Rozdział 22




- Nie powiedziałam, że mi na nim zależy! - odparła spłoszona. Jak mogła dać się tak wkręcić! Zapytała o Willa, bo się martwi. Jay do teraz nie dał znaku czy wszystko w porządku z jego bratem. Gdyby chociaż na ucho Hailey powiedziała, że jest okay. Ale nie! Ona też milczała. Karen była pewna, że skopała sprawę, a Voight i Tony z pewnością są teraz na nią źli.

- Nie musiałaś nic mówić! - odparł zadowolony Mark. - Widać to w twoich oczkach! Tak samo patrzysz na Dawsona. Tyle, że przy nim dodatkowo widać w nich wtedy wdzięczność. Gdy wspominasz o doktorku... - zrobił rozmarzoną minę. - Rozłożyłaś już dla niego nogi, czy jeszcze randkujecie?

- Zamknij się! - warknęła na niego sięgając po broń zza pleców. - Mów dlaczego to robisz? - wymierzony pistolet lekko, prawie niewidocznie, wibrował w jej dłoni. Nie spodziewała się, że jeszcze będzie kiedyś ją trzymać. Kiedy Hank rozbroił ją w szpitalu powiedział, że nigdy nie dostanie jej z powrotem. A tu nagle tuż przed akcją zabiera ją do pokoju ze sprzętem komputerowym i wyciąga jej pistolet. Gdy spytała wzrokiem dlaczego? Powiedział tylko: "Wiem, że masz mały problem z tym by tego używać, ale oddaję ci go, bo musisz mieć się czym bronić". Tyle. To, że Tony gadał z sierżantem to nic dziwnego, ale że zdradziła jej sekret? Nie wiedziała czy powinna być na niego zła, czy wdzięczna bo chyba dzięki temu odzyskała broń.

- Nie wiem o co ci chodzi? - odparł rozbawiony. - I schowaj to, bo i tak nie potrafisz strzelać.

- Jesteś aresztowany! - rzuciła ze złością.

- Oj! Wiem, że masz pomoc, ale chyba przeliczasz swoje możliwości - powiedział a potem puścił się biegiem w tłum ludzi patrzących na artystów. Karen pobiegła za nim, ale rozpłynął się jak kamfora. Stała rozglądając się jeszcze kilka chwil, a potem zrozumiała, że przegrała tą rundę.





Jay był w domu brata, ale nie zastał go. Dzwonił do niego przez cały czas jadąc samochodem, a teraz robi to stojąc pod jego drzwiami i sprawdza czy w wnętrza nie słychać dzwoniącego urządzenia.

- Dzień dobry! - przywitała się starsza pani przechodząca obok. Była sąsiadką Willa, często przychodził do niej na wizyty domowe. Staruszka była typową babcią, lubiła wiedzieć wszystko. Jay zamyślony, na początku ją zlekceważył, ale szybko się zrehabilitował.

- Aa... tak, dzień dobry! Szukam brata, widziała go może dziś pani? - zapytał grzecznie.

- Nie. Dziś nie wiedziałam doktora Halsteada. A czy coś się stało? - dociekliwe ściszyła głos.

- Nie, nic się nie stało. Po prostu nie mam z nim kontaktu od wczoraj i... - Jay po wyrazie twarzy sąsiadki, zrozumiał, że powiedział za dużo. - To pewnie nic takiego. Do widzenia.

- Do widzenia - odparła staruszka gdy detektyw już był na schodach. Wybiegł z kamienicy stając na chodniku. Dostrzegł zaparkowany przy chodniku samochód brata. Dodge był nowy, Jay pomagał go kupić kilka tygodni wcześniej, jak wcześniej mógł go nie zauważyć? Will nie był typem faceta, który dużą wagę przykładał do auta jakim jeździł. Zazwyczaj posiadał jakiegoś tatusiowego nissana, czy inny europejski bądź japoński złom. Jay chciał, aby jego nowe auto było z klasą. Co z tego skoro po kilku tygodniach Will sprawił, że Dodge miał bliskie spotkanie z innym Cadillakiem!

Jay szybko sprawdził wóz z każdej strony, a potem umiejętnie otworzył drzwi. To było odrobinę niepokojące, że policjant potrafi bez problemów włamać się do auta, ale cóż, to jest słodką tajemnicą braci Halstead skąd Jay ma tą umiejętność. W wozie nie znalazł niczego, wiec ze złością zatrzasnął drzwi. Rozejrzał się w obie strony nie mając pojęcia od czego zacząć. Wyjął telefon, wybrał numer do technika.

- Cześć, mam prośbę, znajdź mi numer... - rozmówca przerwał mu pytając o nakaz. - Ej, to nie jest teraz... - znów zostało mu przerwane zdanie, na co detektyw wściekły przetarł czoło ręką. - Dobra wpisz to na moje konto jako rozkaz, moja głowa w tym aby to wytłumaczyć! Na razie rób to co potrafisz! Zaraz dostaniesz numer, namierz mi go! - warknął i rozłączył się wysyłając wiadomość z numerem telefonu brata. - Will gdzie ty jesteś do cholery! - szepnął, patrząc na okolice. Nie denerwował by się tak bardzo gdyby lekarz zniknął w każdym innym momencie. Ale teraz, gdy wie, że zna Karen... Gdy ona ma problemy ze swoim byłym szefem i ścigała na własną rękę najgorsze szumowina w Stanach! Jak ma mieć pewność, że to nie ich sprawka? Martwił się i to bardzo! Nagle jego uwagę przykuł mały przedmiot, wystawał z kępy trawy za ogrodzonym ogródkiem. Jay sięgnął po niego. Z drżącym sercem rozpoznał identyfikator brata, a odwracając go na awers zobaczył zdjęcie brata i jego dane. Teraz miał pewność, że zniknięcie ni było tylko przypadkową labą od pracy.




Karen pluła sobie w twarz przez to jak rozegrała całą tą sytuację z Darrenem. Czuła, że zaprzepaściła szansę na przyznanie się do winy, na złapanie pozostałych zbiegów i na zakończenie tego całego cyrku, jaki toczy się w tym mieście od kilku dni. Mimo, iż nie dostała reprymendy od Tony'ego czy sierżanta, to wiedziała, że są źli za jej zachowanie. Mieli szansę, a ona ją zmarnowała. Ale jak mogłaby nie zapytać o Willa? W końcu zniknął, a do tej pory jego brat się nie odezwał aby wyjaśnić całą sytuację. Hailey dzwoniła kilka razy, ale Jay nie odbierał. Nagle zniknęło dwóch Halsteadów! To był horror dla obu policjantek.

Oficer by nie myśleć za dużo zabrała się za sprawdzanie, gdzie w tym mieście mógłby ukryć się Mark. W końcu nie jest stąd. Musiał się gdzieś zatrzymać. Rodziny nie miał w tych rejonach, a nie byłby chyba na tyle głupi by zwrócić się do Chas'a o pomoc? Kiedy sprawdzała kolejne strony do wydziału jak strzała wpadł Jay.

- Porwali Willa! - oznajmił sierżantowi, który stał w progu swojego gabinetu.

- Co takiego? - zdziwił się. Hailey mówiła mu dlaczego Jay wyszedł bez informowania szefa, ale nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Karen na jego słowa pobladła co zauważył Antonio.

- Nie ma go w domu, nie widział go nikt od wczorajszego wieczoru, mimo to jego auto stoi pod kamienicą. To znalazłem w zaroślach - pokazał mu identyfikator. - Nie zgubiłby tego! Ktoś go porwał! - oznajmił pewnie. Był zdenerwowany, ale to zrozumiałe.

- Dobra, zmiana planów. Szukamy Willa - oznajmił sierżant. Nie miał jednoznacznych dowodów na to, że lekarz zniknął z czyjąś pomocą, ale wystarczyło mu słowo Jaya. Jego detektyw nie przyszedłby do niego gdyby nie był stuprocentowo pewny, że jego bratu coś grozi. - Zostawcie na razie sprawę zbiegów - rozkazał konsultując to wzrokowo z Antonio. Ten całkowicie rozumiał jego decyzję. Potem Hank spojrzał na Karen i zrozumiał co musi zrobić. - Halstead, Ally jesteście oddaleni od tego śledztwa! - powiedział pewnie.

- Słucham! - powiedzieli chórem. Jay przyszedł do Voighta, chociaż mógł się spodziewać takiego obrotu sprawy. Jednak ufał, że Hank będzie chciał aby on także brał udział w tej sprawie, aby go pilnować. Karen natomiast nie spodziewała się tego w ogóle! Gdy słuchała o tym, że Will zaginął prawie zemdlała. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że to ma coś wspólnego z nią, mimo zaprzeczeniu Marka. Jednak gdy Voight zarządził, że ją odsuwa, z resztą Halsteada też, to o mało nie wybuchła. Nie mogła pozwolić sobie na to by być bierną, gdy lekarz, który uratował jej życie, gdzieś tam może walczy teraz o swoje. - Chyba sobie jaja robisz! - dodał Halstead. Był wściekły, a z każdą sekundą było coraz gorzej.

- Nie, Jay! Macie zbyt personalne podejście do tematu, a ja nie mam czasu na niańczenie was dwoje! - wyjaśnił. Wkurzony detektyw zabrał kurtkę, którą zdążył rzucić na biurko i wyszedł wściekły z biura. Karen stojąc przyglądała się temu wszystkiemu. Nagle jej oczy i Hanka spotkały się. - A ty?

- Nie możesz mi zabronić szukać Willa - oznajmiła pewnie.

- Już to zrobiłem - wzruszył ramionami pokazując jak bardzo jej zdanie go obchodzi.

- Nie jesteś moim szefem - odparła, także zabierając kurtkę i wychodząc z wydziału.




Wściekły Halstead nie zamierzał spocząć. Nie mógł zostawić losu brata w obcych rękach, nawet jeśli były to ręce jego rodziny z wydziału, której ufał nad życie! Musiał dojść co stało się z jego bratem i dlaczego. Czas działał na niekorzyść, więc szybko odpalił silnik GMC i chciał ruszyć gdy nagle drzwi pasażera się otwarły i do środka wsiadła oficer Alley.

- Co ty...? Co robisz? - oburzony jej zachowaniem chciał, aby jak najszybciej wyszła.

- Zamknij się i jedź! Trzeba znaleźć Willa! - powiedziała zdeterminowana. 



Kolejny!

Oby to się składało w całość, bo sama już nie jestem tego pewna! 

Enjoy!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top