Six. Zagadki lalkarki

Rok 2020, 9 lutego. Godzina 11:00.
Po przedarciu się przez krzewy na drodze oraz przejściu po moście linowym wiszącym nad zamglonym wąwozem, Ellie trafiła na ścieżkę prowadzącą do Domu Beneviento. Szła przez ponury las, gdzie z drzew zwisały lalki odziane w czarne sukienki, kiedy trafiła na bramę, która sama się przed nią otworzyła. Towarzyszył temu znajomy jej głos.
— Ellie...
Williams zamarła.
— D-dina...? — pokręciła głową. — Nie. To nie ma sensu...
Bohaterka przeszła przez bramę i ruszyła dalej. W pewnym momencie stanęła jej na drodze postać, która wyglądała zupełnie jak Dina.
  — Ellie, chodź ze mną! Muszę ci coś pokazać! — zawołała zjawa, a chwilę potem odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie tylko po to, by po niecałej sekundzie rozpłynąć się w powietrzu.
  — Dina, zaczekaj! — krzyknęła za nią Williams, po czym potrząsnęła głową. — Nie daj się. To muszą być zwidy — wymamrotała, a następnie zaczęła iść dalej.
Szła ścieżką, mijając przy tym dwa, stare domki, aż dotarła do osobliwego miejsca. Zeszła po schodach i znalazła się w okręgu, pośrodku którego znajdował się grób otoczony lalkami, które widziała wcześniej i świecącymi się, żółto-zielonymi kwiatami. Podeszła do grobu i przeczytała tabliczkę.
"Claudia Beneviento
1987-1996"
— O w dupę — wymamrotała Ellie. — Biedne dziecko...
"Kim była dla Donny?" zaczęła się zastanawiać, po czym odeszła od cmentarza i podeszła do czerwonych drzwi znajdujących się za nim. Na drzwiach znajdowały się złote drzwiczki na listy oraz podpis "Oddaj swoje wspomnienia". "Mam oddać swoje wspomnienia? Ale... w jaki niby sposób?" pomyślała, drapiąc się lekko po głowie. Po chwili wpadła na pewien pomysł. Podwinęła prawy rękaw, odsłaniając bransoletkę, którą dostała kiedyś od Diny na urodziny.

— Na szczęście — stwierdziła Dina.
— Nie wierzę w szczęście — odpowiedziała Ellie.
— Ale ja tak — odparła Dina, zakładając partnerce bransoletkę.

Bohaterka westchnęła, a następnie zdjęła biżuterię i przełożyła przez klapkę. Czerwone drzwi zaskrzypiały, otwierając się. Oczom Ellie ukazała się winda, do której bez większego namysłu weszła. Wcisnęła przycisk ze strzałką w górę, a winda zaczęła jechać w owym kierunku. W połowie drogi światła zaczęły mrugać, potem zgasły i znów się zapaliły. Na ścianie windy pojawił się napis "Podążaj za mną, Ellie". "Chcecie napędzić mi stracha, hm? Co dalej, skorpiony?" zapytała samą siebie, mając przy tym nadzieję, że niczego nie wykrakała. Winda zatrzymała się, a jej drzwi otworzyły. Chwilę po tym jak Williams opuściła ją, ujrzała wyglądający na najzwyczajniejszy na świecie dom stojący nad przepaścią na tle wielkiego wodospadu. Ruszyła w jego kierunku, a następnie weszła do środka. Główny hol również wyglądał całkowicie zwyczajnie - to jest, jak stary, tradycyjny dom. Po zbadaniu sypialni na górze, Williams udała się do salonu. W szafkach znalazła dużo pustych taśm projektorowych, a także notatkę z rysunkiem rośliny, którą widziała przy grobie małej Claudii Beneviento. Niestety opis kwiatów napisany był w języku włoskim, co za tym idzie, Ellie nie mogła go przeczytać. Udając się w głąb korytarza obok salonu, szczególną jej uwagę zwróciły stojące gdzie nie gdzie lalki, takie same, na jakie trafiła wcześniej. "Ile ona ma tych lalek?" zaczęła się zastanawiać. Znalazła się w przedsionku, w którym poza lalkami i kolejną windą nie znajdowało się nic. "Okej... na razie ani śladu Diny, ani właścicielek domu. Zaczynam się martwić" pomyślała, zjeżdżając do piwnicy. Opuściła windę i zaczęła się rozglądać. Ruszyła dalej. Po pokonaniu niezbyt długiego korytarza trafiła do warsztatu, gdzie z sufitu zwisały drewniane kończyny. Na krześle przed kamienną wyspą siedziała Angie ze spuszczoną głową. Bohaterka powoli podeszła do lalki. Kiedy chciała odchylić jej główkę, marionetka zaczęła się śmiać, a w pokoju zapanowała ciemność.
  — Och... — ziewnęła — czekałam tak długo... czy nie chciałabyś ze mną zostać... na zawsze?
Światła zapaliły się ponownie. Angie zniknęła wraz z krzesłem. I ekwipunkiem Ellie. Została jej tylko latarka. Odwróciła się w kierunku drzwi, którymi tu weszła. Na klamkach znajdował się zamek, do którego otwarcia potrzebny był szyfr.
  — Jasna cholera. Weszłam prosto w pułapkę. Zajebiście. Po prostu zajebiście... — powiedziała zdenerwowana, chowając latarkę do kieszeni spodni.
Jej uwagę zwrócił obiekt, którego wcześniej w pomieszczeniu nie było. Na wyspie pośrodku warsztatu leżał teraz manekin wyglądający identycznie jak Dina.
— Co do... — Ellie zaczęła badać manekina.
Odkryła, że jego lewa gałka oczna porusza się. Po ustawieniu jej w odpowiedni sposób, oczom bohaterki ukazał się symbol kruka wzbijającego się w prawą stronę. "Lepiej będzie, jak to zapamiętam" pomyślała. Otworzyła usta lalki. W środku znajdowała się taśma z filmem. Otwór był jednak zbyt mały, żeby wyciągnąć ją palcami. "Potrzebuję szczypiec" stwierdziła, zamykając usta z powrotem. Przybyszka dotknęła bandaży na klatce piersiowej lalki. Odruchowo sięgnęła po rozkładany nóż, jednakże po dotknięciu tylnej, pustej kieszeni spodni przypomniała sobie o utracie swojego zaopatrzenia. "Są za grube, żeby je rozerwać. Muszę znaleźć nożyczki". Obejrzała lewą barkę manekina, a następnie oderwała jej kawałek. Z kończyny wypadł srebrny klucz, który Ellie schowała do kieszeni kurtki. Następnie odkręciła lewe przedramię. W miejscu, które wcześniej połączone było z resztą ręki, znajdowała się płytka z trzema zamkniętymi oczami. Ellie zapamiętała symbol, po czym odłożyła fragment kończyny. Zbadała lewą nogę - nic. Zbadała prawą nogę - udało jej się odkręcić łydkę. Wypadł z niej kluczyk do pozytywki. Również schowała go do kieszeni. Podeszła do prawej ręki. Na dłoni znajdowała się ubrudzoną krwią obrączka, którą z lekkim oporem zdołała zdjąć. Rozejrzała się wokół w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby jej posłużyć do oczyszczenia pierścionka. Nie znalazła jednakże niczego konkretnego, dlatego postanowiła sprawdzić pomieszczenie po jej prawej stronie. Drzwi okazały się być zamknięte. Po chwili namysłu, Williams wzięła srebrny klucz i użyła go. Dostała się w ten sposób do laboratorium, w którym roiło się od sprzętu medycznego i różnych narzędzi. Na nieszczęście bohaterki, wśród przedmiotów nie było nożyczek. Znalazła jednakże działający zlew. Umyła pierścionek w ciepłej wodzie, a potem przyjrzała się mu dokładnie. Obrączka była skromna, jej jedyną ozdobą był niewielki biały diamencik. Po wewnętrznej stronie była wygrawerowana data. "07.02.2020".
— Musieli go zabrać Dinie... bądź to tylko zwidy, a tak naprawdę to pierwszy lepszy pierścionek — stwierdziła na głos. — Zaraz...
Dziewczyna doznała olśnienia. Wróciła do warsztatu i podbiegła do zamka na drzwiach wejściowych. Zaczęła przesuwać cyfry, a gdy wprowadziła datę, zamek puścił. Uśmiechnęła się sama do siebie, po czym schowała pierścionek do kieszeni kurtki i zdjęła blokadę. Wyszła na korytarz. Przez ułamek sekundy mignęła jej postać Diny. Zignorowała widmo, po czym ruszyła przed siebie. Skręciła w prawo, gdy białe drzwi po jej lewej odchyliły się. Williams podeszła do nich ostrożnie, a następnie weszła do pomieszczenia za nimi. Przypominało ono niewielki magazyn. Ellie obeszła regał zastawiony niewielkimi skrzynkami, a następnie podeszła do stołu, na którym stała pozytywka z dwoma, trzymającymi się za ręce małymi figurkami. "Pozytywka od Tommy'ego i Marii... nie ukradliby jej z Jackson. Nie ma opcji. To już musi być iluzja. Bądź kopia..." zastanawiała się w myślach. Zbadała przedmiot, dzięki czemu znalazła otwór na kluczyk. Włożyła go na swoje miejsce, a następnie nakręciła pozytywkę. Zagrała wdzięczna, pogodna melodia. Po tym, jak ucichła, otworzyła się mała szufladka. Znajdowały się w niej szczypce.
— No dzień dobry... — "przywitała się" ze szczypcami, a następnie zabrała je i opuściła pokój.
Wróciła najszybciej jak mogła do warsztatu. Na miejscu otworzyła usta manekina, a następnie za pomocą szczypiec wyciągnęła taśmę z filmem. "Okej... tutaj nie ma projektora. W pokoju obok nie, w pokoju z pozytywką również... gdzie on może być?" rozmyślała. Udała się w głąb korytarza na lewo od drzwi wejściowych. Po skręceniu w prawo trafiła na kolejne drzwi, na których znajdowała się srebrna tablica z trzema okręgami - pierwszy był na spodzie i przedstawiał trójkę oczu, drugi w górnym lewym rogu i posiadał wizerunek kruka, a trzeci, będący pustą wnęką, umiejscowiony był w prawym górnym rogu. Ellie przypomniała sobie o symbolach, które znajdowały się na manekinie. Zaczęła badać medaliony, dzięki czemu odkryła, że można było je obracać. Ustawiła je tak, aby kruk wzbijał się w prawo, a wszystkie oczy były zamknięte. Drzwi pozostały jednak zamknięte. "Może film mnie doprowadzi do brakującego medalionu?" spytała samą siebie, a następnie udała się do pomieszczenia z windą. Na prawo od niej znajdowały się kolejne białe drzwi. "Jakim cudem przeoczyłam je wcześniej?". Dziewczyna weszła do środka. Znalazła się w bibliotece, gdzie na jednym z regałów wisiało prześcieradło. Naprzeciwko na stole stał projektor, obok którego znajdował się stojak z kolejnymi taśmami, a także notatka.
"Nasza szczęśliwa rodzina
1. Będzie idealny dla malucha
2. Ellie się z nim nie rozstaje
3. Przynosi szczęście
4. Prezent ślubny od Tommy'ego i Marii
5. Dowód nieskończonej miłości Ellie do mnie"
Ellie spojrzała na stojak. Każda z taśm zawierała rzecz, która została opisana na kartce. Były jednak wywieszone w innej kolejności. "Muszę je dopasować do liczb" pomyślała. Pod jedynką przypięła taśmę, którą wyjęła z manekina - przedstawiała ona niebieskiego, pluszowego słonika, którego dostały z Diną od Joela jakiś czas przed ślubem. Pod dwójką taśmę z jej niezastąpionym nożem, pod trójką taśmę z bransoletką, pod czwórką taśmę z pozytywką, a pod piątką taśmę z pierścionkiem zaręczynowym. Wtedy projektor uruchomił się sam, ukazując film przedstawiający ciemny, ponury korytarz prowadzący do studni. Williams nie ujrzała co się w niej znajduje, gdyż film zakończył się, a prześcieradło spadło z regału. Ten sam regał chwilę potem odsunął się, ujawniając ukryte przejście. Williams weszła do niego i została otoczona przez półki zastawione lalkami. Jedna z nich trzymała nożyczki. Gdy bohaterka sięgnęła po nie, niespodziewanie upadły na ziemię.
  — Bardzo śmieszne, Chudy — rzuciła z przekąsem w kierunku lalki, po czym kucnęła i zabrała przedmiot.
Spojrzała przed siebie. Dziura w ścianie zakryta była bandażami, które Ellie rozcięła i przeszła na drugą stronę. Dokładnie w tym samym momencie, w którym wstała, stojący samotnie na stoliku czarny telefon zadzwonił. Na jego dźwięk Ellie lekko podskoczyła. Podniosła słuchawkę i przyłożyła ją do ucha.
  — Halo? — spytała.
  — Pajączki w domu są, śpij, śpij... pajączek ugryzł mysz, śpij, śpij... lepiej nie budź się, inaczej pająk zeżre cię — zaśpiewał nieznany, zdeformowany głos, który po zakończeniu kołysanki rozłączył się.
  — Pocieszające... — stwierdziła ironicznie bohaterka, odkładając słuchawkę.
Ruszyła dalej, mijając przy tym kolejne zamknięte drzwi, na których znajdowała się postać kobiety, która wyglądała, jakby trzymała małe dziecko. Figurki dziecka jednak brakowało. "Czyżby figurka znajdowała się w studni?" pomyślała Ellie. Dotarła do kolejnych drzwi. Przekręciła zamek i weszła przez nie do laboratorium. "Huh. W tym całym szale zagadkowym nie zauważyłam tego przejścia... dużo nie straciłam, i tak bym go nie otworzyła od strony laboratorium". Weszła z powrotem do warsztatu, a następnie podeszła do manekina i rozcięła bandaże na klatce piersiowej. Po usunięciu ich, zdjęła klapkę znajdującą się na miejscu, pod którym normalnie byłoby serce. Znalazła ciemnosrebrny medalion z rysunkiem słońca. Zabrała przedmiot i udała się do drzwi z wnęką. Po włożeniu medalionu na odpowiednie miejsce, drzwi stanęły dla niej otworem. Wyjęła latarkę i uruchomiła ją, po czym zaczęła schodzić po schodach. "Czemu tylko w tym miejscu nie ma świateł? To jakiś specjalny zabieg?" zastanawiała się. Dotarła do niewielkiego pokoju, w którym znajdowały się tylko dwie rzeczy - drewniana kołyska i studnia, którą widziała na filmie. Przytrzymując latarkę w zębach, zeszła po drabinie na dno. Znajdował się tam połamany manekin, a konkretniej to ten sam, którym wcześniej się zajmowała. "Przecież jeszcze przed chwilą leżał w warsztacie...". Spostrzegła, że na jednej z dłoni zawieszony był kluczyk z żółtą przywieszką. Na przywieszce znajdował się podpis "Skrzynka elektryczna". Ellie zabrała kluczyk. Kiedy wspinała się z powrotem na górę, usłyszała huk. Chwilę potem rozległ się płacz niemowlęcia.
  — Gorzej być nie mogło... — stwierdziła, przyglądając się rozbitej kołysce.
Wróciła do warsztatu, gdy okazało się, że teraz cała piwnica spowita była w ciemnościach. Jedynym źródłem światła prócz latarki dziewczyny była niewielka czerwona lampka nad głównymi drzwiami. Płacz dawno ucichł. Radio, wcześniej stojące jak gdyby nigdy nic, zaczęło szumieć, a wyspa pokryta była kałużą krwi. Krew ta kapała na podłogę, a także ciągnęła się po podłodze, tworząc coś ála ścieżkę prowadzącą do windy. Na dodatek, leżało na niej coś co przypominało... przerośniętą pępowinę. Ellie pomyślała, że zaraz zwymiotuje. Choć nie uznała tego za najlepszego pomysłu na jaki wpadła w ostatnim czasie, postanowiła zbadać ślady krwi. Oświetlając sobie drogę, cały czas podążała za drogą utworzoną z rozmazanej cieczy. Zatrzymała się, kiedy usłyszała ciężkie kroki i śmiech niemowlaka. Skierowała światło latarki w kierunku dźwięku. Śmiech stawał się coraz głośniejszy, a istota była coraz bliżej. W pewnym momencie usłyszała śmiech na przemian z "Ma-Ma, Ma-Ma!". Po chwili ujrzała potwora i wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia. Potworem okazał się... noworodek wielkości niedźwiedzia polarnego. Wyglądał jakby dopiero co wyszedł z łona matki, prawie cały był pokryty krwią , a do tego miał wielką głowę, przypominającą tę z obrazu "Krzyk". Z kolei nie posiadał szyi, a co za tym szło, głowa była bezpośrednio połączona z tułowiem. Dodatkowo jego chude, w przeciwieństwie do reszty ciała, nogi były wydłużone.
  — O kuźwa, o kuźwa, o kuźwa, o kuźwa, o kuźwa... — powtarzała na okrągło pod nosem, rzucając się do ucieczki.
Nie odwracając się za siebie biegła ile sił w nogach. Wpadła jak poparzona do laboratorium, a następnie udała się do ukrytego przejścia prowadzącego do biblioteki. Wślizgnęła się do pomieszczenia z lalkami i zaczęła nasłuchiwać potwora. Gdy przyszedł, zamarła w bezruchu, obserwując jego spuchnięte ręce. Dziecko po zorientowaniu się, że dotarło do ślepego zaułka, zapłakało żałośnie, a następnie zawróciło, pozostawiając po sobie wielkie ślady krwi na podłodze. Ellie odetchnęła z ulgą, po czym podniosła się i najciszej jak potrafiła poszła otworzyć skrzynkę elektryczną znajdującą się przy windzie. Okazało się, że nie było w niej bezpieczników. Zamiast tego, Ellie znalazła figurkę dziecka, którą dobrze wiedziała, gdzie zanieść. Zabrała przedmiot, a następnie wróciła przez tajne przejście na korytarz, na którym znajdowały się drzwi z wnęką na figurkę. Włożyła postać dziecka na swoje miejsce, dzięki czemu odblokowała zamek i przeszła na drugą stronę. Ku jej zdziwieniu, prąd działał tam normalnie. Wyłączyła latarkę i ruszyła przed siebie. Zeszła po schodkach, przeszukała korytarz - nie znalazła skrzynki elektrycznej. Weszła do kuchni - również nic. Przeszła przez kolejny korytarz, aż w końcu dotarła do sypialni, gdzie na ścianach dostrzegła dwie interesujące rzeczy. Mianowicie otwartą skrzynkę, której szukała, a także sukienkę we włoskim stylu. "Już druga włoska rzecz w tym domu... jakby nie patrzeć, "Beneviento" to włoskie nazwisko... rany. Oszczędziliby sobie całego cyrku z Mirandą, gdyby zostali u siebie... cokolwiek się stało z resztą rodziny. Bo na razie wygląda na to, że Donna jest jedyną osobą z rodu, która żyje" pomyślała. Podeszła do bezpieczników i ostrożnie je zabrała. Momentalnie pomieszczenie wypełniła ciemność. Bohaterka sięgnęła po latarkę i uruchomiła ją. Ruszyła w drogę powrotną do windy, jednakże gdy już miała wchodzić po schodkach, naprzeciw wyszło jej zmutowane dziecko.
  — Jaja sobie ze mnie robisz?! — krzyknęła niezadowolona, a następnie odwróciła się na pięcie i ruszyła biegiem do sypialni.
"Muszę się ukryć" pomyślała. "Przeczekam chwilę, a gdy sobie pójdzie, wrócę do windy" postanowiła. Schowała się pod dużym łóżkiem i wyłączyła latarkę. Wytężyła słuch. Stomp. Stomp. Stomp. Stwór był coraz bliżej. Huk! Wszedł do pomieszczenia, śmiejąc się. Dziewczyna wstrzymała oddech i zamknęła oczy, przyciskając do piersi bezpieczniki oraz latarkę. Słyszała jak dziecko obchodzi łóżko i znów zanosi się donośnym, żałosnym płaczem, kiedy nie odnajduje bohaterki. Po tym jak potwór opuścił sypialnię, Williams odetchnęła z ulgą, włączyła z powrotem latarkę i udała się do windy. Nie mogła skorzystać jednak z przejścia przez bibliotekę, gdyż dostęp do niego zagrodzony był meblami. Wróciła zatem do pomieszczenia z windą od strony warsztatu, odkrywając przy okazji, że dziecko zgubiło pępowinę - nadal leżała tam, gdzie była wcześniej. Gdy Ellie dotarła na miejsce, włożyła bezpieczniki do skrzynki. W windzie zapaliło się światło. Ellie nacisnęła guzik odpowiedzialny za otwarcie windy. Nie zadziałał. Chwilę potem usłyszała znajomy śmiech.
  — Nie, nie, nie, nie, nie rób mi tego teraz... — powiedziała prawie że przez zęby, maltretując cały czas przycisk.
Radosne dziecko powoli zbliżało się do dziewczyny. Kiedy zdawało się, że już po niej, winda otworzyła się, a bohaterka wpadła do niej i najszybciej jak potrafiła nacisnęła strzałkę w górę. Kraty zasunęły się, a dziecko ryknęło na Ellie, na co ta pokazała mu środkowego palca. "Do widzenia, brzydalu! Jezu, jeśli dziecko Diny będzie tak samo upierdliwe, to chyba nie wyrobię..." pomyślała. Dojechała na górę i poczuła jak jej się kręci w głowie. Obraz zaczął się rozmywać w kącikach jej oczu. "Niedobrze... bardzo niedobrze...". Wyszła z windy, słysząc chichot Angie. Ciągnął się on przez cały czas, kiedy szła do salonu. Po wejściu do pomieszczenia zauważyła jedną, sporą różnicę w wystroju pomieszczenia, odkąd ostatnim razem do niego zawitała. Teraz całe było zastawione lalkami, a co gorsza - one również chichotały, wywołując u Ellie migrenę. "Musisz być silna... nie możesz polegnąć teraz" nakazała sobie w myślach. Zauważyła siedzącą na podłodze Angie.
  — Ty... — Ellie zwróciła się do niej.
Niespodziewanie za marionetką pojawiła się pani domu.
  — Nie odchodź — zarządziła swoim pełnym smutku głosem. — Nie pozwolę ci... — dodała, sprawiając, że Angie zaczęła się unosić.
  — Och, nadal żyjesz? — spytała marionetka. — Zabawmy się w chowanego! Lepiej żebyś mnie znalazła szybko... inaczej moi przyjaciele cię zamordują!
  — Czekajcie! — zawołała Ellie. — Możemy to załatwić inaczej!
  — Inaczej? — zapytały jednocześnie Donna oraz Angie.
  — Tak... pragnę znaleźć moją ukochaną i ją stąd zabrać. Wy też możecie z nami opuścić to przeklęte miejsce.
  — Opuścić wioskę...? — spytała Donna.
  — Dokładnie. Możecie wraz z nami udać się do Jackson. Tam będziecie mogły wieść spokojne, normalne życie. Koniec z usługiwaniem szurniętej wiedźmie — tłumaczyła Ellie. — Nie chcę was krzywdzić. Nie jestem Mirandą. Donno, wiem, że spotkał cię okropny los. Duke mi powiedział o eksperymentach tej wariatki. Nie ma słów, które zdołają opisać, jak bardzo jest mi ciebie szkoda... to, co zrobiła Miranda jest okropne. Dlatego chcę ją powstrzymać, zanim zniszczy życie kolejnej osobie...
Donna zaczęła szlochać i upadła na kolana, spuszczając głowę. Angie zaczęła głaskać ją po plecach. Williams zdziwiła się, a po chwili namysłu ostrożnie podeszła do Beneviento i kucnęła przy niej.
  — Nie płacz, Donnie... no już, spokojnie. Dajesz, powiedz twardzielce. Na bank zrozumie, wydaje się być mądra — powiedziała Angie. — Hej, twardzielko! Czy jeśli Donnie powie ci szczegóły, których nie wiesz od Grubcia, to zrozumiesz i okażesz wsparcie?! — zwróciła się do Williams.
Ellie skinęła twierdząco głową, po czym położyła rękę na ramieniu Donny. Pani domu podniosła głowę.
  — Na spokojnie. Musisz mi zaufać — odparła Ellie.
Beneviento odetchnęła głośno, po czym zaczęła tłumaczyć:
  — Obiecała mi, że już nigdy nie będę samotna... i że będę śliczna... od urodzenia miałam na twarzy paskudną bliznę, której zawsze chciałam się pozbyć... Matka Miranda zapewniła, że sprawi, że jej nie będę miała... ale... tylko pogorszyła sprawę — odgarnęła welon, ujawniając swoją twarz. Jej prawe oko pokryte było dziwnym pasożytem. — Za pomocą Cadou ożywiła prezent od mojego kochanego ojca, czyli Angie... lecz moja blizna stała się jeszcze brzydsza... — zaszlochała — koniec samotności... oraz koniec piękności... początek szaleństwa... oraz początek posłuszeństwa...
Ellie bez zastanowienia mocno przytuliła Donnę.
  — Nadeszła zatem najwyższa pora, aby zakończyć to szaleństwo i posłuszeństwo. To co? Idziemy skopać tyłek Mirandzie i znaleźć Dinę? — spytała przybyszka.
  — Uhuhuhuhu — Angie radośnie zaklaskała. — Rewolucja! Rewolucja! Rewolucja! — skandowała.
Donna lekko się uśmiechnęła, po czym z pomocą Ellie wstała. Williams nagle powiedziała:
— Zdejmij ten welon. Nie jest ci potrzebny.
— Ale...
— Z bliznami czy nie, każdy jest piękny na swój sposób. Nie ukrywaj prawdziwej siebie. Nie bój się prawdziwej siebie.
— Ha! Też tak jej mówiłam! Lecz nigdy mnie nie słuchała! Hańba! — mówiła marionetka.
  — To... mądre słowa... tylko... co, jeśli inni mnie wyśmieją? Jeśli... im się nie spodobam? — zapytała smutno Beneviento.
  — Chrzanić ich. Nie podobasz się im? Ich problem. To oni się nie znają, nie ty — odparła Ellie.
Pomimo chwili zawahania, Donna ostatecznie zdjęła welon, ujawniając przy tym kruczoczarne włosy spięte w koka i odłożyła go na stół obok. Z perspektywy Ellie jednak, wyglądało to tak, jakby pani domu przełożyła welon przez stojące tam lalki. Angie zaczęła chichotać, widząc zdezorientowaną minę przybyszki. Donna również ją zauważyła i powiedziała:
  — Och, wybacz — pstryknęła sprawiając, że z pomieszczenia zniknęła większość lalek, a Williams z automatu przestała boleć głowa.
  — O... okej... w jaki sposób kontrolujesz te iluzje? — spytała zaciekawiona bohaterka.
  — Aż do mostu w powietrzu unosi się pyłek z kwiatów, które rosną przy grobie mojej małej siostrzyczki. To on pozwala mi mieszać w głowie innym. Zaś dzięki Cadou mam nad nim pełną władzę — wyjaśniła pani domu.
Ellie skinęła lekko głową na znak, że rozumie. Wraz z nowymi sojuszniczkami udała się do głównego holu, gdzie na stole znajdował się jej cały ekwipunek, a także bransoletka od Diny. Dziewczyna chciała o coś zapytać, ale ostatecznie zrezygnowała. Przypięła latarkę do prawego ramiączka plecaka, po czym go założyła, zabrała broń, a potem założyła bransoletkę i opróżniła kieszenie z przedmiotów, które zabrała z piwnicy. Cała trójka opuściła Dom Beneviento. Dziewczyny doszły do windy, a kiedy zjeżdżały na dół, Ellie zapytała:
  — Czemu nasłałaś na mnie zmutowane, przerośnięte dziecko w piwnicy?
Donna początkowo nie odpowiedziała. Niedługą chwilę potem odparła:
  — A jak myślisz? Dlaczego twój umysł postanowił odebrać mój atak jako potwora?
Ellie zamyśliła się na chwilę. "Powiedziała mi o sobie... skoro ona ufa mnie, ja powinnam zaufać jej" pomyślała, a następnie odpowiedziała:
  — Um... od ponad dwadziestu lat użeram się z broniami biologicznymi. Wirus Cordyceps, Wirus T, wirus Abyss, wirus Progenitor, pleśń... i wiele innych, wywołujących porąbane choroby, gówien. W trzech-czwartych przypadków ofiarami infekcji byli ludzie. W tym moja siostra. Ja... boję się, że... będę musiała zrobić z dzieckiem to samo, co z nią.
Donna i Angie bez słowa przytuliły Ellie. Resztę drogi przebyły w ciszy.
Dziewczyny dotarły na Altar, gdzie zostały ciepło powitane przez Duke'a oraz Elenę. Handlarz powiedział:
— Ach, jak się cieszę, że widzę panienkę całą i zdrową, a na dodatek w towarzystwie Lady Beneviento i Panienki Angie!
— Też się cieszę, że mamy nowych zawodników w drużynie — zażartowała Williams.
— Grubciu! Witaj, stary druhu! — Angie podleciała do handlarza i przybiła z nim piątkę.
— Proszę, siadajcie — Elena poklepała miejsca obok siebie na skrzyni.
Ellie zdecydowała, że postoi, zaś Donna skorzystała z propozycji i dosiadła się do Eleny. Rozejrzała się dookoła, a potem zwróciła do przybyszki:
— Jak rozumiem, najpierw byłaś u mej "siostry"... lecz nie udało ci się dogadać z nią oraz jej córkami.
— Próbowałam. Serio. Ale zamiast mnie wysłuchać, postanowiły zrobić ze mnie wino — odpowiedziała Williams.
— Pfff. To było do przewidzenia! Najpierw żarły, potem myślały! Zawsze tak było! — zaskrzeczała marionetka.
— Angie... trochę szacunku... — próbowała ją uspokoić Beneviento.
— O nie, nie, nie, Donnie! Sama przyznaj! Poza przebierankami w modne łaszki, które same im dostarczałyśmy, żarełkiem ze świeżego, ludzkiego mięska i lizaniem dupska Mirandzie na niczym im nie zależało! No dobra, może jeszcze o siebie dbały, ale poza tym? Pffffff! — lalka prychnęła i założyła ręce na piersi.
— Być może... — wymamrotała cicho lalkarka.
— Żadne "być może" tylko "na pewno"! — odparła Angie, siadając swojej właścicielce na kolanach.
— Gdzie się teraz udasz, Ellie? — wtrąciła znienacka Lupu w celu przerwania dramatyzowania Angie.
— Myślałam o tym, żeby odwiedzić tego... no... Moreau — powiedziała Williams.
Angie oraz Elena wzdrygnęły się na wzmiankę o lordzie, zaś Donna stwierdziła:
  — Z nas wszystkich Salvatore jest najbardziej oddany Mirandzie. Powątpiewam, czy uda ci się go przekabacić na naszą stronę.
  — Będziemy jednak trzymali kciuki, aby się udało — wtrącił Duke. — Jeżeli jednak nie powiedzie się, mam coś, co może okazać się niezwykle przydatne w walce.
Po tych słowach sięgnął na zaplecze, a następnie wręczył Ellie granatnik oraz amunicję do niego.
— Granatnik o pojemności jednego pocisku, dwadzieścia pocisków oślepiających oraz dwadzieścia pocisków zapalających. Na koszt firmy — powiedział handlarz, serdecznie się uśmiechając.
— Wow... odwdzięczę się. Na bank — zapewniła Ellie, chowając amunicję do plecaka i zawieszając sobie granatnik na prawym ramieniu.
Odwróciła się w kierunku bramy, nad którą znajdował się herb rodu Moreau. Na bramie znajdował się symbol dzieciątka w kole, jednakże tym razem koło posiadało trzy pary skrzydeł. "Kurde. Gdzie teraz znajdę kolejną część do klucza?" pomyślała, po czym zwróciła się do swoich sojuszników:
— Czy ktoś z was wie, gdzie znajdę kolejną część do Skrzydlatego Klucza?
— Zajrzyj do plecaka! — poradziła Angie.
Jak powiedziała marionetka, tak Ellie zrobiła. Odnalazła Skrzydlaty Klucz, który już został "ulepszony" o wspomnianą część.
— Absolutnie nie mam pojęcia, czemu to zrobiłyście, ale dziękuję — odparła Williams, wywołując na twarzach Donny i Angie uśmiechy. — Okej... wyruszam zatem na teren Moreau. Do zobaczenia niebawem.
— Bądź ostrożna — poprosili jej przyjaciele.
Dziewczyna skinęła głową, po czym podeszła do bramy, otworzyła ją i udała się w kierunku Zbiornika.

~🐺~

Donna Beneviento & Angie joined the squad! Yeepee!
O Boziu, ten rozdział był pełen zagadek. I różnych obrzydliwości (Baby Fetus, do ciebie mówię)...
Ellie udała się do Zbiornika Moreau. Cóż jednak tam zastanie? Dowiemy się niebawem.
Jeżeli pojawiły się jakieś błędy możecie mi śmiało dać znać.
Pamiętajcie, nie bójcie się być sobą, pozdrawiam Was wszystkich bardzo serdecznie, trzymajcie się ciepło i do następnego! Stay tuned!




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top