Huncwockie Święta
Zapraszam na mocno spóźniony one-shot świąteczny z ulubionymi Huncwotami w rolach głównych!
Huncwoci (oprócz Remusa) nie przejmowali się za specjalnie tym, że bardzo szybko zbliżał się czas SUM-ów. Minęły cztery miesiące piątej klasy, a oni ani razu nie usiedli do książek. Byli na to zbyt zdolni, a przynajmniej takie mieli wytłumaczenie.
- W tym roku zostaję w Hogwarcie - mruknął Remus, czytając list od matki. Westchnął i przetarł twarz ręką. - Wyjeżdża do swojej znajomej do Francji, której nie odwiedzała wiele lat. Zapowiadają się samotne święta.
James spojrzał na Syriusza, który uśmiechnął się tajemniczo.
- Jakie samotne Lunatyku? Czyżbyśmy byli marnymi towarzyszami? - zapytał Syriusz jak gdyby nigdy nic bawiąc się lusterkiem dwukierunkowym. Remus otworzył szeroko oczy i spojrzał na Jamesa, który wstał z podłogi i usiadł koło niego na kanapie.
- To jak? - spytał Potter, klepiąc Lupina w ramię.
- Nie musicie tego dla mnie robić.
- W zamian napiszesz za nas kilka prac.
- Kilkanaście - dodał Syriusz ze śmiechem. Siedząca niedaleko Lily Evans usłyszawszy tą głośną konwersacje prychnęła cicho.
- Co tam Evans odejmiesz nam punkty? - zapytał Black, rozkładając się jeszcze wygodniej koło kominka. - Pamiętaj, że nie masz dowodów.
- Nie zamierzam mieszać się w nic co planujecie. SUM'y i tak was zweryfikują - mruknęła i zanurzyła się z powrotem w lekturze.
- Evans, a za dobre wyniki umówisz się ze mną? - krzyknął James, co wywołało uśmiechy u siedzącej koło Rudej przyjaciółek.
- Nie masz na co liczyć Potter - warknęła mocniej łapiąc za książkę. Okularnik tylko uśmiechnął się lekko.
- A wy dziewczyny zostajecie z nami? - zapytał Syriusz.
- Na pewno byłoby ciekawie, ale wole być gdzieś indziej, gdy będziecie roznosić Hogwart na strzępy - zaśmiała się niebieskowłosa dziewczyna.
- Nie pogardzilibyśmy twoją pomocą - powiedział Black zalotnie. Rose posłała mu swój najpiękniejszy uśmiech, zakładając kosmyk włosów za ucho. - Mam nadzieje, że widzimy się na imprezie w pokoju wspólnym Hufflepuff'u jutro wieczorem.
- A czy kiedykolwiek się nie pojawiłam?
- A ty Evans też przyjdziesz? - zawołał James. Dziewczyna tylko wywróciła oczami i przewróciła stronę.
- Nasza kochana Lily będzie siedzieć i się uczyć razem z Alicją, ale zamiast nich na pewno pojawię się ja. Powinno wam wystarczyć - rzekła Mary, machając im z kąta.
- Ależ oczywiście, że wystarczy panno McDonald - powiedział, kłaniając się teatralnie, Syriusz.
***
Mary i Rose krzycząc podskakiwały na niewielkim stole, który ktoś przytargał na parkiet, a Huncwoci śmiejąc się i kołysząc próbowali je asekurować. Gryffindor był znany z najlepszych imprez, ale tuż za nim w rankingu plasował się właśnie Hufflepuff, którego domownicy zawsze znajdowali miejsce i alkohol dla nowo przybyłych. Nagle Mary pośliznęła się i wpadła na Blue, która wydając cichy okrzyk zsunęła się ze stołu i pociągnęła przyjaciółkę za sobą. Wylądowały na ziemi z głośnym łoskotem, ale nikt oprócz Huncwotów zdawał się tego nie zauważać.
- Nic wam nie jest? - starał się przekrzyczeć muzykę James. McDonald i Blue spojrzały na siebie i wybuchnęły śmiechem. Były kompletnie pijane i najwyraźniej skutki upadku miały poczuć dopiero następnego dnia.
- Nie ładnie tak nas straszyć - zawołał Black i podał rękę Mary, która chwyciła ją i podciągnęła się na nogi. James zrobił to samo z Rose, której zajęło to jednak więcej czasu.
- Muszę się położyć - mruknęła rozbawiona i odeszła w stronę kanapy, która stała gdzieś pod ścianą.
- Ta dziewczyna umie się bawić - rzucił Syriusz do Jamesa, gdy Mary odeszła do jakichś znajomych, którzy zaczęli ją wołać.
- Która? - zapytał Potter z uśmiechem. Kołysał się lekko na boki jednak dzięki Remusowi i Peterowi, którzy asekurowali go każdy z jednej strony, nie miał szansy upaść.
- Rose. Gdyby nie była tak pijana to poszedłbym teraz za nią i znacząco uprzyjemnił jej wieczór - powiedział z huncwockim uśmiechem, obserwując piękną dziewczynę, która leżąc na kanapie wciąż obserwowała trwającą imprezę z uśmiechem na twarzy.
- Ty zawsze będziesz taki sam - westchnął Lupin. - A ty James już więcej nie pijesz!
- Ale tato... - jęknął Potter. Black nie usłyszał już ich dalszej rozmowy, bo w tłumie wypatrzył przepiękną Anastazję Wright, przyglądającą mu się z uśmiechem. Przeczesując ręką włosy ruszył w jej kierunku.
James patrzył jak jego najlepszy przyjaciel oddala się w ustronne miejsce z Krukonką, siedząc na jakiejś kanapie koło Lupina.
- Na Merlina jak ja za tym tęsknie Luniaczku - mruknął. Remus zmarszczył brwi i dopiero po chwili zrozumiał o co chodzi przyjacielowi.
- Czy czasem od początku roku nie szalejesz za Lily?
- No tak, ale ona mnie nie chce, a ja potrzebuje bliskości i ciepła - zaskomlał i pociągnął łyka z butelki, która nie wiadomo jak trafiła w jego ręce.
- Oddawaj to! - zawołał Lupin, wyrywając Potterowi jego zdobycz. James posłał mu spojrzenie, które mówiło „kiedyś zabiję cię za to we śnie". - Syriusz może i ma dziewczyny na jedną noc, ale to nie sprawia, że odczuwa to ciepło i bliskość o których seplenisz. Myśle, że już Peter jest bardziej szczęśliwy jedynie z połową tabliczki czekolady niż Syriusz w swoim życiu. Jedyne bliskie mu osoby to nasza trójka. On po prostu nikomu nie ufa i nie pozwala sobie na ciepło i bliskość.
James spojrzał na Remusa ze smutkiem, bo wiedział, że to wszystko było prawdą. Nagle zapragnął by te święta stały się najlepszymi w całym ich życiu. Nie wiadomo ile mieli jeszcze takich przed sobą, ale te będą należeć do ich czwórki. Do Syriusza, Jamesa, Remusa i Petera, który jak zwykle zgubił się gdzieś w tłumie.
- W tym roku ogłaszam Huncwockie święta! - zawołał James niespodziewanie tak głośno, że Remus aż podskoczył.
***
Fakt, że we czwórkę w tym roku postanowili zostać w Hogwarcie na święta okazał się bardzo pomocny, biorąc pod uwagę to jak czuli się gdy wstali rano. Z takim kacem nie było mowy o przyjemnej jeździe pociągiem do domu. James gdy tylko otworzył oczy poczuł niesamowite zawroty głowy i musiał pobiec do łazienki. Gdy trzasnął drzwiami, z łóżka zerwał się Syriusz.
- Merlinie chyba wciąż jestem pijany - mruknął Black i opadł z powrotem na poduszki.
- To masz szczęście - szepnął Peter masując skronie. Remus tylko uśmiechnął się do nich znad książki, którą czytał od rana.
- Jakbyście nie imprezowali tak często to wciąż mielibyście zapas eliksiru wzmacniającego, który przywiozłem wam na początku roku.
- Błagam Luniek powiedz, że tobie coś zostało. Nie będziesz musiał pisać tych kilkunastu prac dla nas - wymamrotał Potter, wytaczając się z łazienki.
Remus pokręcił głową z niedowierzaniem i rzucił całej trójce po buteleczce mętnego płynu. James przyssał się do swojej jakby to była jedyna deska ratunku. Po chwili na jego usta wypłynął tak dobrze znany uśmiech. Zatarł dłonie i spojrzał na zegarek.
- Merlinie jak późno, ale jeszcze zdążę - zawołał i wychylił się za drzwi dormitorium. Oczywiście tak jak spał czyli w samych bokserkach. W pokoju wspólnym uczniowie gromadzili się z kuframi w dłoniach, żeby powoli ruszać w stronę ekspresu Hogwart. James wypatrzył w tłumie cztery dziewczyny rozmawiające ze sobą cicho.
- Wesołych Świąt Evans! - krzyknął na cały głos. Ruda zacisnęła zęby chyba najmocniej jak potrafiła i przeniosła na niego morderczy wzrok. Jednak gdy zobaczyła, że prawie nic na sobie nie miał na jej policzki wypłynął rumieniec i od razu odwróciła się w drugą stronę.
- Merlinie James mógłbyś trochę ciszej? - jęknęła Rose.
- Czekajcie mam coś dla was - zawołał i zniknął na chwile w swoim dormitorium. Złapał za fiolkę eliksiru, którą właśnie miał wypić Syriusz i wyrwał mu ją z rąk.
- Hej! - oburzył się Black. Potter posłał mu huncwocki uśmiech i znowu wybiegł za drzwi.
- Orientujcie się - zawołał do koleżanek i rzucił w ich stronę eliksir Syriusza. Mary z wprawą złapała ją w powietrzu i przyjrzała się etykiecie.
- Merlinie dzięki ci James! - krzyknęła, a jej oczy błysnęły ze szczęścia.
- Na prawdę zamierzacie wypić eliksir od Pottera? - zaśmiała się Alicja.
- Wypraszam sobie nigdy w życiu nie dałbym wam czegoś co by wam zaszkodziło - powiedział i wychylił się jeszcze bardziej ze schodów co wywołało falę westchnięć wśród dziewczyn zebranych w pokoju wspólnym. Wszyscy którzy tam byli przyglądali się mu, ale nie wydawał się tym skrępowany w żadnym calu. - Poza tym to robota Luniaczka, a nie moja.
- W takim razie nie mamy się czego obawiać - ucieszyła się Rose i razem z Mary podzieliły się eliksirem.
- Teraz jakoś uda się wytrzymać w tym pociągu - ucieszyła się McDonald. - Wesołych Świąt James.
- Nawzajem dziewczyny, bądźcie grzeczne. A ty Evans pozdrów ode mnie Smarkeusa!- rzucił z podejrzanym uśmiechem i wrócił do dormitorium ku niezadowoleniu reszty przysłuchujących się tej rozmowie zebranych.
- Zabije cię za to Potter - warknął Syriusz mierząc go morderczym wzrokiem. James uśmiechnął się niewinnie.
- Ty i tak zawsze jesteś perfekcyjny więc z kacem na pewno również będzie ci do twarzy - rzekł niewinnie, a Remus i Peter parsknęli śmiechem. Syriusz naburmuszył się jak dziecko i zakrył kołdrą aż po czubek głowy.
- Czas wstawać panowie! - krzyknął Potter i ściągnął kołdrę z Blacka. - Chcę już coś zjeść i Peter na pewno się ze mną zgodzi!
Pettigrew rzeczywiście nad wyraz szybko zgramolił się z łóżka. James ubrał się za pomocą czarów i spojrzał z rozbawieniem na Syriusza, który tylko założył buty i owinął się kołdrą.
- Masz zamiar tak iść? - zapytał Remus, marszcząc brwi. Black jedynie posłał mu groźne spojrzenie i wyszedł z dormitorium. Reszta Huncwotów śmiejąc się podążyła za nim. Gdy w końcu dotarli do Wielkiej Sali przywitał ich zapach świeżych tostów i spojrzenia tych uczniów, którzy postanowili zostać na święta w Hogwarcie. Syriusz w ogóle się tym nie przejmując, ponieważ przywykł już do ciągłego przyciągania uwagi, rozejrzał się tylko mrużąc oczy i w końcu na jego twarzy wykwitł uśmiech. Przy stole Gryffindoru zobaczył Arlettę Whitterlow, siódmoklasistkę, która była zdecydowanie niczego sobie i zaczął człapać w jej stronę.
- Cześć Whitterlow, w tym roku jednak zostałaś? - rzucił i wgramolił się na ławkę koło niej. Dziewczyna zaśmiała się melodycznie gdy tylko go zobaczyła.
- Stwierdziłam, że jak raz zostanę to rodzice mnie nie zabiją, ale nie spodziewałam się, że w tym okresie jest tak... luźno.
- Tylko Syriusz nie dostał notki o obowiązującym dresscodzie - rzucił James, siadając naprzeciwko przyjaciela. Zaraz obok niego opadli pozostali dwaj Huncwoci. - Chłopak się zagubił.
- Gdyby mój najlepszy, najukochańszy przyjaciel nie skazał mnie na męki kacowe z powodu jakichś dziewczyn, którymi nawet nie jest zainteresowany to może miałbym siłę założyć coś innego.
- Czytaj Łapa jak to Łapa postanowił rozpocząć dzień od dramatyzowania jak to ma w zwyczaju, dlatego ma na sobie tylko bokserki i kołdrę, siedząc w Wielkiej Sali.
- Nie powiem, żeby mi to przeszkadzało - mruknęła Arletta, a Syriusz z huncwockim uśmiechem szybko wciągnął ją do siebie pod kołdrę. To chyba przelało czarę goryczy, bo w całej sali rozległo się szuranie krzesła o kamienną posadzkę, gdy McGonagall cała czerwona na twarzy podniosła się z krzesła i prawie truchtem znalazła się przy stole Gryffindoru.
- Panie Black proszę natychmiast puścić pannę Whitterlow i iść się przebrać. To bardzo niestosowne.
- Pani profesor nie mogę tego zrobić - rzekł Black wciąż obejmując chichoczącą Arlettę pod kołdrą.
- Proszę się nie wygłupiać panie Black i natychmiast zrobić to co mówię.
- Ależ pani profesor mogę to zrobić tylko, że nie mam nic pod spodem i odkrycie tej kołdry wiązałoby się z paroma niespodziankami.
McGonagall zatrzęsła się jakby nagle dostała wysokiej gorączki, raz po raz zaciskała i rozluźniała pięści.
- Po świętach ma pan się zgłosić do pana Filcha - wycedziła przez zęby i odeszła tak sztywno jakby ktoś zaklęciem usunął jej kolana.
James i Syriusz spojrzeli na siebie i wybuchnęli śmiechem tak głośnym, że odbijał się on echem od wysokiego sklepienia sali.
- Przecież nie jesteś nagi - mruknął Peter, który nie do końca rozumiał co się właśnie stało. Syriusz puścił Arlettę, która również głośno się śmiała.
- Nie jestem, ale McSztywna i jej bujna wyobraźnia nie muszą o tym wiedzieć - powiedział Black sugestywnie ruszając brwiami.
***
Po śniadaniu we czwórkę wrócili do dormitorium by Syriusz mógł się przebrać i nie przyprawiać już nauczycieli o zawał, gdy tylko mijał ich na korytarzu. Od razu po narzuceniu na siebie ubrań, usiadł na parapecie i odpalił papierosa zaciągając się nim jakby miał go wybawić od bólu głowy.
- Teraz trzeba się skupić panowie - powiedział, rozkładając się najbardziej jak się dało. - Musimy wymyśleć kawał wszech czasów oczywiście z motywem świątecznym. Jakieś pomysły?
- Zmienimy kolor włosów McSztywnej na zielono-czerwono-złoty! - zawołał Peter.
- Nieeee to już było tylko z kolorem różowym na walentynki. Swoją drogą chyba wciąż zostało mi za to kilka szlabanów, na które nie poszedłem. Myślicie że można się postarać o jakąś kartę na której mi to spiszą bo już sam się w tym gubię - powiedział James, udając, że mocno się nad tym pomysłem zastanawia. Remus zaśmiał się cicho z pomysłu przyjaciela.
- Mamy czas do jutra więc na prawdę trzeba się mocno skupić Rogaczu - rzekł Syriusz.
- Jakbyś nie przeszkadzał nam tym śmierdzącym dymem to może byłoby łatwiej - rzucił Lupin odganiać od siebie zapach spalanego papierosa.
- Już wiem! - zawołał Syriusz, ignorując przyjaciela. - Słuchajcie...
***
Boże narodzenie zaczęło się niepozornie. McGonagall z niepokojem rozglądała się po Wielkiej Sali, ale nie zauważyła niczego podejrzanego. Pierwsze święta podczas, których wszyscy Huncwoci zostawali w Hogwarcie były na prawdę ryzykowne. Na razie nie było ich jeszcze w Sali, ale wiedziała, że niedługo się pojawią. Modliła się jednak, żeby wyjątkowo nie zrobili nic głupiego. Dumbledore chyba zauważył jak zdenerwowana była, bo po chwili jej nerwowego stukania widelcem w stół, odezwał się:
- Czym się tak przejmujesz Minerwo?
- Och, po prostu czekam aż chłopcy z mojego domu się pojawią, bo martwię się, że znowu zrobią coś bardzo głupiego.
Dumbledore zachichotał patrząc na coraz bardziej potęgujące się na jej twarzy przerażenie.
- Dzięki nim te mury stają się zabawniejsze i ciekawsze.
McGonagall prychnęła, nie wierząc, że dyrektor w ogóle nie przejmuje się wyskokami jej podopiecznych.
Nagle w wejściu pojawili się Syriusz, James, Remus i Peter z szerokimi uśmiechami. Pomachali McGonagall i usiedli przy stole koło siebie. Nauczycielka lekko się rozluźniła jednak patrzenie na to jak cicho siedzą, sprawiło, że znowu zaczęła się stresować. Nagle cisza została przerwana przez głośny stukot, który przypominał uderzanie kopyt o twardą posadzkę. McGonagall zerwała się z krzesła, gdy do Wielkiej Sali wpadło dwanaście reniferów przyozdobionych lampkami choinkowymi. Ostatni z reniferów ciągnął za sobą Filcha z panią Norris na sankach. Oboje wyglądali na przerażonych i byli przyozdobieni bombkami. McGonagall czerwona na twarzy spojrzała na Huncwotów, jednak zamiast nich przy stole siedziało dwóch świętych Mikołajów i dwa elfy. Mikołajowie spojrzeli na siebie ze zdziwieniem.
- Umawialiśmy się, że to ja będę Mikołajem!
- Nie to ja miałem nim być!
Gdy Mikołajowie zaczęli rzucać w siebie jedzeniem, a renifery zjadać poustawiane pod ścianą choinki, McGonagall nie wytrzymała, a jej krzyk poniósł się echem po całym zamku.
***
- Nie wierzę, że nas za to nie wyrzucili - powiedział Remus zrezygnowany, gdy wieczorem siedzieli przy kominku.
James i Syriusz wybuchnęli głośnym śmiechem.
- Przestań się tak przejmować Luniaczku. Jestem prawie pewny, że widziałem jak Drops zanosił się śmiechem - zawołał Black.
- To już chyba tylko twoja wyobraźnia - rzekł Potter, wyciągając z włosów czekoladowego cukierka.
- Ciekawe kiedy się zorientują, że te renifery to Ślizgoni - rzucił cicho Peter, uśmiechając się lekko.
Wszyscy Huncwoci spojrzeli się na siebie i roześmiali się tak głośno, że siedzący w Pokoju Wspólnym Gryfoni aż podskoczyli na swoich miejscach.
- Dobra czas na prezenty - krzyknął Syriusz i klasnął w dłonie. - W tym roku wylosowałem Jamesa. Trzymaj stary.
Black podał przyjacielowi małe zawiniątko. Potter szybko rozerwał papier i prychnął ze śmiechu. Wyciągnął z opakowania zdjęcie i pokazał je reszcie Huncwotów. Był na nim Syriusz który pochylał się nad śpiącym Jamesem, który miał całą twarz pomalowaną tuszem.
- Zabije cię stary - powiedział Potter z przerażającym uśmiechem.
- Wiem, że mnie kochasz.
- Oj radzę ci dzisiaj nie zasypiać. Przez dwa lata myślałem, że to Smarkeus jakimś cudem się do nas włamał i jeszcze przy okazji przeglądał mi bieliznę.
Syriusz miał już coś odpowiedzieć, ale przerwał mu Remus, który wcisnął mu w ręce prezent opakowany w szary i lekko podarty papier.
- Żeby zapobiec morderstwu przyśpieszę moją kolej.
Black z uśmiechem rozerwał papier i wyciągnął paczkę papierosów.
- Te nie śmierdzą, dzięki Merlinowi - powiedział Lupin. - Są zaczarowane i mogą mieć taki smak o jakim pomyślisz.
- Ooooo Luniaczku jak dobrze mnie znasz - zawołał i przytulił papierosy. - Ja to chyba ciebie powinienem zacząć uwodzić.
Remus zaczerwienił się i nic nie odpowiedział.
- To dla ciebie Remus - szepnął Peter i podał przyjacielowi paczkę czekoladek w kształcie księżyców w nowiu. James zaśmiał się i jedną z nich podrzucił nad głowę Lupina.
- Transformacja! - zawołał, a Lunatyk posłał mu znudzone spojrzenie. - Dobra teraz moja kolej! - krzyknął James i rzucił Peterowi prezent, którego tamten nie złapał i musiał wstać, żeby podejść po niego na drugą stronę pokoju. Jednak w końcu udało mu się usiąść znowu koło przyjaciół z prezentem w dłoni. Rozerwał piękny papier i wyjął dużą tabliczkę czekolady, na której zostały mozolnie wyrzeźbione podobizny Huncwotów uśmiechających i obejmujących się.
- Dziękuje James - wyszeptał Peter, nie mogąc oderwać wzroku od pięknego prezentu.
- Nie ma za co Glizdek. Huncwoci na zawsze!
- Na zawsze! - zawtórowali mu jego przyjaciele. Po chwili już pletli pijackie historie z innymi Gryfonami i cieszyli się chwilą póki trwała, bo już kilka dni później obudził ich wrzask Lily Evans która zobaczyła, że przez Huncwotów, Gryffindor stracił wszystkie punkty.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top