♥
Zastanawialiście się może kiedyś, jakby to było spotkać swojego anioła stróża? Ja często o tym myślałem. Chciałem wiedzieć jak wygląda, co lubi i jak się zachowuje - po prostu jaki jest.
Mój przyjaciel, a raczej były przyjaciel, kiedyś często mi o nich opowiadał jak byłem mały. To nie tak, że już się nie przyjaźnimy, po prostu on odszedł do tego lepszego miejsca - nieba. Było mi strasznie ciężko, bo to on był dla mnie najważniejszą osobą. Niemało nocy przez to przepłakałem, ale musiałem w końcu się pozbierać. Świat się nie kończy, tylko toczy dalej, nie zważając na to czy dajemy sobie radę czy nie. On jest po prostu obojętny na całe zło i smutki. Tego właśnie nauczyło mnie życie - wszyscy przejdą obok ciebie obojętnie. Chyba że tą osobą będzie Sehun, którego już nie ma.
Sehun zawsze troszczył się o innych, ale nie o siebie samego. Starał się pomagać wszędzie, gdzie się dało - to dlatego w szkole uczęszczał na wolontariat. Kochał bubble tea, to był jego napój bogów. Zawsze, gdy szliśmy do kawiarenki siadaliśmy w zaciszu, ja nawijałem jak najęty, a Sehun siedział wpatrzony w kubeczek z napojem, popijając go przez słomkę. Grzywka zasłaniała jego radosne oczy, a na ustach zakwitał cudowny uśmiech. Oh był bardzo pozytywną osobą i nigdy się nie zrażał, jak mu coś nie wyszło. Zawsze podnosił głowę do góry i próbował jeszcze raz (zazwyczaj kończyło się to jego sukcesem). Był po prostu bardzo uparty, trzymał się swojego do samego końca. Był również bardzo przystojny. Blada cera, blond włosy i piękne, ciemne oczy. Nie należał do najwyższych, ani do najniższych, był taki akurat. Wiele dziewczyn do niego wzdychało, jednakże on nie uważał żadnej z nich za kogoś więcej, niż koleżankę.
Cały czas się zastanawiam, dlaczego Bóg pozwolił odejść tak cudownej osobie. Dlaczego nie pozwolił odejść komuś, kto naprawdę na to zasługuje? Czemu wybrał tę osobę, która była dobra? Nigdy nie znalazłem na to odpowiedzi i pewnie nigdy nie znajdę. Pozostanę w tej niewiedzy do końca życia, ale jeśli Sehun'owi jest tam dobrze, to niech tak będzie...
***
Pewnego dnia szedłem, a raczej biegłem na swoje zajęcia na uniwersytecie. Jak zwykle wstałem później niż powinienem i musiałem się spieszyć. Przyspieszyłem gdy zauważyłem, że sygnalizacja zaraz zmieni się na czerwone światło. Miałem już przebiegać przez pasy, gdy coś, a raczej ktoś odepchnął mnie do tyłu. Upadłem na chodnik i zauważyłem, że nagle przejechał przez jezdnię samochód - na pewno nie jechał z dozwoloną prędkością. Zacząłem rozglądać się, żeby podziękować osobie, która uratowała mi życie, ale wszyscy przechodnie zajęli się sobą i szli w znanym tylko sobie kierunku.
Nie sądzę, że ta osoba mogła aż tak szybko biegać, żebym jej nie zauważył. Podniosłem się i otrzepałem swoje spodnie. Po krótkiej chwili skierowałem wzrok na drugą stronę ulicy, a to co ujrzałem, zmroziło mi krew w żyłach.
Po drugiej stronie stał Sehun.
***
Nastał piękny poranek, a przez okna w moim pokoju przedzierały się promienie słońca, skutecznie mnie budząc. Przeciągnąłem się, odkrywając kołdrę. Założyłem swoje ciepłe kapcie i poszedłem się wyszykować na spotkanie z moim przyjacielem, z którym nie widziałem się od dłuższego czasu.
Przejrzałem się w okrągłym lustrze na ścianie w łazience i ziewnąłem. Szczerze, mówiąc niezbyt się wyspałem. Cała ta sytuacja sprzed kilku dni nie daje mi spokoju. To przecież nie mógł być Hunnie, on nie żyje od 5 lat... A może to moja podświadomość przekazała mi taki obraz.
W moich myślach nigdy nie zginął obraz Sehuna. Mimo, że od dawna nie mam już żadnych jego zdjęć (zachowałem tylko jedno nasze wspólne zdjęcie, które stoi na szafce nocnej), cała jego twarz jest nadzwyczaj wyraźna. Śmiejące się oczy, usta wykrzywione w szerokim uśmiechu. Cały czas to widzę, ale zaraz po tym przed oczami pojawia mi się jego sine ciało, które musiałem zidentyfikować.
Potrząsnąłem głową, chcąc pozbyć się tego widoku. Nie był on jakoś nadzwyczaj przyjazny dla mnie. Szybko się uszykowałem i popędziłem do kuchni. Zbliżyłem się do lodówki, żeby coś przekąsić, gdy zauważyłem małą karteczkę.
Zostań dzisiaj w domu.
Zaufaj mi.
~Twój Stróż
Ktoś sobie ze mnie żartuje, czy co? Dlaczego niby miałbym nigdzie nie wychodzić? Jednak ten podpis... Zerwałem żółtą kartkę z lodówki i usiadłem na kanapie w salonie. Myśl o tym, że ten podpis jest mi bardzo znajomy nie dawała mi spokoju. W końcu zdałem sobie sprawę skąd to znam.
*retrospekcja*
Był jeden z najmroźniejszych dni tej zimy. Temperatura na zewnątrz wynosiła -20 stopni, jednak dzieci nie widziały przeszkód, żeby tarzać się po śniegu czy lepić bałwana. Mróz malował cudne wzory na szybach, ale ludzie nie zauważali tego piękna.
W swoim pokoju siedział właśnie Luhan, czekając na swojego przyjaciela. Mieli razem iść na spacer, co jest prawdziwym świętem, bo w taką pogodę nie zawsze udawało się wyciągnąć Sehun'a na zewnątrz. Chłopak zdecydowanie nie lubił zimna, ale nie lubił też gorąca. Jego ulubioną porą roku była wiosna, kiedy wszystko budzi się do życia, a temperatura nie przekracza 20 stopni. Ale nikt nie mógł zaprzeczyć, że zima ma w sobie najwięcej magii. To czas smutków i radości, rozstań i powrotów, kłamstw i prawd. W zimie można znaleźć wszystko, w ten czas ludzie zarazem zbliżają i oddalają się od siebie.
Sehun w końcu zapukał do drzwi swojego przyjaciela i mogli iść na swój zimowy spacer. Mijali sklepy, które były już przystrojone na zbliżające się święta. Ludzie kupowali prezenty, a z mieszkań czuć było powoli zapach świątecznych potraw. Każdy wyczekiwał tych trzech rodzinnych dni szczęścia, często przepełnionych fałszywymi życzeniami. Lecz nikt nie widział w tym żadnych nieprawidłowości. Przynajmniej w choć jeden dzień wrogowie stają się przyjaciółmi.
Dwójka przyjaciół zatrzymała się w pobliskim parku. Drzewa były pięknie przyozdobione lampkami, a alejkami spacerowały zakochane pary. Dzieci rywalizowały o ulepienie najpiękniejszego bałwana, robiąc coraz to większe kule śniegu. Reszta maluchów urządziła sobie bitwę na śnieżki. Właśnie Sehun z Luhanem zmierzali do miejsca, gdzie rozgrywała się największa walka. Mały chłopiec rzucił śnieżkę w stronę swojego kolegi, który stał przed Han'em, jednak szybko zrobił unik. Sehun to zauważył i stanął przed swoim przyjaciel osłaniając go przed śniegiem. Lu rozszerzył oczy i wpatrywał się zdziwiony w Hun'iego.
- Przy mnie nic ci nie grozi. Jestem twoim stróżem.
*koniec retrospekcji*
Może to jest Sehun?
Rozmawialiśmy kiedyś na temat aniołów. Powiedziałem mu, że to on jest moim aniołem stróżem, że to on chroni mnie przed całym złem tego świata. Może właśnie taka jest jego rola w niebie? Chronić mnie przed złem i każdym najmniejszym wypadkiem. W końcu obiecaliśmy to sobie.
Ale jakim cudem ja go mogłem zobaczyć? Jak on napisał tę karteczkę? Druga sprawa, to dlaczego mam zostać w domu? Może powinienem tej osobie - kimkolwiek ona jest - naprawdę zaufać i zostać w domu? Przecież nic takiego się nie stanie jak przełożymy spotkanie, a może faktycznie coś się wydarzy, jeśli tego nie zrobimy? Możliwe jest też, że ktoś robi sobie ze mnie żarty. Ale nikt nie ma kluczy do mojego mieszkania.
Do: Wielkooki D.O
Od: Luhan
Przepraszam, ale muszę zostać w domu.
Możemy spotkać się kiedy indziej?
Wcisnąłem "WYŚLIJ" i po sprawie. Zaufam tej osobie. Nie wiem kim jest, ale czuję, że podjąłem dobrą decyzję.
Zdecydowanie muszę się dowiedzieć kim jest ten ktoś. Chociażby po to, żeby podziękować za uratowanie życia. Ale jakby nie patrzeć, wszystkie wskazówki skłaniają mnie do myślenia, że jest to Sehun. Ale ON PRZECIEŻ NIE ŻYJE więc jakim cudem miałby to zrobić? Nie chciałam więcej na ten temat rozmyślać, więc zacząłem sprzątać w domu. Skoro spotkanie nie doszło do skutku, to przynajmniej trzeba się zająć czymś pożytecznym.
Po dwóch godzinach wszystko aż lśniło. Nigdy nie lubiłem sprzątać, ale nie lubiłem też żyć w nieporządku. Gdy mieszkałem z rodzicami robiła to za mnie mama, teraz trzeba było się usamodzielnić i samemu zacząć. W końcu jednak przyzwyczaiłem się do tego wcześniej znielubionego zajęcia. Moja energia szybko się wyczerpała, zwłaszcza, że nie mam zbyt dobrej kondycji. Cały czas kręcę się pomiędzy studiami, pracą i domem. Ledwo co znajduję czas na odpoczynek, a co dopiero mówić o chodzeniu na siłownię czy poranne biegi.
Bez jakichkolwiek sił na robienie czegoś pożytecznego usiadłem na kanapie i włączyłem telewizor. Czas na zrelaksowanie się jak najbardziej mi się należy. Włączyłem jakiś program i poszedłem do kuchni po coś do picia. Z salonu nagle rozległ się głos:
- Dnia dzisiejszego ruch na ulicach Gangnam-gu będzie spowolniony przez wypadek. Samochód zderzył się z autobusem linii 145. Jedna osoba po przewiezieniu do szpitala zmarła, a dwie są w stanie krytycznym. Reszta pasażerów odniosła niewielkie obrażenia. Więcej informacji o 15:00.
Linia 145? Przecież tym autobusem miałem jechać na spotkanie z przyjacielem.
Ja... Mogłem... Zginąć. Ta osoba znowu uratowała mi życie.
Myśl o tym, że mogłem umrzeć nie dawała mi spokoju. Nie chcę kończyć życia w tym momencie. Obiecałem sobie, że dam radę i pokażę wszystkim na co mnie stać. Nieważne co by się działo, nie upadnę, nie pokażę mojej słabości. Wszystko będę trzymać w sobie, żeby nie dać się złamać. Lecz ta nieznajoma osoba zaburzyła mój spokój, nie wiem czy mam się bać czy nadal robić to co mi nakazuje. Ale czy powinienem się jej bać, skoro uratowała moje życie? Teoretycznie chyba nie, ale w praktyce wygląda to już trochę gorzej. Mimo wszystko chcę wiedzieć kim jest ta osoba, chyba należą jej podziękowania. Kim jesteś?
- Chciałeś mnie widzieć? - odezwał się niski, zachrypnięty głos.
Se-Sehun? On żyje? Niemożliwe.
Odwróciłem się w stronę z której dochodził głos. Spodziewałem się takiego widoku, ale i tak ogarnął mnie szok. Mimo, że wiedziałem co mogę zobaczyć, to cały czas tkwiła we mnie ta nutka zwątpienia. A jednak... Przede mną stał Hunnie. Ten sam Hun, który przyjaźnił się i dorastał ze mną, ten który zostawił mnie samego... umierając.
- Se-sehun? Co ty tu robisz? J-jak? Skąd się tu wziąłeś? - zapytałem cały czas zdziwiony.
- Tak Luhan, to ja. Czy to nie ty mnie wzywałeś? Chciałeś się dowiedzieć kim jestem, więc pokazałem ci się. - jego opanowanie i wszechogarniający spokój wpłynął również na mnie. Mój oddech się wyrównał, a w myślach przestałem mieć chaos.
Podbiegłem do niego i przytuliłem się spragniony jego dotyku od tak bardzo dawna. W końcu sobie uświadomiłem jak bardzo mi go brakowało. To prawda, że człowiek doceni coś, dopiero wtedy, gdy to straci. Brniemy cały czas do przodu, nie zważając na to, co przy sobie mamy i jakie to ma dla nas znaczenie. Nie zatrzymujemy się w miejscu, żeby chociaż na chwilę popatrzeć na to, co nas otacza. Nieustający wyścig szczurów robi się już dla mnie męczący. Może to czas, żeby w końcu się zatrzymać? Wtulając się w niego po tylu latach poczułem się bezpieczny. W tamtym momencie niczego więcej mi nie brakowało. Jego ręce lekko ściskały mnie w pasie, a z moich oczu zaczęły wypływać łzy, które wstrzymywałem w sobie przez długi okres czasu.
- Nie płacz. - usłyszałem przy swoim uchu. - Jestem tutaj i nigdzie się nie wybieram.
- Hunnie, ja za tobą tak tęskniłem - powiedziałem, cały czas płacząc.
- Ja za tobą też. Ja za tobą też Lu. - Sehun odsunął mnie od siebie i spojrzał na mnie z troską. Gdy raz spojrzy się w jego oczy, nie można odwrócić wzroku. Usidlają cię swoją cudowną ciemnobrązową głębią i za nic nie chcą wypuścić. Przybliżył swoje usta do mojego czoła i lekko je ucałował.
***
Minął już tydzień odkąd Hun ujawnił mi się. Przez ten czas wiele się nie zmieniło, oprócz tego, że miałem nowego współlokatora, którego widzę, słyszę i czuję tylko ja. Za to on wszystkie rzeczy materialne mógł dotykać, przenosić, po prostu robić z nimi co tylko chce. Chodziłem na zajęcia, a on cały czas przy mnie był i pilnował. Wieczorami prowadziliśmy długie rozmowy na różne tematy, a w wolne dni zachowywaliśmy się tak jak dwójka normalnych przyjaciół - oglądaliśmy filmy, wygłupialiśmy się. Jednakże moje wyjścia z domu ograniczyły się do uczelni i chodzenia na zakupy. Nie chciałem, żeby Sehun musiał chodzić ze mną w każde miejsce.
Jedno było pewne. Nie chcę być już sam.
- Sehun po co my właściwie żyjemy? - spytałem pewnego wieczoru.
- Odpowiedź jest bardzo prosta. Po to, żeby umrzeć. Rodzimy się, stajemy się dziećmi, dorastamy, starzejmy się, ale na końcu drogi zawsze stoi czarna postać zwaną śmiercią. Od niej nie można uciec i tak w końcu cię dopadnie. Nieważne jak, gdzie i kiedy, ona po prostu na ciebie czeka i czyha na twój choćby najmniejszy błąd. Ale żyjemy też po to, żeby doświadczyć wszystkich uczuć - szczęścia, cierpienia, miłości. Ale chyba najbardziej po to, żeby doświadczyć szczęścia, które mimo wszystko tak trudno znaleźć. Im bardziej go na siłę szukamy, tym bardziej się od niego oddalamy. A im mniej go mamy, tym nawet najmniejszy jego objaw sprawia, że się cieszymy, a nasze serce wypełnia się radością.
- Dlaczego tak trudno je znaleźć? - spytałem.
- Bo ludzie są ślepi i nie dostrzegają tego, co przy sobie mają... Oni naprawdę są ślepi. - zaśmiał się Sehun. Wstałem z kanapy i poprawiłem moją za dużą koszulkę. Odwróciłem się w stronę mojego przyjaciela i spotkałem jego zdziwiony wzrok.
- Idę tylko do kuchni po jakieś przekąski. - powiedziałem, uśmiechając się.
- Przecież wiesz, że jestem aniołem i nie muszę jeść. - Hun lekko się zirytował. Zapewne przez to, że mówił mi to już tyle razy
- A kto powiedział, że to dla ciebie?
Po przygotowaniu popcornu i coli wbiegłem rozradowany do salonu i oznajmiłem Hun'owi, że dzisiaj robimy noc z horrorami. Nawet jeśli ich nie lubię, to mogę je obejrzeć. Nic mi się nie stanie, prawda? Ten pomysł zaczął mnie jeszcze bardziej przekonywać, gdy przypomniałem sobie, że mój drogi przyjaciel uwielbia tego rodzaju filmy.
- Naprawdę chcesz oglądać horrory? Jesteś tego pewny Xiao? - prychnął.
- A co w nich jest takiego złego? To tylko mnóstwo krwi, jacyś zdeformowani ludzie czy inne stwory. To całkiem normalne Sehun. -powiedziałem przekonany swoich słów.
- Dobra, dobra. - podniósł ręce w obronnym geście. - Jak tam sobie chcesz. Ale ja wybieram film. - stwierdził, podchodząc do mojej półki z niemałą kolekcją filmów. - Chcesz oglądać horror, nie mając ani jednego w swojej kolekcji? - zapytał zdziwiony po przejrzeniu pudełek z płytami.
- Tak jakoś wyszło? Dobra, chodź do mnie do pokoju, obejrzymy coś na laptopie. - dopowiedziałem, widząc minę Sehun'a.
Szybko jednak pożałowałem pomysłu dotyczącego oglądania horrorów. Już po niecałych 30 minutach kryłem się za poduszką, a popcorn i cola jakoś straciły swój smak. Moją głowę wypełniały tylko przerażające obrazy, z których Oh nic sobie nie robił, a ja zwijałem się ze strachu. Gdy na ekranie nagle pojawiła się twarz bez skóry krzyknąłem przerażony i wskoczyłem mu na kolana, przytulając się do niego.
- Mówisz, całkiem normalne? Och Luhan, Luhan. Jednak może połóżmy się już spać. Horrory to nie twoja bajka. - w odpowiedzi pokiwałem tylko twierdząco głową, robiąc skruszoną minę.
Położyłem się do swojego ciepłego łóżka i przytuliłem do poduszki, którą trzymał Sehun. Cała przesiąkła jego zapachem, który utulał mnie do snu. Z czasem moje powieki robiły się coraz cięższe, poczułem tylko jak Hun przykrywa mnie kołdrą i zasnąłem.
***
Stałem na balkonie z kubkiem gorącej herbaty w dłoniach. Ciepło bijące od naczynia przyjemnie ogrzewało moje skostniałe palce, pogoda na zewnątrz nie była za ciekawa. Jednak nie przeszkadzało mi to w podziwianiu nieba, które swoimi kolorami urzekłoby niejedną osobę. Lekki różowy kolor nieboskłonu dodawał uroku scenerii, a pomarańcz ocieplał serca spragnione choćby odrobiny czułości i zrozumienia. Park, który widziałem z balkonu dopełniał cały obraz. Rzeczka w nim płynąca pochłaniała promienie zachodzącego słońca, a latarnie zaczęły jarzyć się światłem żarówek.
Podziwiając te wszystkie widoki i zatracając się we własnych myślach poczułem coś ciepłego na moich ramionach. Odwróciłem się i zobaczyłem uśmiechniętego Sehun'a, moje serce od razu szybciej zabiło. Ale dlaczego ono tak się zachowywało?
- Przeziębisz się. - stwierdził.
- Nie przeziębię. - odpowiedziałem, wystawiając język.
Sehun podszedł do barierki i oparł się na niej. Nasze spojrzenia były skierowane w stronę nieba. Staliśmy w ciszy, nie potrzebując żadnych słów. Cisza była naszym przyjacielem, koiła zmysły i rozumiała jak nikt inny. Jednak ją też trzeba usłyszeć, wsłuchać się i dopiero wtedy można ją poczuć.
- Jaki kolor ma niebo? - zapytałem, przerywając milczenie.
- Białe. Niebo jest po prostu białe. - odpowiedział, cały czas patrząc na nieboskłon, który powoli pokrywał się błyszczącymi jak diamenty na czarnym materiale gwiazdami.
- Białe? - spytałem zdziwiony.
- Dla mnie po prostu takie jest. Biel ma w sobie wszystkie barwy, a niebo przecież nie jest tylko niebieskie, jak to większa ilość osób uważa. Czasami jest błękitne, innym razem różowawe, fioletowe czy granatowe. Jego barwa zmienia się w zależności od pory dnia, więc można powiedzieć, że niebo jest białe, przybierając różne kolory w różnych porach.
- Nigdy w ten sposób nie myślałem, ale masz rację. Ono jest po prostu, najzwyczajniej w świecie białe.
Znowu połączyła nas cisza, a na górze gwiazdy pokryły już całe sklepienie. Od dziecka uwielbiałem wpatrywać się w te małe, świecące punkciki. Gdy tylko podniosłem wzrok do góry, widząc je, uśmiech od razu pojawiał się na moich ustach. W ten sposób często spędzałem noce na dachu mojego rodzinnego domu.
- Gwiazdy nie potrafią świecić bez ciemności. - z zamyślenia wyrwał mnie głos mojego towarzysza.
- Co?
- Gwiazdy nie potrafią świecić bez ciemności. - powtórzył.
- To prawda, dopiero pod osłoną nocy możemy zobaczyć ich prawdziwe piękno.
- Raczej chodziło mi o to, że my sami jesteśmy takimi gwiazdami. Nie możemy istnieć bez ciemności, bez bólu, cierpienia, smutku, żalu czy rozpaczy. Nie możemy żyć bez tych najgorszych uczuć, ponieważ to one wywierają na nas największe piętno i najbardziej nas kształtują. Mimo, że tak bardzo się ich wystrzegamy, staramy się od nich uciec, one zawsze nas dogonią, sprawiając, że w końcu staniemy się silniejsi. Więc, tak naprawdę one nie są niczym złym. Są najlepszym nauczycielem życia. Luhan nie uciekaj od nich, dobrze? Staw im czoła i pokaż, że umiesz sobie z nimi poradzić. Nie załamuj się kiedy ktoś odejdzie, coś złego ci się przytrafi, coś się nie uda. Nawet jeśli upadniesz siedem razy, zawsze jest ten ósmy raz, żeby się podnieść. Pamiętaj o tym, dobrze?
- Dobrze, Sehunnie. - obiecałem, ze słodkim uśmiechem.
Oh stanął przede mną i wpatrywał się w moje oczy. Nie powiem, jego wzrok po jakimś czasie zaczął mnie krępować, a ciało zalały fale gorąca. Nagle jego silne ramiona objęły mnie, a moje serce zaczęło szybko bić. Znowu. Wtuliłem się w jego tors, drżąc lekko z zimna.
- Jesteś dla mnie najważniejszy Xiao Lu. - wyznał Sehun.
***
Właśnie z Jongin'em skończyliśmy robić projekt zaliczeniowy na zajęcia. Razem posprzątaliśmy materiały i umówiliśmy się na jutrzejszy dzień do kawiarni, żeby omówić i wnieść ostatnie poprawki do naszej prezentacji. Odprowadziłem mojego kolegę do drzwi, a ten przytulił mnie na pożegnanie. Wróciłem do salonu i usiadłem na białej kanapie. Położyłem głowę na oparciu. Cała ta prezentacja nieźle mnie wymęczyła. Dobrze, że robiliśmy to dwójkami, bo gdybym miał uporządkować taką ilość materiału samemu, siedziałbym z tym jeszcze przez co najmniej dwa dni.
- Widzę, że świetnie dogadujesz się z Jongin'em. - powiedział Sehun. Nawet nie zauważyłem, kiedy wszedł do pomieszczenia.
- Tak, można tak powiedzieć. Poznaliśmy się na pierwszym roku studiów i jakoś tylko on do mnie zagadał.
- Idealnie do siebie pasujecie. - skontrował kpiąco Sehun.
- O co ci chodzi, co? - usiadłem na sofie i spojrzałem na niego. - Tylko nie mów, że jesteś zazdrosny.
- A jeśli jestem, to co? Zmieni to coś?
- Sehun, o co ci chodzi?! Co takiego zrobiłem?!
- Wystarczy, że na niego patrzysz i się do niego uśmiechasz! - wykrzyczał.
- Dlaczego ci to tak bardzo przeszkadza?!
- BO CIĘ DO CHOLERY JASNEJ KOCHAM!
Takiego wyznania się nie spodziewałem. Nie po Sehun'ie. W najskrytszych marzeniach nie pomyślałbym, że wyzna mi swoje uczucia. Nigdy do mojej głowy nie wkradła się myśl, że mógłby mnie kochać.
- Ja... Przepraszam... Nie chciałem na ciebie krzyczeć. Ja...
- Zamknij się wreszcie. - podszedłem do niego, stanąłem na palcach i go pocałowałem. W ten pocałunek przelałem wszystkie swoje uczucia do niego. Moją tęsknotę po jego śmierci, miłość, złość po tej małej sprzeczce, o ile tak to można nazwać. Nagle cały świat przestał dla mnie istnieć i najważniejsza była tylko nasza dwójka. Wskazówki zegara zatrzymały się i nie pozwoliły dzisiejszemu dniu odejść w zapomnienie jutra.
- Idź spać, musisz być wyczerpany. - powiedział, gdy się od siebie odsunęliśmy.
- Yhym. - mruknąłem.
- Dobranoc.
***
"Dobranoc" to były ostatnie słowa, które Sehun do mnie wypowiedział. Następnego dnia nie było go już w moim mieszkaniu. Wszystkie ślady, które wskazywałyby na jego obecność zniknęły. Po prostu rozpłynął się w powietrzu. Zrozumiałem dlaczego powiedział "dobranoc", a nie "miłych snów", czy innych słów, które mówi się przed snem. Dobranoc to też jakaś forma słowa "żegnaj", tylko, że wypowiadana wieczorem czy w nocy. Sehun najzwyczajniej w świecie się ze mną pożegnał. Niestety nie skojarzyłem tego w momencie, w którym powinienem. Gdy dotarło to do mnie, było za późno na jakiekolwiek próby zatrzymania go przy sobie. W tamtym momencie, wczoraj stało się smutnym wspomnieniem, dzisiaj - udręką, a jutro - przykrą koniecznością.
Usiadłem na łóżku i spojrzałem na nasze wspólne zdjęcie stojące na szafce nocnej. Tak bardzo tęskniłem za tymi czasami, gdy był przy mnie. Tak po prostu. Bez żadnych obietnic, przyrzeczeń czy niepotrzebnych słów. Jego obecność to wszystko wynagradzała. Sprawiała, że mogłem cieszyć się chwilą. To wszystko odeszło... Stało się smutnym wspomnieniem.
W końcu musiałem zmierzyć się z rzeczywistością, która jest tak bardzo niesprawiedliwa. Muszę ponownie pogodzić się z jego odejściem i nic na to nie poradzę. Siedząc i użalając się nad sobą na pewno niczego nie zmienię. Muszę być silny dla niego, nawet jeśli go tu nie ma.
Człowiek jest dla mnie jak książka. Ma różnych autorów, fabułę, długość. Jednakże jest coś co je łączy. To, że mają początek i koniec. Tak samo jest z ludźmi. Mają różnych przodków, inaczej idą przez życie, posiadają różne cele. Każdy żyje tyle czasu, ile jest mu to dane. Jednak każdy człowiek się rodzi i po jakimś czasie umiera. To nieunikniony fakt, którego nie da się zmienić mimo wszystko. Będąc taką książką zamknąłem w swoim życiu pewien rozdział. Ten, w którym był anioł Sehun. Czas zacząć pisać nowy...
***
Ubrałem kurtkę i wyszedłem na zimne, grudniowe powietrze. Zima w pełni opanowała miasto swoją bielą. Śnieg cały czas prószył, wprowadzając dzieci w jeszcze większą euforię.
Skierowałem się do parku, uśmiechając się cały czas. W końcu nauczyłem cieszyć się z każdej małej rzeczy na tym świecie. Nauczyłem się żyć tak, jakby każdy dzień był tym ostatnim. Przechodząc już którąś z kolei alejką, natknąłem się na grupkę dzieci, która toczyła w najlepsze bitwę na śnieżki. Ich roześmiane głosy rozchodziły się echem po parku. Krocząc cały czas do przodu nie zauważyłem jak jeden z chłopców rzucił śnieżką w moją stronę. Zamknąłem oczy, obawiając się, że śnieg trafi we mnie. Jednak nic takiego nie poczułem. Otworzyłem oczy i zamrugałem kilka razy.
Przede mną stał Sehun.
***
Bardzo dziękuję Iwillbeadrummer, którą poznałam dzięki wattpad i utrzymuje z nią chociaż mały kontakt <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top