Rozdział 5
- Idźcie prosto. - przyczytała Lily i parsknęła z ironią. - Jakie to truudne.
Nagle ziemia w promieniu trzech metrów od miejsca, w którym stali zaczęła wirować jak zwariowana! James złapał się jedynego drzewa na tym obszarze, a Lily chcąc nie chcąc, musiala złapać się Rogacza, który wyszczerzył się od ucha do ucha.
Gdy w końcu ziemia przestała wirować, kompletnie nie wiedzieli gdzie są, a Lily puściła James'a i odskoczyla w bok.
- Nie musiałaś się puszczać. - powiedział nonszalancko Huncwot i poruszył figlarnie brwiami. W efekcie postał kuśkanca w bok od Rudej.
- Chciałbyś Potter. - warknęła podnosząc wskazówkę z ziemi. - I gdzie mamy teraz iść?
- Hmm... - zastanawiał się przez chwilę, po czym pewnie ruszył w prawo.
- Jesteś pewien? - zapytala niepewnie Lily dotrzymując mu kroku.
- Na sto jeden procent. - powiedział i objąl ją ramieniem, które natychmiast odrzuciła.
- Nie pozwalaj sobie Potter. - syknęła i poszła przodem. Rogacz przewrócił oczamo i podbiegł do niej.
Szli przez jakiś czas w milczeniu, kiedy usłyszeli jakieś głosy. Lily mimowolnie złapała się ramienia James'a ze strachu, ale gdy zorientowała się co zrobila, puściła go. On za to szczerzył się od ucha do ucha. Nagle usłyszeli łamane gałęzie, pochrząkiwanie i warczenie. Lily przeraziła się na dobre, ale Rogacz wydawał się byc niewzruszony.
- To tylko centaury Liluś. - powiedział obojętnym tonem, a ona spojrzała na niego jak na wariata.
- Tylko centaury? Przecież one są... - nie dane jej było skończyć, bo jeden z centaurów wyskoczył zza drzew i wylądował idealnoe przed nimi. Evans schowała się za Potterem, a on jak gdyby nigdy nic wdał się w rozmowę z owym centaurem.
- Zakała, nie strasz ludzi. Liluś by dostała zawału przez ciebie. - powiedział, a w jego głosie można było usłyszec troskę i trochę ironi. Został za to trzepnięty w tył głowy od Lily.
- Co wy robicie w naszym lesie? - sapnął złowrogo.
- Mamy szlaban. Musimy szukać jakiś świecących paczuszek. Nie widziałeś może jakiś? - powiedział nonszalancko James, a Lily odważyła się już wyjść zza jego pleców.
- Widziałem, ale dlaczego miałbym ci powiedzieć gdzie są? - warknął. Nie byl zbyt przyjemnym cemtaurem. Zresztą, żaden centaur nie był miły.
- Myślę, że ty najlepiej znasz na to odpowiedź. - wyszczerzył zęby Potter, a Zakała łypnąl na niego złowrogim wzrokiem.
- Dobrze idziecie. Za jakieś kilkanascie metrów znajdziecie zielone paczuszki. Wasz przyjaciel Black i pewna urocza panienka już taką jedną zmaleźli. - powiedział centaur i zaczął się oddalać.
- Dzięki Zakała! - krzyknął za nim Potter.
- Ale uważajcie. Czytam z gwiazd, że dzisiaj stanie się coś złego. - powiedział i zniknął za drzewami.
- Co złego? - zmarszczyła czoło Lily.
- A bo ja wiem? Centaury mają wybujałą fantazję. - wzruszył ramionami Potter i poszedł na przód, a Lily za nim.
- Dlaczego on nam pomógł? Co mu zrobiłeś, że cię słuchał? - Lily sama zdziwiła się swoim zachowaniem, że wypytuje o cokolwiek James'a. Skarciła się za to w duchu.
- Tajemnica Huncwota. - uśmiechnął się huncwotcko Rogacz. - Powiedzmy, że mamy z nimi pewne układy.
Evans nie zapytała już o nic więcej. Po chwili zauważyli dwie zielone paczuszki. A więc Syriusz z Dorcas i ktoś jeszcze, znaleźli już swoje. Potter chwycił jedną i odbiegł kilka metrów dalej. Nie chciał by powtórzył się incydent z wirującą zemią. Otworzył paczuszkę i była w niej kartka i długopis.
- Przeczytaj. - powiedziala Lily, gdy zobaczyła, że James marszczy brwi w niewiedzy.
- Nie je, nie pije, a chodzi i bije. - przeczytał na głos. - Peter? - widząc zdziwione spojrzenie rudowłosej dodał. - No bo on nie je i nie pije. On wszystko wciąga, pochłania i pożera.
Lily parsknęła śmiechem po czym wzięła kartkę od Pottera.
- To stara mugolska zagadka. Banaał. - westchnęła i oddała kartkę zdziwionemu Rogaczowi. - Napisz odpowiedź na kartce. Raczej po to jest długopis.
- Ale co mam napisać? - James czuł się zirytowany tym, że Lily coś wie, a on nie.
- Pomyśl geniuszu. - powiedziała i usiadła na wilgotnej trawie, czekając na Pottera.
- Weź powiedz, bo chcę to wygrać. - powiedział błagalnie.
- "Zegar" głupku. - odparła Lily i wybuchnęła śmiechem. Rogacz zdawał się analizować to co powiedziała dziewczyna, po czym pacnął się w głowę i nabazgrał niestarannie ZEGAR na kartce. Po chwili litery się rozpłynęły i pokazała się nowa wiadomość.
Brawo. Rozwiązaliście zagadkę. Już bliżej końca niż początku. Szukajcie wody. Ona da wam podpowiedź.
- Ewidentnie chodzi o jezioro. - powiedział bez namysłu Rogacz zadowolony, że coś mu jednak wychodzi.
- Faajnie, tylko ciekawe skąd będziemy wiedzieć gdzie jest jezioro. - prychnęła Evans wstając z ziemi.
- Zapomniałaś, że znam ten las tak jak własną kieszeń? - wyszczerzył się Huncwot. - A może nawet i lepiej. Byłem tu już setki razy.
- Szkoda, że się nie zgubiłeś. - powiedziała Lily sama do siebie, ale na tyle głośno, aby Potter ją usłyszał. Ruszyła przed siebie.
- To było by niemożliwe. Mam swoje źródła. - oznajmił, po czym dodał. - Idziesz w złą stronę Liluś! Jezioro jest tam.
Lily zatrzymała się i zauważyła, że James wskazuje przeciwny kierunek, w którym ona szła. Prychnęła i zawróciła. Ruszyli więc w stronę, którą wskazał Potter.
- Wiesz Liluś, to chyba najlepszy szlaban jaki do tąd miałem. - stwierdził Rogacz o objął ją ramieniem, które ona znowu strąciła.
- Nie mów do mnie Liluś! - nie wyrzymała w końcu. - I zostaw mnie w spokoju!
- Nie rozumiem dlaczego jesteś do mnie tak sceptycznie nastawiona? - przewrócił oczami James, a ona fuknęła.
- Nie rozumiesz? Nie rozumiesz!? Przypomnij sobie incydent z tamtego roku! - podniosła głos i zatrzymała się gwałtownie, tak że Potter o mało na nią nie wpadł.
- Nie wiem o co ci chodzi. - zmarszczył brwi i zdawał się szukać wspomnienia z szóstego roku. W końcu odezwał się zdziwiony. - Chodzi ci nadal o ten zakład?
- Ameryke normalnie odkryłeś! - wrzasnęła, a do jej oczu zaczęły napływać łzy przez samo wspomnienie sobie tamtej sytuacji.
•Retrospekcja•
Lily przemierza korytarzem po czym wparowywuje do Pokoju Wspólnego, a potem do dormitorium.
- Co ty taka cała w skowronkach? - zmarszczyła podejżliwie brwi Alice.
- Ja wiem! Ja wiem! Całowała się z Potterem! I umówiła się z nin w sobotę do Hogsmeade! - powiedziała Dorcas zeskakując z łóżka i jednym susem znajdując się przy rudowłosej.
- A ty skąd wiesz? - zdziwiła się Evans, ale o chwili zrozumiała. Meadowes musiała patrzec przez okno. Nie była jednak w stanie złościć się na przyjaciółkę i mocno ją przytuliła.
- Cieszę się Liluś! - uśmiechnęła się szeroko Ann doskakując do dziewczyn.
- Na Merlina! Kompletnie zapomniałam, że miałam pomóc Hesti z czwartego roku w eliksirach! Muszę pędzić do biblioteki! Narazie! - powiedziała i wybiegła z dormitorium.
***
Biegła korytarzami, aby jak najszybciej dotrzeć do biblioteki. Nagle usłyszała lekko podniesione głosy. Zatrzymała się więc i ostrożnie wyjrzała zza rogu. Zobaczyła oczywiście Huncwotów.
- James, mówię ci, że jak ona się dowie, to ci obije tą twoją buźkę. - mowił zdenerwowany czymś Remus.
- Przesadzasz Lunio. - machnął ręką James, po czym zwrócił się uśmiechnięty do Syriusza. - Czyli wygrałem Łapa. Wisisz mi piętnaście galeonów.
- Mhm. Nie wiem czy za piętnaście galeonów zrobią ci przeszczep twarzy. - zarechotał Black.
- Kiedy masz zamiar jej powiedzieć, że nie bierzesz tego na poważnie? - zapytał wściekły Lupin.
- Nie wiem. Pobawię się trochę i ją rzucę. Jak wszystkie. - powiedział obojętnym tonem.
- Lily nie jest jak wszystkie. - powiedzieli naraz Lupin i Black. Teraz Lily zrozumiała o co chodziło Potterowi. Założył się o nią.
Wyszła zza rogu ujawniając swoją obcność. Zauważyła, że Huncwoci bledną. Wyciągnęła z kieszeni zręcznie różdżkę i rzuciła zaklęcie.
- Levicorpus! - Lily użyła własnego zaklęcia Huncwotów przeciwko jednemu z nich. Potter zawisnął pod sufitem i zaczął się miotać.
- Puśc mnie! - wrzeszczał, a Syriusz pękał ze śmiechu.
- Ty wredny, parszywy, niedorobiony dupku! - wrzasnęła Evans. Machnęła różdżką, a James spadł z takim impentem na podłogę, że nikt by się nie zdziwił gdyby coś sobie złamał. - Myślałeś, że jestem "do kupienia"!?
- Nie to nie tak... - Lunatyk próbował wydostać przyjaciela z tego bagna.
- Nie próbuj go bronić Remus! - krzyknęła Lily przykładając mu różdżkę do czoła. On usniósł bezradne ręce. Po twarzy rudowłosej zaczęły lecieć łzy. - Oppugno!
Z różdżki Evans wyleciało stado małych, żółtych ptaszków, które zaczęły atakować jęczącego z bólu Jamesa. Lilh rozpłakała się na dobre i uciekła do swojego dormitorium.
•Koniec Retrospekcji •
- To było rok temu. Przepraszałem cię już. Zmieniłem się od tamtego czasu. Teraz na serio mi na tobie zależy. - westchnął Rogacz.
- Nie sądzę, że można zmienić się w jeden rok. - łkała Lily i usiadła na trawie zakrywając twarz dłońmi.
- No Liluś, nie płacz proszę. - powiedział James i przytulił ją. Odepchnęła go, tak że upadł aż na ziemię.
- Nie zbliżaj się do mnie! - wrzasnęła.
Nagle usłyszeli krzyki przerażenia i wycie. James spojrzał w niebo, na którym nie było już ani jednej chmurki. Tylko gwiazdy i księżyc. Księżyc w pełni.
- Remus... - pobladł James. Kompletnie zapomnieli.
**************************
I o to rozdział :D komentujcie, gwiazdkujcie :*
Pozdrowionka! ❤❤❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top