Rozdział 24
- Nie wierzę! - powiedziała prawie szeptem wciąż patrząc na zdjęcie Iwana Smirnova na ekranie komputera.
- Ja też! - dodał ochrypły głos zza ich pleców. Oboje odwrócili się i zobaczyli jak wkurzony Voight stoi w drzwiach pokoju technicznego. Ręce miał w kieszeniach spodni, ale gdy tylko policjanci zapowietrzyli się na jego widok, wyjął je i zaplótł na piersi. Detektyw spojrzał na oficer z wzajemnością.
- Sierżancie - Jay chciał się wytłumaczyć, mimo iż wiedział, że to chyba nie ma sensu. Nie ważne co powie, Voight i tak będzie wściekły.
- Dość - przerwał mu Hank. Patrzył to na jednego do na drugiego policjanta i nie wiedział co ma z nimi zrobić. Obeszli jego zakaz, ale coś chyba znaleźli wnioskując po ich reakcji na to co oglądali. Jeszcze zdąży ich za to ukarać. - Zajmiemy się konsekwencjami później. Macie coś ?
- Mamy nagranie, a na nim porwanie Willa - wyjaśnił Jay. Sam nie rozumiał dlaczego tak spokojnie, a może nawet pogodnie zabrzmiało to w jego głosie. Chyba ulga jaka przyszła po braku awantury ze strony Voighta trochę złagodziła jego emocje związane z całą sytuacją.
- To Iwan! - powiedziała pewnie Karen wracać do oglądania nagrania. Hank podszedł bliżej i staną za nią. Przyglądał się temu co ona, ale nie rozpoznał nikogo.
- Skąd wiesz? - spytał, nachylając się lekko. Pamiętał twarze wszystkich zbiegów, ale to co widniało na ekranie nie było według niego podobne do żadnego.
- Przepuściłam nagranie przez... - zatrzymała się mrużąc oczy, nie widziała sensu tłumaczenia tego co zrobiła aby wyciągnąć cokolwiek ze słabej jakości nagrania. - A czy to ważne! - wybuchła, jej wysoki ton nie podobał się obu starszych stopniem. - Ważne, że mają Willa, a to znaczy że chodzi im o mnie! - wywnioskowała.
- Nie mamy pewności - Jay wątpił w tą teorię, ale była ona prawdopodobna. Nie chciał jednak by oficer winiła się za to.
- Nikt z was wcześniej nie miał do czynienia z Braćmi Smirnov. Ja miałam! - oznajmiła. -Przetrzymywałam jego brata, chce się pewnie zemścić! - wyjaśniła czując jak od środka ją rozsadza złość. Mogła się spodziewać czegoś takiego. Za długo zwlekała z szukaniem pozostałych uciekinierów.
- Skąd wiedzą, że Will i ty się znacie?
- Nie mam pojęcia, ale może mnie śledzili gdy byłam pod szpitalem? Może widzieli go w nocy w domu Jaya? Nie wiem, ale na pewno to on i... - łamał się jej głos na myśl co mogą zrobić lekarzowi. Rosjanie byli nieprzewidywalni. A ich metody? Uwielbiali tortury i potrafili sprawić, że ktoś znikał bezpowrotnie. Ta perspektywa w odniesieniu do Willa była okropna.
- Dobrze, więc trzeba zacząć ich szukać. Halstead znajdź Upton i sprawdźcie czy któryś wasz informator czegoś nie wie. Ruzeka i Burgess wyśle do baru gdzie przesiadują Rosjanie - dodał Voight. - Jest na tyle późno, że na pewno znajdzie się ktoś, kto zechce pogadać.
- A ja? - spytała czekając na jakieś polecenie.
- Ty? - powiedział z drwiącym uśmiechem. - Nie jestem twoim szefem, więc nie mam prawa wydawać ci poleceń - wypomniał jej. - Nie powinno cię wcale tu być - dodał pewnie odwracając się. Zatrzymał się na sekundę przy drzwiach mówiąc. - Antonio czeka na górze, bo chce z tobą porozmawiać - po tym zdaniu wyszedł z pokoju zostawiając Alley samą.
Zobaczyła jak Antonio robi kawę w socjalnym. Dziewczyna stanęła patrząc na niego niepewnie przez szybę. Gdyby ktoś postronny zobaczył mężczyznę w takiej sytuacji, z pewnością powiedziałby, że po prostu robi napój dodający energii. Jednak Karen znała Tony'ego i każdy jego ruch był dla niej bardziej wymowny niż słowa. Zrozumiała, że jest na nią zły. Nie do końca wiedziała za co, ale miała się tego dowiedzieć tylko w jeden sposób. Weszła do pokoju i zamknęła drzwi. Nie chciała nawiązać z przyjacielem kontaktu wzrokowego, do momentu aż nie ogarnie myśli. Usiadła na kanapie, złączyła dłonie splatając palce, a potem głośno westchnęła.
- Chyba spieprzyłam - zaczęła.
- Chyba? - zdziwił się, rzucając łyżeczkę do zlewu. Wtedy Karen podniosła głowę i spojrzała na detektywa. Naprawdę był zły, ale i rozczarowany.
- Okay, spieprzyłam, na pewno! - poprawiła się. - Ale musiałam.
- Musiałaś łamać zakaz Hanka, musiałaś mówić, że nie jest twoim szefem? - spytał retorycznie, znał odpowiedz na te pytania. - Karen zachowujesz się wciąż ofensywnie. Nie dopuszczasz mnie do siebie mimo naszej, chyba szczerej, rozmowy. Czy coś dalej jest pomiędzy nami źle? Bo ja nie poznaję cię od momentu twojego wyjazdu z San Antonio.
- Nie! - zaprzeczyła. - Ja wiem Tony jak źle wszystko wygląda, ale... - zamyśliła się. - Nie wiem co się dzieje - wyrzuciła z siebie. Cały czas chodziła z dziwnym napięciem, a teraz ma szansę w końcu się tym z kimś podzielić. - Kiedy myślę, że już jest dobrze, że się ułoży....wszystko nagle spada jak jakaś bomba z informacją, że nigdy nie wyrwę się z tego błędnego koła porażek - westchnęła wyliczając dalej. - Najpierw ten wypadek i równia pochyła, oskarżenia, brak zaufania i wszystko inne. W końcu wyszliśmy z tego i znów przeszkoda w postaci zgonu tych zbiegów. Potem odkryłam, że to wszystko było zemstą Marka, co wcale nie pomogło! A tu nagle znów boom i ktoś porywa Willa. Tego jest za dużo! Ja się po prostu gubię w tym.
- Myślisz, że zniknięcie Willa to twoja wina? - zaskoczyła go swoim wyznaniem. Antonio nigdy nie oceniał Karen. Zawsze starał się ją zrozumieć, nawet w momentach gdy działała mało racjonalnie. Zawsze był dla niej.
- Nie zniknięcie, a porwanie - poprawiła go. - Z Halsteadem znaleźliśmy dowód na do! I teraz wiem, że porwał go Iwan Smirnov. Zbieg z konwoju, wiec jest to powiązane ze mną czy tego chę czy nie.
- Ale nie masz pewności? - Antonio starał się być spokojny, chociaż sam czuł niepokój z powodu mszczącego się Darren'a. Jeśli i ci zbiedzy coś knują, trzeba będzie się przygotować na wszystko.
- A niby po co mieli by porywać przeciętnego lekarza z Chicago? - warknęła. - Will nikomu się nie naraził! To dobry facet! Pomaga ludziom! Poznał mnie i nagle znika uprowadzony spod swojej kamienicy! Booooże!!! - jęknęła zakrywając głowę rękoma. Antonio złagodniał na widok załamanej Karen. Podszedł do niej i usiadł obok.
- Nie obwiniaj się, puki nie masz pewności - położył jej dłoń na ramieniu. - A nawet jeśli będziesz ją mieć, nie możesz winić się za to, że po tym świecie chodzą tacy ludzie jak bracia Smirnov, Darren czy Chas - pocieszał ją. - Zaufaj ludziom z wydziału. Oni są dobrzy w tym co robią, pamiętasz? Mówiłem Ci ile razy pomogli mieszkańcom Chicago. Daj im szansę, współpracuj z nimi - Karen spojrzała na przyjaciela. - Przede wszystkim, jak Voight każe ci siedzieć na dupie to siedź na dupie!
- Taaa... - zaśmiała się. - Gdyby nie niesubordynacja nie mielibyśmy nagrania - przypomniała mu.
- Gdybyś powiedziała, że tam jest jakaś kamera na pewno by to sprawdzili - wyjaśnił. Karen rozumiała co chciał jej przez to powiedzieć. Musi być szczera i zacząć grać zespołowo. Ale czy potrafi od tak zaufać tym ludziom? Ufała swoim i jeden z nich zdradził. Jak ma teraz grać z obcymi w jednej drużynie? A może już zaczęła, tylko jeszcze tego nie wie!!
Więc jak mi poradziliście, tu urywam. Polsatu nie ma, ale to nie koniec opka. Staram się zmieścić w 30, a już piszę 27.... ozbaczymy bo jestem w polu.
Nie zapomnijcie o komentarzach i ⭐.
Enjoy!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top