Rozdział 28
Trudno było im się pogodzić ze stratą przyjaciela. Było to dla nich coś nowego. Zawsze wierzyli, że nie ważne co się stanie to będą mogli na sobie polegać. Nawet w najśmielszych snach nie wyobrażali sobie czegoś takiego. Ich wizja świata została zaburzona.
- Trzeba się wyprowadzić - mruknął cicho James. Lily stała wpatrzona w okno, jakby starała się wmówić sobie, że to tylko sen.
- Wiem.
Potter był na skraju rozpaczy. Gdzieś głęboko w podświadomości chciał, żeby Voldemort go znalazł i zabił. Nie mógł sobie poradzić z tym, że nie wiedział komu ufać. Z tym, że za każdym rogiem mógł czekać śmierciożerca. Gdyby nie Lily i Harry to sam nie wiedział co by zrobił.
Potrząsnął głową i wziął łyka czarnej jak smoła kawy.
Zastanawiał się jak to możliwe, że Voldemort jeszcze ich tu nie znalazł. Mieszkali u Marleny już jakiś czas, a zagrożenie nie nadchodziło. James spodziewał się, że Remus od razu po zdemaskowaniu powie swojemu panu o ich kryjówce. Jednak nie zrobił tego i Potter nie mógł zrozumieć dlaczego. Czyżby źle go osądzili? A może Lupinowi pozostało chociaż trochę lojalności w stosunku do nich.
James, Syriusz i Peter po cichu weszli do brudnego pokoju. W rogu na podartym materacu siedział Remus i patrzył na swoje dłonie.
- Skąd ten smutek przyjacielu? - zawołał Black, a Lupin zerwał się na równe nogi.
- Co... co wy tu robicie? - Wyglądał na przerażonego. - Nie powinniście tu być. Musicie uciekać.
- Coś ty! Uciekać? Huncwoci? Ja tutaj widzę okazję do niezłej przygody, a ty... Rogaczu?
- Rogaczu? - spytał zdziwiony Remus.
- Nieźle... Łapa. Też raczej wyczuwam przygodę. A jeszcze bardziej szlaban.
Syriusz zaśmiał się, słysząc swoje nowe przezwisko. Lupin wyglądał na mocno zdziwionego. Nie rozumiał o co chodziło jego współlokatorom, ale umierał z przerażenia. Oni najwidoczniej nie rozumieli powagi sytuacji.
- Na prawdę powinniście już iść.
- Nigdzie nie idziemy, bo przyjaciół się tak nie zostawia - powiedział Potter. - Poza tym to tylko drobny futerkowy problem.
Remus wytrzeszczył oczy i otwierał usta jakby chciał coś powiedzieć. Jednak żaden dźwięk nie opuścił jego buzi.
- Wiemy o wszystkim Remusie. Twoje podróże do chorej matki jakoś nie trzymały się kupy - wytłumaczył Black. - No i może jeszcze trochę cię śledziliśmy, ale to już inna sprawa.
- Ale i tak musicie uciekać. Jestem niebezpieczny. Nie kontroluje się.
- Już nam tutaj nie dawaj lekcji Obrony Przed Czarną Magią co? Mamy jej wystarczająco na codzień. - James mówiąc to wyglądał na coraz bardziej podekscytowanego. Najwidoczniej chłopcy mieli dla Lupina jakąś niespodziankę. Gdy tylko ta myśl wpadła Remusowi do głowy, Syriusz, James i Peter unieśli różdżki i jednym machnięciem przemienili się w psa, jelenia i szczura. Po czym wrócili do swojej ludzkiej formy.
- Tadaaaa - zawołał Black tak głośno, że ściany zaskrzypiały. - Może nas byś zjadł, ale Rogacza, Łapy i Glizdogona nie tkniesz.
- Ja... ja nie wiem co powiedzieć - wyszeptał wzruszony chłopak. Łzy napłynęły mu do oczu. Wiedział jak trudno jest się stać animagiem i nie mógł uwierzyć, że ktoś podjął się tego trudu dla niego. Pierwszy raz w życiu poczuł się aż tak kochany i doceniany.
- Od czego są przyjaciele - odrzekł Syriusz. Podszedł do Lupina i poklepał go po plecach. - A i jeszcze mam dla ciebie prezent. - Mówiąc to wyciągnął z kieszeni dużą gumową kość. - Błagam pozwól mi ci to porzucać.
James uśmiechnął się na to wspomnienie. Nie minęło wcale tak dużo czasu, a wszystko się zmieniło. Mina mu zrzedła. Tyle walki i cierpienia tylko po to by nie wskórać nic. Skoro Voldemort był w stanie przeciągnąć Remusa na swoją stronę, to możliwym wydawało się przeciągnięcie każdego. Przecież Lupin zawsze był taki wierny i uczynny. James nie potrafił sobie tego poukładać w głowie. Nagle z zamyślenia wyrwał go głos najlepszego przyjaciela.
- Stary musisz się otrząsnąć. - Syriusz podszedł i położył mu rękę na ramieniu. James zobaczył, że Lily gdzieś zniknęła. Westchnął i spuścił głowę. - Nie miałeś na to wpływu.
- Wiem, ale coś mi tu bardzo nie pasuje. Przecież Remus zawsze był takim dobrym przyjacielem. Zawsze nas wspierał i bronił mimo, że wcale nie musiał.
- Wojna zmienia każdego. Może nie miał wyboru.
- Tylko czy wtedy nie powinniśmy mu wybaczyć i go przyjąć z powrotem? Pomóc mu?
Syriusz spojrzał na Pottera i zobaczył jak jego przyjaciel cierpi. Zawsze potrafił odczytać jego nastrój, nie ważne jak bardzo starał się go ukryć. Jednak tym razem James nic nie ukrywał. To była jedna z gorszych chwil w jego życiu i Syriusz rozumiał go doskonale.
- Gdyby tak działało życie to wszystko byłoby prostsze. Jednak nie możemy sobie pozwolić na trzymanie takich osób blisko. Nie ważne jak wiele razy ci powiedzą, że się zmieniły to może wystarczyć tylko jedna chwila, a wrócą do tego jak było. Musimy trzymać się z daleka od problemów, bo mamy ich już i tak zbyt dużo. Nie damy rady dźwigać jeszcze czegoś takiego. Kontrolować go i sprawdzać. Sam powinien walczyć o siebie, tak jak i my to robimy.
- Tylko ile razy on walczył o nas - rzekł Potter, przymykając oczy ze smutku.
- Wystarczy, że chociaż raz walczył przeciwko.
***
Frank popatrzył na Alicję ze smutkiem. Jego żona bawiła się na dywanie z ich synem Neville'em. Cieszył się tym co miał, ale jednocześnie nienawidził całego tego świata. Wiedział, że nie będzie im dane spokojne życie. Czuł to w głębi serca i mimo, że nie chciał się do tego sam przed sobą przyznać to miał wrażenie, że razem z Alicją nie przetrwają tej wojny. Mieli nad głowami wyrok widoczny na setki kilometrów. Wystarczył jeden śmierciożerca, który ich rozpozna, żeby zaraz zleciała się cała chmara. Frank słyszał co stało się z Remusem i zaczęła się w nim gotować nienawiść. Jedynym czego nie znosił bardziej niż Voldemorta była zdrada. Przez tę wojnę już sam siebie nie poznawał. Gdyby ktoś pozwolił mu wyjść z domu i wskazał mu miejsce pobytu Remusa Lupina to zabiłby go bez wahania. Każdy kolejny dzień sprawiał, że Longbottom pogrążał się w beznadziei i ciemności. Chciał ochronić swoją żonę i syna, ale nie potrafił. Mógł tylko czekać aż ktoś zrobi to za niego.
- Skarbie - powiedziała cicho Alicja, przytulając swojego męża od tyłu. Złapał za jej dłoń. - Nie przejmuj się tym tak ciągle, bo tylko marnujesz czas. Chodź i pozwól sobie na odpoczynek.
- Jak ty to robisz?
- Co robię?
- Zachowujesz spokój, mimo że jesteś zamknięta w jednym domu i nie możesz się z niego wychylać. Gdy nie możesz działać, a powinnaś.
Alicja przymknęła oczy, kładąc mu głowę na ramieniu.
- Liczę na moich przyjaciół. Ufam, że mi pomogą.
***
Severus Snape wstrzymał oddech, gdy piękna rudowłosa dziewczyna wyszła z domu i spojrzała w niebo. Był już czerwiec, więc dzisiejsza noc, należała do tych ciepłych. Jednak Lily zawsze narzekała na zimno, dlatego i tym razem była owinięta jakąś chustą. Wyszła jeszcze dalej i usiadła na murku, odgradzającym jej podwórko od cienkiej dróżki. Teraz była już bardzo blisko niego. Wstrzymał oddech i wtedy to usłyszał.
- Może i długo się nie widzieliśmy, ale ciągle znam cię na wylot. - Zamarł, a różdżka prawie wypadła mu z dłoni. - Możesz podejść jeśli chcesz.
Severus nie wiedział co zrobić. Wahał się, bo rozum kazał mu uciec, ale serce wyrywało się w stronę Lily. W końcu postanowił go posłuchać. Cicho wyszedł z zarośli i podszedł do swojej byłej przyjaciółki. Ona na jego widok uśmiechnęła się tak jak kiedyś.
- Lily ja... - zaczął. Ona pokręciła głową i poklepała miejsce obok siebie.
- Dumbledore wszystko mi powiedział. Uznał, że powinnam wiedzieć. Żebym może zmieniła zdanie o tobie.
- I co... zmieniłaś? - spytał cicho, przełykając ślinę.
- Chyba nigdy nie miałam złego. Jak tak teraz się zastanawiam to nieważne co byś zrobił, zawsze będziesz osobą, która wprowadziła mnie w ten świat i pokazała mi wszystko co znała. Nie byłabym w stanie cię nienawidzić.
- Przepraszam cię za wszystko. Nie chciałem, żeby to się tak potoczyło. Nigdy nie chciałem cię zranić - powiedział, siadając na przyjemnie ciepłym murku. Lily wyciągnęła z kieszeni paczkę papierosów. Severus spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- To Syriusza, ale chciałam spróbować.
Snape uśmiechnął się i wyciągnął jednego. Lily zrobiła to samo. Siedzieli paląc obok siebie i patrzyli w gwiazdy.
- Chyba nie palisz pierwszy raz - zaśmiał się Severus. Lily uśmiechnęła się.
- No może czasami na jakichś imprezach mi się zdarzało, ale później zostałam matką i nie było okazji.
- Jak w ogóle się z tym czujesz? Ile on już ma? Dziesięć miesięcy?
- I dziesięć dni. Szybko ten czas leci, ale jest dobrze. Zanim się urodził nie wiedziałam, że można kogoś aż tak bardzo kochać - powiedziała z delikatnym uśmiechem. Severus również się uśmiechnął. Po tylu latach zrozumiał, że liczyło się tak na prawdę tylko to, żeby ona była bezpieczna i szczęśliwa. Nie ważne z kim. Mimo, że Jamesa nadal nie szanował to po części cieszył się, że tak broni Lily.
- Cieszę się, że jesteś szczęśliwa.
- A jak ty się czujesz? Musi być ci ciężko.
- Trochę tak - zaczął. Pierwszy raz od bardzo dawna ktoś zapytał go jak się czuje. To było dla niego niespotykane. Tak dziwne, a jednak tak przyjemne. - Nie jestem pewien czy nie zostanę odkryty. Tak na prawdę nie wiem ile on wie czy ilu spraw się domyśla.
- Dasz sobie radę Severusie. Pamiętaj, że jakby co zawsze możesz wyjechać. Uciec od tego wszystkiego. Masz wielki talent i gdziekolwiek nie pojedziesz, osiągniesz sukces. Zawsze starałam się, żebyś to zrozumiał. Jesteś potężny bez całej tej czarnej magii. Zawsze byłeś. - Spojrzał w jej oczy. Te piękne zielone oczy, które potrafiły uspokoić w nim nawet najgorszy napad rozpaczy. Nigdy nie miał dobrego przykładu miłości, ale dla niej chciał się nauczyć kochać tak niewinnie i głęboko. Czasami sam nie wiedział czy poczuł coś do niej dlatego, że była mu przeznaczona, czy dlatego, że jako jedyna okazała mu współczucie i pomocną dłoń. Była jego pierwszą j jedyną przyjaciółką. Gdyby jej posłuchał to nie skończyłby w tak okropnej sytuacji. Miał szansę na zupełnie inne życie, ale jej nie wykorzystał. Każdy żałuje jakichś decyzji z młodości, ale mało kto żałuje ich tak mocno jak Severus Snape. Stracił jedyną bliską mu osobę i do tego jeszcze niedawno wydał na nią wyrok. Nie wiedział czy ona była świadoma tego, że to on przekazał przepowiednię Voldemortowi, ale jeśli nie była to nie chciał jej tego mówić. Nie byłby w stanie się do tego przyznać.
- Dziękuje - wydusił jedynie. Po chwili dodał. - Ale zostanę, jestem coś winny sobie, tobie i wszystkim. Żałuje tego co się stało.
- Cieszę się, że postanowiłeś się zmienić. Pragnęłam tego od piątej klasy. Nawet nie dlatego, żeby odzyskać cię jako przyjaciela. Tylko, żeby mieć pewność, że będziesz bezpieczny. Bo przy Voldemorcie nikt nie jest. - Chwilę siedzieli w milczeniu. - Czy Remus na prawdę był szpiegiem?
Severus przez chwilę się zastanawiał. Nie wiedział jak ubrać swoje wątpliwości w słowa. Miał też problem by zebrać się na jakiekolwiek pozytywne słowa o Huncwocie.
- Tego nie wiem, ale pamiętam go ze szkoły i jakoś nie wydaje mi się to prawdopodobne.
- To, żeby był zły?
- Nie, raczej to, żeby zrobił coś wbrew Blackowi i Potterowi. Zawsze był im podporządkowany. Robił to co oni chcieli. - Lily wyglądała jakby zaczęła się nad tym głęboko zastanawiać. Severus nienawidził Lupina, Blacka i Pottera, ale nie wierzył w to, że któryś z nich by zrobił coś przeciwko innym. Przynajmniej w tej sytuacji. To było po prostu jakieś przeczucie. Jedyne dobre emocje jakie wiązał z tymi ludźmi to to, że zrobią wszystko, żeby ocalić tak drogą mu Lily. Dlatego trudno może mu było pogodzić się z myślą, że jeden z nich był szpiegiem. Wtedy nie pozostawał mu już żaden pozytywny aspekt dotyczący ich postaci. Dopalił papierosa i rzucił go na ziemię.
- Sama już nie wiem w co wierzyć - szepnęła Lily.
- To wierz w siebie. Jesteś najlepszym człowiekiem jakiego znam i jeśli poczujesz, że się gubisz to pamiętaj, że sobie zawsze możesz zaufać.
- Dziękuje ci Severusie. Mało kto wierzy we mnie tak jak ty. - Uśmiechnęła się ciepło. Lily ma prawdę miała w sobie ogromne pokłady dobra. Snape nigdy nie spotkał kogoś takiego. Niewinnego i szczerego, nie przepełnionego strachem czy nienawiścią, pomimo trwającej wszędzie dookoła wojny.
- Chyba powinienem już iść.
Lily wstała z murku i przytuliła go delikatnie. Jego serce przyspieszyło. Poczuł się bezpieczny. Tak jakby cofnął się o kilka lat i znów mógł usłyszeć głośny śmiech rudowłosej dziewczynki.
- Uważaj na siebie Severusie.
- Do zobaczenia Lily - powiedział z uśmiechem i odszedł w ciemność.
Nie wiedział, że już nigdy więcej się nie uśmiechnie. Nie wiedział też, że on ją jeszcze zobaczy, ale dla niej to był ostatni raz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top