Rozdział 12
Lily wstała wcześnie rano i zeszła na dół. Zrobiła sobie mocną herbatę i usiadła na kanapie. Włączyła telewizor i zagłębiła się w wyświetlanych przez niego obrazach. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Zdziwiona wstała i odłożyła herbatę na stół. Dotknęła delikatnie różdżki, którą miała w kieszeni dresów. Spojrzała przez wizjer i otworzyła drzwi już uspokojona.
- Rose? - zapytała cicho przyjaciółki, która stała w drzwiach z kufrem i torbą wypełnioną po brzegi. Wyglądała okropnie. Miała podkrążone, zaczerwienione oczy i pomarańczowe włosy.
- Możemy porozmawiać? - spytała. Miała zachrypnięty głos.
- Jasne wejdź - rzekła Evansówna i odsunęła się w drzwiach. Rose z trudem wtargała do środka swój bagaż. Zostawiły wszystko w przedpokoju i usiadły razem na kanapie. Panna Blue chwyciła kubek Lily i zaczęła z niego pić. Ruda przewróciła oczami. - Co się stało Rose?
- Byłam w domu rodziców. Całą noc nie mogłam zasnąć. Wydawało mi się, że słyszę jak chodzą po pokojach i dogryzają sobie. - Lily złapała ją za rękę, żeby dodać jej odwagi do dalszej rozmowy. - O trzeciej w nocy wyszłam z łóżka i poszłam na ich grób. Jest taki piękny. Dokładnie taki jaki mama chciałaby mieć. Siedziałam tam i rozmawiałam z nimi. Prosili, żebym nie była smutna. Później wróciłam do domu i zabrałam wszystkie swoje rzeczy i ich zdjęcia. Po czym przyszłam do ciebie. Nie mogę tam zostać. - Miała błagalny wzrok. Jednak Lily czegoś nie rozumiała.
- Dlaczego uciekłaś od Jamesa? - Panna Blue schyliła głowę i westchnęła z bólem. Wiedziała co dzisiaj się stanie i nie chciała psuć Lily humoru.
- Pokłóciłam się z Syriuszem. - Evansówna zasmuciła się. Rose chwyciła ją za ramię.
- To nic poważnego, nie martw się. - Zaśmiała się, ale zabrzmiało to raczej sztucznie. Wskazała na kubek, z którego magicznie wyparowała herbata. - Zrobisz jeszcze?
Rose poszła się położyć, a Lily została na dole, żeby posprzątać po śniadaniu, które razem zjadły. Domownicy już powoli schodzili się do kuchni, by rozpocząć nowy dzień. Składali sobie życzenia Bożonarodzeniowe. Niedługo mieli otwierać prezenty, więc Lily pobiegła się ubrać. Nałożyła ciepły wełniany sweter z dekoltem w serek. Gdy zeszła na dół zdziwił ją gwar, który tam panował.
Zmarszczyła brwi i podeszła do dużego zbiorowiska domowników.
- Och, Lily! - krzyknęła jej matka cała czerwona na twarzy. Wszyscy rozstąpili się z tajemniczymi minami. Rose, która najwidoczniej nie poszła spać i Mary miały najszersze uśmiechy. Tylko jej ojciec nie wyglądał na zachwyconego. Przed nią stał James. Posłał jej niepewny uśmiech i sięgnął do kieszeni.
- James? - spytała niepewnie.
Chłopak podszedł do niej i ukląkł na jednym kolanie. Był bardzo zestresowany, a jego ręce lekko drgały. Wyjął z kieszeni małe pudełeczko i otworzył je. W środku znajdował się najwspanialszy pierścionek, jaki kiedykolwiek widziała. Mały diamencik połyskiwał w grudniowym słońcu.
- Lilianne Evans, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? - zapytał drżącym głosem. Okulary zsunęły mu się delikatnie z nosa przez co wyglądał bardzo uroczo. Niestety musiała to zrobić.
- Nie - odpowiedziała z powagą.
Wszyscy wstrzymali oddechy, a James wyglądał jakby dostał w twarz. Wstał z kolan, które trzęsły się jak ręce Petera na eliksirach. Lily nie mogła wytrzymać dłużej i roześmiała się. Stanęła na palcach i pocałowała Jamesa delikatnie.
- Jasne, że za ciebie wyjdę pajacu - zachichotała. Nikt się nie odezwał, a James stał jak spetryfikowany. W końcu Rose pisnęła i klasnęła w dłonie. To ocuciło wszystkich. Mama Lily zaczęła płakać, a James założył jej pierścionek na palec z dziwnym wyrazem twarzy.
- Ty rudy demonie - zaśmiała się panna Blue. - Prawie zawału dostałam. - Nareszcie James wrócił do życia i poczochrał sobie włosy. Wziął swoją narzeczoną w ramiona i okręcił się dookoła własnej osi. Lily śmiała się, jak szalona. Była przeszczęśliwa. W końcu pośród tego mroku znalazła swoją bratnią duszę i miała przy niej spędzić wieczność. Razem zwalczą wszystkich wrogów, którzy staną im na drodze.
Jej ojciec pocieszał wciąż płaczącą matkę, a przyjaciółki odstawiały dziwny plemienny taniec radości. Natomiast babcia uśmiechała się tylko obejmując swojego męża.
><
- Nie, James powieś to tam! - krzyczała Lily, machając rękami. Mary, Alicja, Lily, James, Syriusz, Frank i Remus przygotowywali dom Pottera do zbliżającego się Sylwestra. James właśnie próbował zawiesić pod sufitem wielki transparent z napisem „ Nowy Rok 1978 ".
Niestety Lily twierdziła, że robił to dość nieudolnie. Machał więc różdżką na prawo i lewo, a jego narzeczona i tak na niego krzyczała. Nagle usłyszeli warkot silnika na dworze.
- Syriuszu możesz otworzyć? - poprosił James, opuszczając lekko różdżkę przez co transparent zaczął uderzać po głowach Mary i Remusa.
- Potter! - krzyknęła dziewczyna, osłaniając się przed transparentem. James szybko uniósł różdżkę. Syriusz zachichotał i poszedł otworzyć. Jakoś doszedł do siebie po zerwaniu z Rose. Zrozumiał, że i tak nie mieli szans. Nie widywał jej wcale i powoli uczucie zanikało, tak samo jak strach, który trzymał go w swoich szponach przez ostatnie miesiące. Może rzeczywiście nie byli dla siebie stworzeni?
W Zakonie Feniksa poznał piękną Dorcas Meadowes, która była od niego starsza dwa lata, ale nawet w szkole okazywała zainteresowanie jego osobą. Była piekielnie dobrą czarownicą. Przywdział na twarz huncwocki uśmiech i otworzył drzwi. Za nimi stała Dorcas jak zwykle wyglądała wspaniale w czerwonej sukience mini i ze swoimi brązowymi włosami zaplecionymi w ciasną kitę.
- Cześć - powiedziała i złożyła na jego ustach delikatny pocałunek. Weszła do środka i już miał zamknąć za nią drzwi, gdy pokręciła głową. - Jeszcze jakaś dziewczyna zaraz tu przyjdzie. Powiedziała, żeby poczekać aż zaparkuje motor.
- Jasne poczekam - rzekł Syriusz z szerokim uśmiechem i wskazał Dorcas salon, z którego rozbrzmiewały donośne krzyki Mary. Black oparł się o framugę drzwi z westchnieniem i przeciągnął ręką po włosach. Był ciekaw kim jest ta dziewczyna od motoru. Może mógłby z nią pogadać o tych maszynach. Sam też miał do nich słabość.
Nagle przez furtkę weszła czarnowłosa piękność o długich nogach i oliwkowej cerze. Była ubrana w czarne, obcisłe spodnie, czerwoną koszulę w kratkę, czarną skurzaną kurtkę i sznurowane buty na grubych obcasach. Zbliżyła się do niego szybko i uśmiechnęła się szyderczo. Jej fiołkowe oczy błysnęły smutno.
- Rose? - zapytał zszokowany. Jego była dziewczyna wyglądała świetnie. Była przepiękna.
- Tak. Cześć Syriuszu. Ta czerwona laska to twoja dziewczyna? – zapytała, składając ręce na piersi.
- Można tak powiedzieć - stwierdził, wzruszając ramionami.
- Ta Dorcas, czy jak jej tam, jest całkiem miła - powiedziała, uśmiechając się lekko. Syriusz uśmiechnął się szeroko. - Kompletnie do siebie nie pasujecie. - Blackowi zrzedła mina, a Rose minęła go i weszła do środka. Próbowała udawać twardą. Z tej strony jej jeszcze nie znał. Usłyszał z salonu radosne okrzyki Lily i reszty dziewczyn. Zamknął drzwi i ruszył w głąb domu. Zobaczył jak James podnosi Rose i przytula ją mocno. Dziewczyna ufnie wtuliła się w ramię szatyna.
- Tak się cieszę, że wróciłaś - szeptał James. Chociaż nie dawał tego po sobie poznać, to gdy po jego oświadczynach Rose gdzieś zniknęła, nie mógł spać. Rano udawał jednak, że się nie martwi, żeby nie stresować Lily.
- Ja też się cieszę braciszku - powiedziała i puściła go, zeskakując na ziemię. Później objęła Lily. Ruda uroniła kilka łez z ulgi. Przytulaniu nie było końca, aż w końcu wszyscy spojrzeli wyczekująco na Syriusza, który rozmawiał w tym czasie z Dorcas. Nikt nie wiedział o ich zerwaniu.
- Nie przywitasz się ze swoją dziewczyną Łapciu? - zapytał James z huncwockim uśmiechem. Dorcas spojrzała na Blacka z dziwnym wyrazem twarzy. Rose zdjęła kurtkę i rzuciła ją na kanapę, gdzie leżały również szczątki transparentu.
- My nie jesteśmy już razem - powiedziała, wzruszając ramionami. Wszyscy w pokoju zamarli. - Ale spokojnie nic się nie stało. Jesteśmy przyjaciółmi, prawda? - zwróciła się do Syriusza ze sztucznym uśmiechem. Przytaknął, przełykając głośno ślinę. James zmarszczył brwi, ale nic nie powiedział. - A co to jest? - spytała, wskazując na transparent.
- Och, to transparent powitalny - powiedziała Lily. - Jamesowi nie udało się tego równo zawiesić.
- Żaden problem - mruknęła Rose i machnęła różdżką, a naprawiony transparent poszybował w górę i zawisł równo nad wejściem.
- Nareszcie nauczyłaś się jakichś domowych zaklęć - zawołała Mary z uśmiechem, chcąc rozładować, panujące w pomieszczeniu, napięcie. Panna Blue roześmiała się głośno.
- Tak. Nareszcie. Macie może coś do picia? - spytała Jamesa.
- Tak, jasne. Chodź za mną. - Gdy Blue i Potter wyszli z salonu, Lily klasnęła w dłonie.
- Zbierajmy się, bo zaraz przyjdą goście.
><
Syriusz już od dłuższego czasu patrzył jak Philip Steren przystawia się do Rose. Był zwykłym podrywaczem, który dziewczyny traktował jak przedmioty. Czyli był taki jak Black.
O dziwo Rose flirtowała z Philipem, w ogóle nie zauważając jego żółtych zębów czy odrostów. Najwidoczniej miała słaby gust do facetów. Zawsze czepiała się tych najbardziej niebezpiecznych i zdolnych, by ją zranić.
Syriusz zacisnął zęby. Steren złapał Blue za rękę i wyprowadził do ogrodu. Black powoli ruszył za nimi, omijając podskakujące pary. Gdy przekroczył próg domu, wstrząsnął nim lekki dreszcz, ale to co zobaczył rozpaliło w nim ogień nienawiści i już nie czuł zimna.
><
Rose gadała z tym dupkiem Sterenem tylko po to, by wkurzyć Syriusza i jak widać udawało jej się to, więc gdy Philip pociągnął ja za rękę nie protestowała. Wyszli na zewnątrz, a wtedy wydarzyło się coś okropnego. Steren rzucił się na nią, przewracając ją na ziemię. Przygwoździł ją do ośnieżonego podłoża i zaczął namiętnie całować. Próbowała go z siebie zrzucić, ale jej nie wychodziło. Krzyknąć też nie mogła. W końcu ugryzła go w język. Chłopak krzyknął z bólu, ale jej nie puścił. Nie mogła dosięgnąć różdżki. Krzyknęła, ale w domu pewnie nikt jej nie usłyszał. Zamknęła oczy. Nagle poczuła jak ciężar chłopaka ustępuje. Nabrała powietrza i otworzyła oczy. Zobaczyła Syriusza, który raz po raz przykładał chłopakowi pięścią w twarz. Odwróciła wzrok. Wszystko zawsze układało się tak samo. Podniosła się z ziemi i uciekła w głąb domu.
><
Lily zobaczyła jak jej przyjaciółka wbiega na górę po schodach. Poszła wiec do kuchni i wyjęła z lodówki szampana i lody, po czym skierowała się do części mieszkalnej, zabierając po drodze jeszcze chusteczki. Dawno nie rozmawiała z Rose. Wiedziała, że jej przyjaciółka załamała się po zerwaniu z Blackiem. Weszła po schodach i bez pukania otworzyła zaklęciem drzwi pokoju Jamesa. Nie pomyliła się. Na łóżku Pottera leżała Rosalie, wypłakując sobie oczy. Podeszła do niej i pogładziła ją po włosach, rzucając zapasy na łóżko. Teraz już niebieskowłosa, dziewczyna spojrzała na Lily i objęła ją. Zaczęła wyrzucać z siebie wszystko co ją do tej pory martwiło, a Evans słuchała. Nie przerwała nawet wtedy, gdy dziewczyna wyznała, że jest kuzynką Voldemorta. Przyjaźniły się od lat więc, gdy Rose skończyła opowiadać Lily sięgnęła po lody, a panna Blue po szampana. Rozumiały się bez słów.
- Nie było... - zaczęła Rose.
- Nie, James ich nie lubi - odpowiedziała Lily. Wiedziała, że chodzi o truskawki.
- Wiesz co Lily?
- Ty moją też. - Uśmiechnęła się Ruda, a Rosalie wyszczerzyła do niej zęby. Przy swojej przyjaciółce zawsze czuła się bezpieczna i kochana. Mimo, że na to nie wyglądało to dla niej Lily była zawsze tą silniejszą.
><
Syriusz wszedł do środka, potrząsając lekko bolącą ręką i przeklinając Sterena pod nosem. Zauważył Jamesa więc podszedł do niego.
- Widziałeś gdzieś Rose? - zapytał okularnika. Potter pokręcił głową i spojrzał na jego rękę.
- Steren?
- Mhm - mruknął i przekrzykując muzykę wszystko mu opowiedział. James zrobił się czerwony na twarzy i zacisnął pięści.
- Gdzie... - zaczął Potter.
- Na ulicy, wyrzuciłem go. Idziemy do...
- Dziewczyn, jasne. - James dla odmiany chwycił dwie butelki ognistej, cztery piwa kremowe i zawołał Remusa, Alicję i Petera, bo Mary nigdzie nie mógł znaleźć. Gdy wszyscy weszli zatrzymał się jeszcze chwile na schodach i spojrzał na gości. Chciał coś zrobić, ale machnął ręką i wszedł do swojego pokoju, zabezpieczając drzwi zaklęciem.
><
Rose roześmiała się w głos słuchając jakich to „ porad " udzielał Jamesowi ojciec Lily. Rogacz natomiast nie wyglądał na zbyt rozbawionego tą sytuacją.
Syriusz przypatrywał się swojej byłej dziewczynie z uśmiechem na ustach, była taka piękna.
- Łapa! - zawołał James, machając przyjacielowi ręką przed oczami.
- Co? - zapytał zdziwiony, otrząsając się z rozmyślań.
- Rose mówi do ciebie od jakiś pięciu minut.
- Zamyśliłem się.
- Więc, jak już mówiłam, niedawno miałeś urodziny, ale wszyscy mieliśmy tyle spraw na głowie, że kompletnie zapomnieliśmy, pomyśleliśmy więc że może kupimy ci coś wszyscy razem no i twój prezent właśnie czeka przed domem. - Black zmarszczył brwi. Bał się prezentów niespodzianek po tym jak kiedyś prezent od Jamesa eksplodował mu w twarz, barwiąc ją na czerwono. Oczywiście to nie był prezent dla niego tylko dla Smarka, ale Rogaczowi pomyliły się opakowania. Natomiast ten prezent i tak przebijał te od jego rodziców czyli poradniki „ Jak tępić szlamy ", „ Trucizny dla początkujących ", „ Drzewo genealogiczne Blacków " itd. Oczywiście wszystkie lądowały w śmieciach lub służyły jako pociski przeciw pani Norris. Niestety nie można też zapomnieć o tysiącach wyjców, które dostawał. Jego matka naprawdę nie miała co robić. Raz w trzeciej klasie jeden taki list podrzucił Regulusowi. Trzeba było widzieć jego minę, jak Walburga powiedziała, że go wydziedziczy jak nie będzie się normalnie zachowywał. Ten wybryk zaowocował kolejnym wyjcem, tym razem od ojca. Orion zapytał się go, czy w ogóle wie co znaczy formuła „ Toujours Pur ". Syriusz odpisał: „Zawsze nadęci?" Jego ojciec wpadł w szał i tylko Dumbledore powstrzymał go przed przyjazdem do Hogwartu i zabiciem syna.
- Syriusz znów odlatujesz - mruknął Remus, przewracając oczami. Tylko James patrzył na niego ze zrozumieniem. Black wstał i strzepał ze spodni niewidzialny kurz. Tak, był lekko narcystyczny, ale co z tego?
- Dobra chodźmy już. - Wszyscy wyszli z pokoju i przeszli przez tłum tańczących ludzi, rozpychając się łokciami. Stanęli na dworze. Syriusz rozejrzał się i uniósł jedną brew.
- Rogaczu czyżbyś chciał mi oddać swój ogród? – wyszeptał, łapiąc się za serce. James prychnął.
- Jak ty mnie nie doceniasz. - James machnął różdżką, a przed nimi zmaterializował się motor. Syriusz zakrztusił się powietrzem i prawie upadł z wrażenia.
- Starałam się go nie zarysować, jak tutaj jechałam, ale niczego nie obiecuję - powiedziała Rose. Black nie wiedział komu dziękować. Objął wiec każdego po kolei. Zaczynając oczywiście od motoru. Na taki prezent nie liczył nawet w snach. Prawie szczekał z radości. Nagle zobaczył, że zza furtki patrzył na niego kot sąsiadki. Jego wyzywające spojrzenie nakręciło Syriusza, który wskoczył na motor i pogonił za zwierzakiem. Z oddali doszedł go jeszcze śmiech Jamesa, ale jego to nie obchodziło. Kot był coraz bliżej.
><
Rose popatrzyła smutno na oddalającego się Syriusza. Jej przyjaciele chichotali, ale ona nie potrafiła. Odwróciła się i ruszyła w stronę domu. Ma jeszcze przed sobą dużo pracy. Gdy już miała w rękach swoją torbę i kurtkę wyszła znów przed dom. Stał tam tylko James, który patrzył na nią z lekkim niepokojem. Westchnęła i podeszła do niego. Wtuliła się w jego tors i zamknęła oczy.
- Przepraszam, ale nie mogę zostać - szepnęła.
- Dlaczego? - zapytał obejmując ją. Jego serce wygrywało ten sam rytm co zawsze.
- Muszę sobie uporządkować parę spraw.
- Pójdę z tobą - zadeklarował. Rose chciałaby się zgodzić, ale nie mogła.
- Nie, ty musisz zaopiekować się Lily i Syriuszem. Przecież ten głupek nie poradzi sobie bez ciebie. - James uścisnął ja jeszcze mocniej. - Do tego gdybym spóźniła się trochę do Hogwartu, to nie przejmujcie się. Wszystko będzie w porządku. - Poczuła jak James wsuwa jej w rękę kawałek czegoś ostrego. Odsunęła się od niego i spojrzała na przedmiot. To był fragment lusterka.
- To jest lusterko dwukierunkowe. Wystarczy, że mnie zawołasz, a odezwę się.
- Dziękuję ci. Pozdrów wszystkich ode mnie, a szczególnie Lily i przeproś ją, za to, że się nie pożegnałam. Przeproś wszystkich. - Otworzyła furtkę i wyszła na ulicę. - I podziękuj Syriuszowi za pomoc z Philipem.
- To brzmi jakbyś nie zamierzała wracać - zaniepokoił się James.
- Gdybym nie zamierzała wrócić powiedziałabym coś w stylu pamiętaj, że kocham was wszystkich.
- Właśnie to powiedziałaś.
- Do zobaczenia James. - Uśmiechnęła się po czym okręciła w miejscu i zniknęła.
><
Rose pojawiła się na małym placyku kolo swojego domu. Postanowiła zrobić sobie miesiąc przerwy i nauczyć się wszystkiego co przyda się jej w walce z Voldemortem. Bo wiedziała, że to niedługo się wydarzy. Nagle usłyszała jakiś trzask. Odwróciła się gwałtownie, ale niczego nie usłyszała. Jedynie dalekie odliczanie do północy. Dziesięć. Ponownie rozległ się trzask. Dziewięć. Spłoszony ptak wyleciał zza krzaka. Osiem. Coś chrupnęło. Siedem, sześć, pięć .
- Homnum Revelio - wyszeptała.
Cztery, trzy . Zaklęcie ujawniło czyjąś obecność. Dwa. To nie jeden człowiek, ale kilku . Jeden. Już było za późno. Trzask zaklęć obezwładniających zlał się z wybuchem fajerwerków. Rose upadła nieprzytomnie na ziemię, a różdżka wypadła z jej dłoni.
><
- Wesołego nowego roku! - wydarł się Syriusz.
Po tym jak dowiedział się, że Rose już wyszła wypił chyba całą butelkę ognistej whiskey, i mimo że było pół godziny po północy nadal składał wszystkim życzenia. Lily patrzyła na niego z niedowierzaniem. Dorcas Meadowes, widząc jak zachowuje się Syriusz, posłała Evansównie wymowne spojrzenie. Lily jej współczuła. Dorcas była naprawdę piękna i inteligentna, a serce w tym momencie łamał jej ktoś taki jak Syriusz Black. Gdyby dziewczyna była trochę mniej opanowana to pewnie, by go zabiła, ale Meadowes miała ważniejsze sprawy na głowie niż jakiś rozpuszczony chłopak. Skinęła więc Lily głową i wyszła. Evansówna naprawdę się wściekła, bo nie dość, że Black zranił jej przyjaciółkę to teraz ranił też inną dziewczynę.
- Co ty robisz? - syknęła, odciągając go od jakiejś biuściastej blondynki.
- Jaaaa? Przecież nic. O, Dakota cześć. Wesołego now... - Lily zakryła mu usta dłonią. Gdy Dakota, jakaś tam, odeszła, Evansówna puściła Blacka i spojrzała na niego krytycznym wzrokiem. Syriusz zachichotał. - Wiesz ze twoje ręce pachną wanilią?
- Tak, debilu. Uspokój się. Bo skończysz w łóżku z dziewczyną, której nawet nie znasz.
- Wiesz co Evans wydaje mi się, że jesteś zazdrosna – powiedział, ledwo trzymając się na nogach. Lily nigdy nie darzyła go jakąś nie wiadomo jaką przyjaźnią, oczywiście śmiali się razem i spędzali ze sobą dość dużo czasu, ale to raczej przez Jamesa, bo gdyby nie on to raczej nie mieliby ze sobą nic wspólnego. Po tym jak zerwał z Rose utwierdziła się w przekonaniu, że raczej nigdy nie zostaną najlepszymi przyjaciółmi. Więc teraz, gdy wypowiedział te dziewięć słów poczuła jak coś w niej pęka.
- Jak śmiesz? - wycedziła.
- Wiesz jakoś nigdy za specjalnie cię nie lubiłem, ale odkąd jesteś z Jamesem musimy spędzać ze sobą więcej czasu, ale wątpię, żeby aż tak dużo. - Uśmiechnął się lekko nieprzytomnie i wytarł usta dłonią.
- Jesteś zwykłym nieudacznikiem - szepnęła Lily. - Nie wiem, jak James może się z tobą przyjaźnić. - To wyraźnie go zdenerwowało.
- Ja bym bardziej się zastanawiał, czy na pewno umie wybierać dziewczyny. Bo w twoim przypadku musiało zajść jakieś nieporozumienie. - Najczęściej w stosunku do niej chłodny i opanowany Syriusz teraz aż kipiał z wściekłości. Ona też nie była lepsza.
- Ty gnido - wymruczała. Black chwycił różdżkę. Wszyscy dookoła poodskakiwali, gdy zobaczyli ten gest. Lily również wyciągnęła różdżkę. Nagle między nich wszedł Remus.
- Zachowujecie się jak dzieci - powiedział. - Oboje. Przyjaciele celujący do siebie różdżkami. Dobre sobie. Uspokójcie się wreszcie.
- Nie! To wszystko jej wina - krzyknął Syriusz. - Nie dość, że przez całe sześć lat nastawiała Rose przeciwko mnie i raniła mojego najlepszego przyjaciela, to teraz chce mi jeszcze go odebrać. Powoli zabierasz mi wszytko, a gdy James odejdzie mi nie zostanie już nic. - Zabrzmiało to tak żałośnie, że Lily nie wiedziała co powiedzieć.
- Ona ci go nie odebrała, po prostu będziecie musieli się nim podzielić. James jakoś akceptował twój związek z Rose mimo, że ty też miałeś dla niego mniej czasu. - Syriusz zamknął oczy po czym wyszedł z pomieszczenia.
Usłyszeli ryk zapalnego silnika. Lily rzuciła się biegiem w stronę ogrodu. Złapała Syriusza za rękę.
- Nie jedź. Chodź. - Black wyłączył maszynę i dał się poprowadzić do wyjścia. Lily doprowadziła go do fontanny. - Patrz. - Wskazała na tonę drobnych w wodzie. - Każdy symbolizuje czyjeś marzenie.
- Po co mi to pokazujesz? - spytał. Już się uspokoił. Alkohol, który wypił magicznie z niego wyparował. Znowu był opanowanym arystokratą.
- Chcę, żebyś zrozumiał, że każdy marzy i myśli inaczej. Nie miałam pojęcia, że tak się czułeś. Dobrze wiesz, że nigdy nie chciałam cię skrzywdzić. Jesteś dla Jamesa jak brat, a ja nie będę rozdzielać rodziny. Nie wybaczyłabym sobie tego. Co do Rose, to przepraszam za to, że nastawiałam ją przeciwko tobie, ale nie chciałam żebyś ją zranił. Byłeś zwykłym podrywaczem. Bałam się, że złamiesz jej serce.
- I miałaś rację. Złamałem jej serce, żałuję, że mi zaufała. - Lily pokręciła głową.
- Was oboje prześladuje przeszłość. We dwójkę macie problemy jakie trudno sobie wyobrazić. Tylko, że zapomnieliście, że w związku najważniejsza jest rozmowa z drugą osobą. Przestaliście sobie opowiadać o tym czego się boicie, dlaczego cierpicie. Myśleliście o sobie, ale oboje mieliście wrażenie, że robicie to dla dobra tego drugiego. To nie było dobre. - Syriusz usiadł na brzegi fontanny i schował twarz w dłoniach. Jego długie włosy opadły mu na twarz.
- Teraz już jest za późno. Ona wybrała swoją drogę i nie chce mnie znać. - Lily położyła mu rękę na ramieniu.
- Mylisz się. Ona cię kocha, tak samo jak ty kochasz ją.
- Oby nie, bo już dawno bym sobie zrobił krzywdę, gdybym nie był na tyle naiwny, żeby wierzyć, że kiedyś jeszcze będziemy razem. - Tu spojrzał na Lily. - Ona nie jest naiwna. - Rudą przeszedł dreszcz strachu. Usiadła obok Blacka i delikatnie wzięła go za rękę.
- Ja też się o nią boję, ale ona musi podjąć własną decyzję, nie jest naszą sprawą mieszanie się do tego. Ona na pewno teraz popija piwo kremowe w jakimś pubie i świętuje nowy rok. - Syriusz uśmiechnął się lekko.
><
Rose obudziła się przywiązana do jakiegoś szorstkiego i twardego krzesła. Otaczały ja cienie. Dementorzy. Jednak trzymały się ciemności, jak karaluchy, które tylko czekają, by wszędzie zapadł zmrok. Nikłe światło przecinało pokój, w którym się znajdowała i ogrzewało jej twarz. Szarpnęła się, a cienie zafalowały niespokojnie. Między nie wystąpił trup i uśmiechnął się zza grobu.
Voldemort podszedł do niej i różdżką odgarnął włosy z jej twarzy. Cofnęła głowę i spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Ty też nie jesteś do nich podobna. - Rose zmarszczyła brwi.
- O kim mówisz?
- O naszym wujku i dziadku. Tych żałosnych kreaturach. Z tego co wiem, to ciebie twój ojciec też porzucił.
- On nawet nie wie, że ja istnieje. - Blue spojrzała na tego potwora, który mimo wszystko był jej jedyną rodziną i poczuła, że jej życie z każdym rokiem coraz bardziej się staczało aż w końcu doprowadziło ją tutaj. Czuła obrzydzenie do siebie.
- Ochh, nie musisz się tak czuć. Możesz teraz przyłączyć się do mnie i spełnić swoje przeznaczenie. Naprawdę wolisz przyjaciół, którzy nigdy nie zrozumieją co czujesz, chłopaka, który nigdy cię nie kochał, szkołę, w której wszyscy mają cię za zdrajcę? Co to za życie? Ja zapewnie ci nieśmiertelność i władzę. Wszyscy będą się kłaniać przed tobą. Będziesz mogła robić to co chcesz i nikt ci nie zabroni.
- Myślę, że zabronią mi poderżnąć ci gardło - wysyczała Rose. On nie namiesza jej w głowie. Voldemort zaśmiał się szyderczo.
- W tobie widzę młodego siebie. Też na początku próbowałem się odnaleźć wśród ludzi, ale oni nigdy nie rozumieli mej potęgi. Potrafili tylko ślepo wykonywać rozkazy. Powiedz, czy ludzie cię słuchają?
- Przeważnie - mruknęła. Wszyscy oprócz Syriusza - pomyślała.
- Achhh, ten Black. Ich ród jest niesamowicie silny, a co dopiero osobnik, który mu się przeciwstawił. Ciekawa osoba, nigdy go osobiście nie spotkałem, ale z tego co opowiadał mi pewien informator to jest to jedna z najodważniejszych osób na świecie. Razem z tym Jamesem Potterem. - Rose zapadło dech w piersiach. Informator?
- Tak, tak się składa, że nie wszyscy są lojalni wobec tego starca. - Blue zacisnęła pięści, nie mogła znieść tego jak fatalna jest w oklumencji. Czytał każdą jej myśl.
- Taaak widzę twoją frustrację. Co jeśli nauczę cię wszystkiego co umiem?
- Nigdy - wyszeptała i splunęła mu pod nogi. Skrzywił się.
- Najpierw popracujemy nad nawykami zdobytymi przy twoich szlamowatych przyjaciołach. - Voldemort odwrócił się i podszedł do drzwi. Dementorzy zbliżyli się. Rose cichutko jęknęła z przerażenia. - Nie bój się. Nie zabiją cię. - Czarny Pan śmiejąc się wyszedł z celi, akompaniowały mu przeraźliwe krzyki Rose.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top