ay odchrząkuje, zmieniając z powrotem na Linkin Park.

    Nie wiem dlaczego, ale nachodzi mnie jakiejś dziwne poczucie, jakby wydarzyło się coś niebywale intymnego. Atmosfera między nami zmieniła się, powietrze zrobiło się gęstsze. Jakby stało się coś, o czym żadne z nas nie ma pojęcia, nie potrafimy tego nazwać, ale mamy pewność, że się wydarzyło. To dziwne, wręcz niepokojące, a jednocześnie przyprawia o żywsze bicie serca.

    — Więc... — Chrząkam, przerywając niezręczną ciszę. — Miałeś jakiś konkretny powód, że wyciągnąłeś mnie na tę przejażdżkę? Musisz czegoś chcieć. Jesteś Prescott, założę się, że nie zrobiłeś tego bezinteresownie. — Zakładam ramiona pod biustem, próbując ukryć drżenie dłoni, spowodowane emocjami z przed chwili, które wciąż nie opadły.

    I kiedy tak patrzę na niego, gdy zastanawia się nad odpowiedzią, wydając się być całkowicie skupionym na jeździe, po raz kolejny dochodzę do wniosku, że bycie tak przystojnym, powinno być nielegalne.

    — Chciałem po prostu zrekompensować ci noc w bunkrze — odpowiada, ochrypłym głosem, nie odrywając wzroku od przedniej szyby. Zaczyna nerwowo bębnić palcami o kierownicę, a ja marszczę brwi. O co ci chodzi, Ayden? — myślę, nie potrafiąc go rozgryźć.

    — Nie potrzebuję jej — mówię. — Spałam w ciepłym łóżku, a następnego dnia zostałam bezpiecznie odstawiona do domu. Nie musisz nic mi wynagradzać. – Uśmiecham się lekko.

    Nie mogę też zapomnieć, że dzięki tamtym wydarzeniom poznałam kilka ważnych szczegółów. Teraz wiem o nim więcej, niż zapewne by sobie tego życzył, a nasza nocna, szczera rozmowa, połączyła nas jakąś cienką, niewidzialną nicią, mimo że żadne z nas tego nie chciało.

    — A o tym, że spałaś obok jednej z najlepszych partii w mieście już nie wspomnisz? — pyta, zabawnie poruszając brwiami, a ja parskam śmiechem.

    Wygląda na to, że wraca do siebie. Jeśli mam być szczera, wolę go jako dupka, bo gdy nim jest, wiem w jaki sposób postępować. W innych sytuacjach nie wiem co powiedzieć, ani co robić, więc jego natura aroganckiego dupka bywa przydatna. Wtedy ja uruchamiam swoją naturę zimnej i bezczelnej i wtedy jesteśmy kwita. Od czasu, gdy się ze sobą przespaliśmy, tylko taka relacja między nami zdaje egzamin. Wolę, kiedy wzajemnie sobie dogadujemy, bo o koleżeństwie, czy przyjaźni nie może być mowy.

    — Mówisz o tym gościu, obok którego obudziłam się rano? — pytam głupio i przykładam palec do brody, jakbym się zastanawiała. — Nie zrobił na mnie wrażenia. — Macham dłonią obojętnie, a brwi bruneta wędrują do góry.

    — Kłamczucha —rzuca i zaczyna się śmiać, a ja uderzam go lekko w ramię.

    W następnej chwili zatrzymujemy pod knajpką, żeby kupić kawę na wynos. Wciąż nie wiem, jaki jest cel naszego spotkania, ale nic na ten temat już nie mówię. Czuję się dobrze w jego towarzystwie, choć gdzieś z tyłu głowy pojawia się myśl, że nie powinnam się z nim spotykać. Wiem aż za dobrze, jak destrukcyjne może być dla mnie utrzymywanie z nim kontaktu, ale mimo to nie potrafię mu odmówić i tak po prostu odciąć się od chłopaka. Miniona noc coś zmieniła między nami. Rozluźniła napięcie, a mi pomogła spojrzeć inaczej na pewne kwestie. Wiem, że wiele ryzykuję. Wiem też, że w tym przypadku nie ma szans, by ryzyko mi się opłaciło. Jednak mimo wszystko w to brnę.

    Doskonale zdaję sobie sprawę również z tego, że Kevin zabije mnie, jeśli tylko dowie się o tym, że spotykam się z Ayden'em. Powinnam być tym faktem przerażona, ale w tej chwili, gdy jestem tak blisko bruneta, nie czuję strachu. Jestem bezpieczna. Przy nim nic mi nie grozi i nie wiem skąd u mnie ta pewność, ale ją mam. Stuprocentową.

    — Kawa dla kłamczuchy — mówi, uśmiechając się łobuzersko i podaje mi kubek.

    — Dzięki — również się uśmiecham, po czym biorę łyk. — Skąd wiedziałeś ile słodzę i że lubię z syropem waniliowym? — zastanawiam się, rozkoszując smakiem ulubionego napoju.

    — Coś mi świtało. O taką poprosiłaś, gdy zatrzymaliśmy się na stacji, tamtej nocy dwa lata temu — odpowiada i poprawia się na siedzeniu, odchrząkując.

    Odwracam wzrok i wzdycham. Ostatnią rzeczą, której teraz potrzebuję, to wspomnienie tamtego spotkania. Jest wciąż żywe i bolesne, ale jeśli bardzo się postaram, umiem zakopać je głęboko, co robię znowu w tym momencie.

    Biorę kolejny łyk i przymykam oczy. Z mojego gardła wyrywa się jęk zadowolenia, tak wspaniały jest smak tego napoju.

    Gdy uchylam powieki, moje zielone tęczówki zderzają się z ciemnymi oczami Ayden'a. Siedzi nieruchomo i wpatruje się we mnie twardym, płonącym wzrokiem. Oddycha trochę szybciej, a mięsień jego szczęki pulsuje. Powietrze między nami staje się gęstsze, a ja otwieram usta, czując, że robi mi się gorąco. Moje tętno przyspiesza niebezpiecznie.

    Ay poprawia się na siedzeniu, a kiedy jego dłoń niechcący ociera się o moją, czuję przeskakującą iskrę. Ayden nachyla się w moją stronę, a ja wstrzymuję oddech. Jego ciemne oczy, o ile to w ogóle możliwe, stają się jeszcze ciemniejsze. W następnej sekundzie dzieje się coś, czego się nie spodziewałam. Ay zamyka usta na moich, a ja wzdrygam się, zupełnie zaskoczona.

    Jego mocne wargi są cudownie miękkie, dokładnie takie, jak je zapamiętałam, choć teraz zdają się o wiele lepiej smakować. Przez chwilę się opieram, ale bardzo szybko poddaję się doznaniu i oddaję pocałunek. Ayden całuje perfekcyjnie.

    Wydaję z siebie cichy pomruk, co wyraźnie mu się podoba, ponieważ przyciąga mnie do siebie, jedną dłoń kładąc w dole moich pleców, drugą na moim rozgrzanym policzku. Wzdycham, rozchylając wargi, a on niemal natychmiast wtarga językiem pomiędzy nie. Smakuje i liże mnie od środka długimi, wolnymi ruchami, rozpalając żądzę w moim wnętrzu.

    W uszach mi szumi, kiedy Ay tak mnie całuje. Dziko i zachłannie. Niemal słyszę dudnienie naszych rozszalałych serc. Czuję jego mocne bicie na swojej klatce piersiowej i to powoduje, że jeszcze bardziej zatracam się w pocałunku i doznaniach, które mi daje. Jest mi tak cholernie cudownie, że nie jestem pewna, czy sobie tego nie wyobraziłam.

    I kiedy dłoń bruneta bezwiednie wędruje pod moją bluzkę i palcem zaczyna zataczać koła na moim płaskim brzuchu, zaczynam powoli otrząsać się z transu.

    Masz chłopaka, Luna. – ta myśl pojawia się znikąd i tak nagle, że w pierwszej chwili niezupełnie do mnie dociera.

Kevin.

Zdradzasz Kevina.

Kevin cię zabije...

    Gwałtownie odrywam się od Aydena, a on spogląda na mnie zaskoczony. Kręcę głową, kiedy dociera do mnie, co właśnie zrobiłam i on również potrząsa swoją. Przez chwilę patrzy na mnie zamglonym z pożądania wzrokiem, a ja posyłam mu spojrzenie pełne wyrzutu. Co mu strzeliło do głowy, że mnie pocałował? Co sobie myślałam, oddając pocałunek? Cholera, co ja wyprawiam?

    — Lu... — odzywa się, zachrypniętym głosem, a mnie przeszywa dreszcz.

    — Nie! — wyrywa mi się, a on zatrzymuje wyciągniętą ku mnie dłoń w połowie drogi.

    W następnej chwili odwracam się i wybiegam z samochodu, wypuszczając z dłoni kubek z kawą, a płyn rozbryzguje się na ziemi, ochlapując moje spodnie. Nie dbam o to i puszczam się pędem przed siebie. Biegnę ile sił w płucach, usiłując zakopać rosnące poczucie winy i strach przed tym, co zrobi Kevin, gdy dowie się o incydencie z Prescottem. Zabije mnie, to pewne...

    Zatrzymuję się dopiero, gdy ból w lewej nodze zaczyna być nie do zniesienia. Opieram dłonie na kolanach i oddycham głęboko, chcąc uspokoić walące serce. Kiedy się prostuję, dociera do mnie, że znajduję się pod moją starą salą treningową. Bez zastanowienia wchodzę do środka.

    Dochodzi siedemnasta. Sala o tej porze jest już pusta, ale dziewczyny z zespołu pewnie nadal są w szatni, a pani Stone w swoim gabinecie. Z ogromnym żalem rozglądam się wokół i po raz kolejny nie mogę uwierzyć, że to już koniec. Kiedyś bywałam tu codziennie. To miejsce było moim drugim domem. Teraz jestem tu po raz pierwszy od wypadku. Coś w moim wnętrzu pęka, łamiąc się na pół, gdy widzę swoje zdjęcie w gablocie. To przeszłość.

    Ruszam w doskonale znanym mi kierunku, dochodząc do wniosku, że skoro już tu jestem, przynajmniej się przywitam.

    Już z daleka docierają do mnie dźwięki rozmów i dziewczęcy śmiech.

    Zatrzymuję się tuż przed drzwiami, słysząc strzępki rozmów.

    — ...nie wierzę, że ona jest taką idiotką — rozpoznaję głos Rachel.

   — Ja wręcz przeciwnie. — Prycha Adison.

    Zaciskam dłonie w pięści, słysząc ją. Wygląda na to, że zostały we dwie. Już mam się wycofać, ale kolejne zdanie, które pada z ust tej pierwszej sprawia, że zastygam w bezruchu.

    — Kurde, zaliczyłaś Stanforda. Kevin to jedna z najlepszych partii — mówi Rachel z uznaniem, a ja przymykam oczy, usiłując zdusić złość i zignorować ukłucie bólu.

    — Nie pierwszy raz, skarbie. — Parska. — Ale mówię ci, laska, był taki wkurwiony, jak zadzwonił do mnie w sobotę nad ranem. Powiedział, że potrzebuje prawdziwego pieprzenia, bo przy tej kretynce nawet mu porządnie nie stanął. — Śmieje się, a Rachel jej wtóruje.

    Przykładam dłoń do ust, czując, jak żółć podchodzi mi do gardła. Najpierw zmusił mnie do seksu, upokorzył i potraktował, jak ostatnią szmatę, a później pojechał do niej i miał czelność opowiadać jej o tym? Pierdolony skurwiel.

    — Luna to przeciętniak. Kevin nie jest dla niej. To ty na niego zasługujesz — odzywa się blondynka, na co ta druga zaczyna chichotać.

    — Zniszczę ją — odpowiada Adison. — Odbiorę jej Kevina, ale najpierw muszę zająć się Ayden'em. Już zaczęłam go urabiać. Zaliczę go tylko po to, żeby zrobić jej na złość. Od zawsze miała do niego słabość, a on nawet nie zwraca na nią uwagi. — Śmieje się, a dla mnie ten dźwięk, jest jak pisanie nożem po tablicy. — A później zabiorę się za jej braciszka. Rozkocham go w sobie, zaliczę i kopnę w dupę szybciej, niż zdąży mrugnąć. Ot taka rozrywka. — Pstryka palcami i w tym samym momencie czuję, jak puszczają mi nerwy.

    Zaciskam dłonie w pięści, pozbywając się resztek samokontroli i unoszę wysoko głowę. Wchodzę do szatni pewna siebie, oddychając ciężko, a Adison podskakuje wystraszona na mój widok.

    — Cześć, suko — mówię, uśmiechając się sztucznie. — Zanim zabierzesz się za mojego brata, ja zabiorę się za ciebie. — Syczę.

    W następnej sekundzie rzucam się na nią, zaślepiona gniewem i jedyne, czego chcę, to zetrzeć ten perfidny uśmiech z jej pięknej twarzyczki, która, daję słowo, za chwilę już taka piękna nie będzie...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top