Rozdział 2

James właśnie próbował wstawić do piekarnika coś co miało przypominać śniadanie, gdy usłyszał pisk Rose. Syriusz, który spał na blacie zerwał się w ułamku sekundy i przez swoją gwałtowność spadł z trzaskiem na ziemię.

- Cholera – zaklął i zwinął się w kłębek. Rany po zadrapaniach nadal się nie zagoiły i Black właśnie się o tym przekonał. Potter doskoczył do przyjaciela i położył mu rękę na ramieniu.

- Wszystko w porządku? – zapytał zaniepokojony.

- Idź sprawdzić o co chodzi – mruknął Syriusz zagryzając zęby. James szybko wstał i ruszył do salonu gdzie spali jeszcze Remus i Peter. Przy drzwiach wejściowych stała Rose, mocno obejmująca uśmiechniętą Lily.

- Lily – powiedział James, a jego narzeczona szybko wyplątała się z uścisku przyjaciółki i rzuciła się mu na szyję. Miała opuchnięte i zaczerwienione oczy, ale się uśmiechała. Za nią w korytarzu stał duży kufer i klatka z kotem. Wystarczyło tyle, by James zrozumiał co się stało. Przycisnął dziewczynę do siebie i wciągnął w nozdrza zapach jej waniliowego szamponu.

- Już jestem gotowa – szepnęła mu do ucha. Przeszedł go dreszcz, gdy poczuł jej ciepły oddech. Przymknął oczy.

- Kocham cię Lily. Kocham cię najmocniej na świecie.

- Ja ciebie też kocham James.

Potter odsunął dziewczynę od siebie i spojrzał jej głęboko w oczy. Uśmiechnęła się do niego czule. Nie potrafiła się nie uśmiechać, gdy na niego patrzyła. Był jej szczęściem i ratunkiem przed normalnością. Był wszystkim co w tej chwili posiadała.

- Gdzie jest Syriusz? – spytała Rose, rozglądając się. James wypuścił gwałtownie powietrze i rzucił się w stronę kuchni. Blue w sekundę zbladła i pobiegła za nim.

Na podłodze w kuchni siedział Syriusz i oddychał ciężko. Jednak nie wyglądał aż tak źle. Rose złapała się framugi i zjechała po niej na ziemię. Serce waliło jej jak młotem. Przeraziła się reakcji Jamesa i myślała, że Blackowi stało się coś na prawdę złego.

Syriusz spojrzał na nią zdziwiony, ale też zaniepokojony.

- Wszystko w porządku? – zapytał. Kiwnęła głową i spojrzała ze złością na Jamesa.

- Przez ciebie prawie zawału dostałam Potter. Nie rób mi tego więcej.

- Przepraszam, zapomniałem o nim.

- Wiesz co Rogaczu... - mruknął Syriusz z urazą.

- Dobra, miał nawet niezły powód, żeby zapomnieć. Lily się wprowadza – powiedziała Rose, broniąc przyjaciela. Syriusz uniósł brwi.

- Wow, nie spodziewałem się tego, tak szybko. Gratuluje stary.

- Dzięki Łapa. Daj rękę. Pomogę ci wstać.

Syriusz wstał z wielkim trudem i od razu musiał się czegoś złapać, bo go zamroczyło. Rose podeszła i delikatnie go podtrzymała.

- Chodź się położyć.

- Dobrze mamo.

- Ej! Zaraz znowu wylądujesz na ziemi Black.

Syriusz uśmiechnął się delikatnie. Jego dziewczyna miała dzisiaj wyjątkowo dobry humor, co nie zdarzało się ostatnio zbyt często.

- Jeśli tylko położysz się obok mnie to mogę znowu na niej wylądować.

Rose przewróciła oczami.

- Chodź już, bo musisz jeszcze wejść po schodach, a jak co chwilę będziesz rzucał takie marne teksty to trochę ci to zajmie.

Syriusz już chciał coś odpowiedzieć, ale Rose wyciągnęła go z kuchni siłą. Wtedy na ich miejsce do środka weszła Lily. Uśmiech nie opuszczał jej ust, mimo, że w kącikach oczu wciąż czaił się smutek.

- Oni są wspaniali – zaśmiała się.

- To prawda. Nigdy nie widziałem, żeby Syriusz, tak bardzo, się zakochał. Rose jest zdecydowanie tą jedyną.

Mówiąc to podszedł do Lily i położył jej swoje dłonie na biodrach.

- Opłacało im się na siebie czekać, mimo, że wiele razy mieli przez siebie złamane serce.

- Tak samo, jak nam.

Evans założyła mu ręce na szyję i spojrzała mu w oczy.

- Niczego nie żałuję bardziej, jak tego, że dałam ci szansę tak późno.

- Dobrze zrobiłaś. Udowodniłaś, że jesteś wyjątkowa. Nie dałaś się łatwo, jak inne i mi zaimponowałaś. Pierwszy raz w życiu, musiałem się o coś tak starać, ale było warto.

Uśmiechnął się i poprawił swoje włosy. Lily również się uśmiechnęła, a cały smutek zniknął z jej niesamowicie zielonych oczu, które teraz błyszczały ze szczęścia. James delikatnie, jakby robił to po raz pierwszy, złożył na jej ustach pocałunek, który oddała z wręcz elektryzującą pasją.

Gdy włożył rękę w jej aksamitne włosy, do kuchni wszedł, a raczej wbiegł, Remus.

- Czy coś się nie pali? – zawołał. James szybko spojrzał na piekarnik, z którego już ulatniał się gęsty dym.

- Świetnie – mruknął. – Lily, pomożesz?

Dziewczyna uniosła wymownie wzrok i wyjęła różdżkę.

- Czas, żebyście nauczyli się paru rzeczy.

                                     ><

Rose leżała obok Syriusza i delikatnie bawiła się jego dłonią. Black przyglądał się jej z uśmiechem. Kochał tą dziewczynę. Rozmowa z nią była dla niego bardziej pociągająca niż pocałunek z jakąkolwiek inną dziewczyną. Nigdy nie myślał, że będzie w stanie aż tak się zakochać. Raczej nie traktował dziewczyn poważnie. Skupiał się na tych łatwych, żeby nawet zbyt się nie starać.

Jednak, gdy zobaczył Rose, wiedział, że nie będzie łatwo. Podobał jej się to prawda, ale nie byłaby sobą, gdyby łatwo mu się poddała. Jednak o nią chciał walczyć, nie wiedział dlaczego. Coś mu po prostu kazało być blisko, bo gdy jej nie widział nie mógł przestać o niej myśleć. Chciał dotknąć jej delikatnej skóry i poczuć bicie jej serca.

Była jedyną dziewczyną, z którą mógł milczeć godzinami i nie czuć się niezręcznie. Nie bał się codzienności i rutyny póki była z nim.

To była właśnie miłość.

Coś czego szukał przez całe życie, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.

- Już lepiej? – zapytała, błądząc palcem po liniach na jego dłoni. Złapał jej dłoń w swoją i delikatnie ścisnął.

- Jesteś ze mną więc jest wspaniale.

- Nie zawsze będę z tobą.

- Więc nie zawsze będzie wspaniale.

Spojrzała mu głęboko w oczy. Miała ochotę płakać, gdy go widziała, bo bała się, że już niedługo go straci. Każdy jego dotyk był dla niej czymś czego nie dało się wytłumaczyć. Ciepło jego skóry koiło jej nerwy i rozbiegane myśli. Chciała go przytulić i zostać już tak na zawsze.

Pamiętała jeszcze czasy, gdy też tak się czuła. Czasy, w których każdego dnia musiała oglądać go z inną dziewczyną i udawać, że nic się nie dzieje, że nic nie czuje.

Wpatrywała się wtedy wieczorami w gwiazdy i pytała czemu musiała zakochać się akurat w nim. W człowieku, który chciał od niej jedynie przyjaźni. No, bo czego mógł chcieć, gdy nie rozumiał co to miłość?

To był jeden z najgorszych okresów jej życia. Nikt nie może sobie wyobrazić, jak to jest, dopóki sam tego nie zobaczy. Złamane serce i próba powstrzymania się przed czuciem czegokolwiek to moment, w którym uświadamiamy sobie jak słabi jesteśmy.

Nie jesteśmy w stanie wygrać z miłością, nie ważne za jak silnych byśmy się uważali.

Jednak mogła uznać, że było warto. Warto było cierpieć, by chociaż przez chwilę zaznać tak niesamowitej i naiwnej miłości.

- Kocham cię Syriuszu.

- Też cię kocham Rosie i nigdy nie przestanę.

Wtedy nie wytrzymała, a łzy zaczęły powoli spływać spod wachlarza jej rzęs.

- Przepraszam cię – szepnął drżącym głosem, jakby też miał ochotę się rozpłakać. – Przepraszam, za wszystko co ci zrobiłem. Za to, że cierpiałaś, za, to, że złamałem ci serce. Pewnie wiele razy. Nie potrafię sobie tego wybaczyć.

- Wybacz – szepnęła zachrypniętym głosem. – Wybacz, bo miłość nigdy nie jest kolorowa i nie jesteś winny. Nie wiedziałeś, że coś czuję.

- Wiedziałem, wiedziałem od początku, tylko, że się bałem. Bałem się, że będąc z tobą się złamię. Nie będę już tak silny, jak kiedyś, że mnie zmienisz tylko przez to, że zaczniesz mnie słuchać. – Spuścił wzrok. Głos mu drżał. – A kto, by chciał kogoś tak słabego?

- Ktoś, kto cię prawdziwie kocha. Nie musisz się wstydzić uczuć. Na pewno nie przy mnie, bo ja chcę cię prawdziwego, a nie fasadę, którą sobie zbudowałeś.

- Nie jestem w stanie ci powiedzieć, jak bardzo cię kocham i pewnie nigdy nie będę – rzekł Syriusz i pierwszy raz od prawie dziewiętnastu lat zaczął płakać. Spuścił głowę, a łzy skapywały na ich złączone dłonie. Rose usiadła na jego udach i objęła go mocno za szyję. Położył głowę na jej ramieniu i czuła jak jego łzy moczą jej koszulkę.

Wydawałoby się, że żadna dziewczyna nie chciałaby być zmuszona pocieszać własnego chłopaka, ale dla Rose to było coś ważnego. On jej zaufał. Otworzył się i pokazał jej prawdziwego siebie i już wiedziała, że nigdy nie przestanie go kochać.

Przepraszam was bardzo, że dodaję rozdział tak późno, ale miałam dużo rzeczy na głowie.
Końcówka pisana przy piosence Hallelujah - Jeff Buckley, więc jest trochę melancholijna, ale z czasem będzie więcej śmiechu.

DestroyedHope

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top