Prolog
Lily Evans była roztrzęsiona. Jej siostra nie chciała jej znać. Weszła do jakiegoś pustego przedziału i usiadła przy oknie. Po chwili łzy zaczęły spływać po jej policzkach natrętnym strumieniem. Próbowała się uspokoić, ale jej jedenastoletnie serce nie potrafiło poradzić sobie ze stratą jakiej doznała. Siostra była jej najlepszą przyjaciółką. W szkole zawsze trzymały się razem, a Petunia odstraszała starszych kolegów, którzy śmiali się z rudych włosów Lily. Teraz miała już na zawsze pożegnać się z tą bliskością i nie potrafiła tego znieść.
Nagle do środka weszli jacyś chłopcy. Przycisnęła twarz do szyby, żeby nie zauważyli jej łez. Poczuła na sobie czyjś wzrok. Gdy przez dłuższą chwilę to uczucie nie zniknęło, powoli odwróciła się od szyby i spojrzała na miejsce naprzeciwko siebie. To był Severus! Jej najlepszy przyjaciel, jednak gdyby nie on, nadal miałaby siostrę, a przynajmniej tak sobie wmawiała.
- Nie chcę z tobą rozmawiać - powiedziała.
- Dlaczego?
- Tunia mnie z-znienawidziła. Z powodu tego listu od Dumbledore'a.
- No to co?
Spojrzała na niego z odrazą.
- Jest moją siostrą!
- Jest tylko... - zaczął. Lily wycierając oczy i nos udawała, że nie usłyszała.
- Ale jedziemy! - powiedział, nie kryjąc radości. - To jest to! Jedziemy do Hogwartu!
Kiwnęła głową, cały czas ocierając sobie oczy chusteczką, i mimo woli uśmiechnęła się lekko.
- Dobrze by było, żebyś trafiła do Slytherinu - powiedział Severus zachęcony tym, że wreszcie trochę się rozchmurzyła.
- Do Slytherinu? - Jeden z siedzących w przedziale chłopców, który do tej pory nie zwracał na nich uwagi nagle spojrzał w ich stronę. Był to drobny chłopiec, czarnowłosy jak Sev. Wyglądał na kogoś kto nie planował poprzestać na tym dość niemiło wypowiedzianym pytaniu. - Ktoś tutaj chce być w Slytherinie? Chyba się gdzieś przesiądę, a ty? - zapytał chłopiec swojego towarzysza rozwalonego na ławce naprzeciw niego.
On nie roześmiał się.
- Cała moja rodzina była w Slytherinie - powiedział.
- Jasny gwint! A ja myślałem, że z tobą wszystko w porządku!
Chłopak wyszczerzył zęby w uśmiechu. Nie było to towarzystwo, które odpowiadało rudej Evansównie. Nie była przyzwyczajona do towarzystwa tak pewnych siebie i rozeznanych w temacie, absolutnie jej nie znanym, chłopaków.
- Może zerwę z rodzinną tradycją. A ty gdzie byś chciał być, jak byś mógł wybierać?
Czarnowłosy udał, że wznosi niewidzialny miecz.
- W Gryffindorze, gdzie kwitnie męstwa cnota! Jak mój ojciec.
Sev prychnął pogardliwie. Chłopak zwrócił się do niego. Lily poczuła, że zaraz wydarzy się coś nieprzyjemnego. Nie podzielała skłonności Snape'a do głośnego wyrażania swoich poglądów. Była osobą bardziej zamkniętą w sobie, która rozwijała się dopiero przy mocnych charakterach.
- Przeszkadza ci to?
- Nie - odparł Severus, choć jego drwiący uśmieszek mówił coś innego. - Skoro wolisz mieć krzepę niż mózg...
- A ty gdzie byś chciał trafić, skoro brakuje ci i tego, i tego? - zapytał przyjaciel czarnowłosego. Lily poczuła złość wymieszaną z zażenowaniem. Chciałaby coś odpowiedzieć, ale nawet nie wiedziała co. Postanowiła przez resztę roku unikać tych chłopaków jak ognia.
Czarnowłosy ryknął śmiechem. Evansówna poczuła ciepło na policzkach. Czemu miała taką okropną naturę! Obrzuciła chłopców pogardliwym spojrzeniem.
- Chodź, Severusie, znajdziemy sobie inny przedział.
- Oooooo...
Zaczęli przedrzeźniać jej wyniosły ton. Jeden z nich próbował podstawić Sev'owi nogę, gdy przechodził.
- Do zobaczenia, Smarkerusie! - zawołał czarnowłosy, gdy zatrzasnęły się drzwi przedziału. Lily znienawidziła tych chłopców od pierwszego wejrzenia.
><
Rose Blue spojrzała z zachwytem na czerwoną lokomotywę. Peron 9 i 3/4 był cały zatłoczony, rodzice czule żegnali się z dziećmi. Ona przyszła sama. Jej rodzice nie byli zadowoleni z tego, że mają w rodzinie odmieńca. Kochali ją, ale cały ten magiczny świat trochę ich przerastał. Matka rozpłakała się gdy dziewczyna w wieku ośmiu lat zaczęła lewitować noże dookoła siebie, gdy była zła.
No, ale teraz już nie było odwrotu.
Weszła do pociągu i zaczęła się rozglądać za jakimś wolnym przedziałem. Po drodze musiała niezdarnie przecisnąć się między dwoma parami, które najwyraźniej zapomniały, że są w miejscu publicznym. W końcu znalazła przedział, który nie był zapełniony po brzegi, siedziała w nim blondwłosa dziewczyna. Na oko była w jej wieku. Gdy nieznajoma spojrzała na nią, Rose zauważyła, że ma ona zielone oczy.
- Cześć nazywam się Alicja Johnson, a ty? - przedstawiła się uprzejmie.
- Rose Blue, ty też pierwszy raz jedziesz do Hogwartu?
- Tak, ale mój tata jest czarodziejem więc wiele o nim słyszałam.
- Ale ty masz fajnie, moi rodzice są mugolami i nic nie wiem o świecie czarodziejów - westchnęła ze smutkiem.
- To nic! Zaraz ci wszystko opowiem, siadaj.
Rose zachęcona optymizmem nowo poznanej koleżanki usiadła naprzeciwko niej po tym jak niezdarnie udało jej się wstawić kufer na półkę nad głową. Odetchnęła ze zmęczenia i przetarła czoło. Wtedy poczuła mrowienie na czubku głowy i odruchowo spięła się.
- Co się stało? - zapytała, bo Alicja zaczęła wpatrywać się w nią jak w obrazek.
- Twoje włosy. Przez chwilę były niebieskie.
- Ah, tak - wymruczała Rose, starając się uciec wzrokiem na zatłoczony korytarz. - Już tak mam.
- Jesteś metamorfomagiem prawda? - zapytała Johnson przysuwając się bliżej. - Podobno moja ciotka też nim była.
- Metamorfoczym? - Rose pierwszy raz usłyszała to określenie, ale jeśli jej przypadłość była w tym świecie nazwana to znaczyło, że nie była jedyna. Na jej ustach od razu wykwitł uśmiech. Przez lata martwiła się, że jest dziwadłem.
- Metamorfomagiem. Wszystko ci wytłumaczę, ale moim zdaniem lepiej ci w niebieskich włosach. Będziesz się wyróżniać - dodała z uśmiechem, a Blue już wiedziała, że spotkała przyszłą przyjaciółkę.
><
Rose, Alicja i Mary McDonald wsiadły do łódki z jakąś rudą dziewczyną i czarnowłosym chłopcem. Bardzo się zakolegowały w trakcie podróży.
- Już nie mogę się doczekać ceremonii przydziału! - krzyknęła uradowana Alicja.
- Ja też - westchnęła Rose. - Chciałabym trafić z wami do Gryffindoru! - Po tych słowach chłopak z łódki prychnął z pogardą. - Coś nie tak?
- Będziecie pasować do tych idiotów z pociągu - stwierdził. Panna Blue nie wiedziała o co chodzi, ale na twarzy rudej dziewczyny dostrzegła obrzydzenie.
- Sev przecież nie znasz tych dziewczyn - powiedziała łagodnie. - Nie oceniaj ich pochopnie. - Chłopak westchnął, ale już się nie odezwał.
- Jak się nazywasz? - zapytała uprzejmie Rose.
- Lily Evans - rzekła i uśmiechnęła się ciepło.
><
Panna Blue i Evansówna stały obok siebie. Denerwowały się. Profesor McGonagall rozwinęła listę i zaczęła czytać.
- Black, Syriusz - zawołała. Chłopak, którego Lily poznała w pociągu podszedł do krzesła i usiadł na nim. Profesorka założyła mu na głowę tiarę, która nagle ożyła.
- Gryffindor! - krzyknęła po chwili. Syriusz usiadł przy stole witany oklaskami.
- Blue, Rose - wyczytała McGonagall.
Dziewczyna uśmiechnęła się pokrzepiająco do Lily i założyła na głowę wyświechtaną czapkę.
- Gryffindor! - Rosie usiadła naprzeciwko Blacka.
- Evans, Lily! - zawołała profesor McGonagall.
Dziewczyna podeszła na drżących nogach do kulawego stołka i usiadła na nim. Profesor McGonagall opuściła jej na głowę Tiarę Przydziału, a ta, zaledwie dotknęła rudych włosów, wrzasnęła:
- Gryffindor!
Lily zdjęła Tiarę, oddała ją profesor McGonagall i ruszyła w stronę stołu witających ją radosnymi okrzykami Gryfonów, ale gdy szła, zerknęła przez ramię na Sev'a i uśmiechnęła się smutno. Syriusz odsunął się nieco na ławce, by zrobić jej miejsce. Spojrzała na niego z odrazą i odwróciła się krzyżując ręce na piersi.
Ceremonia Przydziału trwała nadal. Alicja, Remus, Mary, Peter i James dołączyli do Lily, Rose i Syriusza przy stole Gryfonów. W końcu, kiedy zostało już tylko z tuzin nowych uczniów, profesor McGonagall wezwała Sev'a.
- Slytherin!
I jej najlepszy przyjaciel odszedł w drugi koniec Wielkiej Sali, oddalając się od niej, a zbliżając do stołu Ślizgonów, którzy powitali go wiwatami. Jakiś blondyn, z błyszczącą odznaką na piersi, wskazał mu miejsce obok siebie i poklepał go po plecach.
><
Lily i Rose szły na transmutację. To był ich piąty rok w Hogwarcie. Rozmawiały ze sobą przyciszonymi głosami.
- Jak może ci się podobać ten idiota Black? - spytała zdziwiona Evansówna. - Jest taki sam, jak Potter.
- Lily, James popisuje się tylko wtedy gdy ty jesteś w pobliżu.
- Dręczy słabszych i znęca się nad moim przyjacielem Severusem.
- Bez urazy, ale go nie lubię. Jest Ślizgonem i fascynuje się czarną magią. Jeszcze cię zrani, zobaczysz - ostrzegła przyjaciółkę.
- Ja mu ufam Rose, ale nawet gdyby mnie zranił to mam jeszcze ciebie, Alicję i Mar... -
Głośny krzyk nie pozwolił jej dokończyć.
Dziewczyny zaniepokojone rzuciły się biegiem w kierunku, z którego dochodził. Wbiegły do łazienki dziewczyn i zauważyły postać leżącą w kałuży krwi.
- Mary! - krzyknęła Rose i podbiegła do nieprzytomnej dziewczyny. - Lily wezwij pomoc! - Evansówna ruszyła biegiem do klasy transmutacji, która była najbliżej. Wpadła do środka. Wszyscy spojrzeli na nią zdziwieni.
- Profesor McGonagall... Mary... Oni, ją... Łazienka... Krew! - krzyczała nieskładnie.
- Jaka krew panno Evans? - spytała zaniepokojona profesorka. Teraz każdy obecny w klasie patrzył na Lily przerażony. Dziewczyna wzięła głęboki wdech. Musi powiedzieć McGonagall co się stało, inaczej nie pomoże Mary.
- Mary McDonald leży w łazience niedaleko. Jest nieprzytomna, krwawi, potrzebna pomoc - rzekła szybko. Profesorka popatrzyła na nią dziwnym wzrokiem. Po chwili wybiegła z klasy. Lily zrobiła to samo, ale kątem oka zobaczyła, że Mulciber i Avery uśmiechają się złośliwie pod nosem.
><
Evansówna szła korytarzem. Nagle ktoś złapał ją za ramię i wciągnął do pustego korytarza. Odwróciła się i spojrzała prosto w ciemne oczy Severusa.
- O co chodzi? - zapytała.
- Chciałem porozmawiać - szepnął skruszony.
- Niestety ja nie mam ochoty z tobą rozmawiać.
- Czemu? Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi - mówił Severus. - Najlepszymi przyjaciółmi...
- Jesteśmy przyjaciółmi, ale nie lubię kilku typów, koło których wciąż się kręcisz! Wybacz mi, ale nie cierpię Avery'ego i Mulcibera! Mulciber! Co ty w nim widzisz, Sev? Jest odrażający! Nie wiesz, co próbował zrobić Mary MacDonald?
Lily przystanęła przy filarze zamku i oparła się o niego, patrząc w jego chudą, ziemistą twarz.
- To nic takiego... Taki żart, nic więcej...
- To była czarna magia i jeśli uważasz, że to śmieszne...
- A co robi ten Potter i jego kumple? - zapytał ze złością Sev, rumieniąc się lekko.
- Co ma z tym wspólnego Potter?
- Wymykają się gdzieś w nocy. Ten Lupin jest jakiś dziwny. Jak myślisz, gdzie on wciąż znika?
- Lupin jest chory - odpowiedziała Lily. - Mówią, że choruje...
- Co miesiąc przy pełni księżyca?
- Wiem, co myślisz - powiedziała chłodno Lily.
- Nie wiem tylko, dlaczego masz jakąś obsesję na ich punkcie. Dlaczego tak cię obchodzi, co oni robią nocami?
- Próbuję ci tylko wykazać, że wcale nie są tacy cudowni, jak wszyscy uważają.
Wpatrywał się w nią tak intensywnie, że się zarumieniła.
- W każdym razie nie uprawiają czarnej magii. - Ściszyła głos. - A ty jesteś naprawdę niewdzięczny. Słyszałam, co się stało w nocy. Wlazłeś do tego tunelu pod Wierzbą Bijącą i James Potter uratował cię przed tym, co się kryło na końcu...
Twarz Sev'a wykrzywił grymas.
- Uratował? Uratował? Myślisz, że odgrywał bohatera? Ratował siebie i swoich przyjaciół! I nie będziesz... nie pozwolę ci...
- Nie pozwolisz? Ty mi czegoś nie pozwolisz?
Lily zmrużyła groźnie swoje zielone oczy. Severus natychmiast się zreflektował.
- Nie to chciałem powiedzieć... ja... ja po prostu nie chcę, żebyś wyszła na głupią... on... ty mu wpadłaś w oko, James Potter dowala się do ciebie! - Te słowa wyrwały mu się chyba mimowolnie. – A on wcale nie jest... Wszyscy myślą... Wielki mi bohater... czempion quidditcha...
Wyrzucał z siebie urywane słowa, gorycz i złość tak nim owładnęły, że nie potrafił sklecić zdania. Brwi Lily unosiły się coraz wyżej.
- Wiem, że James Potter jest zarozumiałym palantem - przerwała mu. - Nie musisz mi tego mówić. Ale Mulciber i Avery są po prostu źli. Oni są, Sev. Nie rozumiem, jak możesz się z nimi zadawać.
><
Lily, Rose, Alicja i Mary siedziały nad brzegiem jeziora i moczyły w nim bose stopy. Właśnie skończyły pisać SUM-y.
- Poszło mi bardzo dobrze - szepnęła panna Blue.
- Mi też - powiedziała Lily z przymkniętymi lekko oczami. Nagle zauważyły wychodzących z zamku Huncwotów. Potter jak zwykle popisywał się swoimi umiejętnościami łapania znicza, który najpewniej został przez niego skradziony. Usiedli pod drzewem, a Lily przestała im się przyglądać. Nagle Rose spojrzała na coś za jej plecami, a jej brwi powoli zaczęły się unosić. W końcu uniosła rękę i pokazała na coś za plecami Evans.
- Lily! - zawołała. - Patrz! - Pokazywała na Huncwotów, którzy stali teraz niedaleko Severusa. Nagle chłopak uniósł się w powietrze.
- O nie! - krzyknęła Lily i rzuciła się biegiem w tamtą stronę. Po chwili Sev zaczął się dusić bańkami mydlanymi.
- Zostawcie go W SPOKOJU! - krzyknęła z furią. Nienawidziła tych błaznów!
Potter i Black spojrzeli na nią. Wolna ręka Pottera natychmiast podskoczyła do jego włosów. Co za idiota!
- Wszystko w porządku, Evans? - spytał. Jak ona go nienawidziła.
- Zostawcie go w spokoju - powtórzyła Lily. Patrzyła na Potter z wielką niechęcią. - Co on wam zrobił?
- No cóż - stwierdził po chwili zastanowienia - chodzi bardziej o to, że istnieje, jeśli wiesz, co mam na myśli.
Wielu z otaczających ich uczniów zaśmiało się, włączając w to Blacka i Pettigrew. Tylko Lupin był w miarę normalny, siedział i czytał nie zwracając na nich uwagi.
- Myślisz, że jesteś zabawny - powiedziała zimno - ale jesteś tylko aroganckim, znęcającym się szmaciarzem, Potter. Zostaw go w spokoju.
- Zostawię, jeśli umówisz się ze mną, Evans - odparł szybko ten idiota. Jak on mógł być takim dupkiem? - No dalej, umów się ze mną i nigdy więcej nie położę różdżki na starym Smarku.
Za jego plecami Zaklęcie Unieruchamiające przestawało działać. Severus cal po calu ruszył, czołgając się w kierunku swojej różdżki, wypluwając kłęby mydlanej piany, ale Lily nie miała zamiaru ostrzegać Pottera.
- Nie umówiłabym się z tobą nawet gdybym miała wybierać między tobą i wielką kałamarnicą - oznajmiła zamiast tego.
- No to pech - powiedział rześko Black i odwrócił się z powrotem do Sev'a - OJ!
Ale już było za późno. Severus wymierzył swoją różdżkę prosto w Pottera. Błysnęło światło i na twarzy Jamesa pojawiła się rana, opryskując krwią jego szaty. Jamesem okręciło. Wtedy Lily chciała podejść i pomóc mu, ale się powstrzymała. Chwilę później znów błysnęło i Severus wisiał do góry nogami w powietrzu. Jego szaty opadły mu na głowę, odsłaniając wychudłe, blade nogi i parę poszarzałych majtek. Wielu, pośród małego tłumu, zaczęło bić brawa. Black, Potter i Pettigrew ryczeli ze śmiechu. Lily przez chwilę walczyła z odruchem by się nie uśmiechnąć, na szczęście opanowała się i powiedziała:
- Sprowadź go na dół!
- Oczywiście - odparł Potter i machnął w górze różdżką. Sev upadł na ziemię, jak pognieciony kłębek. Wyplątując się ze swoich szat, wstał szybko z podniesioną różdżką, ale Black krzyknął:
- Petrificus Totalus ! - I Severus przewrócił się znowu, sztywny jak deska.
- ZOSTAWCIE GO W SPOKOJU! - krzyknęła Lily. Czemu oni byli tacy głupi?
Teraz i ona miała wyciągniętą różdżkę. Potter i Black zerkali na nią ostrożnie.
- Ech, Evans, nie zmuszaj mnie, żebym cię zaklął - powiedział poważnie Potter. Czy on naprawdę myśli, że ona nie da mu rady?
- Więc zdejmij z niego tę klątwę!
Potter westchnął głęboko, po czym zwrócił się w stronę Sev'a i wymruczał przeciwzaklęcie.
- Proszę bardzo - powiedział, kiedy Severus gramolił się na nogi. - Masz szczęście, że Evans tu była, Smarkerusie.
- Nie potrzebuję pomocy od takiej małej, plugawej szlamy jak ona!
Lily mrugnęła. Poczuła jakby Ekspres Hogwart uderzył w nią z pełną prędkością i pchał coraz dalej ku przepaści. W jednej chwili wszystkie ostrzeżenia Rose zaczęły nabierać sensu. Dała się nabrać. Szlama i Ślizgom nigdy nie mieli prawa się przyjaźnić. To była sprawa przegrana od samego początku.
- W porządku - odparła chłodno. - W przyszłości nie będę się przejmować. I na twoim miejscu wyprałabym majtki, Smarkerusie.
- Przeproś Evans! - ryknął Potter na Snape'a, z różdżką groźnie wycelowaną w niego. W Lily się zagotowało.
- Nie chcę, byś ty go zmuszał do przeprosin - powiedziała Lily, patrząc na niego. - Jesteś tak samo zły jak on!
- Co? - żachnął Potter. - Ja NIGDY nie nazwałbym cię... no wiesz jak!
- Czochrasz włosy, bo myślisz, że fajnie jest wyglądać jakby się właśnie zeszło z miotły, popisujesz się tym głupim zniczem, łazisz po korytarzach i ciskasz zaklęciami w każdego, kto cię wkurza, tylko dlatego, że potrafisz... Jestem zdziwiona, że twoja miotła może w ogóle oderwać się od ziemi, kiedy siedzi na niej taki wielki dupek jak ty. MDLI MNIE, gdy na ciebie patrzę!
Odwróciła się na pięcie i odeszła pospiesznie.
- Evans! - krzyknął za nią. - Hej, EVANS! - Ale ona już biegła, a łzy rozmazały jej obraz.
><
- Tak mi przykro.
- Nie interesuje mnie to.
- Przepraszam!
- Oszczędź sobie płuc.
Była noc. Lily, w szlafroku, stała z założonymi na piersiach rękami przed portretem Grubej Damy.
- Wyszłam tylko dlatego, że Mary mi powiedziała, że zamierzasz tu stać, dopóki nie wyjdę.
- Tak było. Tak bym zrobił. Nie chciałem nazwać cię szlamą, to mi się po prostu...
- Wyrwało, tak? - powiedziała bez współczucia. Był bezczelny. - Już za późno. Tłumaczyłam się za ciebie przez kilka lat. Wszyscy się dziwią, że w ogóle z tobą rozmawiam. Ty i ci twoi przyjaciele śmierciożercy... no i co, nawet nie możesz zaprzeczyć! Nie możesz zaprzeczyć, że wy wszyscy chcecie nimi zostać! Nie możesz się doczekać chwili, gdy staniesz się sługą Sam-Wiesz-Kogo, prawda?
Otworzył usta, ale zaraz je zamknął, nie wypowiedziawszy słowa.
- Nie mogę dłużej udawać. Ty wybrałeś swoją drogę, ja wybrałam swoją.
- Nie... wysłuchaj mnie, ja nie chciałem...
- ...nazwać mnie szlamą? Przecież tak nazywasz każdego, kto urodził się w rodzinie mugoli, Severusie. Czym ja się różnię? - spytała. Nie odpowiedział. Znów poczuła, że łzy napływają jej do oczu. Po chwili weszła do Pokoju Wspólnego i zostawiła go samego. Usiadła na kanapie i podkuliła nogi pod brodę. Rozpłakała się. Wtedy usłyszała ciche kroki na schodach.
><
Rose zeszła do Pokoju Wspólnego i zobaczyła, że Lily siedzi przy kominku. Usłyszała szloch. Podeszła do przyjaciółki i przytuliła ją.
- Co się stało? - spytała.
- My j-już nie jesteśmy przyjaciółmi - zapłakała.
Blue zawsze podejrzewała, że tak to się skończy, zresztą nie tylko ona, nie trzeba było być jasnowidzem, żeby to przewidzieć.
- Będzie dobrze. Masz nas.
- Ale to tak boli - jęknęła.
- Ciii... W końcu przestanie - szepnęła i uścisnęła ją mocno. - Lepiej chodźmy do dormitorium zanim ktoś nas zauważy.
- Dobrze.
><
Była sobota. Lily, Rose, Alicja i Mary siedziały w Wielkiej Sali i jadły śniadanie. To był ich szósty rok w Hogwarcie. Nagle dosiedli się do nich Huncwoci.
- Hej Evans! - zawołał James.
- Odczep się Potter - warknęła sucho, bo z samego rana nie miała siły na jałowe przekomarzanie się z tym osobnikiem.
- Nie mogę rudzielcu - powiedział i potargał sobie włosy. Spojrzała na niego z zażenowaniem.
- Nie nazywaj mnie tak - rzekła z furią. James już miał coś powiedzieć, ale przerwało mu pojawienie się McGonagall.
- Panie Potter, panie Black proszę za mną. - Głos jej wyraźnie drżał. Z gniewu czy ze smutku?
- Ale to nie ja - bronił się Syriusz.
- Wiem panie Black. Proszę za mną. - Potter i Black wstali i wyszli za nią z niepewnymi minami. Rose przysunęła się do Lily.
- Widziałaś jaka była przerażona?
- Tak. Jak myślisz o co chodziło?
- Nie wiem, ale możemy poczekać na nich w Pokoju Wspólnym - zaproponowała Blue. Ciekawość wygrała nad jeszcze chwilowym zażenowaniem i Lily skinęła głową.
- Dobra. - Obie wstały. - Idziemy do Pokoju Wspólnego poczekać na nich. Ktoś chce iść z nami?
- Ja pójdę. Mam nadzieję, że nic nie przeskrobali - powiedział Remus.
- W sumie to ja i Alicja też nie mamy nic do roboty - rzekła Mary. W piątkę opuścili Wielką Salę i wdrapali się po schodach. Peter został, ponieważ jak to określił, był jeszcze „ głodny ". Jakby sześć wielkich naleśników mu nie wystarczyło.
Po chwili stanęli już przed obrazem Grubej Damy. Remus powiedział hasło i weszli do środka. Usiedli na kanapach i zaczęli rozmawiać.
- ...i dodajesz wtedy sproszkowanego... - Rose przestała tłumaczyć im instrukcję eliksiru i spojrzała w stronę wejścia. Wszyscy podążyli za jej spojrzeniem. Pod portretem stali Syriusz i James. Oboje spojrzeli na nich otępiale. Potter miał opuchnięte i zaczerwienione oczy. Black delikatnie pociągnął go i oboje wbiegli po schodach do swojego dormitorium. Wszyscy byli zaskoczeni ich zachowaniem. Remus wziął swoją torbę i pobiegł za nimi. Rose złapała Lily za rękę i pociągnęła zdziwioną dziewczynę przed siebie. Stanęły pod drzwiami dormitorium chłopaków i przyłożyły uszy nasłuchując.
- ... nie rozumiesz!
- James uspokój się - powiedział Remus spokojnie. - Co się stało? - Potter nie odpowiedział. Dziewczyny usłyszały, że James płacze.
- Oni nie żyją - rzekł Syriusz roztrzęsionym głosem. Pierwszy raz słyszały, by okazywał jakieś głębsze uczucia.
- Kto? - szepnął smutnym głosem Lupin.
- Moi rodzice - jęknął Potter. Rose spojrzała z przerażeniem na Lily i obie powoli się wycofały, nie chcąc naruszać tak ciężkiego momentu swoją nieproszoną obecnością.
><
- Trzymaj się Potter - powiedziała Evansówna i przytuliła go. Ich kontakt znacznie się poprawił po tym jak Evans postawiła sobie za punkt honoru doprowadzenie pogrążonego w żałobie Jamesa do zdania egzaminów końcowych. Nie potrafiła patrzeć na cudze cierpienie więc przyczepiła się do niego w tak namolny sposób jak wcześniej on do niej i o dziwo udało im się znaleźć nawet kilka wspólnych tematów, które z czasem zamieniły się wręcz w tysiące.
- Ty też Lily - rzekł. - I oczywiście ty Rose. - Przytulił niebieskowłosą. Ostatnio stała się dla niego prawie częścią rodziny. Poprawiała mu humor i starała się wyciągnąć go z jego nostalgicznego nastroju.
- A jak coś wam się stanie to zabijemy matoła, który choć odważy się podnieść na was rękę - zagroził Syriusz i objął obie dziewczyny.
- Chyba będziesz musiał popełnić samobójstwo, ponieważ zaraz je udusisz - zaśmiał się Remus.
Rzeczywiście obie zrobiły się już lekko czerwone na twarzach.
- Dzięki Remusie - szepnęła Rose, odzyskując oddech.
- Nie ma za co.
- A o nas to już zapomnieliście? - spytała z udawanym wyrzutem Alicja, która stała z Mary na uboczu. Oczywiście wszyscy zaczęli się żegnać również z nimi.
- Dobra Łapa musimy już iść - stwierdził w końcu James.
- Cześć - powiedziała Lily.
- Do zobaczenia. W następnym roku postaram się, żebyś miała więcej ciekawych wspomnień - rzekł i uśmiechnął się huncwocko. Lily była pewna, że dotrzyma słowa, ale nie wiedziała czy ma się bać. Po chwili zauważyła swoich rodziców. Uśmiechnęli się do niej radośnie.
- Cześć wszystkim - rzuciła i przytuliła wszystkich z osobna. Po czym podeszła do rodziców i uścisnęła ich z całej siły. - Tak bardzo tęskniłam - szepnęła. Mary Evans zaśmiała się promienie.
- Nie spodziewałem się tego po tobie - zażartował Mark Evans. Lily udała oburzenie.
- Jak możesz tato!
- No już dobrze - szepnęła Mary. - Chodźmy do domu. Przygotowałam twoje ulubione naleśniki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top