Rozdział 5

Rose stała zaciskając mocno zęby. Obok niej Syriusz nie mógł powstrzymać pojedynczej łzy, która teraz spływała po jego policzku.

Przed nimi stała biała trumna ze złotymi wykończeniami. Wieko było zamknięte, bo Avada była rzucona z bardzo bliska i spowodowała rozległe obrażenia.

Blue czuła się winna. Nie mogła powstrzymać drżenia, które wzięło w posiadanie jej ciało. Dzisiaj rano rozlała kawę, którą Lily podała jej do śniadania. Evans przygotowała posiłek tak naprawdę tylko po to, by mieć jakieś zajęcie, ponieważ nikt nie odczuwał potrzeby jedzenia.

Umarła bliska im osoba. Umarła, ratując im życie. Broniąc wartości, które każdy z nich wyznawał. To było tak nierealne, jakby byli w jakimś innym świecie, gdzie Dorcas po prostu wyjechała na wakacje. Żadne z nich nie widziało jej ciała, co jeszcze bardziej wzmacniało to uczucie.

Lily złapała Jamesa za rękę. Była lodowata. Ruda uścisnęła ją mocno, czując, że zaraz się rozpłacze. Potter przeniósł na nią wzrok. Jego kasztanowe tęczówki były dzisiaj wyjątkowo ciemne. Lily poczuła jak przechodzi ją dreszcz, a zaraz później jej oczy się przeszkliły. James delikatnie wyciągnął swoją dłoń z jej uścisku i przyciągnął ją do siebie. Wtuliła swoją twarz w jego pierś i zaczęła cicho płakać.

Niedaleko stał Remus, który jako jedyny nie okazywał prawie żadnych emocji. Jego twarz była jakby wykuta z kamienia. W jego głowie przeplatały się scenariusze sytuacji, w których pokonywał swój strach i pomagał Dorcas. Ratował przed Voldemortem i dawał szansę na przeżycie.

Chciał cofnąć czas, ale nie potrafił i za to w tym momencie się nienawidził.

Tuż przy trumnie stał Dumbledore, który ze smutkiem starał się prowadzić ceremonię. Zapewne mało kto go słuchał. Wszyscy byli zbyt pogrążeni w swoich myślach i wspomnieniach, jak to już zawsze jest na pogrzebach.

Było tu dużo młodych ludzi. Pojawił się prawie cały zakon i niektórzy uczniowie z Hogwartu.

Angela Lost była najlepszą przyjaciółką Dorcas, mimo, że była od niej młodsza. Teraz wyglądała jak cień. Miała podkrążone oczy i tłuste włosy. Czuła się jakby straciła siostrę. Stała tak z kamienną twarzą w drugim rzędzie, aż w końcu zaczęła się trząść, by po chwili wybuchnąć spazmatycznym płaczem.

Dumbledore posłał jej smutne spojrzenie i przerwał swój monolog.

Lily Evans stała obok Angeli, więc gdy ta zaczęła płakać, od razu wzięła ją w ramiona. Lost złapała się rudej, jak tratwy ratunkowej.

Mary nie mogła powstrzymać szlochu, gdy to zobaczyła. Ścisnęła ramię Benia, a on złapał ją mocno za rękę. On widział jak Voldemort wypowiada zaklęcie. To on znalazł Dorcas.

Jej twarz była zniekształcona, nie możliwa do rozpoznania. Płakał, gdy ją zobaczył. Nie mógł się powstrzymać, bo zdał sobie sprawę jakie życie jest ulotne.

Marlena Smith stała sama ze spuszczoną głową, a łzy powoli spływały po jej policzkach. Jej chłopak nie mógł przyjść, bo mimo wszystko ktoś musiał się zająć sprawami zakonu.

Bała się, że niedługo coraz częściej będzie musiała oglądać trumny z ciałami swoich przyjaciół. Prześladowało ją też uczucie, że za jakiś czas wszyscy tu zgromadzeni będą z takim samym smutkiem spoglądać na trumnę, w której będzie leżeć ona.

Dwa miejsca od niej stał Peter. On nie płakał, ani sobie niczego nie wyrzucał. Błądził tylko wzrokiem dookoła, unikając patrzenia na śnieżnobiałą trumnę. Jakby bał się, że wyjdą z niej jego demony i wciągną do jakiegoś ciemnego dołu, z którego nie ma ucieczki.

W końcu wszyscy ruszyli i każdy wsypał do dołu garść ziemi, żegnając się z Dorcas już na zawsze.

To było trudniejsze niż mogłoby się wydawać.

><

Dwa tygodnie później Rose siedziała w salonie Jamesa i śmiała się cicho, przeglądając album ze zdjęciami z Hogwartu.

- Co robisz? – zapytał Syriusz, wchodząc do pokoju.

- Musisz zawołać Lily i Jamesa – zaśmiała się dziewczyna. Jej chłopak spojrzał na nią z uśmiechem i pocałował ją w czoło.

- Lily! James! – krzyknął. Po kilku sekundach dało się słyszeć ich powolny krok.

- Tak Łapa? – zapytał z lekka zaspany James, schodząc po schodach. Za nim podążała Lily, która wyglądała podobnie do narzeczonego.

- Znalazłam album z Hogwartu i pomyślałam, że możemy go razem przejrzeć. – James uniósł wzrok i odwrócił się jakby zamierzał wrócić do łóżka. Jednak Lily złapała go za ramiona i odwróciła z powrotem w stronę salonu.

- My chętnie – powiedziała i ciągnąc za sobą Jamesa, usiadła na kanapie koło Rose.

Pierwsze zdjęcie przedstawiało grupkę czterech chłopców, stojących na tle hogwartu i uśmiechających się huncwocko. Okularnik dawał sójkę w bok swojemu czarnowłosemu przyjacielowi. Chudy blondyn ściskał mocno książkę i wyglądał na zmęczonego, ale i tak uśmiechał się, jakby z wdzięczności, że może stać tu z nimi. Ostatni chłopak sprawiał wrażenie lekko przestraszonego, ale szczęśliwego.

- Pamiętam ten dzień – zawołał Syriusz i uśmiechnął się szeroko. – Benio zrobił to zdjęcie!

- Jak ty możesz pamiętać takie rzeczy, a przepisów na podstawowe eliksiry już nie? – zapytała Lily, unosząc brwi.

- To przeżyłem, a tych przepisów nie.

- Ale wspomnienia nie powtarzałeś, a te przepisy pewnie z dziesięć tysięcy razy.

- Łudź się dalej – rzekł Syriusz, a James zachichotał. Ruda przewróciła oczami.

- Zawsze tacy sami.

- Nie no, James trochę jednak przytył.

- Ej!

- Dobra, cicho bądźcie – zaśmiała się Rose i przewróciła stronę. Uśmiechała się do niej jej młodsza wersja, obejmująca Lily i Alicję. Stały przy jeziorze i śmiały się z czegoś. Zdjęcie na pewno nie było pozowane. Chłopcy musieli je zrobić z ukrycia. Uniosła brwi.

- No co? – zapytał James, unosząc ręce w obronnym geście. – Lunatyk poczuł się fotografem i robił zdjęcia dosłownie wszystkiemu i wszystkim. To sobie zachowałem, bo uznałem, że ładnie wyszło.

- Remus nawet nie wie jak włączyć magiczny aparat – rzuciła Rose z uśmiechem. Lily przyjrzała się uważnie swojemu narzeczonemu.

- James, czy ty robiłeś nam zdjęcia z ukrycia? – spytała.

- Nie, oczywiście, że nie.

- James...

- No dobra. Może raz, czy dwa.

- Albo sto razy – dopowiedział Syriusz, a przyjaciel zwrócił na niego morderczy wzrok. – No dobra, dobra. Zdarzyło się raz czy dwa.

Rose tylko pokręciła głową i przekręciła następną stronę. Na zdjęciu była ona i Syriusz. Stali przed wejściem do Wielkiej Sali i chyba się przekomarzali. Jednak w ich oczach można było już dostrzec cień uczucia, które łączyło ich teraz.

Spojrzeli na siebie i wiedzieli, że oboje zauważyli to samo. Uśmiechnęli się do siebie i Blue znów przekręciła stronę.

To było zdjęcie z imprezy. James i Syriusz obejmowali Rose, która trzymała w ręku butelkę ognistej whiskey i śmiała się z czegoś.

- Ale z nas byli imprezowicze – zachichotała Rose. To prawda. Ta trójka nie przegapiła chyba żadnej imprezy w swojej szkolnej karierze. Dzięki temu, że się na nich tak często spotykali to zaczęli się bardziej przyjaźnić.

Lily nie podzielała ich zafascynowania, więc z pobłażliwym uśmiechem oglądała coraz to kolejne zdjęcia z imprez.

Na jednym Rose tańczyła z pijanym Peterem. Na drugim Syriusz siedział na baranach Jamesowi, który skakał po kanapie. Później jeszcze było zdjęcie Remusa, który mierzył czas Potterowi, gdy ten stał na rękach.

Rose, James i Syriusz co chwile wzdychali z rozrzewnieniem i opowiadali sobie o różnych śmiesznych sytuacjach.

- A pamiętacie jak Benio Fenwick próbował wskoczyć na główkę do wiadra z wodą?

- Jasne, że tak – zachichotała Rose. – Nadal nie wiem gdzie znalazł to wiadro.

- Biorąc pod uwagę, że to on to, przestaje to być aż takie dziwne.

- Benio dużo imprezował? – zapytała Lily. Trójka jej przyjaciół spojrzała na nią z szeroko otwartymi oczami.

- Dużo?

- Praktycznie cały czas – zawołała Blue. – Zawsze go spotykałam na imprezach. Tak samo jak ich z resztą.

- Byliśmy rozrywkowi – rzekł Syriusz i poruszył sugestywnie brwiami. Jego dziewczyn zachichotała.

- Nadal jesteście – powiedziała Lily. James uśmiechnął się szeroko, a Rose przekręciła stronę albumu. Ich oczom ukazało się zdjęcie z siódmej klasy, które zrobili zaraz po pierwszej randce Jamesa i Lily.

Wszyscy nie mogli powstrzymać uśmiechu.

- Tęsknię za czymś takim. Za imprezami, radością, wolnością.

- Już niedługo znowu tak będzie – powiedział Syriusz, a Rose pokręciła przecząco głową.

- Na pewno nie niedługo, jeśli w ogóle.

- Trochę wiary.

- Wiara już nam nie wystarczy.

- Rose ma rację – rzekła Lily. – Nie macie przeczucia, że już nigdy nie będzie jak wcześniej?

- Nie, bo wiem, że kiedyś będzie. Może nie dla nas, ale dla innych. Naszych dzieci lub wnuków.

- Skąd taka pewność James?

- Nie wiem, po prostu tak czuję.

- To ciekawe co jeszcze dzisiaj poczujesz – zażartowała Rose. James spojrzał na Lily. Jego narzeczona uśmiechnęła się do niego pytająco.

- Jest coś jeszcze.

- Co takiego? – zapytał Syriusz, marszcząc lekko brwi.

- Przeczucie, że powinienem coś zrobić.

- Co? – spytała Blue, nabierając lekkiej podejrzliwości. James złapał swoją ukochaną za ręce i wziął głęboki oddech.

- Lily, weźmy ślub.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top