Rozdział 7

Lily nie mogła oderwać wzroku od pary wirującej na środku parkietu. Uśmiechnęła się szeroko widząc bezgraniczne szczęście na twarzy Alicji. Patrzyła na Franka z taką miłością, że wszyscy dookoła mogli ją wręcz poczuć.

W końcu do nowożeńców dołączyła Mary z Beniem. Oni również tańczyli przepięknie. McDonald była najpiękniejszą druhną jaką Lily kiedykolwiek widziała. Miała na sobie jasnoniebieską suknię, która unosiła się pod wpływem pędu powietrza. Jej chłopak nie mógł oderwać od niej wzroku.

Lily spojrzała na Jamesa, który stał teraz obok niej i delikatnie obejmował ją w pasie. Posłał jej uśmiech i delikatnie popchnął ją w stronę parkietu. Evansówna zaśmiała się cicho i wyszła na środek. Podążył za nią.

Jedną dłoń położył jej w talii, a drugą złapał jej wyciągniętą rękę. Przyciągnął narzeczoną do siebie i złożył na jej ustach słodki pocałunek. Ruda uśmiechnęła się szeroko, a on mógł podziwiać ten błysk w jej oczach, który pojawiał się zawsze, gdy była szczęśliwa.

Kochał zielony odcień jej oczu. Piegi na jej nosie. Różane usta i rudawe włosy. Uwielbiał dotyk jej skóry na swojej i dreszcz jaki go przechodził, gdy szeptała mu coś do ucha.

Była aniołem. Aniołem, na którego czekał całe życie.

- Kocham Cię - powiedział cicho, całując ją w wierzch dłoni.

- Ja Ciebie też - szepnęła. Jej serce przyśpieszyło bicie. James uśmiechnął się do niej.

- Nie mogę się już doczekać naszego ślubu.
Kiedy w końcu będziesz moja.

- Już jestem James - powiedziała i oparła głowę na jego ramieniu.

><

- Na Merlina ile ty możesz jeść dziewczyno? - zapytał Syriusz zdziwiony.

- Duszo - odpowiedziała Rose z pełnymi ustami. Black pokręcił głową z politowaniem.

- Z roku na rok stajesz się coraz większym dzieckiem wiesz?

- Trufno. - W końcu przełknęła. - Przynajmniej dobrze się bawię.

- Ja też bym chciał wiesz? Ale moja dziewczyna cały czas je zamiast wyjść ze mną zatańczyć.

- Ale niedobra! - zawołała Rose, tak głośno, że ludzie siedzący niedaleko zwrócili na nich spojrzenia.

Black widząc to zachichotał, a jego dziewczyna razem z nim. Szybko odeszli od stołu i ruszyli poszukać swoich przyjaciół.

- Mary jest taką piękną druhną - westchnęła Rose, gdy w oddali zobaczyła przyjaciółkę.

- Ty będziesz piękniejsza - wyszeptał jej do ucha Syriusz. Uniosła wymownie wzrok. - No co? Dla mnie zawsze będziesz najpiękniejsza i pewnie dla paru jeszcze innych osób. Wielu osób.

- Dziękuje. - Uśmiechnęła się słodko.

- Kocham Cię kwiatuszku.

- No ja wiem Black.

- Osz ty. A gdzie ja Ciebie też?

- No nie wiem. Chyba uciekło. - Zaśmiała się.

- Lepiej ty uciekaj bo jak Cię złapie to nie skończysz dobrze. - Rose zachichotała i na prawdę zaczęła uciekać między gośćmi, którzy oglądali się na nią zdezorientowani.

- Jak ja ją kocham - powiedział Syriusz sam do siebie i rzucił się w pogoń za swoją dziewczyną.

><

- Musisz bardziej uważać od tej pory. Nie wiem czy to coś znaczyło, ale pamiętaj, żeby zachować ostrożność.

- Dzięki Fabian, zawsze jestem ostrożny. - Usłyszała McDonald, a chwilę później minął ją jeden z Prewettów.

Mary uśmiechnęła się do Fabiana, gdy ją mijał. Odpowiedział tym samym, ale zobaczyła w jego oczach lekki strach.

Wyszła zza rogu i zobaczyła Benia, który siedział na krześle z twarzą schowaną w dłoniach. Usłyszał jej kroki i szybko się podniósł.

- Ach to ty - powiedział cicho. Był wystraszony i zmartwiony. Widziała to po nim.

- Co się stało? - zapytała łagodnie.

- Nie, nic. Sprawy Zakonu.

- W takim razie możesz mi powiedzieć o co chodzi. Też do niego należę.

- Nie chce ci psuć wieczoru.

- Popsuło mi go już to, że ty się nie bawisz dobrze. - Podeszła do niego i przytuliła się. - Powiedz mi o co chodzi.

- Fabian mówił, że widział kogoś w czarnej pelerynie niedaleko naszego domu. Ten ktoś wyglądał jakby czegoś szukał.

Mary przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Benio delikatnie pogłaskał ją po głowie.

- To jeszcze nic nie znaczy - szepnęła.

- I oby nie znaczyło, ale musimy być bardziej ostrożni. Najlepiej by było zamieszkać gdzieś indziej na parę dni. Tak dla bezpieczeństwa. Zrobię wszystko, żebyś była bezpieczna.

- Nie boję się, póki jesteś obok. - Odsunęła się i spojrzała mu w oczy. - Nie obchodzi mnie czy zginiemy czy będziemy żyć długo i szczęśliwie. Byle razem. Nic więcej się dla mnie nie liczy.

                                       ><

Remus, James, Syriusz i Peter stali na środku parkietu, robili sobie zawody kto najszybciej wypije szklankę ognistej whiskey.

Rose krzyczała i kibicowała razem z Alicją. Natomiast Lily stała z założonymi rękoma.

- Jak dzieci - mruknęła. Frank posłał jej rozbawione spojrzenie.

- Dobra na trzy! - zawołał Syriusz.

- Raz - powiedział James, uśmiechając się wesoło.

- Dwa - pisnął Peter.

- Trzy! - krzyknęła Alicja, śmiejąc się. Huncwoci łapczywie przykleili się do swoich szklanek.

W końcu jeden z nich skończył. Ku zaskoczeniu wszystkich zebranych był to mały Peter Pettigrew, teraz czerwony na twarzy.

- Gratuluje! - krzyknęła Alicja Longbottom i przytuliła przyjaciela.

- Ej no nie wierzę. Tak mało mi zabrakło - jęknął Syriusz.

- Spokojnie Łapa, następnym razem wygramy mówię ci to - pocieszał przyjaciela James. Oboje bardzo dużo wypili więc włączył im się syndrom wzajemnej miłości.

- Jesteś dla mnie jak brat wiesz? - zapytał Syriusz kiwając się lekko.

- Ty dla mnie też Łapa.

- Zainwestujcie w mocniejsze głowy - zaśmiała się Rose.

- Ej... - zaczął teraz Remus, z którym też nie było najlepiej. Huncwoci wrócili pełną parą. - Nie obrażaj moich przyjaciół.

- No nie wierzę w was - roześmiała się Lily.

- Tacy są słodcy nie sądzisz? - spytała Alicja, którą bawiła cała ta sytuacja.

- Słodcy to będą jak zasną - rzuciła Mary, która akurat do nich podeszła.

- No wyd... - przerwała Rose. Usłyszała piosenkę, do której zawsze tańczyły razem z dziewczynami.

- Nasza piosenka - zawołały wszystkie jednocześnie. Mary, Alicja, Rose i Lily w jednej chwili wskoczyły na parkiet i zaczęły tańczyć. Były w tym na prawdę dobre. Alicja brała lekcje tańca, a Rose do tej piosenki o dziwo potrafiła tańczyć.

James, Syriusz, Benio, Frank, a nawet Remus i Peter zaniemówili. One całą czwórką wyglądały tak niesamowicie i pięknie, że nie można było od nich oderwać wzroku. Biała suknia Alicji delikatnie błyszczała się w świetle lamp.

Frank nie mógł się nacieszyć dzisiaj jej widokiem czy dotykiem. Chciał jej pokazać jak ją kocha, ale czuł, że to niemożliwe. Jednak uczucie było tak silne, że mogłoby go rozerwać od środka.

Był pewny, że będzie z nią już do końca życia. Jednak bał się, że przez to, że są w Zakonie niedługo ją straci.

                                       ><

- Dobra, trzy, czte- ry! - zawołała Alicja i rzuciła za siebie bukiet z pięknych czerwonych róż.

Kwiaty jakby niesione magiczną mocą trafiły prosto w ręce Lily. Ruda uśmiechnęła się szeroko i spojrzała w stronę Jamesa, który zdążył już lekko otrzeźwieć. Siedział teraz obok Syriusza i uśmiechał się z miłością.

- Już niedługo - powiedział bezgłośnie, a ona przytuliła róże do siebie.

Nareszcie wróciłam. Po dłuższej przerwie niż się spodziewałam, za co przepraszam. Jednak szkoła wykańczała mnie psychicznie i trudno by mi było napisać coś pozytywnego. Jednak jestem już z powrotem i mam nadzieję wykorzystać w końcu czas wolny i napisać kilka następnych rozdziałów.

DestroyedHope

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top