Rozdział 31


Karen zamarła. Nie widziała jeszcze osoby, która weszła do sali. Nie wiedziała nawet jak zjawiła się w tej sali skoro drzwi wejściowe są za nią. Przełknęła głośno strach jaki zaczynał ją dusić. Odsunęła się od stołu, Will nie zdawał sobie sprawy z tego co się dzieje. Widział tylko przerażoną twarz oficer i to go niepokoiło. Karen wyjrzała za parawan i pobladła jeszcze bardziej, o ile było to możliwe. Na wprost niej stała postać. Zaciemnienie z tamtej strony sali pozwalało osobie na pozostanie anonimowym przez jakiś czas, przynajmniej dla lekarza. 

- Kochana, nie można się tak szybko ekscytować sukcesem - powiedział, a jego barwa głosu świadczyła o głębokiej drwinie. - Jesteś coraz mniej dokładna. Aż żal patrzeć co uczucia robią z człowiekiem - dodał i wolno wyłonił się z ciemności pokazując się także Willowi, który teraz stał za Karen. 

- Darren - szepnęła tracąc możliwość normalnego oddychania. Halstead znał to nazwisko, a teraz miał i przypisaną do niego twarz. Wysoki facet szedł w ich stronę powoli stawiając swoje kroki. Kiedy Karen zamarkowała ruch chcąc wyjąć schowaną za paskiem spodni broń on szybko wyjął swoją, mierząc w oficer. 

- Nie tak szybko kochaniutka. 

- Nie mów tak do mnie - warknęła. Jego słowa świadczyły nie tylko o braku szacunku do niej, ale o tym jak bardzo przedmiotowo ją traktował. Nienawidził jej to fakt, ale nie dlatego, że zrobiła mu coś złego. Po prostu jako pierwsza kobieta się mu sprzeciwiła. A to było gorsze dla niego od każdej innej rzeczy jaką mogła zrobić. 

- Bo co? - prowokowała. Patrzył na nią tak, że nawet Will poczuł złość. - Co zrobisz? 

- Dlaczego wciąż tu jesteś? Miałeś uciec jak tylko zobaczysz, że mnie zniszczyłeś! - powiedziała starając się ukryć emocje. 

- Właśnie, a jeszcze nie skończyłem - wyjaśnił. - Dostarczyłem dowody Chas'owi na to, że ten rudzielec coś dla ciebie znaczy. W dodatku jest jeszcze bratem gliny. Miałem nadzieję, że on cos z tym zrobi - westchnął zawiedziony.

- Wydałeś Willa, by zemścić się na mnie? - warknęła.

- Nie. Najpierw porwali go, potem dowiedziałem się, że jest dla ciebie kimś ważnym -wyjaśnił jej chronologię. - Sama mi to nagrałaś złotko! - zaśmiał się.

- Jesteś chory! - wtrącił lekarz z obrzydzeniem do mężczyzny. 

- To może mnie wyleczysz doktorzyno! - zwrócił się do niego. - Powiedz jakie jest lekarstwo na moją chorobę? 

- Elektrowstrząsy - odparł Will, na co Mark zaśmiał się na głos. - Tak ze czterysta dżuli. Od razu podpięte do twojego krocza - dodał wściekły. Nawet Karen zaśmiała się, chociaż sytuacja była poważna. Mimo to słowa lekarza ruszyły coś we wnętrzu dziewczyny, co wzbudziło pożądanie. 

- Wygadana wiewióra - przyznał już mniej rozbawiony. - Ciekawe jak będzie śmieszkować z tego - padł strzał. Karen drgnęła na dźwięk kuli opuszczającej broń napastnika. Jednak nie poczuła nic! Nie ona dostała! Usłyszała tylko za sobą syk bólu i upadające na ziemię ciało. Odwróciła się szybko, ale świat jakby stanął. Zobaczyła Willa wijącego się z bólu na ziemi. Na niebieskim fartuchu pojawiła się kolejna plama krwi, która powiększała się z każdą sekundą. 

- Will - krzyknęła. Kucnęła przy lekarzu zabierając ze stołu chustę. Prawe ramię lekarza krwawiło. - Jezus Maria! - przerażenie zaczynało wyciskać łzy z oczu oficer. Mocno przycisnęła rękoma chustę do dziury po kuli. Lekarz zacisnął zęby aby nie krzyczeć. Był oszołomiony lekko tym co się wydarzyło, ale zdawał sobie sprawę, że jego słabość zadziała na korzyść napastnika. - Ty skurwysynu zapłacisz za to! - warknęła na śmiejącego się Darren'a. - Will oddychaj spokojnie - szepnęła. Kula przeszła na wylot więc sięgnęła po kolejną chustę i przyłożyła ją do rany wylotowej. - Czego ty ode mnie chcesz!? - krzyknęła, a jedna pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. 

- Chcę, żebyś cierpiała... i właśnie to dostałem - odparł wolno wypowiadając ostatnie słowa. 





Jay wjechał na drogę prowadzącą prosto do opuszczonego szpitala. Zobaczył Dodge Dawsona stojącego na poboczu. Przyjechała nim Karen. Zaparkował tuż za nim. Wysiadł widząc jak reszta zespołu parkuje nieopodal. Skierował się do bagażnika. Wyjął swoją broń i kamizelkę, Hailey też sięgnęła po swoją. 

- Halstead - Voight zawołał detektywa gdy tylko wysiadł trzaskając drzwiami. Widział jego nieostrożną jazdę przez miasto. Świadczyło to o kłopotach. Aby mieć pełną kontrole nad sytuacją pozostało mu tylko jedno. - Idziesz ze mną!

- Słucham? - zdezorientowany nie rozumiał o co chodzi sierżantowi. Po tonie jakim Voight wypowiedział jego nazwisko, spodziewał się raczej uziemienia. 

- Co by się nie działo, nie odstępujesz mnie na krok! Rozumiesz? - wyjaśnił. 

- Ale...

- Żadnego ale! Albo to, albo wracasz na dwudziesty pierwszy! - ultimatum skłoniło Jaya do przystania na warunek szefa. Skinął głową na zgodę, musiał przyznać sam przed sobą, że emocje brały nad nim górę. W kieszeni Voight rozdzwonił się telefon. - Voight - rzucił, słuchając chwilę tego co mówi rozmówca. To kolejny telefon, a informacje nie były wcale lepsze od poprzednich. - Cholera! Jak go pilnowaliście! - krzyknął wkurzony, a jego głos stał się jeszcze bardziej ochrypły.

- Co się stało szefie? - Kim stała tuż za nim, ale nie słyszała rozmowy, znała za to treść poprzedniej. Jechała z nim i z Adamem w jednym aucie.

- Spalili vana, którym uprowadzili Willa - oznajmił wkurzony sierżant. Wszyscy prócz Halsteada i Upton zareagowali na tą wiadomość jakby zawalił się świat.

- Co z tego! Will jest w środku. Chodźmy po niego! - Jay nie rozumiał dlaczego wszyscy tak bardzo się przejęli.

- Bez tego nie mamy nic na porywaczy Willa - wyjaśniła mu Kim.

- Mamy nagranie - Hailey wtrąciła się w rozmowę.

- Nie mamy - oznajmiła pewnie. - Gdy tu jechaliśmy sierżant dostał telefon, że kobieta która dała wam nagranie - Jay wymienił spojrzenia z Voightem - Została napadnięta, a dysk z nagraniem skradziony. Do tego ktoś wyniósł z posterunku pendrive, na którym był skopiowany zapis. Nie mamy nic!

- Co? - Hailey nie mogła uwierzyć w to co słyszała. To musiał być jakiś żart.

- Tym zajmiemy się później - sierżant przerwał rozmowy. - Na razie idziemy po Willa - dodał i ruszył przodem.



Prowizorycznie opatrzony Will z pomocą Karen staną na nogi. Mimo próśb dziewczyny nie chciał usiąść. Nie chciał dać satysfakcji Markowi z tego co mu zrobił. Były szef dziewczyny wpatrywał się w poczynania jej i lekarza. Uśmiechał się za każdym razem gdy taksował tyłek dziewczyny.

- Mógłbyś przestać - Will widział co robił mężczyzna i jakim wzrokiem patrzył na Karen. Strasznie denerwowało to lekarza. Karen rozumiała o co chodzi Halsteadowi, ale nie chciała zaczynać rozmowy o tym. Dała znak Willowi aby odpuścił. 

- Nie mów, że nie podobałby ci się widok jaki mam, gdybyś był na moim miejscu - odparł. - Taka pielęgniareczka to skarb!

- Mógłbyś skończyć! - Karen miała dojść. Pokazała chwilę słabości, nie umyślnie, ale powinno wystarczyć temu despocie. - Powinieneś już stąd wiać! Wsparcie jest w drodze. 

- Nie boję się waszego wsparcia - oznajmił. - Ale masz rację, mój samolot na Zanzibar już czeka - oznajmił radośnie. - Szkoda - westchnął patrząc na broń. Robił wolno kroki w stronę Karen. Naprawdę blisko udało mu się podejść. - Szkoda, że jednak nie jesteś bardziej uległa. Wziąłbym cię ze sobą - Lufa pistoletu sunęła wolno po policzku dziewczyny, potem powędrowała na jej szyję i kierowała się do dekoltu. Karen nie reagowała. Coś blokowało ją w środku. Myśl, że jeśli zrobi coś nie tak Will może znów ucierpieć. Postanowiła dzielnie znieść tą chorą sytuację. Oczywiście wiedziała gdzie jest jej granica. Darren stał patrząc na Karę coraz bardziej pożądliwie. Oblizywał wargę i przygryzał ją jakby wyobrażał sobie Bóg wie co! - A może jednak? Dasz się skusić... - zjechała bronią na brzuch i wędrował niżej zbliżając się do granicy. Will wychodził z siebie, ale jego też powstrzymywał strach, że broń może wypalić jeśli on zrobi choćby ruch. Bał się o Karen, nie o siebie. 

- Chyba kpisz! - warknęła i odtrąciła lufę zahaczającą o pas spodni. 



No to teraz wielkie odliczanie... 3 XD

Chociaż jeśli na ostatni miał wypaść 0 to powinnam odliczać już od poprzedniego.... 

Nie ważne! 

Enjoy czytaniem i komentujcie!! 

Mam nadzieję, że będzie się podobać!!! ❤❤❤❤❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top