Rozdział 6.
- Panie, ale czego pan ode mnie chce! Ja nic nie zrobiłem! - krzyczał przerażony właściciel motelu. Antonio był wkurzony jak nigdy dotąd. Nie urywał, że większość jego złości jest skierowana na dziewczynę, bo to wszystko zmierza w złym kierunku. Złym dla Karen.
- Wynająłeś jej pokój!? - pokazała mu zdjęcie oficer przypierając go do ściany. Zazwyczaj spokojny Dawson nie miał czasu na uprzejmości, a doświadczony przeszłością wiedział, że strach czasem działa.
- Przyjechała wczoraj wieczorem. Zapłaciła za trzy dni z góry - wyjaśnił mężczyzna. Mimo iż nie widział twarzy Karen, to ona była jedynym nowym gościem w motelu. Widział ją tylko poruszającą się po parkingu, ale nie zwracał szczególnej uwagi na nią.
- Był z nią ktoś?
- Nie, była sama. Ale co chwila sprawdzała coś w naczepie auta - dodał. Dawson puścił właściciela i rozejrzała się dookoła.
- Masz tu kamery? - facet przytaknął. - Pokaż nagranie!
- Aaa... nakaz? - dukał wciąż wystraszony zachowaniem detektywa.
- Aaa.. mam Ci tu wezwać odpowiednie służby, żebyś nie mógł pracować przez miesiąc? - zagroził mu. Właściciel skapitulował.
Jechała spokojnie drogą w stronę Springfield. Wiedziała, że z tymi dwoma poszło jej łatwo, bo grali solo. Pewnie dlatego też Chas ich nie zabrał w dalszą podróż. Poza tym obaj działali na instynkcie i to tym najgorszym. Z braćmi Smirnov będzie inaczej. Są mądrzy, inaczej nie pracowali by dla Rosyjskiej mafii. Są też sprytni i działają zespołowo... No może nie zawsze, ale jednak jeśli chodzi o to czy da radę ich złapać... będzie musiała coś wymyślić.
Antonio przeglądał nagrania z kamer. Odprawił właściciela chcąc uniknąć jakiejś wpadki. Jeśli Kara przemycała w bagażniku zbiegów, zapewne dawała im jedzenie. Nie chciał by ktoś to zobaczył, nie chciał aby ktoś mógł później zeznać to przed sądem. Dawson zawiesił się na chwilę myśląc o tym, co się stanie z Karą jeśli ją złapią i udowodnią pomoc w ucieczce...Może lepiej jej nie szukać? Szybko jednak odgonił te myśli. Karen jest dobrym gliną! Nie zrobiła by tego nigdy!!!, pomyślał wracając do przeglądania nagrania. Zobaczył jak dziewczyna wychodzi z czymś w ręku i otwiera bagażnik. Sięga po coś, a potem... to była noga. Noga z butem i bransoletką. Nie ruszała się. Wiec może właściciel nogi był nieprzytomny? Ale w takim razie dlaczego ich tam trzymała? Zdjęła najpierw jedna, a potem drugą bransoletkę i wróciła do pokoju. Po pół godziny wyszła i wskoczyła do auta odjeżdżając. Antonio złożył ręce jak do modlitwy i oparł na nich głowę. Czuł, że coś dzieje się w głowie Kary, co zmusza ją do takiego postępowania. Tylko co? Dlaczego nie chce z nim rozmawiać? Dlaczego mu nie ufa?
Nagle rozległ się dźwięk telefonu. Antonio złapał za niego z nadzieją, że to dziewczyna. Jak wieli zawód poczuł gdy na wyświetlaczu pojawiło się nazwisko jego szefa.
- Dawson - odebrał z ciężkim sercem, czuł że to nie będzie miła rozmowa.
- Co ty odpierdalasz, Dawson? - krzyknął jego zwierzchnik! Inspektor z pewnością dostał już newsy od federalnych i techników.
- Szefie...
- Dawson, zamknij się i słuchaj! Ta twoja oficer z polecenia znika z sześcioma zwyrolami, a ty co? Urządzasz sobie zabawę w berka? Masz mi natychmiast powiedzieć gdzie jesteś!
- Ale Karen nic nie zrobiła! - odparł wściekły mimo, iż sam nie był tego pewny. Nie chciał jednak aby jego wątpliwości były powodem do patrzenia na oficer Alley jak na przestępcę!
- Mam w dupie co myślisz! - warknął rozmówca. - Nie wiem czy to twoja siostra, kochanka czy inna dziunia, do której masz sentyment, ale chce ją widzieć jutro w San Antonio. Żywą albo martwą mnie to jedno. Byle z nią było tych sześciu typów! Wysyłam za nią oddział specjalny!
- Daj mi czterdzieści osiem godzin! Znajdę ją sam.
- Co ty pieprzysz? Dawson, jesteś najlepszym gliną jakiego znam! Nie marnuj sobie kariery ślepo wierząc ładnej buzi!
- Nie robię tego! - odparł. - Wiem, że oficer Alley jest tak samo dobrym gliną jak ja i ma swoje powody żeby zachowywać się jak się zachowuje. Proszę tylko o czas!
- Dobra... - przytaknął po chwili milczenia wściekły Inspektor - Ale jak nie, to licz się z konsekwencjami. I tym, że nie będzie już dla niej zmiłuj.
- Rozumiem - rzucił Antonio i rozłączył się. Teraz oboje mieli nóż na gardle. Dawson nie czekając na nic wybrał numer do technika. Miał ostatnią szansę, aby znaleźć Karen przed federalnymi.
Springfield. Tutaj można się ukryć! Tylko czy bracia Smirnov chcą się ukrywać? Raczej wolą wrócić do siebie, znaczy do swojej braci! Do Rosjan. Tylko czy oni ich jeszcze chcą? Karen postanowiła nie zabawić tu długo. Z Saint Louis jest ty tylko dwie godziny drogi. Antonio zapewne już siedzi jej na ogonie. Gdy wjeżdżała do miasta sprawdziła lokalizację braci Smirnov, ale ich nadajniki nie były aktywne. Chyba zorientowali się, że je mają. Albo po prostu pozbyli się ciuchów więziennych. Przejrzała także ich akta i znalazła wzmiankę o Springfield. Miała swój punkt zaczepienia. Zatrzymała się przed barem, który jako jedyny miał nazwę wypisaną cyrylicą. Była identyczna jak ta wspomniana w aktach. Domyślać się tylko może, że jeśli bracia są tutaj, to zajrzeli do tego baru. Wyjęła z torby kurtkę i nałożyła na siebie. To przykryje trochę jej sińce i inne zadrapania na rękach. Weszła do środka jak zwykła klientka, ale jej uroda i opalenizna od razu rzucały się w oczy. Chyba, że bardziej patrzyli na rozcięcie na jej głowie i to, że była tam jedyną kobietą. Stanęła przy barze i czekała aż barman, który gapił się na nią od progu powie do niej cokolwiek.
- Zgubiłaś się? - zapytał z rosyjskim akcentem.
- W zasadzie kogoś zgubiłam. Domyślam się, że możesz ich znać - bez oporów pokazała mu dwa zdjęcia braci. Barman zaśmiał się i spojrzał pogardliwie na nią.
- Wracaj do domu - zbył ją i odsunął się wracając do pozostałych gości.
- Dobrze, ale jeśli ich spotkasz. Przekaż, że albo się ze mną spotkają, albo niedługo dopadnie ich ktoś, kto nie będzie się chciał dogadać. Czekam tutaj. - położyła kawałek papieru z wypisanym adresem na bar i wyszła. Gdy była już w aucie odetchnęła. Ta szopka kosztowała ją wiele nerwów. Kiedy tylko tam weszła miała ochotę uciekać. Strach pomyśleć co by było gdyby poszło coś nie tak. Teraz musi tylko zaczekać. Sprawdziła jeszcze raz lokalizację GPS ich kombinezonów, ale niestety nie były aktywne.
Antonio jechał już w kierunku Springfield. Miał mało czasu, a z minuty na minute przywykał do myśli, że to nie może skończyć się dobrze. Karen była dla niego jak siostra, nawet bliższa niż Gabby. Spotkał ją pierwszy raz w L.A. tam była jeszcze agentem. Tak jak teraz, wtedy też ich nie lubił i miał z nią kilka spięć. Ale potem dostrzegł w niej coś więcej. Po roku spotkali się znów w mieście aniołów. Tyle, że tym razem była już w policji. Miała się źle wiec postanowił jej pomóc. Praca w transporcie była dla niej wybawieniem. A że wiedział jak dobra w tym jest to ona właśnie była pierwsza jego myślą jeśli chodzi o ten transport. Nie ufał nikomu bardziej. Teraz mimo, iż nie wie na pewno, to wątpliwości falami zalewają jego głowę.
Nie czekała długo. Po godzinie w umówionym miejscu zjawił się mercedes. Stanął na wprost jej pickupa i czekał. Karen wiedziała, że musi zrobić pierwszy krok. Nie było dla niej zaskoczeniem, że bracia nie chcą wychodzić na spotkanie pierwsi. Z pewnością siebie wysiadła i stanęła przed maską. Chwile później zza kierownicy wysiadł Alexei Smirnov.
- Pani policjant - rzucił rozglądając się nerwowo. Miał na sobie nowe ciuchy i wyglądał o wiele lepiej niż w tym więziennym psiaku. Wysoki postawny szatyn, z wyraźnie zarysowaną żuchwą. Gdyby nie to, że wybrał bycie przestępcą mógłby zostać modelem.
- Alexei gdzie twój brat? - odpowiedziała powstrzymując się, aby w niego nie uderzyć!. Była wściekła, że jest sam. Miała nadzieję na dwie pieczenie na jednym ogniu, ale z drugiej strony... z jednym pójdzie jej łatwiej.
- Podobno chciałaś się spotkać - odpowiedział po chwili ciszy. - Więc nie jest nas potrzebnych dwóch.
- Myślałam, że to Iwan jest waszym mózgiem - rzuciła widząc zmieszanie Rosjanina. Coś tu nie grało. Był nieobecny i co chwila zerkał na boki. Jakby czekał na coś? Ale na co? Na brata? Na wsparcie Karen?
- Czego chcesz? -warknął zły. Jego emocje sięgały zenitu. - Skoro jeszcze nie uderzyło we mnie SWAT to ufam, że nie przyjechałaś mnie aresztować.
- Chcę się dogadać - rzuciła luźno. - Jeśli chcecie być wolni musze dostać przynajmniej dwa razy tyle co Sam.
- Żartujesz? - zaskoczony zmienił trochę pozycję. To powiedziało Karen więcej niż jego słowa.
- Nie, ani trochę. Jeśli jednak nie zadowala cię ta ugoda, to możesz dalej uciekać w pojedynkę - Alexei spojrzał na policjantkę z wypisanym na twarzy jeszcze większym zaskoczeniem. Karen już wiedziała, że ma rację. - No chyba mi nie wmówisz, że twój brat, prowodyr wszystkiego co robicie wysłał ciebie do negocjowania umowy? No chyba, że zrobił z ciebie przynętę? Ale jednak myślę, że olał cię i sam uciekł z Chas'es. Dobrze myślę?
- Nie mam tyle ile Chas dał Samowi, ale mogę dać ci pięćdziesiąt tysięcy. - zdesperowany mówił szybko. - To chyba wystarczająco dobra cena za nic nie znaczącego zbiega - dodał spięty. Karem ucieszyła się w duchu, że wygrała tę potyczkę. Teraz musi tylko zakończyć ją w swoim stylu.
- Okay. Mnie pasuje - wyciągnęła do niego rękę. - Tak to się chyba robi u was? - Rosjanin podszedł i uścisną jej dłoń, a kiedy tylko ją puścił dziewczyna wyjęła paralizator i poraziła go. Nieprzytomnego wpakowała do pozostałych dwóch, wstrzykując mu ostatnią dawkę narkotyku.
No to jest kolejny. Mam nadzieję, że nic nie pomyliłam, bo piszę rozdziały strasznie chaotycznie w tym opowiadaniu!
🧡🧡🧡🧡
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top